Generalnie dzień podzielony na pętlę mniejszą i większą. 38 i 120 km. Ale o tym jutro. Tak to się kończy jak zajeżdżasz na firmę, a tu ci mówią dziś wolne. Dwa razy nie trzeba było powtarzać.
Wieża zdobyta idę spać.
Takie dni to ja lubię. Wczoraj dzień niemrawy i chęć do jazdy znikoma. Dziś z kolei miał być dzień roboczy, a jak na złość słońce od rana. Zbieram się z domu chwilę po 9:00 i kręcę na Morawę, zobaczyć jaki to przydział zajęć będę miał na ostanie dni miesiąca. Na miejscu niespodzianka. Dowiaduję się, że pracy na magazynie nie ma na tyle i mam dopiero jutro się stawić. W takim razie w tył zwrot i już mnie nie ma. Kręcę sobie mimochodem na centrum KATO. Po drodze wpadam na Artura - szwagra Pawła, zamieniamy kilka słów i kręcę sobie dalej. Nawrót na Rynku i śmigam na kawkę do żony na Rawę. Wypiwszy zabieram jedną przesyłkę i śmigam na pocztę, w drodze jeszcze zjazd do NEONETU podbić gwarancję i na kwadrat.
W domku coś na ząb, smarowanie łańcucha, zmiana plecaka i w drogę. W nogach już niecałe 40 km. Za cel obieram sobie ruiny zamku w Rabsztynie. Jest już po 13:00 więc trzeba gonić. Kręcę przez Las Zagórski na Kazimierz, następnie Ostrowy i koło Euroterminalu i schroniska młodzieżowego Niwa docieram na Rynek w SŁAWKOWIE. Ssanie małe mi się załącza. Podbijam sobie kajet w punkcie Informacji i aplikuję sobie dwa kreple i 0,5 niegazowanej. Pora śmigać dalej. Jadąc dawno nie odwiedzanym odcinkiem szlaku dąbrowskiego przemieszczam się do Okradzionowa, a następnie Błędów. Trochę terenem, trochę asfaltem osiągam CHECHŁO. A tu niespodzianka, ktoś się nie bał i z...ał Wielbłąda. Foto na dowód zbrodni i odbijam na niebieski rowerowy, który wyprowadza mnie na punkt widokowy Dąbrówka. Zdjęcie z widokiem na PUSTYNIĘ BŁĘDOWSKĄ i kontynuuję jazdę niebieskim do KLUCZY. Tam się wtaczam na Czubatkę i czynię foto pustyni z innej perspektywy. Wrzucam na ząb rogaliki, które zakupiłem na rynku w Sławkowie i udaję się do JAROSZOWCA. Docieram pod basen i odbijam na jeszcze nie eksplorowany przeze mnie czerwony rowerowy, miejscami dość piaszczysty, który doprowadza mnie pod samiuśki zamek w RABSZTYNIE. Z innej strony do niego dojechałem i prawie go nie zauważyłem. Do zamknięcia jeszcze niecała godzina, więc korzystam z okazji i postanawiam zwiedzić i zobaczyć jakie postępy czynią z rekonstrukcją. Jak narazie udostępniony jest częściowo dzieciniec wieża oraz wystawa w pomieszczeniu nad bramą główną. Dowiaduję się, że obecnie trwają prace mające na celu udostępnienie lochów zwiedzającym. Teleekspres przeleciał, zjeżdżam do karczmy u podnóża zamku i posilam się plackiem z gulaszem z dodatkiem Lagera Brzeskiego.
Czas usieka, nim się oglądam już po 18:00. W nogach setka, a tu jeszcze do domu dotrzeć trzeba. Pora się zbierać. Rozkręcam się powoli i śmigam do OLKUSZA. Udaje mi się złapać jeszcze jedną pieczęć, tuż przed zamknięciem informacji. Myślę jak tu jechać. Na Bukowno - monotonia, trasą - zbyt nerwowo, Trzebinia wojewódzką - spory ruch. Ten ostatni azymut najbardziej przypasował, lecz wybrałem wariant terenowy. Wpadam na pieszy zielony i jadę do Żurady. Po przejechaniu wsi zaczął się leśny odcinek prowadzący do PŁOK. Na zwiedzanie sanktuarium czasu nie i kręcę już asfaltem do MYŚLACHOWIC. Tam wpadam już na wojewódzką 791 i śmigam do TRZEBINI. Teraz już gonitwa do domu. Chłodno i ciemno się zrobiło. Podążając za krajową 79 po kolei przelatuję przez CHRZANÓW I JAWORZNO, aż docieram do Niwki, gdzie opuszczam tą trasę i już lokalną drogą do Zagórza i zjazd po 22:00 na kwadrat.
Takie spontany to ja lubię. Znane mi miejsca docierałem nieznanymi jak dotąd drogami.
Szlak Sławków - Okradzionów. Kiedyś był tu tłuczeń i szuter. Dziś regularny asfalt
Gdzie jest Wielbłąd
Tak to wyglądało
a tak wygląda na dzień dzisiejszy