Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:1298.00 km (w terenie 116.00 km; 8.94%)
Czas w ruchu:68:06
Średnia prędkość:19.06 km/h
Maksymalna prędkość:64.80 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:49.92 km i 2h 37m
Więcej statystyk

DPD - w terenie

Piątek, 31 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Wczoraj trochę zleciało przy grzebaniu i wymianie ogumienia, a dziś wcześnie trzeba było z wyrka wstać.

Pobudka po 5:00 i 6:20 ruszam na bazę. Przebiera w cywil i cały dzień zleciał na rozwożeniu towaru po kraju,

Powrót na bazę około 18:00. Znów w ciuszki rowerowe i na koło. Kręcę na chwilę na Rawę i po zamknięciu salonu w tył zwrot i do domu.

DP error D - klątwa ochroniarza }:D

Czwartek, 30 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria praca, serwis
Wstawanie jakoś opornie idzie, ale wreszcie zbieram się w sobie i wrzucam coś na ząb.
Wybija 9:00 zbieram bika i sru do pracy.
Dziś jazda przez Centrum, Stawiki i Borki by przy Roździeniu wyskoczyć na 86 i podgonić do Biedry po upgrade.
Zakupy zrobione i zwrot na Rawę.
Poza silnym wmordewindem jazda bez większych przeszkód.

Ten dzień od początku coś się nie kleił. Kończę dniówkę o 20:00. Zagaduję się jeszcze z Beatą na przystanku w oczekiwaniu na jej busa. Po paru minutach podjeżdża 808, się żegnamy, ona do busa, a ja w tunel za autobus. Wpadam na ekspresówkę, bus zjeżdża jeszcze na przystanek na Dąbrówce, a ja już z przyzwoitym tempem śmigam górą robiąc sobie przewagę, by znów się za niego schować przy Macu. Mijam Orlena i odbijam na pobocze. Rozpędzony do 50 -tki na granicy Brynicy słyszę bum i momentalnie trę felgą po asfalcie. WTF. Przeskakuję za barierki pogląd na tylną oponę, a tam coś takiego.

Myślę, co za kretyn to coś pozostawił na drodze. Dętkę miałem zapasową, ale zastanawiam się co z oponą, czy dalej uda się pojechać.
Cofam się kawałek na wiadukt by mieć jakiś front do pracy serwisowej. Z chirurgiczną precyzją wyjmuję te dziadostwo z opony, tak by bardziej tej opony nie poszarpać. Udało się. Po oględzinach wywnioskowałem, że kawałek blaszki o szerokości 1 groszówki wykrzywił mi się już w oponie pod wpływem nacisku.


Pompuję możliwie najmniej, by tylko dotrzeć jakoś do domu. Z trasy zjazd na Piłsudskiego i prosto do centrum. Nawrót przy Dęblińskiej na 3 Maja, Środula i przez Małe Zagórze przedostaję się do garażu. Na miejscu już na spokojnie demontuję dziurawe ogumienie i zakładam zapasową oponę, która mi została z Authora.

Co do klątwy ochroniarza - no cóż na kogoś trzeba było zgonić :D


DPOD - debiut z Martyną

Środa, 29 lipca 2015 · Komentarze(1)
Kategoria praca
Moje słońce dało się wreszcie namówić, by skorzystać z roweru jako alternatywnego środka transportu do pracy.

Punkt 9:00 ruszamy. Fajnie rześko w powietrzu po porannych opadach, które zdążyły już ustać. Drogi już praktycznie suche.
Standardem jedziemy spod Marko potem, zjazd na Plejadę i bokami przez Pogoń docieramy pod Maca na Kresowej. Przejazd przez Borki i wzdłuż DK 86 śmigamy do Biedry po upgrade popasowe i zwrot na Rawę. Nie wiem czy to jakiś słaby biorytm, czy dziś wyjątkowo na dziwnych kierowników trafiałem. Jeżdżą jak nawiedzeni.

