Oj jak zakręcony ten dzisiejszy dzień. Od rana telefon chciał się zapalić. W efekcie po kilku telefonach plan na dziś musiałem nieco zmodyfikować. Na rozruch czterema kółkami na bazę wedle południa załadować pojazd na weekendowy wyjazd do Włocławka.Powrót, przerwa na obiad i o 15:00 dosiadam Authora i ruszam dostarczyć książeczki do jaworznickiego PTTKu. Kręcąc przy zajezdni spoglądam czy czasem na Limita nie wpadnę, ale nic z tego rozminęliśmy się. Myśląc, że petetek czynny do 16:00 podkręcam tempo i tnę na azymut. Spod zajezdni na Porąbkę, szczytem przez Juliusz i lasem wylatuję w połowie Maczek. Biała Przemsza przekroczona i już w Jaworznie. By sie przy tej zerowej temperaturze ku rozgrzaniu podjazd na gore piachu i za drogą koło geosfery w kierunku centrum Jaworzna. Pod Oddziałem ląduję na 5min przed 16:00. Przez chwilę myslalem ze juz nic nie załatwie, a tu sie okazuje, ze jest czynne do 18:00 wiec kamień z serca i zostawiam ksiazeczki do weryfikacji.
Pora ruszać dalej z przesylkami. Z centrum trzymajac się DK79 ruszam do kolejnego punktu. Tranzytem przez Modrzejów i Mysłowice zmierzam do Kato. Pora naładować akumulator. Z Zawodzia zwrot w kierunku Ikei. Godzinny pitstop na podwójną małą czarną w Rawacafe u mojego skarba.
Akumulator podładowany ruszamy dalej zapętlać trasę. Z rawy na Dąbrowkę i drogą obok schroniska wracam znów na zagłębiowski teren. Przekraczam Brynicę i wlatuję do Czeladzi. Dalszy kierunek to Grodziec, skad juz zjazd pod lwa. Krótka przerwa na swiatłach. Przecinka DK86 i kurs na będzińską Łagiszę. Pora na DG. Zielona, P3, Łęknice, Gołonóg i powrót na Zagórze.
Poniedziałek weekendu początek. Pobudka o 7:00 próbowała mnie obudzić, ale jakoś opornie szło i skończyło się, że wstałem godzinę później. Zestaw termo na siebie i w drogę na bazę. Po rozliczeniu rundka na podwójną małą czarną do Rawa cafe. Godzina przerwy i wybywam do domu. Po drodze zbieram książeczki do weryfikacji od klubowiczów i azymut Zagórze.
Pogoda nie zachęcała do rekreacyjnej jazdy i do tego jeszcze dolegliwosci bólowe kolana sprawiły, że przez wiekszośc tygodnia rower pauzował. Dziś z racjitego, że do pracy trzeba jechac to sie spokojnym krokiem kilometry ukręciło. Dojazd na firmę pomimo temperatury +4 i tak w normie ze średnim czasem 22 min. Po pracy rundka na rawa cafe i powrót lekko zaginając by nie wracac ta sama trasą.
Weekend niby w domu ale całkowicie nierowerowy - coś kolana mi szwankują (chyba powoli syndrom SKS mnie dopada :P). Dziś nie ma zmiłuj dobór najbardziej mobilnego źródła transportu czyli rower i na 9:00 ruszam standardową trasą na Morawę. Poniedziałek na firmie zleciał szybko i w południe opuszczam bazę i zawijam w stronę domu.
Przypomniało mi się, że jeszcze mam zakręcić do wpłatomatu. Dobór odpowiedniego i padło na wpłatomat w DG. Wariant okrężny trasy i w drogę.
Z Morawy wbijam się na Borki, trzymając się terenu wpadam na czerwony szlak graniczny i ląduję na Milowicach przy okazji obserwując gdzie to nowe centrum logistyczne budują. Wpadam na asfalt i za drogą na czeladzki Rynek, skąd zwrot i wspinaczka do Grodźca. Korzystam z objazdu, który to mi pokazał niedawno Tomek i zamiast wspinać się pod samą Dorotkę odbijam w prawo w kierunku parku Ciechanowskich i jadąc wzdłuż ogrodzenia wypadam przy ul. Wolności, którą przecinam i zjazd ul. Mickiewicza w kierunku lasku Grodzieckiego. Dalej to już własnymi ścieżkami przez Łagiszę, Zieloną na Pogorię III. Szczytem wzdłuż plaży, Łęknice i wpadam w rejon targowiska gołonowskiego przy wpłatomacie. Wrzut mamony do pożeracza i już prosto do domu. Na Zagórzu chyba jakieś zawody na Dorjanie były bo stada małolatów chordami stały na przystanku jak i szły całą szerokością chodnika. W sumie mogłem lecieć drogą, ale nie mogłem sobie odpuścić staranowania tego szachrajstwa ze ścieżki i w dalszym ciągu uświadamiania społeczeństwa, że pas rowerowy jest dla rowerzystów.
W 11 listopadowy dzien iście wiosenna aura. To i plan całodniowy również wypełniony po brzegi. Skoro świt pobudka i na 9:00 do kościoła na imieninową mszę - wkońcu dzień św. Marcina. Powrót, przebierka w bike wdzianko i lecę na Niwkę, a dokładniej TTC dogonić grupę będzinskich Ghostow. Na miejscu okazuje sie ze jestem jeszcze przed duchami. Czekam jeszcze parę chwil z dwojką cyklistów, po czym już spore grono wycieczkowiczow dociera. Krotka przerwa i przylączywszy się do peletonu ruszamy na objazd mysłowickich bezdroży, by się przedostac na katowicki Giszowiec. Milo plynie czas, a tu jeszcze inne plany jeszcze zostaly do zrealizowania. Po dotarciu na Janinę, odłączamy się z Mackiem i wracamy na Sc. Rowerowania starczy przebierka znow w cywil ciuch i zbiorkomem na afterparty do Martyny..
Weekend pauza, to aż się chciało pokręcić co nie co. Poranne ogarnianie się i na 9:00 ruszam na firmę jak co prawie każdy poniedziałek rozliczeniowy. Bezwietrznie to i udało się sensowny czas ukręcić. Po dniówce ruszam do Martyny na dobrą kawę. Spraw troche to zbyt długo nie przesiaduję i włączam azymut Zagórze. Powrót przebiegł sprawnie już obytymi bocznymi drogami. Przerwa na obiad i znów bikem do fryzjerki, po czym powrot na kwaterę i znów rundka tym razem wykupić recepty na Gwiezdnej. Pod domem licznik wybija 40 znaczy listopadowa dzienna norma zrealizowana.
Rowerowe 10 w skali Beauforta. W górach Halny i u nas odczuwalny, zwłaszcza rano jak udałem się bikem na konferencję w sosnowieckim Magistracie, organizowaną przez Hansa (Rafał Siciński). Jakby nie jechał w kierunku centrum wmordewind dawał się we znaki i uprzykrzał jazdę. Cytując klasyka - taki mamy klimat, więc się twardo opór dawało i do przodu jechało.
Po zmaganiach z wiatrem docieram do PTTK-u, zostawiam rower, podrzucam Pawłowi gotowy projekt naklejki na Rajd Niepodległości i z buta do Magistratu. Przed wejściem czeka już Kosma, która też dostała zaproszenie. Spodziewałem się większego gremium zaproszonych gości, a tu cóż Pan Prezydent, Siciński jako główny prelegent, Rafał Łysy - Naczelny Wydziału Promocji, media lokalne oraz nasza trójka reprezentantów środowisk rowerowych Cykloza, Norka i Ghosty. Konferencja jaką przygotował Hans dotyczyła wdrożenia projektu Rowerowy Sosnowiec. Może w końcu ruszymy prężniej z tworzeniem infrastruktury dla naszej rowerowej społeczności. Hans otrzymał również zacną funkcję społecznego Oficera Rowerowego.
Po konferencji wracam do Oddziału po bika i tym razem korzystam z tego, że wieje z południa przebijam się na Pogoń i z wiatrem podążam ścieżką na Będzin pod Zamek. Kontrola czasu nie jest źle to bujam się dalej wałami na dąbrowskie pojezierze. Rundka po bieżni i powoli zawijam w kierunku domu, zawijając przez Aleję Majakowskiego i kawałek Dk 94 na wysokości Reala, zobaczyć jak wyglądają te odcinki po modernizacji.
Przez weekend trochę przerwy bo przyszedł czas na delegacyjny wyjazd do Łodzi.
W telegraficznym skrócie. Rano do pracy przygotować się do wyjazduweekendowego. W drodze powrotnej nawijka do Rawacafe na herbatkę i zahaczenie o Urząd Miasta odebrać jeden dokument. Jazda niezaprzyjemna w wiekszości pod wiatr.
Listopad nadszedł, a Meridian jeszcze w proszku. Na szczęście moje kochanie jest wyrozumiałe i pozwala korzystać nadal z Authora. Dziś tylko na dyżurze telefonicznym więc dopołudnie spędzam w domku zastanawiając się jak wykorzystać ten dzień. Jak się okazało życie już scenariusz za mnie ułożyło. Przeglądajac interneta dostałem tel. od M., że straciła się jej karta płatnicza. Odkładam pierdoły na bok odpalam bika i ruszam w potencjalne miejsa gdzie mogłaby się znaleść. Niestety ktoś był szybszy i ją namierzył przez co skończyło się na jej zablokowaniu. Dalszy plan działania to kierunek sosnowiecki rondel (patelnia), gdzie na zamówienie jadę zakupić bilet miesięczny do kolektury KZKGOPu, przy okazji trochę prywaty i bunkruję się w CIMie na rozmowie z Arturem. Znów telefon. Koniec plot i ruszam na Piaski obczaić rower do renowacji. Rama 24 cale - rewitalizacja i pójdzie na przetarg.
Telefon sie znów odzywa, na brak zajęć nie mogę dziś narzekać. Powrót do domu na ciepłą strawę po czym odkręcam się na pięcie iznów na centrum Sc tym razem do PTTK na spotkanie z Pawłem - prezesem Oddziału. Ciemno się zrobiło i dzien uciekł. Na liczniku jeszcze skromne 25 km to wracając już na spoczynek trasę poprowadziłem tak aby nie przebiegała przez drogi z których już dziś korzystałem i na tyle zawiła aby dystans na dzis wyniósł min. 40 km. Tak też się stało, i pod domem wybiło 41 km.
Tydzień w kratkę się zapowiada jutro praca, środa wolne, a od czwartku do niedzieli delegatura do Łodzi.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym