Oj chyba jednak nie dokręcę tych 10k km w listopadzie. Tydzień zlatuje, a km nie dochodzi. Dziś jak codzień do roboty i po robocie na biku momentem w strugach deszczu pozałatwiać parę spraw w Pogorii i przy okazji zrobić małe zakupy. Jutrzejszy pomysł ruszenia na Bytom też nie dojdzie do skutku.
Dziś znów delegacja w Polskę z fotelami, zeszło do 18:00. Po powrocie trochę odpoczynku ale pacie na jazdę duże więc decyduję się staruszka odeskortować pod robotę na Milowice.
Jak na 21:00 to zadziwiająco ciepło na liczniku pokazuje +10. Myślałem jakimś większym objazdem do domu się telepać ale zapomniałem, że napęd nie posmarowany toteż jazda z suchą skrzynię biegów nie przynosiła radości wolniejszym tempem niż pod Timkena turlam się do domu, trochę po Center do tego zaliczając trochę terenu i wjazd na stok na Środuli by poobserwować oświetlone miasto nocą szykujące się do snu. Jutro się zobaczy co dzień przyniesie. Do 10k km coraz bliżej. Jak pogoda pozwoli to może jeszcze w listopadzie dopnę swego.
Rozważam wypad na piątkową masę do Bytomia jak ktoś chętny to można się zgadać.
Dniówka jak zwykle w robocie, dziś planowo miałem skończyć godz. wcześniej by spokojne zdążyć na zabiegi i mimo małego zapierniczu na budowie jakoś późno patrzę na czasoumilacz w efekcie później trzeba było ostro nadganiać. Do domu na futrunek, zmiana odzienia i ruszam z domu dopiero 15:30. Mało realne, żeby różnicę czasową zniwelować.
Od razu szybkie tempo, średnia na pierwszych 10 km 27,5 podejrzewam gdyby nie spowalniacze w postaci sygnalizacji trochę była by lepsza. Trasa standard na Szpital - do Center dalej Szopki, Nikisz, dolinka i 3 garby. Przed wjazdem do lasu na Nikiszu powoli zaczyna mi brakować prądu w nogach ale ciągnę ile się da żeby o sensownej porze dotrzeć. Na Muchowcu wylatując z zakrętu kiwa mi biker później do mnie dochodzi, że mógł być to Filip, za kawałek kiwnięcie z Tomkiem i brnę do finiszu.
Gdybym sobie łańcuch nasmarował i było by cieplej to może bym więcej nadgonił tak to tylko udaje się nadrobić 10 minut ale i tak jestem spóźniony.
Powrót bez kluczenia, do centrum Kato włączam się w tunel za "10"dalej już koło osiedla Gwiazd :D i wzdłuż DK86 właściwie ten kawałek to oznaczony jest jako ekspresówka dlatego grzecznie poboczem. Na Dąbrówce przeskakuję już na odpowiednią stronę jezdni i już z kierunkiem jazdy wjeżdżam na Sc. Spoglądając na licznik stwierdzam mały objazd. Skręcam na Stawiki i wzdłuż Brynicy na Dęblińską dalej jak droga prowadzi na Dańdówkę, skąd trochę kręcę po fińskich domkach i już w osiedle zmierzając pod dom.
Chodziło mi po głowie jeszcze odprowadzić tatę pod robotę na nockę ale jakoś już byłem wyrypany całym dniem i odpuściłem sobie tą przyjemność.
Po wojażach na budowie tydzień zlatuje praktycznie bez kręcenia, jedynie udaje się wygospodarować piątki i poniedziałki na zabiegi do Ochojca. Dziś dla odmiany zamiast planowo jechać na Ochojo to zostaję normalnie do 15:00 w robocie i potem na zebranie klubowe kończące sezon i podsumowujące pracę klubu na tle Oddziału. Z racji wyborów w sferach PTTKu to i dziś wybieraliśmy nowe władze na następną 4-letnią kadencję.
Członkowie stwierdzili, że gonie pełniłem powierzone stanowisko od początku działalności i mianowali mnie co bym dalej przewodniczył i trzymał to wszystko w ryzach.
Po obradach i omówieniu planu pracy na kolejny rok, a będzie on owocny w wyprawy - Bieszczady, Mazury, Wiślana Trasa Rowerowa, Słowacja i do tego wiele jednodniowych wypadów, głównie Szlak Zabytków Techniki przyszło się zbierać do domu. Nie nasycony jazdą przez cały tydzień do domu jadę objazdem odprowadzając Limita do Psar. Chwilę pogaduch na przystanku i żeby nie tracić temperatury ruszam już w kierunku Zagórza. Tempo już wolniejsze. Przez Szkolną przedostaję się do Preczowa i na P4. W baku kichy jeść wołają więc nie zapętlam już dalej, tylko przez tory przeskakuję na P3 i już prosto na Center Dg i na Zagórze.
