Niedzielny wypad jednak trochę mnie wymęczył, przez co "olewam" budzik (nie usłyszałem go) i plan dojazdu na 8:00 do bazy i jako pierwszy rozładować auto spalił na panewce. Ogarniam się w miarę i o 8"30 wskakuję na Meridiana i rura na Morawę. Nawet jakosik się jechało. Trasa bez kombinacji standardowa i nawet ekscesów na drodze nie było.
W robocie do 13:00 i też bez większego objazdu powrót do domu prawie, że podobną trasą przebierka w cywilki i puszką po brata do Goczałkowic.
Sobota przestojowa, najdłuższy dzień targowy do tego ból stopy wolałem pozostać wieczorem w domu i zregenerować siły.
Za to w niedzielę poleciałem z kilometrami. Rowerowy dzionek w sumie rozpoczęty dość późno bo o 17:00. Ale za nim na rower przyszedł czas trzeba było odbębnić dniówkę na targach. Zadziwiająco jak na niedzielę małe obłożenie odwiedzających targi turystyczne w ostatni dzień wystawowy. Minus mniej potencjalnych klientów, a na plus, że wcześniej zabraliśmy się za składanie stoiska i po 16:00 byłem już w domu. Zmiana godziny do przodu wyszła na korzyść bo zyskałem godzinę więcej do zachodu słońca.
W domku obiadek i telekonferencja z cyklozowiczami jak tam postępy w ustawkowym wypadzie do Olsztyna. Jak się okazało byli już na miejscu i kończyli zwiedzanie zamku więc mój niecny plan wyjazdu na przeciw mógł się spełnić. Punktem spotkania miał być rynek w Woźnikach, ale potem korekta nastąpiła i zmieniliśmy miejsce na Cynków.
Nie ma co czasu marnować, uporawszy się z obiadem wskakuję w bike wdzianko, zawijam kiece i lecę. Od samego początku żwawe tempo momentami trochę wmordewind dawał opór ale można było gonić w granicach 30 km/h. I tak na centrum DG potem Zielona i lecę na bikostardę P4. Wiary od groma, nie było żadnego króliczka, nikt się nie włączał do pościgu więc sam sobie nadawałem tempo. Z P4 na Wojkowice Kościelne i kawałek poboczem DK 86 przebijam się na Podwarpie, gdzie już wpadam w Gierkówkę. Początkowo korciło mnie ciągnąć trasą aż do Winowna ale ruch na drodze spory więc na Podwarpiu odbijam na Przeczyce. Przecinam tamę i już wbijam się w na trasę wersji B dojazdu na moją wioskę, czyli Boguchwałowice, Zadzień leśny odcinek, gdzie spostrzegam Łosie. Potem na chwilę asfalt w Brudzowicach i znów lasem aż do Winowna. Zwrot w lewo i kierunek Cynków.
Na miejscu zbiorczym jestem pierwszy ale w niedługim odstępie zjawiają się klubowicze w osobach Pawła, Andrzeja, Marcina G, Waldka i Maćka. Chwila przerwy temperatura spada i dzień chyli się ku końcowi odziewamy się w cieplejsze wdzianko i kręcimy w kierunku Zendka. Następnie objazd lotniska (udaje się załapać na start samolotu), Ożarowice, Sączów, Siemonia, Dobieszowice i dolatujemy pod rogatki Wojkowic. Andrzej z Pawłem opuszczają nas i jadą dalej na Siemce, a my zwrot i za Brynicę do Wojkowic. Już spokojniejszym tempem na Czeladź. przejazd przez światła i kierujemy się na Piaski i do Sosnowca. Ustawka dobiega końca na Mireckiego odłącza się Maciek potem eskortujemy Marcina na Wawel, a na koniec ciągnę z Waldkiem pod Cedlera, gdzie on do siebie, a ja zwrot i na Zagórze.
Pod domem 96 km ale jakość nie miałem już ani chęci ani siły by ukręcić te 15 minut jeszcze i na tym zostało. Dzionek udany pogoda dopisała i udało się cosik więcej ukrecić niż tylko trasę DPD.
Rowerowy dzionek zaczął się dość późno. Ale lepiej późno niż wcale. Większość piątku spędzona na GLOB-alnych targach w Kato. W domu dopiero po 18:00, wrzucam w siebie obiadokolację i po 20:00 dosiadam Meridiana i docierania napędu ciąg dalszy.
Na początek kierunek Klimontów robiąc za kuriera dostarczam przesyłkę. Na zjeździe z Mecu kręcę dzisiejszego V-maxa.
Przesyłka dostarczona do rąk własnych nawrotka i kierunek DG. Cel główny bieżnia wokół P3. W między czasie dostaję cynka od Limita, że dzisiaj był Alleycat organizowany przez Kosmę i na zakończenie zakotwiczyli się gdzieś na ognisko.
Nowy cel się znalazł odnaleźć płomień ogniska. Docierając do Mola chyba mijam się z Olgą ale do końca nie byłem pewien ciemno + świecące lampki z przeciwka wpłynęły na fakt, że były problemy z rozpoznaniem.
Na promenadzie telefon do Kosmy - gdzie są, ale bez efektu więc ruszam na czuja. Od mola kierunek na cypelek, tutaj pustki dalej na Piekło i nawija z powrotem. Przed kamiennym kręgiem jednak oddzwania to podkręcam tempo i dołączam do ekipy. Na miejscu już tylko Monia z Tomkiem oraz jeszcze 3 braci rowerowych. Chwila rozmów ale robi się chłodno to po 22:00 zwijamy manatki i kończymy imprezę. Kilometrowy niedosyt jest to odprowadzam kawałek Tomka i Kosmę pod Ząbkowice. Początkowo slalomem po bieżni omijając żaby kamikadze, które odbijały się w świetle latarek spoczywając na ścieżce. Potem na Piekło i wzdłuż torów przebijamy się pod wiadukt prowadzący na Ząbkowice. Tam się żegnamy i zawijam na Gołonóg i już cały czas jak droga prosta i szeroka na Zagórze. A jutro znów targi.
Oj jak to dobrze wiedzieć, że w rowerze wszystko w porzo i można normalną przelotową kręcić bez konieczności dużo wcześniejszego wyjścia by na czas zdążyć.
W sumie pewnie i bika by nie było tylko zbórkomem przyszło by jechać, załadować busa i gdzieś w Polskę, ale udało mi się z szefostwem utargować i ten weekend spędzi się na miejscu - 3 dniówki na targach GLOB w Katowicach. Więc i wieczorem można będzie po pracy kości rozprostować na kole.
Rowerowy dzionek rozpoczął się o 8:00, lekkie śniadanie, trochę się ogarnąć i parę minut po 9:00 ruszam do roboty standardową trasą. Już na starcie trzeba było skorzystać z chodnika bo ubił się niezły korek do świateł przy Makro i nie było jak się przepchać potem przeskok na pasach na drugą stronę i od razu napędzam Meridiana do 40 km/h i tak się ciągnęło aż do Ślimaka ale jak zwykle tam załapuję się na czerwone więc chwila na złapanie oddechu i rura dalej. Sobieskiego coraz bardziej rozkopane to slalom między pomarańczowymi i za mostem granicznym przemiana roweru w koło i singielkiem wzdłuż brzegu stawu Morawa,aż pod firmę. Przebierka w cywilki i kierunek Bytków rozłożyć stoisko. Powrót na bazę coś po 14:00 znów wskakuję w rowerowe ciuchy i nawijka do domu na obiad.
Po głowie chodzi niecny plan zrobienia jakiegoś sensownego dystansu ale szybko plany się zmieniły bo wpadła dodatkowa dostawa do Myszkowa.
Powrót do domu na 19"00 zostało jeszcze coś przegryźć i może uda się po bieżni trochę pośmigać ale i ten plan nie wypalił wieczorne manewry odbyły się w mieście. Najpierw robiąc za kuriera podrzucam tacie na Mec teczkę z dokumentami, a potem za pomoc drogową jadę na pomoc bratu na Legionów, któremu akumulator padł i zostało odpalanie na popych by jakoś do domu zjechał.
Uporawszy się z problemem godzinna pogawędka z Mirasem i zawijam przez Kukułek na Zagórze. Wieczorem zdecydowanie jeszcze za chłodno do tego jeszcze zimny wmordewind nie współpracował w drodze powrotnej do domu.
Koniec z użeraniem się ze starym napędem. W planach miałem rano ruszać już po podzespoły do Meridiana ale plany jak to plany uległy zmianie i dzionek zaczął się od wycieczki z młodym puszką do Kato. Załatwiwszy sprawy powrót na Zagórze zgarniam tatę i ruszam ostatni raz na starym napędzie na Sc porobić rowerowe zakupy i do banku odblokować kartę.
Zakupiwszy potrzebne elementy rozrządu: Łańcuch Sunrace, kaseta 11/32 HG 50 i korba z dużym blatem 42 SHIMANO-wskie,no i klocki accenta bo już poprzednie praktycznie starte ruszam do banku, gdzie sprawnie załatwiam to i owo. Potem nawijka na Modrzejowską, ale jakoś tak objazdem bo spotykam Kasię i wolnym tempem na ile kaseta pozwoli odprowadzam kawałek na Borki, gdzie się nawracam załatwić jeszcze jedną sprawę na center. Ale nim się dokulałem to już okazało się ze za późno i już zawarte.
Dnia jeszcze trochę zostało tel. do Pana Robka jak stoi z czasem. Jest w garażu i dłubie przy rowerach to dalszy kierunek na Dmowskiego. Nawet mi to dotarcie zgrabnie poszło. Chwila pogawędki i bierzemy się do roboty: narzędzia do operacji gotowe, pacjent na stojaku czeka na przeszczep nowych organów. miejscowe znieczulenie i wymieniamy puki się nie ściemni.
Po niecałej godzinie nowy rozrząd osadzony, jazda próbna, test łańcucha czy spinka dobrze trzyma. Gra i buczy. Powoli się ściemnia i zdecydowanie chłodniej. Kierunek dom i reszta zabawy z doregulowaniem przerzutki i założeniem nowych klocków hamulcowych na spokojnie w piwnicy.
Jutro na robotę wreszcie na normalnych przełożeniach. Weekend targowy tym razem na miejscu w Kato na targach turystycznych więc pewnie wieczorem będzie się dobijało kilometrów.
Wtorek za oknem nijaki i jakaś taka pasywna chęć do wszystkiego, ale się wreszcie zbieram z wyrka. Śniadanie i na PC-ta zorientować się co w trawie piszczy i uzupełnić wpisa za poniedziałek.
Na sielance zlatuje do 13"00, ruszam na DG ogarnąć gdzie tu organy do bika zakupić. Wybór trafił na Olimpijczyka, ale trafiłem nie w porę tyle co mieli dostawę towaru więc nic nie załatwiam, ale za to jutro już będą odpowiednie części na mnie czekać.
Telefon z roboty (w sumie się go spodziewałem), że dostawy wpadły, no cóż poszukiwania chwilo zawieszone do jutra. Powrót na kwaterę i z kołowania było by na tyle.
Powrót z Kalisza, i od poniedziałku znów kierat, rano na bazę rozliczyć się z wyjazdu, chłodnawo mży więc decyduję się na dojazd i powrót autkiem. Jak na poniedziałek wszystko szybko udaje się zrobić co w efekcie po dwóch godz jestem z powrotem w domu.
Trochę aura się poprawia ale nadal pochmurno i Celciusz też za wiele się nie podniósł. Mimo to pokręciwszy się po domu, przebierka już w roboczy bike strój i z tatą jedziemy z początkiem tygodnia na Centrum pozałatwiać kilka spraw.
Bokami przez Małe Zagórze, Kombajnistów żwawym tempem emeryta na przełożeniach 1- 4, 3-4 jedziemy najpierw do PZU, okazuje się, że tu niewiele załatwimy, to dalej do innej placówki ubezpieczyciela, gdzie już bez kolejek udaje się pozałatwiać, potem ZUS i nawrotka podobną drogą na Zagórze. Podobną bo zmieniam na trasę bardziej pagórkowatą czyli przez Kukułek wylatując na Pekinie i już ścieżką wzdłuż Mieroszewskich na kwaterunek.
Dobra, rzecz many przyszło więc jutro czas na poszukiwanie organów do przeszczepu napędu Meridiana.
O jakieś już w radio zaczęli prawić z resztą za oknem też dziś przyjemnie więc chyba już wiosenna aura się pokazała.
Co prawda dziś miało być bez roweru za chwilę znów wyjazd, ale jakoś się nie mogłem oprzeć pokusie i chociaż parę km dla zasady ukręciłem.
Nieplanowana pobudka coś koło 6:00, a to z racji wielkiego huku, spoglądam za okno co się dzieje, a tu TIR-owi eksplodowała opona. Ożesz ty w trampek no to pospane. By spożytkować ten czas wskakuję w trykocik i ruszam na DG pobrać nieco grosza ze ściany płaczu, korci mnie jeszcze rundka po bieżni ale jednak musiałem odpuścić bo z tym napędem nie wyrobiłbym się w oknie czasowym by wrócić i odkręcić się na bazę spakować targowego Mastera i kierunek Kalisz.
Trudno darmo na przyszły tydzień muszę zrobić porządek z tym rowerem bo już dużej tak kaleczyć jazdy się nie da i zacząć intensywniej kg zrzucać
EDIT: Mały bonus dzisiejszego dnia. Na bazę dla odmiany zbiurkomem, chodź śmiało mogłem ryzykować bikem, ale co się wlecze nie uciecze. Autko spakowane gotowe do drogi, a wyjazd po 16:00 to powrót na kwaterunek wrzucić w siebie obiad i korzystając znów z okazji hop na bika i żwawym tempem emeryckim kręcę na Sc pozałatwiać sprawy w Oddziale. Pomimo + 20 za oknem jednak jeszcze kombinacja długiego ciucha i wcale się nie spociłem kręcąc na młynkach pod wiatr przez Mec, Orion, Kukułek i 1 Maja. Powrót już mniej więcej bokami wzdłuż 3 Maja (park, Plejada, Stok, Małe Zagórze). Na dziś wystarczy minimalne minimum ukręcone.
EDIT: Już w Kaliszu, miejsce docelowe w delegacji nowo otwarta Galeria Amber Kalisz, a swoją drogą coś dla Noibasty namierzyłem kolejnego Szweda na 3 Maja tym razem na wys. Parku Sieleckiego po stronie torów kolejowych.
Elastyczny czas pracy dziś wolne i nie wolne bo od rana zajęcia przydomowe i wrzutka na bs poniedziałkowego kręcenia po okolicy. Koło 14:00 tel. od Rysia co to mam w planach i co najważniejsze czy jestem na kwaterunku by gdzieś się pokręcić po okolicy. Ale że dziś trzeciowtorkowe spotkanie klubowe to zaproponowałem co by zakręcił do mnie i ruszymy okrężną drogą na Dęblińską. Korelacja z Limitem i kwadrans po 15:00 zjeżdżamy się na Orionie.
Tempem emeryckim 15 do 20 km/h na ekstremalnych przełożeniach prowadzę chłopaków przez Kukułek, Narutowicza w okolice Szpitala nr 1 gdzie to Limit poszukiwał do sfocenia obiekt budowlany w postaci przedszkola.
Obiekt namierzony - udokumentowany na fotonośniku więc już prosto blokowiskami przedzieramy się pod fontannę. Zapas czasu spożytkowaliśmy na rozmowach różnych, pora zebrania się zbliża to wciągamy się na piętro i czekamy na resztę klubowiczów.
Finansiera, wypady bliższe i dalsze oraz rozmowy różne tak to zlatuje do 18:00. Pozbierawszy się na samym końcu zostałem z Limitem i Adim. Noc jeszcze młoda to pomimo totalnie zjaranego napędu decyduję się na mały objazd i z Adim eskortujemy Limita do Czeladzi.
Nim się żegnamy mały serwis uliczny w postaci regulacji przedniego hamulca Limita, uciekają minuty ale wreszcie defekt udaje się naprawić, się rozchodzimy Limit przed siebie, a my nawijka na Pogoń. Przy Akademikach Adi zbija do siebie, a Ja na Chemiczną i bokami przez Środulę i Małe Zagórze już swoim tempem kręcę na kwaterunek.
Jutro może jeszcze się coś dobije, a w czwartek kurs na Kalisz, tam mnie szukać do Niedzieli.
Po dłuższej przerwie znów rowerek w ruch. Pobudka po 7:00 rzut okiem co za oknem wygląda na to, że nie pada, a bynajmniej nie tak jak w weekend do tego analiza słupków na ICM-ie wygląda na to że na sucho powinno mi się udać pokręcić więc postanowione bez kombinacji ze zbiurkomem tylko wskakuję na bika i ruszam o 9:00 na Morawę. Katowania napędu ciąg dalszy ale na obecną chwilę muszę się jeszcze wstrzymać z wymianą i jak się jeszcze powiedzmy jechać da to się kręci. Do Sielca standardowo wylot na Makro i jak droga prowadzi koło stoku i już 3 Maja kręci się i tak opornie więc na Sielcu skręcam na Źeroma i bokami wzdłuż torów kolejowych przebijam się na Kilińskiego skąd już na Sobieskiego i singielkiem terenowym omijam rozkopany odcinek i wyskakuję przy firmie. Auta targowe rozładowane następny wyjazd ustalony to zawijam kiecę i lecę załatwiać skarbówkę. Objazdem tym razem przez Stawy Hubertusa docieram do PTTK zostawiam bika i z buta najpierw do Plastrów zorientować się ile mnie części zamienne wyniosą i potem prosto do Fiskusa. Zadziwiająco szybko udaje mi się PIT-y złożyć i po kwadransie wracam do Oddziału po bika i już nawijka na obiad. By nie wracać tą samą drogą powrót przez Legionów do ścieżki na Kombajnistów skąd już na Zagórze.
Jutro spotkanie klubowe kto chętny z niezrzeszonych dowiedzieć się coś więcej na temat naszej zwariowanej paczki również zapraszam. Dęblińska 1 Oddział PTTK Sc godz. 16:30
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym