Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczki

Dystans całkowity:20236.00 km (w terenie 3132.00 km; 15.48%)
Czas w ruchu:1083:21
Średnia prędkość:18.68 km/h
Maksymalna prędkość:70.50 km/h
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:103.24 km i 5h 31m
Więcej statystyk

Rajd Kraków - Trzebinia 2016, dzień 2.

Sobota, 23 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczki
Chcieli Prezesa załatwić, poranek jak i pół nocy ciężko wspominam, jeszcze nad ranem ten kac morderca. Im człowiek starszy tym głupszy. Ale cóż life is brutal, trzeba było doprowadzić się do ładu składu, choć nie było to łatwe. Wskrzeszony po magicznej tabletce od Domina i prysznicu wracam na piedestał. Nawet grupa zdyscyplinowana, punkt 9:30 zbiorowe grupowe foto, Darek daje komendę do odjazdu i ruszamy nad Zalew w Kryspinowie, gdzie w tym roku rozpoczyna się 13 edycja Rodzinnego Rajdu Kraków - Trzebinia. Na miejscu jesteśmy dwie godziny przed startem. Po krótkim zamieszaniu dezorganizacyjnym udaje nam się odnaleźć namioty organizatora, udajmy się zapisać i pobrać pakiety startowe. Do startu sporo czasu jeszcze, więc udajemy się na popas do pobliskiego lokalu gastronomicznego. W międzyczasie docierają do naszej dochodzącej do siebie paczki Dominik, Ela z Jarkiem oraz Henryk.
Na kwadrans przed 12:00 udajemy się na linię startu - startu na którym debiut mają nasze klubowe wierzchnie odzienia. Jak zwykle rajd cieszy się dużym powodzeniem i na start zjechało się ponad 2 tysiące cyklistów. Są lokalni, ale jest też spora grupa znajomków z Teamu Jaworzno, Olkusza, Katowic, Chrzanowa. Wybija południe i rusza, powoli rusza ten zbity peleton.  Dzięki jednolitym strojom łatwo nam się odnajdować w tłumie i trzymać się większą grupą aż do mety. Nawet jak na podjazdach gdzieś się poszatkowaliśmy, to za chwilę, gdzieś na trasie czoło czekało na resztę składu. Tak też pokonując 40 km trasę przez Kryspinów, Cholerzyn, Mników (w tym urokliwą Dolinkę Mnikowską), Czułów, Baczyn, Frywałd, Rudno oraz Puszczę Dulowską w towarzystwie ekipy z Jaworzna i Olkusza docieramy wspólnie na metę zlokalizowaną na terenie Pałacu w Młoszowej. Po rozdaniu nagród około 16:30 już poszatkowaną ekipą kręcimy w kierunku Sosnowca. Jeszcze do Trzebini udaje się jakoś razem trzymać, ale zbliżając się do autostrady widzę, że Martyna zaczyna mi zostawać z tyłu po czym informuje o bólu kolana, który strasznie ograniczył jej wydolność do jazdy. Ekipa śmiga dalej, a my w dwójkę spokojnie kręcimy nieco wolniejszym tempem do Chrzanowa. Krótka przerwa regeneracyjna i powoli przedostajemy się do Jaworzna, gdzie na granicy miasta wpadamy na Kota, Grzesia i Marka. W piątkę trzymając się krajowej 79 docieramy pod Fasion House. Współtowarzysze jadą dalej, a ja z Martyną odbijam na parking, gdzie czekał na nas już Adam. Julkę i Martynę odstawiam do auta i samotnie śmigam jednośladem do domku. W tą stronę trochę deszczykiem postraszyło, ale udało się na sucho dotrzeć.
Wypad jak najbardziej można zaliczyć do udanych.

KLUBOWO - JEDNOKOLOROWO. TA ZBIORÓWKA TO CHYBA U KAŻDEGO KLUBOWICZA SIĘ ZNALAZŁA.


OKO PREZESA WSZYSTKO DOJRZY "MALINOWE HOTELE" NASZEGO SKARBNIKA, A MY W FORCIE SYPIAMY:d
   

ZAJADAMY - COŚ SIĘ TA GROCHÓWKA NIE SPRAWDZIŁA, BYŁO MAŁO PALIWA NA POWRÓT.



Rajd Kraków - Trzebinia 2016, dzień 1

Piątek, 22 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Ciężko było z ustawieniem grafiku, co bym się mógł po raz kolejny uczestniczyć z moimi klubowiczami w integracyjnej imprezie połączonej z rajdem Kraków-Trzebinia jako symbolicznego rozpoczęcia rowerowego sezonu turystycznego. 
Co jak co, w porównaniu z rokiem ubiegłym jakoś łatwiej z tym poszło, piątek już miałem wolny i to bez wypisywania urlopu. Jedynie nie za różowo zapowiadała się aura na weekendowe rowerowe wojaże, ale jak się okazało nie było tak źle i w końcu klątwa opadów deszczu w trakcie do Krakowa się nie sprawdziła. Było chłodnawo, a kropli deszczu to z lupą szukać.

Podzieliwszy się w mniejszych grupkach od rana do wieczora 22-osobowa załoga docierała do zamiejscowego klubowego szańca - fortu 39.
Pierwsza ekipa pod przewodnictwem Darka wystartowała z Mysłowic. 
Depcząc im po szprychach, ja z moją załogą w osobach przybocznej i zawsze mnie wspierającej Prezesowej, Kocurkiem i Maćkiem wystartowaliśmy chwilę przed południem. Limit z Patykiem, kręcili gdzieś w obwodzie, a na koniec ruszyli ci co ich do 15:00 przytrzymała praca.

Nieco zakosami, przez Maczki, Sosinę, Geosferę, Centrum Jaworza, Byczynę prowadzę moją grupę do Rynku w Chrzanowie. Zasiadamy na popas. Łączność z grupą z Mysłowic i śmigamy dalej. Prowadzenie do Puszczy Dulowskiej przejmuje Maciek. Wpadamy na zielony szlak rowerowy, którym to docieramy pod Zalew Chechło, skąd już wpadamy do Puszczy. Przyjemna szeroka szutrowa droga leśna doprowadza nas pod Kopuły Alweria Studio - dawnej siedziby RMF-u. Objeżdżamy Zamek Tęczyn w Rudnie i trzymając się czerwonego szlaku przemierzając Tęczyński Park Krajobrazowy docieramy do Frywałdu. Sugerując się podpowiedzią Maćka spojrzawszy na mapę kierujemy równoległymi drogami wzdłuż A4 do Morawicy, zaliczając dość intensywny podjazd do Brzoskwinki i dla równowagi zjazd z Chrosnej prosto do Morawicy. Następnie udaliśmy się do Cholerzyna, gdzie nastąpiła kolejna łączność z grupą Darka i korzystając z okazji w Lorka dokonujemy zakupów na dzisiejszą wieczorną integracyję. Z zaopatrzeniem już prosto przez Kryspinów do Olszanicy - do puntu docelowego. Jak się spodziewałem, ekipa Darka jeszcze zwiedzała okolicę, a my dotarliśmy pierwsi. Rozlokowujemy się i czekamy na resztę. Z upływem godzin meldują się pozostali klubowicze. Przydziały obowiązków, odprawa na dzień jutrzejszy i grillowanie do późnej nocy. Oj się działo.

NA ZIELONYM SZLAKU


ALE TEN NASZ DOMINO SKRYTY - MYŚLAŁ, ŻE SIĘ NIE WYDA, ŻE BIZNES PROWADZI.




Zlot Oddziałów PTTK w Chorzowie i na deser Night Biking w Jaworznie - plus 100 po raz drugi

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczki
Jutro do pracy trzeba wcześnie wstać, a późno się wróciło, więc dziś tylko dane, a jutro nieco szersza opowiastka.

EDIT:

Pierwszą propozycję z klubowego kalendarza można odhaczyć za zrealizowaną. Przed wyjazdem do Kołobrzegu dopiąłem ostatnie szczegóły związane z wyjazdem klubowym do Chorzowa na Zlot. Darka mianowałem za głównodowodzącego, bo sam nie wiedziałem czy zdążę do soboty wrócić.

Jednak się udało wrócić na czas i mogłem dołączyć do wesołej ferajny. Droga powrotna była nieco męcząca i ciężko było mi się zebrać o 7:30 na zbiórkę pod fontannę. Z resztą z rana musiałem nieco ogarnąć w domku i dołączyłem do grupy dopiero na mecie Zlotu - w Chorzowskim Skansenie. 

Dawno mnie tu nie było. Po zwiedzeniu obiektu i posileniu się grochóweczką, chwilę jeszcze w spólnym gronie ustalamy szczegóły kolejnego wypadu - Rajdu Kraków - Trzebinia.

Nim wybiła 16:00 dzielimy się na dwie grupy. Ci co nie mieli więcej czasu pokręcili w swoich kierunkach, a resztą ekipy - Pawłem, Michałem, Darkiem, Arturem, Marcinem, Waldkiem i Grześkiem kręcę do Jaworzna na nocne kręcenie w ramach ichniego NIGHT BIKINGU. Mamy jeszcze trochę czasu, więc z Parku Śląskiego przez Tauzen, Załężę, Hałdę Załęską, Ligotę i kawałek Brynowa prowadzę grupę na popas przy stawie Janina. Mijając autostradę dostrzegam dość niepokojące granatowe chmury zagrażające naszemu nocnemu hasaniu. Całe szczęście chmura poszła gdzieś bokiem, a my do później nocy mieliśmy pogodne niebo. Z opisu Limita wynika, że to on przyjął na klatę chmurę i "zaprosił" ją w kierunku powiatu Będzińskiego niech się tam wypada.

Po godzinnej przerwie na Janinie pora przyszła tyłki ruszać i tym razem prowadzeni przez Pawła kręcimy lasami już bezpośrednio do Jaworzna. Gdzieś na szlaku w rejonie Elektrowni Jaworzno, Artur złapał panę i nastał przymusowy postój. Sprawny serwis wymiany dętki i kręcimy dalej do Rynku. Na miejscu już sporo cyklistów. Do startu jeszcze z półgodziny. Umilamy sobie czas na różnych tematach. Wreszcie pora ruszać. Ledwo start - sparowało się kilka rowerów i niegroźna kraksa w połowie peletonu.
Pozbierali się i śmigamy dalej. Ekipa z Teamu Jaworzno stanęła na wysokości zadania i niemalże każde skrzyżowanie było zabezpieczone. W kilku przypadkach z pomocą przyszedł radiowóz Straży Miejskiej, a po za tym dodatkowo wspomagały nas samochody PILOT. Z Centrum odbiliśmy w kierunku Osiedla Stałego, potem kawałek przez Las, a dalej to się trochę zamotałem, niby znane drogi, ale jakoś z innej strony i nie byłem do końca pewien gdzie to się przemieszczamy. Bliżej finiszu robimy rundkę po parkingu podziemnym jaworznickiej Galerii GALENA jeszcze, kawałek po centrum i około 21:30 wracamy ponownie na płytę Rynku.

Generalnie było głośno, było wesoło i zabawnie. Oczywiście nie obyło się bez sprzeczki z kierownikami. No cóż chyba to już wpisane jest w ten sport. Ja jak to ja znając jaki to ciężki kawałek chleba wspomogłem własną personą przejazd zabezpieczając peleton blokując ruch na niektórych skrzyżowaniach, gdzie akurat nie było w pobliżu, żadnego z ekipy organizatora.

Wszystko fajnie, ale trzeba dzień skończyć, niestety jutro praca to odpuszczam sobie posiadówkę u Patykowej Ani na działce i tylko odprowadzam imprezowiczów na Stałe, gdzie odbiją na grilla, a ja samotnie wrzucając duży blat przez Łubowiec, Jęzor Niwkę i Dańdówkę kręcę na Zagórze. Krótki pitstop przy ścianie płaczu i zjazd na kwadrat.

Z większością dzisiejszego składu w Parku Etnograficznym - foto by LIMIT


Ci co w nocy spać nie mogą NIGHT BIKING JAWORZNO - foto by Waldi M.



Baltic bike road - z rowerem na delegacje.

Czwartek, 14 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczki
Wczoraj rowerem do pracy. Na bazie pada propozycja, co bym ze sobą rower wziął na trasę. Dwa razy nie powtarzają,a Meridian ląduje w trafiku na pace. Środa kilometrowo zakończona tylko dojazdem na Morawę.
Dziś większość dnia spędziłem w Kołobrzegu. Uporawszy się z serwisem wanien z hydromasażem pod wieczór wiedząc, że jeszcze do rana tu zostajemy wskakuję na rower i jadę zaaplikować sobie porządną dawkę jodu. Niezbyt ciepło tutaj, ale odpuścić było by wstyd.
Na rozruch kręcę się trochę po mieście przypominając sobie obraz miejscowości z czasów jak jeździłem na kolonie i przy okazji analizuję jak się tu jeździ po ścieżkach rowerowych. Potem po lekturze broszury informacyjnej rozmyślam czy polecieć sobie do Dźwirzyna, czy do Ustronia Morskiego. Wybór padł na to drugie. Krajową 11, kręcę wytrwale pod wiatr, aż docieram do punktu zwrotnego. Odbijam do centrum, skąd dalej pod plażę, aby wskoczyć na rowerową R 10. Nią też wzdłuż linii morza powracam do Kołobrzegu. Jeszcze tylko pętelka pod latarnię morską i zjazd do hotelu. Jutro Trójmiasto i powrót do domu.

MERIDIAN NA KOŁOBRZESKIM TERENIE


MOŻE SOBIE CZOŁGA KUPIĘ :d


SELFIE NA PLAŻY W USTRONIU MORSKIM


W JEDNĄ STRONĘ KRAJÓWKĄ POD WIATR, POWRÓT PRZYJEMNIEJSZĄ R10 


ZDECYDOWANIE PRZYJEMNIEJSZĄ


POMNIK ZAŚLUBIN Z MORZEM


DZIEŃ DOBIEGŁ KOŃCA - NA ZAKOŃCZENIE LATARNIA I POWRÓT DO HOTELU

Stówka sezonowa po raz pierwszy - czyli samotne śląsko-zagłębiowskie terenów objeżdżanie

Wtorek, 5 kwietnia 2016 · Komentarze(3)
Kategoria rekreacja, wycieczki
W końcu taki dzionek, że mogłem sobie na nieco większy kilometraż pozwolić. Korciła mnie 2-setka, ale jakoś jeszcze cierpię na lenia i walczę z poduchą do 10:00. 
Wreszcie, gdy Martyna wraca z rehabilitacji poduszka sobie odpuszcza i łapię pionizację. W głowie burza i kombinuję, gdzie to się wybrać. Mapa w rękę i dumanie, gdzie to bym się mógł poszwendać. 

Na obiadek solidna porcja energii, akumulatory załadowane i po 14:00 dopiero dosiadam Merdiana i w drogę.
Pogoda słoneczna i to sezon na krótkie gatki rozpoczynam, góra jeszcze z cienkim, ale długim rękawem. Na tą stronę do wieczora będzie już chłodniej. Długie gatki rezerwowo do plecaka i lecim, gdzie koła poniosą.

Punkt pierwszy pętli Śląsko-Zagłębiowskiej zaczynam od dojazdu do Galerii Elektrownia w Czeladzi, gdzie podbijam sobie książeczkę Szlaku Zab. Techniki. Kręci się przyjemnie. Po zwiedzeniu ekspozycji dzwoni Krzysiek, czy jestem czasowy i śmigam gdzieś na rower. Po konsultacji i krótkiej wymiany pomysłów marszruty decydujemy się, że każdy jedzie w swoim kierunku.
Z Czeladzi trzymając się zagłębiowskiego brzegu rzeki Brynicy kręcę przez Wojkowice, Bobrowniki i Dobieszowice do Wymysłowa na zaporę Jeziora Świerklaniec. W Bobrownikach wyprzedza mnie dwóch kolarzy na szosach, siadam im chwilę na ogonie, ale na podjeździe sukcesywnie mnie odstawiają. Z kolei w Dobieszowicach krótki pitstop przy zabytkowym dworku w którym mieści się Urząd Stanu Cywilnego i Dom Kultury, z myślą złapania jakieś pieczątki z obiektu.
Na tamie przecinam Brynicę( granicę) i wjeżdżam na obszary śląskie. Docierając do Piekar kieruję się do głównego punktu mojego spontanicznego wypadu popołudniowego czyli Kopca Wyzwolenia. Jakoś myślałem, że to dalej, a tu na liczniku dopiero 40 km tyle co przekroczyłem. 
Funduję sobie nieco dłuższą przerwę podziwiając panoramę okolic. Ku zdziwieniu całkiem dobrze widoczna była będzińska Łagisza. Rzut okiem na mapkę i ruszam dalej. Dnia jeszcze trochę zostało, to zapuszczam się dalej na zachód. Przedzieram się przez Księżą Górę do Radzionkowa i dalej do Bytomia pod Stok Narciarski w Dolomitach. 
Kręcę się chwilę po okolicy stoku i powoli zbieram się drogę powrotną do domu. Korciło mnie jeszcze dotrzeć do Parowozowni Górnośląskich Kolei Wąskotorowych, ale to zostawię na sezon jak zaczną kolejki jeździć na trasie Bytom - Miasteczko Śląskie.
Powrót na Stroszek i wzdłuż krajowej 11 kręcę do Centrum Bytomia. Rzut okiem co tam na Rynku słychać, po czym cała naprzód i śmigam do Chorzowa. Spoglądam jak tam idą prace przy remoncie terenu przy Estakadzie i udaje się do Parku Śląskiego. 
Przyodziewam się w długi spodzien. Na liczniku już przyzwoity dystans. By być pewnym, że setkę przekroczę kręcę sobie jeszcze pętlę wokół Parku i już bez zagięć ścieżką wzdłuż Chorzowskiej docieram pod Nowe Muzeum Śląskie. Stamtąd zjazd na Bogucice i przez Dąbrówkę docieram do Milowic, gdzie znów przecinając Brynicę wracam do macierzy. Przez Piastów i Śródmieście zjazd do Zagórza. Na wysokości Plejady dostrzegam palącą się trawę na skarpie. Rowerzysta którego spotkałem na miejscu już zdążył Stażaków powiadomić, czekamy chwilę na przyjazd jednostki gaśniczej i jak już dojechali spokojnie opuszczamy teren i każdy w swoim kierunku. Docieram na kwadrat. Rzut okiem na licznik, a tam idealnie 101 km ukręcone. Sporo kolarzy i ludzików na trasie spotkane. Wakacje czuć było w powietrzu. 

NO W KOŃCU TU DOTARŁEM



GENERATOR WANDA Z 1903 R.


ZABYTKOWY DWOREK OBRONNY W DOBIESZOWICACH Z XVII W.


"GRANICA" BRYNICA W WYMYSŁOWIE


LEŚNA RAJZA - INNYM RAZEM


JEST I ON - KOPIEC WYZWOLENIA


PIEKARY ŚLĄSKIE


SAMOJEBKA Z DOLOMITÓW


WIECZORNY POWRÓT DO MACIERZY


Wypadzik do Chudowa

Niedziela, 18 października 2015 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Cyklozowy wyjazd do Chudowa na 58 Zakończenie Sezonu.

Trasa: Sosnowiec - Katowice - Ruda Śląska - Chudów - Bujaków - Łaziska Górne - Mikołów - Katowice - Mysłowice - Sosnowiec.

Do ostatniej chwili decydowałem się nad zorganizowaniem wyjazdu do Chudowa pod banderą Cyklozy. Niby wolny weekend i to bez brania specjalnie wolnego. Jedynie pogoda była pod dużym znakiem zapytania. Na szczęście w sobotę rano spoglądam na ICM, zielony kolor zniknął. Decyzja zapadała, ogłoszenie poszło.

Na zaproszenie zareagowało większość klubowiczów i kilka nowych osób. Łącznie w momencie zapisów na mecie w Chudowie 23 osoby. 

Nim tam dojechaliśmy od rana jakieś kłody pod nogi. Zakładałem być nieco wcześniej na starcie, ale się wyjazd z domu opóźnił - szybkie smarowanie łańcucha, wyrównanie ciśnienia w oponach Julki i tak kwadrans uciekł.

Ruszamy 8:45. Przy Ślimaku dogania nas młody. Zaraz za skrzyżowaniem dostrzegam dwóch cyklistów wymieniających dętkę. Podjeżdżam bliżej, to Adi i Damian. Przywitanko, Martynę i Adama zostawiam do pomocy i towarzystwa, a ja śmigam pod fontannę, a tam spora grupa wypadowa. Mijają minuty w oczekiwaniu na grupę serwisową, no i Patyka. Grupa dojechała, Marcin oddzwania, że dogoni nas po drodze. Z półgodzinną obsuwą ruszamy. Na Panewnikach przejmujemy teścia Leszka i Adama. A Patyka nie widać.
Płynnie, spokojnym tempem na 12:00 docieramy do Chudowa. W tym roku chyba, ze względu na aurę frekwencja wydaje się mniejsza.
Zapisy, popas, dojazd Patyka na metę i po dwugodzinnej przerwie ruszamy w drogę powrotną.

Nie miałem jakoś za bardzo koncepcji jak tu jechać. Mapa w ruch i tak padło na spontan, jadę dotąd gdzie kojarzę, potem uruchomimy navi i zobaczymy, gdzie Limit poprowadzi.

Na rozkręcenie ruszamy do Bujakowa, gdzie grupa ogląda ogrody u księdza, następnie jedziemy do Łazisk na hałdę. Większość próbuje swoich sił i wjeżdża na szczyt. Dalej to już przelot przez Mikołów, gdzie dwukrotnie motam się w zeznaniach i zmieniamy kierunek jazdy. Przyszedł wreszcie moment, gdzie w ruch poszedł garmin Limita, wyprowadzając nas na Jankego w Katowicach.

Grupa się powoli zaczyna przerzedzać, z Ochojca, przez las kierujemy się na Giszowiec, gdzie robimy najazd na stację BP. Przerażenie ekspedientek widzących zza szyb hordy cyklistów bezcenne.

W Mysłowicach kolejne odłączenie, następne na Ludwiku i już w kameralnym gronie kręcimy na Zagórze.
Niedziela z licznymi obawami, o pogodę okazała się słonecznym, lecz chłodnawym dniem. Punkty udanej wycieczki zrealizowane: kapeć, błądzenie, gleba. 

ZBIÓRFOTO POD TEKLĄ

Zakręcony dzień czyli Senioriada, praca i grillowanie.

Sobota, 19 września 2015 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Zakręcony ten tydzień był. Do ostatniej chwili nie wiedziałem, czy będę miał wolne oraz jaki charakter będą miały eventy, w których klub będzie miał udział.

Waldi był głównodowodzącym na festynie na Niwce, z kolei Ja zająłem się rajdem Seniora. 

Pobudka przed 7:00. Za oknem pochmurno, ale nie pada. Budzę Martynę i po godzinie śmigamy najkrótszą drogą na Stadion AKS-u skąd rusza Rajd Seniora.

Na starcie stawia się 22 uczestników, w tym ekipa naszej CYKLOZ-y jako zabezpieczenie techniczne przejazdu. Kwadrans studencki dla spóźnialskich, słowo od organizatora i sprawy techniczne przejazdu ode mnie. Foto startowe i ruszamy wyznaczoną trasą jaką wcześniej przygotowałem. 
Na początek to nowo otwarty szlak zielony. Jedzie się nad wyraz sprawnie, przez co mogłem sobie pozwolić na dodatkowe przerwy opowiadając o samym szlaku jak i o planach na przyszłość. Szlakiem docieramy do Kazimierza Górniczego. Nie docieramy do samego Parku Kuronia, gdzie się kończy, tylko zjeżdżamy prosto na niebieski i przelatując przez Las Zagórski docieramy na Zagórze. Potem już prosta droga do mety na Górce Środulskiej. 

Poczęstunek na mecie. Grupę przekazuję już organizatorowi. W międzyczasie dociera grupa piesza prowadzona przez Grześka Onyszko. Żegnam się i z Martyną śmigamy do domku. Przebierka w cywil ciuchy i z buta śmigam do Expo Silesia trochę popracować na Targach Budowlanych.

17:00 wybija, kończy się pierwszy dzień targów. W tył zwrot do domku. Znów przebierka w rowerowe wdzianko i z partnerką życiową kręcimy do Waldiego na działkę, zgarniając po drodze na Orionie Grześka.

Grillowanie na koniec zwariowanego dnia było idealnym pomysłem. Nim się oglądamy prawie wybija północ. Zamykamy prywatno-klubową działkę Waldiego i rozjeżdżamy się w swoich kierunkach. 

Mile spędzony ten dzionek był.

NB Jaworzno

Sobota, 29 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Tyle propozycji na tą sobotę było, że nie wiedziałem na co się zdecydować. I Racibórz w dwóch odsłonach, i wypad na pałace w Pławniowicach i Mosznej, i Rajd na Orientację w okolicach Siedlca, a może Night Biking w Jaworznie.

Po przeliczeniu budżetu i analizie czasu wybór padł na Jaworzno. 

Nim jednak udaliśmy się z tam z Martyną wcześniej pokręciliśmy do Reala uzupełnić zapasy. Obiadek na szybko w postaci ryżu z kurczakiem i ananasem.

Posileni na ostatnią chwilę 19:45 śmigamy na rynek w Jaworznie. Jadąc przez Juliusz i Maczki docieramy na rynek chwilę po 20:30.
Tam spotykamy Adriana, który wyruszył tam z większym zapasem czasu. Na rynku stawiła się dość spora grupa cyklistów. Kilka słów od organizatorów i ruszamy. Dziś będzie głośno i wesoło. Muza leci z różnego typu urządzeń bike audio. Dzwonki, trąbki, wuwuzele, Jaworzno wcześnie dziś nie zaśnie. W gwarnym peletonie ruszamy na objazd zaplanowanej trasy przez niektóre dzielnice miasta. Jakoś za bardzo nie chciało mi się doszukiwać, gdzie w danym momencie jestem, ale przelatywaliśmy przez niektóre tereny, które kojarzyłem Wilkoszyn, Bycznę, Jeleń, gdzie przy MDK-u była przerwa i zwrot na Bory, znów Wilkoszyn by odbić na Ciężkowice i zakotwiczyliśmy nad Sosiną około północy.
Nie był to za długi NB, ale za to gwarny i z przytupem. 

Chwilę jeszcze przesiadujemy nad jeziorem, ale nic specjalnego się nie dzieje to postanawiamy wracać na nasze tereny. W trójkę jedziemy na Szczakową, potem zjazd do Osiedla Stałego i przelatując przez Łubowiec kierujemy się na Sosnowiec. 
Potem na Modrzejów i zjeżdżamy z ronda na ul. Mikołajczyka i docieramy nią pod rondo na Ludwiku. Kawałek jeszcze razem kręcimy w okolice Aldi-ka na Wawelu, tam się żegnamy Adi odbija do siebie, a my przez Kombajnistów kręcimy do siebie na kwadrat.

Akcja pobudka i miodziorzeźnia przy +40 stopniach C

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Kategoria wycieczki
Do dzisiejszego dystansu doszły 4 km ze wczoraj, (droga do i z Castoramy) których nie chciało mi się już osobno wklepywać.
Sobota bez większego krążenia z racji przymusowego dłubania w łazience.

Co do obecnego dnia. Jeszcze wczoraj zdzwaniam się z Mariuszem, czy i o której startuje budzić towarzystwo biwakowe. Sam sobie przyjemność biwakową odpuściłem z przyczyn wiadomych, a za to pobudka czemu nie.

5:00 wskakuję na kopytka i próbuję coś na ruszt wrzucić. Wczesna pora to i śniadanie jakoś mało obfite. Na kwadrans przed 6:00 dociera Mario swoją cytryną. Wrzucam ja i swojego Meridiana do auta i w trójkę budzikową: Mario and syn i ja ruszamy do Błędowa, gdzie zostawiamy cztery koła pod Eurocampingiem. Coś się tu święci, pewnie jakaś impreza biegowa. Przesiadka na rowery i śmigamy.
Słońce jeszcze nisko, fajnie się rześko kręci. Rozgrzewka, wjazd pod kościół w Błędowie i terenowy zjazd w kierunku Chechła, gdzie młody próbuje złapać zająca i kończy się to delikatnym szlifem na łokciu.

Potem już sprawnie docieramy do Chechła i prowadzeni mniej mi znanymi ścieżkami docieramy do wioski Żelazko. Parę minut po 7:00, teraz tylko po ciuchu znaleźć zwłoki i z przytupem chwycić wuwuzelę i obudzić ferajnę. Z minuty na minutę wyskakują głowy znad śpiworów niczym poczwarki z kokonów po dwóch godzinach snu.

Śniadanie obozowe, a my z Mariuszem obmyślamy jaką dalszą trasę przybrać. Następnie dla rozruchu treking na szczyt Grochowca.
Powrót do pojazdów, żegnamy się z ekipą i znów w trójkę śmigamy dalej przeciągając młodego po Jurze.
Powrót do Żelazka i wpadamy na zielony szlak, którym to docieramy do Podzamcza. Lekko po 10:00, a słońce już dość konkretnie daje popalić. Przerwa na lody pod Zamkiem i ruszamy w drogę powrotną do Błędowa. Asfaltem do Ogrodzieńca i odbijamy na drogę prowadzącą do Niegowonic, gdzie skręcamy za zjazdem z Kromołowca w kierunku Grabowej. Znów zwrot i szutrową drogą docieramy z powrotem pod Eurocamping. W między czasie dociera Waldi, który z racji iścia do pracy zamienia się ze mną miejscami. 
Przetasowanie drobne, w sumie miałem propozycję od Maria coby się jako czwarty dokoptować jako czwarty, ale podziękowałem i wybrałem powrót do domu na kole. Dopiero południe więc co mam się śpieszyć. Żegnamy się i każdy w swoim kierunku. 

BIWAKOWICZE
b
NA GROCHOWCU


Już samotnie kręcę sobie na Okradzionów starając się wybrać drogę w cieniu, nie zawsze się to udawało.
Za Młynem Freya skręcam na Dolinkę Miłości, którą to dojeżdżam do Chwaliboskich. Następnie kręcąc wzdłuż Białej Przemszy dokręcam do Sławkowa. Na podjeździe pod rynek delikatnie odcina mi zapłon, a licznik wykazuje 42 stopnie C.  Za ciepło - siesta. 
Wpadam do Żabki po prowiant chłodząco - energetyczny i urządzam sobie w cieniu na ławeczce przeszło półgodzinną pauzę. 
Gdy słońce schowało się nieco za chmurami zbieram się i ruszam dalej, gdzie mnie koła poniosą.
Za drogą jadę przez Niwę pod Euroterminal, w oddali widzę dwóch na kołach, ale nie wysilając się mijam ich i dalej samemu. 
Objazd Terminala i wpadam do Sosnowca. W sumie to na peryferie. 

Już chodzi mi po głowie odbić na dom, kupić se zimnego i legnąć się na betach, ale przyszedł znów zapał i stwierdziłem, że dokręcę do setki. W sumie największe słońce już mam za sobą. Przez Cieśle, Wągródkę i Maczki docieram na Juliusz, gdzie napotykam nową planszę z oznaczeniami szlaków. Wizualizacja obecnej to po części moje sugestie były. Stare zostały usunięte, a w zamian na obecnych dwóch szlakach czerwonym (Milowice - Niwka TTC), niebieskim (Zagórze - Kazimierz) i najnowszym zielonym (Niwka TTC - Kazimierz) staną nowe. Ogólna mapa miasta z zaznaczonymi atrakcjami, szlakami, głównymi ulicami oraz punktem w którym się w danej chwili znajdujemy. Trzymając się zielonego szlaku jadę wzdłuż torów do ulicy Traugutta.
Opuszczam szlak i jadę w kierunku Centrum. Niwecka, Przyjaciół Żołnierza, Park Harcerki i kolejny pitstop w Żabce, tym razem na Jagiellońskiej. Bez picia ani rusz. Batonik plus Izotonik. Bateria znów naładowana, zjazd na czerwony szlak i wypadam na Stawikach. Ludzi sporo, ścieżka czy pozostała część deptaku pełna tuptusiów. Ślimaczym tempem pod Ludowy i przez Borki kręcę na Rawę obczaić co to za zlot Food tracków tam zorganizowali. Nieco dłuższa przerwa na masaż w salonie firmowym i swędanie się po sklepach z moją połowicą.

TABLICA SZLAKÓW NA JULIUSZU 


ZIELONY SZLAK ROWEROWY - jeszcze tylko muszę go całego przejechać i zobaczyć, gdzie ewentualnie dołożyć lub poprawić oznaczenia


Tak też minął drugi etap niedzielnego kręcenia. Setkę już wykręciłem, ale brakuje mi jeszcze 20 do pełnej liczby w ogólnym dystansie.
Martynę pakuję w D, a ja dalej śmigam na dwóch kołach, Przez Centrum mi braknie to przybieram azymut na Czeladź. 
I tak spod Ikei na Dąbrówkę, gdzie wylatuję na drogę prowadzącą prosto pod Rynek w Czeladzi. Krótki postój przy ścianie płaczu i śmigam na klinkier prowadzący do Grodźca. Kolejny podjazd idzie dość dobrze, ale na finiszu musiałem nieco zwolnić, bo czułem lekki skurcz na łydce. Na zjeździe w kierunku Lasku Grodzieckiego popuściło. Z nóżki na nóżkę kilometry dochodzą. Pizza w drodze dostaję sygnał od Martyny. Podkręcam tempo. Łagisza, Park Zielona. przeskok przez Dworzec PKP. Udaje się przejechać między IC, a Pendolino. Rzut okiem na zachodzące na horyzoncie czerwone Słońce i kręcę pod PKZ sfocić jeszcze jednego Powstańczego Murala.
Foto zrobione. Co prawda nieco dłużej widnieje jak ten na Zagórzu, ale przekaz ten sam. Z DG już prosto do domu.

Oj się zgrzałem dzisiaj. Mimo to fajnie ten dzionek minął.

Eksploracja cmentarza czterech wyznań

Niedziela, 19 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja, wycieczki
Kolejny upalny dzień z tendencją burzową.
Na facegłupie udaje mi się przyuważyć wydarzenie - spacer po Nekropolii wielowyznaniowej na Smutnej w ramach spotkania Sympatyków Sosnowca. 

Mnie tam jeszcze było, a jest na nim pochowanych sporo osób zasłużonych dla miasta. Do tego oprowadzał będzie Grzesiek, a dla mnie jest to dobra okazja dowiedzieć się coś więcej o małej ojczyźnie.

Zbieram się z wyrka i o 9:00 jadę bikem do PTTK, tam też zostawiam rower, przebierka w cywil ciuch i spacerkiem ruszam na Mireckiego na miejsce zbiórki. Sporo ludzi się zeszło. Jak wyliczyła organizator ponad 50 osób. Ponad 3 godziny spędzone na zwiedzaniu.

Po wszystkim z bohemą sosnowiecką (organizatorami i innymi znajomymi) trafiam do klimatycznego lokalu przy Teatralnej 9 (budynek ARL-u) na krótki afterek. Stacja Sosnowiec się zowie.

Koło 15:00 się towarzystwo rozeszło. Wracam po rower i zmykam do domu bo w powietrzu burza wisi. Jakoś udaje mi się na sucho dotrzeć. Do centrum chmura nie dotarła, a na Zagórzu akurat już było po deszczu jak tam się doturlałem.

Pod wieczór znów niecne plany by dokręcić do 4k km, ale front burzowy nie odpuścił i spasowałem.