Po mało rowerowym weekendzie dziś chęć była na dłuższe zapętlanie niż zawsze. Pobudka rano i bikem do pracy, po 14:00 właściwie półgodziny później niż normalnie do domu wyrobić się w kwadrans z obiadem i przerzuceniem się w rowerowe ciuchy. Nawet się to udaje. W efekcie z domu wybywam o 15:00. Trzeba znów tempo naginać, żeby zdążyć na czas. Dziś trasa na Ochojec przebiegała przez Center Sosnowca, Szopki, Nikisz (gdzie prze szybie Wilson odbijam w teren i prosto na dolinkę 3 Stawów. Dalej na 3 garby i znów laskiem pod szpital. Za garbami udaje mi się wymienić z Tomkiem rowerowe pozdro, którego poprzez jego mrugające światełko z początku nie poznałem.
Po godzinnych ćwiczeniach pora na powrót. Temperatura znośna więc może uda się pociągnąć jakiś dystans. Do centrum Kato holuję się za 10-tką, skąd podprowadzam mamę na Oblatów do przychodni. Czekać mi się nie opłacało na nich więc ruszam dalej. Na początek poprzez pętlę Słoneczną na Siemce, gdzie minąwszy blokowiska skierowałem się na Bańgów i Przełajkę, gdzie na moście nad Brynicą przedostaję się na zagłębiowskie ziemie :P. Następnie Wojkowice i terenowym skrótem na Psary. Przy okazji, że tam jestem dzwonię do Limita, jest uchwytny więc na krzyżówce czekam chwilę na niego nabijając kalorie batonikiem. Po paru minutach dotarł trochę pogaduch, głównie nt. wakacyjnych rowerowych podbojów po Polsce. Ruszamy jeszcze do Lewiatana przed nim dłuższa chwila na gadki. Zimny wschodni wiatr daje już popalić no to się rozjeżdżamy. Limit już na kwaterę, a Ja Szkolną na Sarnów i Preczów wylatując na P4. Objazd asfaltem aż pod Piekło. Stamtąd na P3 i 3/4 okrążenia wokół zbiornika. Dalej na Gołonóg. Telefon się za mną chce zapalić, gdzie się włóczę. No to już opcji nie było nadkładać drogi i już najkrótszą drogą na Zagórze.
Mimo ambitnych planów wybrania się na bytomską rowerówkę dzień spędzony na robocie. Rano jeszcze biało za oknem wstać się wcale nie chce, a fucha czeka. W pośpiechu bikem na robotę i tak cała dniówka uciekła na stawianiu komina. Po południu już byłem tak wyrypany, ale chęć na rower była, wyszło jak zawsze zamiast na rower to rowerem do marketu na tygodniowy zapas art. spożywczych i powrót. No cóż dziś nie pokręciło się jutro może będzie lepiej.
Ale jest progres jeszcze tylko 300 i 10k km osiągnięte.
Dziś znów jak w każdy poniedziałek i piątek wizyta na Ochojcu w poradni rehabilitacji. Do południa dzień w robocie już się taki leniwy zrobiłem, że nawet ten 1 km co mam do pokonania do pracy rowerem podjeżdżam.
Po pracy na obiad i lecę parę minut przed 15:00 na Ochojec.
Trasa znów zmodyfikowana: Zagórze-Sc Center-Szopki-Nikiszowiec-Giszowiec-czarnym szlakiem obok stawu Janina na Ochojec.
Po godzinnej terapii kręgosłupa w drogę powrotną. Mama z bratem decydują się na wycieczkę busem nr 9 na plac Wolności więc na dworze zimno ok. 2 stopni by się rozgrzać całą trasę przez Piotrowice,Ligotę, Brynów, Mikołowską pokonuję za autobusem. Potem by zagrzać stopki spacerek od Wolności na Skargi, tam mama w busa na Zagórze, a Ja na objazd do domu. Na początek kierunek pętla Słoneczna i dalej na Siemce, nie ma weny dalszej jazdy więc przed Bańgowem odbijam na skrót terenowy na Czeladź i wyjeżdżam obok Pałacu Saturna w blasku jupiterów. Dalej na Będzin, Center DG i przy rondzie Merkury na Zagórze do siebie.
Dzisiejsza jazda rowerem oprócz oczywistej chłodnej aury na dworze, starszego kolesia w blachosmrodzie którego zmieszałem z błotem (co ostatnimi czasy rzadko podpadają), przez którego nie mal wylądował bym na masce i pojebanego psa w Będzinie, którego spłoszyłem metodą na Limita to minęła całkiem całkiem. Mogło być więcej ale jakoś dziwnym trafem wylądowałem znów w Studio i nocna dokrętka po staruszka poszła się rypać. Jutro miałem w planach wylądować na imprezie w Bytomiu, rzecz jasna rowerowej ale robota i nie wiem czy wyrobie się czasowo by na 14:00 na bytomski rynek dotrzeć. Się zobaczy
Kolejny wypad listopadowy pow. 50 km, do południa blachosmrodem pokręcić się po okolicznych marketach, powrót na obiadek i przed 15:00 jadę do Kato na zebranie Rady. Średnia o dziwo dzięki zielonej fali ok. 27 km/h w drodze powrotnej trochę spadła. Dziś trasą przez Center, Szopki i Zawodzie. Na Staromiejskiej jestem z prawie półgodzinnym wyprzedzeniem.
Po zebraniu jeszcze w miarę ciepło. Zastanawiam się jaką pętlą do domu wracać. Po głowie chodzi kierunek Giszowiec i na Mysłowice, a dalej się zobaczy. Przy lotnisku zmiana koncepcji, na przestrzał przez miasto ląduję w Parku Śląskim, a skoro tu jestem nie odmówiłem sobie przyjemności przejażdżki po "czerwonym dywanie" - nowej nawierzchni ścieżek parkowych. Potem pod Planetarium i wieżę TV w Bytkowie. Skąd dla odmiany zamiast pod rondo z kulami w Siemcach jadę prosto w ul. Wróblewskiego i jej ciąg składający się z Bytkowskiej, Oświęcimskiej, Kościelnej i Tarnogórskiej. Ląduję w Michałkowicach i dalej w Piekarach. Stamtąd jad droga prowadzi kierunek Bobrowniki i wreszcie znajome tereny. Przecinam "granicę" Brynicę i już w Wojkowicach. Zaczyna się robić dość chłodno temp. spada blisko zeru. Muszę jeszcze o jakieś izolacji na stopy bo trochę się wychłodziłem. Nie jest źle nogi jeszcze zapodają, do tego pofałdowany teren Wojkowic sprawia, że można było się zagrzać na małych pagórkach. Dalej Grodziec. Pod Dorotką zastanawiam się czy odbić na Psary i wylecieć na Mariankach, ale czuję, że to zły pomysł i ruszam w kierunku Zamku w Będzinie, skąd już na DG, omijam center i skręcam na Mydlice i już dalej na Zagórze do domu.
Kolejna alternatywna droga powrotna z Kato opanowana. Jechało się z miarę dobrze chociaż mogło mogło być trochę cieplej.
Dziś dzień na roboty domowe i regulacje zaległości opłatowych. Po 15:00 wskakuję na bika i jadę do PTTKu po parę pierdół, w drodze powrotnej wpadam do Fraglesa, na różnych tematach zlatuje ponad godzina zbieram się do domu po jakąś warstwę ciucha bo czuję, że znów mnie coś bierze co by się nie doprawić, a trochę się pokręcić jeszcze w ostateczności do domu docieram z bólem głowy i rezygnuję z Pogorii. Jakiś niedosyt na dziś głowa przestała trochę pobolewać więc przed 22:00 znów na bika i kierunek Timken po staruszka, chwilę czekam i już razem do domu.
Jutro jak mnie całkiem nie rozłoży to bikem znów do Kato na zebranie Rady.
Poniedziałek już nie taki fajny za oknem, asfalt mokry ale nie pada. Od rana w robocie, oj się nie chciało wstać dobrze, że blisko. Koniec roboty na dzisiaj zbieram zabawki i do domu wrzucić coś na ruszt.
Zmiana odzienia na rowerowe i jadę do Ochojca na ćwiczenia, nie ma wiatru jedzie się spoko, tym razem trochę inaczej niż w Piątek bo zakręcam jeszcze na centrum Kato do IT po książeczkę do odznaki, którą będziemy zdobywać w przyszłym sezonie.
Po godzinnym rozciąganiu starych gnatów zbieram się w drogę powrotną. Jeszcze postój na przystanku zanim rodzinka wsiądzie do busa. Na Stawową jadę za 10-ką do której wsiedli. Mamę z rodzeństwem "wsadzam" do D-tki, a Ja kieruję się na Siemianowice. Ostatnimi czasy kierowałem się na Park Pszczelnik dziś dla odmiany na Bańgów do krajowej 94 skąd dalej na Czeladź i do Będzina. Może uda mi się jeszcze dokręcić na spotkanie Duchów. Patrzę, że pora już późna więc pewnie już po i się nie myliłem za nerką na podjeździe pod Warpie dostrzegam migające czerwone światełko jest biker za wiaduktem kolejowym wreszcie go dogoniłem, a tu Domino wracający ze spotkania. W drodze do DG pogaduchy na temat togo co mnie ominęło i sobotniego wypadu do Libiąża. Na Merkurym się rozjeżdżamy Ja na Zagórze, a Domin w swoim kierunku. Jutro dzień odpoczynku może popołudniu gdzieś jakąś kolejną 50 uda się ukręcić.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym