Pora zaczynać rowerowy wyjazd urlopowy. Martyna podekscytowana. Po raz pierwszy jazda z sakwami i do tego wycieczka nie skończy się na jednym dniu tylko czeka na nas ciekawa - czterodniowa trasa. Można rzec Szlak Przygody.
Pobudka po 6:00, dopakowanie sakw i śmigamy na InterRegio do Dąbrowy Górniczej, skąd przedostajemy się do stolicy Województwa Świętokrzyskiego.
Wiemy co mniej więcej chcemy zobaczyć i ile mamy czasu na wyjazd. Reszta to totalny spontan. Trasa na azymut, a noclegi się zobaczy:D.
Dnia pierwszego trasa wiodła nas od Kielc przez Masłów, Ciekoty, Świętą Katarzynę, Bodzentyn, Nową Słupię, Łagów, Raków do Korytnicy nad Jeziorem Chańcza.
A co w trakcie się działo, to w wolnej chwili zasiądę przy klawiszach i opiszę. Foto również niebawem.
EDIT:
Pomysł wypadu już się rodził kilka miesięcy wcześniej. Jeszcze do końca nie byliśmy zdecydowani tylko gdzie pojedziemy (czy z rowerami, czy bez oraz na kiedy uda się urlop załatwić).
O ile Połowica miała większe pole manewru, to u mnie było gorzej z tym wolnym. Jednak siły wyższe się przyczyniły i udało się skorelować wolne ze sobą. Termin ustalony, Martyna zrezygnowała z byczenia się nad morzem i stwierdziła, że pora spróbować nieco innej, aktywniejszej formy wypoczynku. Na pierwszy cel poszedł Kazimierz i pokręcenie w jego rejonach na rowerku, ale skoro mieliśmy więcej pola manewru, Słońce moje poszło o krok dalej i przygotowała poszerzony wariant. Mnie w to graj, dołożyłem od siebie co warto przy okazji zobaczyć i ustalone. Trochę jeszcze czasu było do wyjazdu, więc, żeby być pewnym, że podoła to wyciągałem ją na przygotowawcze dłuższe wyjazdy jednodniowe.
Wreszcie wybiła godzina W. Jedziemy. Mapy zabrane, aparat naładowany, bilet na PKP kupiony - wszystko co obowiązkowe pozapinane na ostatni guzik. Na stacji PKP w Dąbrowie jesteśmy na parę minut przed odjazdem. Z doświadczenia z marcowego wyjazdu do Puław Inter Regio spodziewamy się starszego składu EZT-ki, gdzie bez problemu z rowerami wejdziemy na koniec pociągu, a tu ku zaskoczeniu podjeżdża wypożyczony od Kolei Śląskich ELF. Z rozpędu wskakujemy w ostatnie drzwi składu. Niestety nie ma tu miejsca jak się z rowerami rozstawić, a w przejściu stać nie będziemy. Robię zwiad i na następnej stacji przeskakujemy w przeznaczone dla nas miejsce. Zwracam delikatnie uwagę jednej babce, czy mogła by nam ustąpić miejsca, byśmy się ulokowali z pojazdami, skoro są dla nas specjalne miejsca wyznaczone. Na to ona strasznie się oburza i pod nosem sapie, że co to znaczy i co ona stać całą drogę ma. Na to ja "PANI MA TYLE MIEJSCA DOOKOŁA, WIĘC PROBLEMU NIE WIDZĘ", zawinęła kiecę, zabrała d. w troki i się wreszcie przesiadła.
Jak już się usadowiliśmy z rowerami to czekała na nas 2 godzina droga, która nawet szybko zleciała przy panoramicznych.
Pora wysiadać Kielce, stacja końcowa, a dla nas początek zaplanowanej trasy.
Foto dworcowe na dobry początek i rozpoczynamy przygodę od wizyty w miejscowym PTTK. Pieczętuję się i robimy przejazd po Śródmieściu w celu zobaczenia najciekawszych obiektów. Na cel pada - Pałac Biskupi, Dworek Laszczyków, Park z amfiteatrem Kadzielnia oraz zabudowa Rynku, gdzie przed dalszą drogą zasilamy się kebabem.
Pora na dłuższy czas opuścić większe miasto i zapuścić się w mniejsze miejscowości. Korzystając ze ścieżek rowerowych jedziemy poza rogatki miasta, gdzie skręcamy na Szlak Przygody. Brzmi ciekawie i prowadzi w te rejony, gdzie zmierzamy. Zaczynają się wzniesienia i całkiem fajne zjazdy, którymi to docieramy do mieściny Ciekoty. Na rozwidleniu szlaków znajduje się obiekt
Centrum Edukacyjne SZKLANY DOM, a obok niego tablica informacyjna, że znajduje się tu Dworek Żeromskiego, a że na budynku Centrum widnieje literka "i" to idę dowiedzieć się coś więcej i przy okazji złapię kolejną pieczątkę. Okazuje się, że Centrum opiekuje się dworkiem i oprowadza po nim. Bilety symboliczne po 3 zł, to nie odpuszczamy okazji i ruszamy zwiedzić Dworek. Łysica już na horyzoncie. Nim się oglądamy wjeżdżamy do miejscowości Święta Katarzyna. Początkowo, chciałem zdobyć najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, ale, że to obszar Parku Narodowego i niesprzyjający teren na rowery z sakwami decyduję się spasować z założeniem, że jeszcze tu wrócę.
W takim razie wybieramy wariant asfaltowy i jedziemy na około parku przez Bodzentyn do Nowej Słupi. Ostatnie 10 km to jazda przez plac budowy. Drogowcy poszerzali drogę, a my slalomem brniemy przed siebie.
W Nowej Słupi nie ma jakiegoś dogodnego miejsca ciepły popas. Kierujemy się dalej na azymut, by dotrzeć do Jeziora Chańcza. Z pomocą przychodzi stacja Orlena, gdzie aplikujemy sobie po hot dogu. Potem już spokojna jazda góra, dół, góra, dół, przez Paprocice, Łagów, Sadków i Raków, napawając się widokiem na wzniesieniach.
Tuż przed zachodem Słońca wreszcie docieramy pod zaporę Jeziora. Szukamy sensownej gastronomii i zasiadamy do późnego obiadu. Przy samym zbiorniku noclegów nie ma to posileni kierujemy się do pobliskiej miejscowości Korytnica, gdzie udaje się nam złapać nocleg na jednej z agroturystyk. Plan na dzień kolejny dotrzeć do Zamku w Ujeździe i docelowo do Sandomierza.
ZACZYNAMY
OBOWIĄZKOWO PIECZĄTKI I WIZYTACJA W PTTK-U
EKSPOZYCJA TYMCZASOWA W DWORKU LESZCZYKÓW z 1788 r. (KIELCE)
GDZIE TE ŚWIĘTOKRZYSKIE CZAROWNICE, GDZIEŚ POWINNY TU BYĆ (KADZIELNIA)
PRZYPADKOWO NA NASZEJ SPONTANICZNEJ TRASIE - DWOREK ŻEROMSKIEGO W CIEKOTACH
TAKOWE WIDOCZKI M.IN. PO DRODZE NAD JEZIORO CHAŃCZA.
CEL OSIĄGNIĘTY TERAZ TYLKO NOCLEGU POSZUKAĆ