Po pracy ruszamy do domku zdecydowanym zakolem.
Spod Rawy jedziemy na Dąbrówkę, gdzie dokonujemy zwrot i turlamy się na Siemce. Za Biedronką odbijamy na tereny zielone, by wpaść na czeladzkie szlaki rowerowe, którymi to docieramy pod Strusie.
Przecinka DK 94 i wjazd pod Dorotkę, a tak by sobie trochę z górki zjechać w kierunku targu. Jednak do samego targowiska nie docieramy tylko odbijamy na Osiedle Zamkowe i wylatujemy z boku Pałacu Mieroszewskich tuż przy Nerce. 

Potem już bez włóczęgi wjazd na Warpie i przez Mydlice kręcimy na Zagórze.

Jutro zmiany się nie zgadzają i przyjdzie jechać samemu.

Rozruch powyprawowy

Wtorek, 28 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Wreszcie nadeszła możliwość, by uruchomić dwa kółka.
Po 19:00 wskakujemy z Martyną na Meridy i kręcimy na P3. Rundka po bieżni i zakosami wracamy na Zagórze.
Potem jeszcze rundka z Adim na Środulę i zwrot do domku.

OD KIELC PO LUBLIN, dzień 4

Piątek, 24 lipca 2015 · Komentarze(0)
Dzień czwarty okazał się dniem powrotu do domku.

Około 10:00 rozpoczynamy dzień od zwiedzenia Muzeum Przyrodniczego w Kazimierzu. 
Potem trzymając się czerwonego szlaku rowerowego opuszczamy Kazimierz i kierujemy się do stolicy województwa.

Szlak oznaczony na 4 +, miałem kilka zawahań, gdzie musiałem się posiłkować mapą, ale większość trasy dość dobrze oznaczona.
Przemierzając klimatyczne dolinki i wąwozy lessowe, prowadzeni oznaczeniami szlakowymi jedziemy przez Helenówkę, Witoszyn, Rąblów, Bartłomiejowice, Wąwolnicę do Nałęczowa. W parku zdrojowym, nieco dłuższy postój i śmigamy dalej przez Wojciechów, Maszki, Miłocin, Motycza, gdzie opuszczamy szlak i ściągamy do Lublina.

W mieście ogłupiałem, nie wiedziałem jak, gdzie i po co jechać. Zatrzymujemy się w parku po czym dochodzimy do wniosku, że Lublin pozwiedzamy sobie innym razem i podpytując się ludzi docieramy do dworca PKP. Udaje nam się być na półgodziny przed odjazdem. Kupujemy ostatnie miejscówki z rowerami i tniemy TLK przez Warszawę do domu.


EDIT:
Wyprawa dobiega końca. Dziś najkrótszy etap to się jakoś specjalnie nie śpieszymy do wyjazdu. Z resztą Kazimierz dla nas jakoś taki sentymentalny, że nawet w sezonie turystycznym ma swój urok. Chociaż najładniejszy jest po sezonie - taki cichy i opustoszały. Już planujemy dotrzeć tu późną jesienią.

Po śniadanku śmigamy na rynek pełny od kramarzy po rzecz jasna pieczątki i dowiedzieć się jakie lokalne muzeum w tym miesiącu ma darmowe wejściówki. Zamek w Janowcu odpuszczamy i jedziemy pod Muzeum Przyrodnicze obejrzeć ekspozycję.

Pora na nas. Mapa w ruch i trzymając się czerwonego szlaku rowerowego jedziemy do Lublina. Szlak sporo zakręca, ale to dobrze omijamy wszystkie te bardziej ruchliwe drogi. Swoją drogą bardzo dobrze jest oznaczony. Zaraz za Kazimierzem odbijamy na chwilę do Wąwozu Korzeniowego, ależ klimatyczne miejsce. Powrót na szlak i już przez mniej okazałe ale równie klimatyczne wąwoziki i ścieżki leśne jedziemy do Helenówki. Zjazd na asfalt i tak sobie kluczymy prze kolejne miejscowości wymienione powyżej. Apetyt rośnie w miarę jeżdżenia. W Rąblowie, przy basenie zatrzymujemy się na zapiekanki. Potem Wąwolnica, tutaj tylko pojenie i pieczątka do kajetu i sprawnie docieramy do Nałęczowa. Dłuższy postów na Zdroju. Focenie, pojenie, lodożerstwo i pieczątki. Bez nich ani rusz.
Opuszczamy Nałęczów i kierujemy się za Szlakiem do Wojciechowa, gdzie znajduje się Muzeum Kowalstwa. Jednak go nie zwiedzamy, za to zakręcamy do wsiowego Lewiatana na zakup popasowo - pojeniowy. 

W sumie w Wojciechowie kończy się ta ciekawsza część szlaku Kazimierz - Lublin. Spokojna jazda przez pola i wioski, aż pod sam Lublin. Niby na finiszu jeszcze coś można było zobaczyć, ale szlak jeszcze jakoś dziwnie kluczył więc zdecydowaliśmy, aby pojechać już najprostszą drogą do miasta. Tu się schody zaczęły. Nieznajomość topografii szkodzi. Chaotycznie przedostajemy się do Śródmieścia i po przejechaniu wpław Parku Saskiego wylatujemy przy punkcie PTTK, szkoda, że BORT już zamknięty.
Zniechęceni i już lekko zmęczeni za podpowiedziami mieszkańców docieramy pod dworzec PKP. Po analizie połączeń decydujemy się o wcześniejszym powrocie. Skoro jest połączenie (co prawda na około przez Warszawę) to nie ma sensu szukać spania i rano wracać.
Zakupujemy bilety na TLK i pakujemy się do wesołego przedziału dla rowerowych maniaków.

W domu meldujemy się przed 2:00. Wypad bardzo udany. Maryna zmęczona, ale szczęśliwa i zadowolona, że podołała postanowieniu i przejechała te 350 km w różnych warunkach.

NA STARCIE OCZYWIŚCIE WIZYTACJA
 
WĄWÓZ KORZENIOWY

CHILL NA ZDROJU

NO TO JADZIEM DALEJ

PRUS I PREZES NA JEDNEJ ŁAWCE SIEDZIELI 

OKAZAŁY DWORZEC W LUBLINIE
WAGON BYDLĘCY - MIEJSCA LEŻĄCE

5 GODZIN JAZDY W DOBOROWYM TOWARZYSTWIE I WARUNKACH - stan rzeczy po dojechaniu do Stolicy

OD KIELC PO LUBLIN, dzień 3

Czwartek, 23 lipca 2015 · Komentarze(0)
Dziś dzień pod znakiem przechodzącego frontu burzowego, a my zakładamy ambitny cel, najdłuższy etap tej wyprawy - dotrzeć do miejsca gdzie się wszystko zaczęło.

Trasa: Sandomierz - Zawichost - Annopol - Józefów - Piotrawin - Kamień - Miećmierz - Kazimierz Dolny

EDIT:
Aura nie za ciekawa się tego dnia zapowiadała. Po nocnych manewrach na mieście trzeba było się zregenerować i rozruszać.

Zbieram się na miasto upolować cosik na śniadanie. Powrót z zaopatrzeniem i przystępujemy do futrunku. Nim wybija 10:00 chcemy już jechać, ale zatrzymuje nas przelotny deszcz. Po paru minutach ustaje. Spakowani jedziemy jeszcze porobić parę zdjęć z Rynku, a ja się podbijam w informacji i w PTTK-u. Zapas wody i w drogę. Na rozgrzewkę spory podjazd, by się wydostać z miasta, potem już w większości profil trasy zdecydowanie bardziej zjazdowy.  Dość żwawym tempem docieramy do Zawichostu. Na jednym, ze zjazdów łapię wyprawowego max-a 63,4 km/h. Szlaku Green Velo nie widzieliśmy wcale. Dziś dla odmiany sprawdzanie oznaczenia Wiślanej Trasy Rowerowej. Jadąc zachodnią stroną rzeki, oznaczeń nic nie widzę. Korzystając z propozycji sternika w Zawichoście wskakujemy na Prom i przedostajemy się do Województwa Lubelskiego.
Wyjeżdżamy ze strefy buforowej i od razu trafiamy na drogę z płyt biegnącą wzdłuż wałów Wisły. Czasem płyty, czasem kostka brukowa i tak trzymając się rzeki docieramy pod Annopol. W powietrzu czuć, że nosi się na burzę. Chłodzimy się lodami i robimy przerwę popasową. Już mamy jechać, ale coś nas zatrzymuje i przeczuwając złego chowamy się w bramie. Oj dobry krok, bo by nam dobrze tyłki zmoczyło. Po jakieś godzinie, gdy w kierunku gdzie zmierzamy pokazało się ładne niebo jedziemy dalej. Obawiając się kolejnego deszczu widząc w około jeszcze niepewne chmurzyska, jedziemy pewien czas drogą wojewódzką do Józefowa. Niby nie ruchliwa trasa, ale momentami jak jakiś bałwan jechał chciało się wziąć kamienia i wybić mu szybę może by zwolnił. W Józefowie znów posiłek regeneracyjny i ciągniemy dalej bo nas noc zastanie. Poirytowani stylem jazdy po tych drogach wracamy na boczne ścieżki, aby wrócić na wały. Parę kilometrów od Józefowa dopada nas kolejny deszcz. Rzutem na taśmę dostrzegamy na wzgórzu w sad z drzewkami czereśniowymi zakrytymi plandeką. Podkręcamy tempo i się tam dokujemy na kilka dobrych minut. Uf znów na sucho.

Przestało padać i już nie jest tak duszno. Pora jechać, trochę drogi jeszcze zostało do pokonania. Przez wioski Piotrawin i Kamień wracamy na wały i trzymamy ich się nich jak najdłużej. Fajnie się leciało, do momentu, gdy zamiast pełnej płyty, droga była wyłożona płytami ażurowymi. Przez 5 km odcinek chyba miałem okazję poznać wszystkie możliwe modele. 

Po tej trzęsawce wracamy na sensowną nawierzchnię i docieramy do mieściny Zastów, gdzie lokalna rzeka Chodelka wpada do Wisły. Wkraczamy w strefę Kazimierskiego Parku Krajobrazowego. Po przejechaniu mostu na Chodelce dostrzegam znak odbicia niebieskiego szlaku rowerowego w lewo ze wskazaniem 4 km do Kazimierza. Odbijam w niego, a tu taka niespodzianka szlak prowadzi na spore wzniesienie z którego rozpościera się widok na Przełom Wisły oraz Zamek w Janowcu. Mnie się podoba. Chwilę napawamy oczy widokiem i brniemy dalej. Nagle szlak prowadzi ostro w dół w jakiś wąwóz, po czym znów spory podjazd w górę. Nawet udaje się sprawnie to siodło pokonać. Znów zjazd tym razem już nie tak ekstremalny, którym to docieramy do Miećmierza, gdzie znajduje się punkt widokowy na Wisłę. Zostawiamy rowery w Karczmie, u Kazimierza i z buta idziemy pooglądać krajobraz. 

Powrót i korzystając z podpowiedzi Pana Kazimierza, natrafiamy na ścieżkę prowadzącą tuż przy rzece, która doprowadza nas w okolice promu do Janowca. Potem już powrót na wały i docieramy do Kazimierza Dolnego. Poznając go w marcu, dziś docieramy jak do siebie. Futrunek obiadokolacji w sprawdzonej już jadłodajni. Po czym ruszamy na poszukiwania noclegu. Do 3 razy sztuka i się udaje spanko załatwić niedaleko Rynku. Kolejna rozpropagowana trasa rowerowa, ale oznaczeń w ogóle nie odnalazłem. hmm...

SPANKO W SANDOMIERZU

URLOPOWE POZDROWIENIA Z SANDOMIERZA

SZCZURY LĄDOWE PRZEKRACZAJĄCY GRANICE

ZNÓW NAM SIĘ UPIEKŁO NA SUCHO

TA NAWIERZCHNIA DAŁA NAM POPALIĆ

OSTATNIE KILOMETRY

I KAZIMIERZ , JUŻ ROCZEK JAK SIĘ PREZESOSTWO DOBRAŁO W PARĘ
 

OD KIELC PO LUBLIN, dzień 2

Środa, 22 lipca 2015 · Komentarze(0)
Na dziś plan założyliśmy, by dojechać do miasta Ojca Mateusza. Pakowanie zabawek i po 9:00 ruszamy do wsiowego sklepu po coś na śniadanie. Posileni przybieramy azymut i ruszamy.

Z Korytnicy jedziemy do Zespołu Pałacowo-Parkowego w Kurozwękach. Potem to już na krechę przez takie lokalne mieściny jak Zagrody, Czernica, Rakówka, Niedźwiedź, Niemirów, Ceber, Gryzikamień przebijamy się do Ujazdu do Ruin Zamku Krzyżtopór.
Następnie przez Klimontów, Nasławice, Obrazów wkraczamy do Sandomierza, gdzie dokujemy się w Obiekcie Noclegowym PTTK "Turysta". Obiekt ładny, zadbany szkoda tylko, że nie mają zniżek dla członków PTTK.

EDIT:
Rankiem na dzień dobry w ramach przed śniadania herbatniki i herbatka. Przeglądam mapę z zaznaczonym świętokrzyskim odcinkiem szlaku Green Velo, który prowadzi do Sandomierza, gdzie chcemy dzisiaj docelowo dotrzeć. Pawłowi obiecałem, że zobaczę jak wygląda oznaczenie to postanawiamy się dziś tej mapy pilnować i zobaczyć jak postępy z promocją szlaku wyglądają w rzeczywistości. Przeglądając również inne materiały ze sobą zabrane, przy uważam, że niedaleko od naszej noclegowej kwatery znajduje się Pałac, z opisu wygląda ciekawie to od tej atrakcji zaczynamy jazdę. Nim jednak na dobre się rozkręcamy, zatrzymujemy się w pobliskim wsiowym sklepie i robimy śniadaniowy popas. Posileni zmierzamy do miejscowości Kurozwęki, gdzie mieści się ta lokalna atrakcja.
Jadąc drogą przez pola znajdujemy drogowskaz, skręcamy i po chwili ukazuje nam się cały kompleks Pałacowo-Parkowy
Pałac, jak i cały teren wkoło należy do prywatnego właściciela, ale jest ogólnodostępny do zwiedzania oczywiście za opłatą. Pełny bilet na wszystkie atrakcje kosztuje 19 złociszy (w tym Pałac, Lochy, Zagroda Bizonów, Wejście na teren obiektu oraz labirynt).
My wybieramy tylko wejście do Pałacu oraz obowiązkowo wejście na teren parku. Młodzież oprowadzająca po Pałacu naprawdę obryta historycznie nt. włości obecnego właściciela.

Ruszamy dalej. Zdecydowanie cieplej niż wczoraj. Dla mnie fajnie, ale Martyna jakoś za takim skwarem nie przepada to trasę szykuję bardziej przez lasy na azymut do kolejnego punktu programu - Ruin Zamku Krzyżtopór. Lokalizacja w lesie czasem wariowała i przyszło posiłkować się google maps by się z niego miejscami wydostać. Tak też z Kurozwęk docieramy do wioski Niedźwiedź, gdzie według mapy powinien przebiegać szlak Green Velo. Niby na drzewach widnieją oznaczenia szlaku, ale wątpię, żeby było to to. Jedziemy jak droga prowadzi i  wylatujemy we Włodowicach, skąd znów wpadamy w las i docieramy prosto do Ujazdu.

Sztempel do kajetu i ruszamy zwiedzać, focić i coś przegryść przed dalszą jazdą. Bilet co prawda dyszkę kosztuje, ale za to ma się szerokie pole manewru na penetrowanie tej stworzonej na podobieństwo kalendarza budowli.

Pora śmigać dalej. Spoglądam na mapkę, jak ten Green Velo biegnie. Próbuję w dalszym ciągu jechać jego śladem, ale oznaczeń na trasie nie ma wcale. Widocznie w Świętokrzyskim, jeszcze się nie wyrobili z oznaczeniem. Co prawda widujemy po drodze jakieś oznaczenia szlakowe, ale domniemywam, że są lokalne. Tak to pokonując nieco dłuższy odcinek zatrzymujemy się na kolejny popas w Klimontowie, gdzie spotykamy duet damsko-męski, którzy też śmigają po Polsce. My z Kielc jedziemy do Lublina, a oni zaczęli 3 dni przed nami i jadą z Lublina do Zawiercia, by tam wsiąść w pociąg i wrócić do Gdyni. Żegnamy się i pagórkowatą drogą między rozległymi połaciami sadowymi jedziemy już prosto do Sandomierza. Na miejscu jesteśmy po 18:00. Informacja już nieczynna. Ruszamy coś zjeść po czym szukamy noclegu. Po kilku nieudanych próbach znajdujemy nocleg w obiekcie PTTK nie honorującym zniżek co prawda, ale blisko centrum i w komfortowych warunkach. Rowerki odstawiamy na spoczynek, a my śmigamy na nocną eksplorację Starego Miasta.

TUŚMY SPALI

PAŁAC W KUROZWĘKACH

TAŃCE NA ZAMKU W UJEŹDZIE

RUINKI W PEŁNEJ KRASIE

GORĄCO

FINISZ, ZNACZY SIĘ PÓŁMETEK

Wyjazd urlopowy: OD KIELC PO LUBLIN, dzień 1

Wtorek, 21 lipca 2015 · Komentarze(0)
Pora zaczynać rowerowy wyjazd urlopowy. Martyna podekscytowana. Po raz pierwszy jazda z sakwami i do tego wycieczka nie skończy się na jednym dniu tylko czeka na nas ciekawa - czterodniowa trasa. Można rzec Szlak Przygody.
Pobudka po 6:00, dopakowanie sakw i śmigamy na InterRegio do Dąbrowy Górniczej, skąd przedostajemy się do stolicy Województwa Świętokrzyskiego.

Wiemy co mniej więcej chcemy zobaczyć i ile mamy czasu na wyjazd. Reszta to totalny spontan. Trasa na azymut, a noclegi się zobaczy:D.

Dnia pierwszego trasa wiodła nas od Kielc przez Masłów, Ciekoty, Świętą Katarzynę, Bodzentyn, Nową Słupię, Łagów, Raków do Korytnicy nad Jeziorem Chańcza.

A co w trakcie się działo, to w wolnej chwili zasiądę przy klawiszach i opiszę. Foto również niebawem.

EDIT:
Pomysł wypadu już się rodził kilka miesięcy wcześniej. Jeszcze do końca nie byliśmy zdecydowani tylko gdzie pojedziemy (czy z rowerami, czy bez oraz na kiedy uda się urlop załatwić).

O ile Połowica miała większe pole manewru, to u mnie było gorzej z tym wolnym. Jednak siły wyższe się przyczyniły i udało się skorelować wolne ze sobą. Termin ustalony, Martyna zrezygnowała z byczenia się nad morzem i stwierdziła, że pora spróbować nieco innej, aktywniejszej formy wypoczynku. Na pierwszy cel poszedł Kazimierz i pokręcenie w jego rejonach na rowerku, ale skoro mieliśmy więcej pola manewru, Słońce moje poszło o krok dalej i przygotowała poszerzony wariant. Mnie w to graj, dołożyłem od siebie co warto przy okazji zobaczyć i ustalone. Trochę jeszcze czasu było do wyjazdu, więc, żeby być pewnym, że podoła to wyciągałem ją na przygotowawcze dłuższe wyjazdy jednodniowe. 

Wreszcie wybiła godzina W. Jedziemy. Mapy zabrane, aparat naładowany, bilet na PKP kupiony - wszystko co obowiązkowe pozapinane na ostatni guzik. Na stacji PKP w Dąbrowie jesteśmy na parę minut przed odjazdem. Z doświadczenia z marcowego wyjazdu do Puław Inter Regio spodziewamy się starszego składu EZT-ki, gdzie bez problemu z rowerami wejdziemy na koniec pociągu, a tu ku zaskoczeniu podjeżdża wypożyczony od Kolei Śląskich ELF. Z rozpędu wskakujemy w ostatnie drzwi składu. Niestety nie ma tu miejsca jak się z rowerami rozstawić, a w przejściu stać nie będziemy. Robię zwiad i na następnej stacji przeskakujemy w przeznaczone dla nas miejsce. Zwracam delikatnie uwagę jednej babce, czy mogła by nam ustąpić miejsca, byśmy się ulokowali z pojazdami, skoro są dla nas specjalne miejsca wyznaczone. Na to ona strasznie się oburza i pod nosem sapie, że co to znaczy i co ona stać całą drogę ma. Na to ja "PANI MA TYLE MIEJSCA DOOKOŁA, WIĘC PROBLEMU NIE WIDZĘ", zawinęła kiecę, zabrała d. w troki i się wreszcie przesiadła.

Jak już się usadowiliśmy z rowerami to czekała na nas 2 godzina droga, która nawet szybko zleciała przy panoramicznych.
Pora wysiadać Kielce, stacja końcowa, a dla nas początek zaplanowanej trasy.
Foto dworcowe na dobry początek i rozpoczynamy przygodę od wizyty w miejscowym PTTK. Pieczętuję się i robimy przejazd po Śródmieściu w celu zobaczenia najciekawszych obiektów. Na cel pada - Pałac Biskupi, Dworek Laszczyków, Park z amfiteatrem Kadzielnia oraz zabudowa Rynku, gdzie przed dalszą drogą zasilamy się kebabem. 
Pora na dłuższy czas opuścić większe miasto i zapuścić się w mniejsze miejscowości. Korzystając ze ścieżek rowerowych jedziemy poza rogatki miasta, gdzie skręcamy na Szlak Przygody. Brzmi ciekawie i prowadzi w te rejony, gdzie zmierzamy. Zaczynają się wzniesienia i całkiem fajne zjazdy, którymi to docieramy do mieściny Ciekoty. Na rozwidleniu szlaków znajduje się obiekt Centrum Edukacyjne SZKLANY DOM, a obok niego tablica informacyjna, że znajduje się tu Dworek Żeromskiego, a że na budynku Centrum widnieje literka "i" to idę dowiedzieć się coś więcej i przy okazji złapię kolejną pieczątkę. Okazuje się, że Centrum opiekuje się dworkiem i oprowadza po nim. Bilety symboliczne po 3 zł, to nie odpuszczamy okazji i ruszamy zwiedzić Dworek. Łysica już na horyzoncie. Nim się oglądamy wjeżdżamy do miejscowości Święta Katarzyna. Początkowo, chciałem zdobyć najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, ale, że to obszar Parku Narodowego i niesprzyjający teren na rowery z sakwami decyduję się spasować z założeniem, że jeszcze tu wrócę.
W takim razie wybieramy wariant asfaltowy i jedziemy na około parku przez Bodzentyn do Nowej Słupi. Ostatnie 10 km to jazda przez plac budowy. Drogowcy poszerzali drogę, a my slalomem brniemy przed siebie.

W Nowej Słupi nie ma jakiegoś dogodnego miejsca ciepły popas. Kierujemy się dalej na azymut, by dotrzeć do Jeziora Chańcza. Z pomocą przychodzi stacja Orlena, gdzie aplikujemy sobie po hot dogu. Potem już spokojna jazda góra, dół, góra, dół, przez Paprocice, Łagów, Sadków i Raków, napawając się widokiem na wzniesieniach.

Tuż przed zachodem Słońca wreszcie docieramy pod zaporę Jeziora. Szukamy sensownej gastronomii i zasiadamy do późnego obiadu. Przy samym zbiorniku noclegów nie ma to posileni kierujemy się do pobliskiej miejscowości Korytnica, gdzie udaje się nam złapać nocleg na jednej z agroturystyk. Plan na dzień kolejny dotrzeć do Zamku w Ujeździe i docelowo do Sandomierza.

ZACZYNAMY
 
OBOWIĄZKOWO PIECZĄTKI I WIZYTACJA W PTTK-U

EKSPOZYCJA TYMCZASOWA W DWORKU LESZCZYKÓW z 1788 r. (KIELCE)

GDZIE TE ŚWIĘTOKRZYSKIE CZAROWNICE, GDZIEŚ POWINNY TU BYĆ (KADZIELNIA)

PRZYPADKOWO NA NASZEJ SPONTANICZNEJ TRASIE - DWOREK ŻEROMSKIEGO W CIEKOTACH

TAKOWE WIDOCZKI M.IN. PO DRODZE NAD JEZIORO CHAŃCZA.

CEL OSIĄGNIĘTY TERAZ TYLKO NOCLEGU POSZUKAĆ



 

Na kawę do Jadzi

Poniedziałek, 20 lipca 2015 · Komentarze(3)
Kategoria rekreacja
Poniedziałek zleciał na dopinaniu przygotowań do tygodniowego wyjazdu w Polskę z moją piękniejszą połową.
Zakupy, rotacyjna i pakowanie. Tak to ucieka do 19:00. 

Uporawszy się z całym majdanem dzwonię do Jadzi czy czasem nie ma jej w domu. Całe szczęście ją zastałem - zapowiadam się i ruszam po kamizelkę cyklozową, którą udało mi się dziwnym trafem u niej zostawić.

Po drodze zgarniam Łukasza, który z kolei ma Jadzi oddać kurtałkę :D. Bocznymi dróżkami docieramy do Będzina pod chatkę na kurzej łapce. Kawusia, pogawędka i po godzinie się zbieramy. 

Do domku powrót na okrętkę, przez wały na Zieloną, kółeczko po bieżni i zjazd na kwadrat.

Jutro pora ruszać. Trasa założona: Kielce - Świętokrzyski Park Narodowy - Jezioro Chańcza - Zamek Krzyżtopór - Sandomierz - Janowiec - Kazimierz Dolny - Nałęczów - Lublin. Jakieś 3 stóweczki do zrobienia.

Eksploracja cmentarza czterech wyznań

Niedziela, 19 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja, wycieczki
Kolejny upalny dzień z tendencją burzową.
Na facegłupie udaje mi się przyuważyć wydarzenie - spacer po Nekropolii wielowyznaniowej na Smutnej w ramach spotkania Sympatyków Sosnowca. 

Mnie tam jeszcze było, a jest na nim pochowanych sporo osób zasłużonych dla miasta. Do tego oprowadzał będzie Grzesiek, a dla mnie jest to dobra okazja dowiedzieć się coś więcej o małej ojczyźnie.

Zbieram się z wyrka i o 9:00 jadę bikem do PTTK, tam też zostawiam rower, przebierka w cywil ciuch i spacerkiem ruszam na Mireckiego na miejsce zbiórki. Sporo ludzi się zeszło. Jak wyliczyła organizator ponad 50 osób. Ponad 3 godziny spędzone na zwiedzaniu.

Po wszystkim z bohemą sosnowiecką (organizatorami i innymi znajomymi) trafiam do klimatycznego lokalu przy Teatralnej 9 (budynek ARL-u) na krótki afterek. Stacja Sosnowiec się zowie.

Koło 15:00 się towarzystwo rozeszło. Wracam po rower i zmykam do domu bo w powietrzu burza wisi. Jakoś udaje mi się na sucho dotrzeć. Do centrum chmura nie dotarła, a na Zagórzu akurat już było po deszczu jak tam się doturlałem.

Pod wieczór znów niecne plany by dokręcić do 4k km, ale front burzowy nie odpuścił i spasowałem.