Dziś też bez większego kręcenia. Przy poniedziałku o dziwo udaje mi się wcześniej zebrać i wybywam o 7:20 standardową trasą na Morawę. Pomimo przeskakującego przy szarpnięciu napędu udaje się utrzymać przyzwoitą prędkość. Przy dobrej czasówce unikając świateł przy ślimaku odbijam na Park przy basenie i dalej terenem wylatując na Kilińskiego. Jednak nie było mi dane nie spóźnić się przy poniedziałku do roboty. Przecinając pod spodem estakadę niewiadomym sposobem zmuszony zostałem do hamowania. Coś syczy (niedobrze, a tyle co na wieczór dobijałem powietrza). K--a zaś pana co za fatum. W przednie koło wrypał się odłamek szkła i parszywie poczynił szkody w postaci przedziurawionej dętki. Szybki serwis wymiany i lecę dalej. Jeszcze parę minut mam by wjechać na styk. Ale nie ja. Czerwone światło i zaklinowany łańcuch sprawiają, że docieram lekko spóźniony.
Po pracy objazdem po nowy łańcuch i linki rezerwy na wyjazd do Plastrów i do Banku. Jutro dzień przerwy rower na serwis, a Ja zwów gdzieś w Polskę.
Ten pierwszy w sierpniu weekend nie wypadł rewelacyjnie jeśli chodzi o dystans. Znów nie za dużo, ale zawsze coś.
Dziś znów większość dnia w domku przesiedziana, rano niedzielne obrzędy kościelne, potem zabawa z rachunkami i dopiero po tym całym bałaganie wybywam ok. 18:00 do Decathlona ogarnąć czy są jakieś fajne promocje, powrót pod domek i ruszam z rodzinką na przejażdżkę po okolicy.
Na początek kierunek Park na Kazimierzu, po drodze pogawędka z Panem_P. Rundka po parku w poszukiwaniu kangura. Skubaniec nie lubi komarów i zamknął się w swojej kwaterze. Za to Szopy wariowały za trzech. Z parku kierunek Dg i P3. Pod molo mamuśka z siostrą kręcą pauzę, a ja z fatrem dwa kółeczka wokół zbiornika. Ciemnawo się zrobiło to zawijamy z powrotem na Zagórze.
W głowie po dniu dzisiejszym nasuwa się apel do niedzielnych rowerzystów i innych uprawiaczy wszelakiej aktywności na dąbrowskich akwenach.
DNI SĄ CORAZ KRÓTSZE, A CHĘTNYCH DO RÓŻNEJ AKTYWNOŚCI SPORO SZCZEGÓLNIE PO ZMROKU. CO PRAWDA NIE MA OBOWIĄZKU JAZDY NA TERENACH POZA ULICĄ ZE ŚWIATŁAMI, ALE MOGLIBYŚCIE ZAINWESTOWAĆ GROSZE NA NAJTAŃSZE OŚWIETLENIE I KAWAŁEK ODBLASKU, ABYŚMY BARDZIEJ KOMFORTOWO I BEZPIECZNIE MOGLI SIĘ MIJAĆ I CZERPAĆ RADOŚĆ Z UPRAWIANIA SPORTU. ROZUMIĘ BIEGACZY NIE KOMFORTOWO SIĘ BIEGA Z LATARKĄ NA GŁOWIE ALE CHOCIAŻ MAŁY ODBLASK NA NOGĘ I JUŻ JADĄCY ZE ŚWIATŁAMI WAS DOJRZY.
Na dłuższą jazdę chodź by się chciało nie można pozwolić. Po 3 dniowej delegacji nadrabianie różnych zaległości domowych (kiedyś to trzeba zrobić). Przed południowym szczytem grzejącego słońca rowerkiem do Reala po zaopatrzenie. Potem sprzątanko i inne zajęcia domowe. Po południu znów rowerem do Oddziału uzupełnić papierzyska. Po drodze spotkanie z Januszem na górce środulskiej i rzut okiem na kino pod chmurką, gdzie leciała kolejna część Bonda.
Na zakończenie lipcowego kręcenia małe załamanie pogody. Przerwa od upału, trochę deszczyku i chmur.
Pobudka o 6:30 i rozważanie co za oknem. Coś tam marasi ale decyduję się pokręcić do pracy. Chyba puki co dojazd z najgorszą średnią od początku dojazdów na Morawę. Przeskakujący co chwilę łańcuch nie pozwalał dojść do odpowiedniej prędkości. Do tego wmordewind i czerwone światła.
Z meteo wynikało, że powrót może być w deszczu ale jakoś do 17:00 się wyklarowało i powrót na sucho. Nawet napęd lepiej zapodawał. Mimo to przed Wilkasami pasowało by go zmienić.
Wieczorem po popołudniowej drzemce i TV relacji z 3 etapu TDP ruszam na dokrętkę w wiadomym kierunku na P3. Dwa kółeczka, znajomków nikogo nie spotkałem i powrót na Zagórze. Jutro 3 dni w trasie. Mała przerwa od dwóch kółek.
Ta wycieczka dała o sobie poznać tak się dobrze spało, że zapomniał bym, że dziś poniedziałek i robota czeka. Przycinając sobie komara rzut okiem na zegar o k..a to już ta godzina. Szybki szpil i już kierunek Morawa. Z rana jeszcze w miarę noga zapodaje, ale i tak docieram spóźniony. Układ świateł średnio sprzyjający.
Z uwagi na kolejny kontener i niechęć do jazdy po upale dziś później wyjazd z bazy. Powrót trochę zaokrąglając przez Hubertusa na Naftową i wjazd do Centrum. W parku Sieleckim spotkanie z Krzyśkiem. Krótka pogaducha i wlekę się do domu ze średnią 10 max 15 km/h. Jakoś nie miałem chęci kręcić szybciej.
Po południu plan wypadu nad wodę. Ale spanie zmogło i trzeba było dać organizmowi chwilę wytchnienia.
Niedziela to dopiero daje nam popalić z tym upałem. Plus tego, że mięśnia cały czas rozgrzane i nogi zapodawały jak należy.
Pobudka szła opornie kontynuacja wieczorów integracyjnych trwała do późnych godzin nocnych.
By w miarę postawić się na nogi o brzasku dnia czyt. koło 8:00 rozgrzewka w rześkiej wodzie stawu przy naszym noclegu, aż się wychodzić nie chciało, a tu trza ciągnąć dalej.
Plan przewidywał od możliwości dotarcie dziś do Częstochowy. Ale punktów sporo, z nieba żar to znów tempo przeciętnie nie za szybkie. Z noclegu wreszcie spakowani parę minut po 09:00 wyruszamy dalej. Na początek podjazd pod ruinki zamku w Bydlinie. Dalej by zmierzyć się z przejechaniem dystansu i nie męczeniu się za bardzo decyzją padło na kombinację trasy asfaltami.
Trasa Bydlin - Smoleń - Pilica - Ogrodzieniec - Morsko. Na przerwie obiadowej w Ogrodzieńcu zapada decyzja z rozsądku o dociągnięciu do następnego zamku w Morsku przeczekać największe słońce i udać się w drogę powrotną. Przetasowaniu już mniejszymi grupkami toczymy się w kierunku domu. Ja wybrałem wariant w pełni rowerowy i prowadząc jeszcze 5 za sobą przez Włodowice - Myszków docieramy do Siewierza na rynek. Konsumpcja lodów i ruszamy na "Pojezierze Dąbrowskie skąd już każdy w swoją stronę.
Dzień drugi wyprawy zakładał już właściwy przebieg trasy Orlimi Gniazdami. Sobotni poranek w Forcie 39 u podnóża Lasu Wolskiego w Krakowie wita nas pełnią słonecznego lata. Z naładowanymi akumulatorami opuszczamy Kraków i lecimy dalej. Na rozkręcenie dociągamy pod Wawel podbić pieczątki. Dalej to już Zielonki - Korzkiew - teren Ojcowskiego Parku Narodowego - Ojców - Pieskowa Skała - Sułoszowa - Olkusz - Rabsztyn - Jaroszowiec - Bydlin.
Tempo nie za rewelacyjne zważywszy na różne postoje w zakładanych miejscach oraz temperaturę.
Zalegli rosną, a na kole prawie, że ciągle pora chociaż trasę uzupełnić w wolnym czasie może uda się resztę uzupełnić.
Dziś nietypowo bo z dwoma sakwami do roboty, ale za dużego oporu mi to nie daje i w granicach normy docieram standardową trasą na Morawę. Dziś dostawa na magazyn roboty w ciul, a tu jeszcze jazda czeka. Większość towaru już pochowana. Prysznic i lecę na 17:00 pod fontannę by z wesołą ferajną ruszyć na kolejny weekendowy wypad pod egidą CYKLOZy. Na miejsce docieram jako jeden z ostatnich ale co zrobić wcześniej się nie dało z pracy wyrwać. Tyle słowem wstępu reszta nadejdzie z czasem.
Trasa dnia Sosnowiec - Jaworzno - Trzebinia - Puszcza Dulowska - pierwszy z Zamków na trasie Tenczyn w Rudnie - Mników - Cholerzyn - Kryspinów - Kraków już dawno po zmroku.
Coś czuję, że niebawem znów koszta i wymiana napędu i próba jazdy na dwóch łańcuchach, bo te przeskakiwanie jest dość uciążliwe.
Tydzień leci do przodu zważywszy, że zaczęło się pracę od wtorku. Pobudka jak zwykle 6:30 i mozolne wychodzenie z wyrka. Potem na przyśpieszenie, śniadanie i wypad. Dziś mała modernizacja trasy przejazdu na Szopki, a mianowicie początek jak zwykle: wylot na światłach przy Makro i rura wyłączonym pasem w kierunku Centrum S-ca. Modyfikacja polegała na ominięciu dwóch następnych świateł i tak na wys. Sielca wjazd do Parku Żeromskiego i skrótem pod Estakadą na Kilińskiego, skąd by ominąć te światła przebijam się przez Piłsudskiego u wylotu z Mireckiego (tu nie ma świateł), Kierocińskiej i powrót na na normalny tor (Sobieskiego) i na Morawę. Kilometr więcej do przejechania, ale płynniej zważywszy, że ostatnio udaje mi się czerwone polować.
Na koniec dniówki rower wraca na pace bo mieliśmy jeszcze robotę na mieście i żeby nie kołować taki wariant wyszedł w praniu.
Zostawiam zbędne, rzeczy i ruszam do Górniczego odebrać tacie wyniki. Powrót na małą okrętkę tzn: z Górek Małobądzich na wały i oczywiście P3. W oczekiwaniu na powitanie gastroustawkowiczów spędzam czas na pogawędce z Andrzejem, który przyjechał za wczas. Po kwadransie studenckim ekipa się zbiera na Grodziec, a ja kawałek z nimi,a potem na Zagórze.
Jutro prosto z roboty na Jurę i powrót w niedzielę, późnym wieczorem.
Dojazd do pracy nie należał do rekordowych przejazdów. Dziś stosunek świateł 3/0. Po pracy małym objazdem po obrzeżach Hubertusa. Potem nadzwyczajne spotkanie klubu i dojazd do Dęblińskiej. Na zakończenie mała dokrętka do domu.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym