Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:1193.00 km (w terenie 277.00 km; 23.22%)
Czas w ruchu:64:53
Średnia prędkość:18.39 km/h
Maksymalna prędkość:58.70 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:51.87 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Spontaniczna P3

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
After po urodzinowy skończył się dość późno, wręcz nie pamiętam kiedy. W planach był wypad z Nekorem i Limitem do Wisły. Się zaspało telefon nie obudził więc nici z wypadu. To się inaczej dzień spożytkowało na pracach domowych. Wieczorem gdy już temperatura opcjonalna do jazdy wskakuje na bika i w drogę. Kierunek DG miało być samotnie ale jak to mój radar zawsze kogoś wypatrzy. Pod Dorianem dostrzegam Dydka nim się nawróciłem do niego wpadłem na Wilego i się team zebrał. Rundka slalomem dookoła P3 i długa przerwa na plaży z hitami Country w tle. Pora się zbierać w drogę powrotną. Rower odkładam chodź pogoda w nocy idealna ale nie miałem weny na krążenie. Wieczór znów się wydłużył. Skończyło się na Harnasiu i wizycie na ognisku u znajomych do późna gdzie się znów za strażnika ognia bawiłem. Może w niedziele się zrodzi dalsza jazda.

Krótko tak

Piątek, 29 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Piątek wyjazdowy delegacji ciąg dalszy tym razem prywatnie. Z racji, że mało czasu na jazdę, albo chęci do południa w upale w domu obiadek szykowałem. Fater wrócił z roboty patrzę mu pociąg i jadę do do DG odeskortować na stację. Ludu jak w ulu ale jakoś udało mi się go razem z rowerem wsadzić do pociągu. Na dziś to było by tyle z jazdy. Wracam zbieram braci i tym razem już busem i pociągiem odwieść ich z przepustki do Goczałkowic powrót późno więc więcej się nie nabiło. Za to okazja była na afterek po urodzinowy. Mam nadzieję, że jutro będę w stanie dołączyć do grupy jadącej do Ustronia. Jak nie to z Olem po Bukownie się pokręcić.

Program szwędacz - trasą wzdłuż małego pogranicza :p

Czwartek, 28 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
Po urodzinowym lansie przed weekendowy grafik dość napięty. Delegacje jednodniowe ale i tak czas na bika zostaje. Wczoraj wypatrzyłem na forum duchów o ustawce na 17:00 myślałem, że uda mi się zdążyć ale rzeczywistość bywa brutalna, to przesiadka w kato się opóźniła do tego autobusu zero więc w domu dopiero po piątej byłem. Jakiś większy popas władowanie makaronu i innych cukrów i o 18:00 tel to Limita, jak tam ustawka i gdzie się kręcą. Nie było opcji się skorelować. Więc indywidualna jazda.
Załączam w głowie szwędacza, maszyna losująca i wyszło na DG wbijam na drogę, krótki sprint by nogi rozgrzać i jestem na P3. Przejazd przez promenadę, a może się ktoś napatoczy, żadnej znanej twarzy więc jadę dalej. Kurs na Park Zielona, w parku singielkiem pod mostek na Przemszy. Na drugą stronę, trochę fajnego błotka i szok pod przystanek na Niepiekle wylali nowy asfalt. Kolejne terenowe odcinki zanikają. Co dalej. Skoro tu jestem przybrałem kierunek na Górę Siewierską, spodobało mi się fajne miejsce do medytacji i refleksji. Na Preczowie wbijam się w las, trochę modyfikując trasę co z Limitem jechałem. W efekcie wyjeżdżam przy boisku chyba już w Sarnowie, po lewej miałem tablice Będzina, a ja w prawo do świateł i przecinam krajówkę. W Psarach na wysokości Pizzerii pakuję się znów w teren. Tym razem jadę identyczną trasą (tylko w przeciwnym kierunku co miałem możliwość objazdówki z Edytą i Aśką oraz Limitem z Góry Siewierskiej) do Goląszy. Przy kapliczce w lewo lekko pod górę i jeszcze wyżej teraz w prawo i kręcę pod Brzękowice Wał nawet mi to bez żadnych trudów poszło. Chwila na panoramę i jeszcze wyżej najpierw pod wieżę telefoniczną i do punktu startu paralotniarzy. Tu mała przerwa, ku mojemu zdziwieniu tylko 23 km do tego miejsca. Patrząc na czasoumilacz, podążam do Rogoźnika z myślą, że gdzieś się spotkam z grupą ustawkową. W parku ich nie ma. No trudno jadę dalej. Przez Bobrowniki przedostaję się do Wojkowic koło domu Strażaka. Wpadłem na genialny pomysł przejechania jak najdłużej wzdłuż wałów rzeki granicznej BRYNICY, aż do Sosnowca gdzie wpływa do Przemszy. Początek zaczynał się fajnie, trochę błota, kamieni, trawy jeszcze w miarę. Potem z trawy zaczęła się większa trawa, kępy krzaków i pokrzyw więc po paru km taranowania zbijam na bok wylatując przy moście koło Przełajki. Chwilowo chaszczów miałem dosyć więc wpadam na asfalt. Potem znów teren i pod wały ile się dało, i tak parę razy na wał i obok niego docieram do Czeladzi koło Strusi. Tutaj przebijam się na drugą stronę 94 i nadal za rzeką podążam. Prawie 80% do Milowic jest w stanie się przedostać. Na Milowicach opuszczam rzekę na moment podkręcając tempo. Do rzeki dostaję się znów w Parku na Kresowej. Dalej bez problemu można koło rzeki jechać, no prawie trochę syfu i gruzu jest na wysokości starych zakładów Dudy. Ja nie wiem ten magistrat powinien jakieś kary nakładać i to konkretne na poczet miasta, za taki burdel, który od co najmniej roku tam zalega.

Dalej ścieżką koło oczyszczalni do Mikołajczyka.

Późna pora się już zrobiła i zapętlać już czas. Wiec załączam homologację opaski i inne bajery i zmierzam w kierunku Ludwika mijając po drodze paru batmanów. Ciemna ulica, sam ich ledwo widziałem, co dopiero blaszaki. MUSZĘ POMYŚLEĆ NAD JAKĄŚ AKCJĄ NA TEN TEMAT W KOŃCU. Na Narutowicza, odbijam na Kombajnistów i jeszcze dorzucam sobie premię specjalną podjazd pod Kukułek. Te górki się jakieś małe ostatnio wydają. Wypatruję krótki etap singielka między polami. Nie jechałem jeszcze tędy, ale podejrzewałem gdzie wyjadę i się nie pomyliłem. Wyskoczyłem na Zagórzu. Ostatni etap to już pofałdowana droga do domu od ronda JP II (zjazd i wjazd) rozpędzam bika i prościutko jak droga prowadzi na centrum Zagórza.

Wypadzik chodź dziś w teamie jednoosobowym i tak mile spędzony.

Urodzinowo

Środa, 27 czerwca 2012 · Komentarze(5)
Kategoria rekreacja
Dzisiejszy dzień to totalne lenistwo nawet nie miałem chęci za dużo na Biku kręcić.
Cykloza jest tak zaawansowana, że jednak się skusiłem małe kółeczko zrobić.

Na Pekin po wypłatę, dalej przez Orion odbijam w kierunku Auchana, przez Józefów na Mydlice, rundka na Centrum DG i powrót na Zagórze.

Wieczorem browarek, mecz półfinałowy i oblewanie kolejnego roczku do przodu.

Wtorkowe popołudnie z CYKLOZą

Wtorek, 26 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
Podczas niedzielnego powrotu z Ogrodzieńca dogadaliśmy się z dziewczynami na wtorkowe kręcenie. Pomysł zyskał aprobatę i jako wypad padło na tereny wertepkowe na terenach Limita.

Mając trochę spraw na głowie, człowiek nie pracujący wiecznie zajęty dzwonię do Adama, że trochę się spóźnię. Nawet na dobre to wyszło, gdyż Asia też mogła do nas dołączyć. Tym razem Ja byłem dojeżdżającym, a nie jak dotąd Adam. Spotykamy się na Rynku w Czeladzi jest już Adam i Edyta, czekamy jeszcze chwilę na Joannę, która zaraz za mną dotarła. Chwila rozmowy i jedziemy. Z racji, gospodarza Adam prowadzi dzisiejszego tripa. Bocznymi drogami i kawałek żółtym szlakiem rowerowym dokręcamy do Grodźca. Dalej pod Przełajkę, gdzie tym razem od tej strony terenami jedziemy do Wojkowic. Chwila nieuwagi i zaliczam kolejną glebę na tyle delikatną, że obyło się bez szlifów na ciele. Terenem i dalej Klinkierem docieramy do Parku w Rogoźniku, gdzie w Restauracji "Amfiteatr" rozgrzewamy się kawą, herbatą kto co wolał. Dalszy plan to stanowisko paralotniarzy na Górze Siewierskiej, na kamienistym podjeździe Aśka, żeby nie być dłużna również zalicza bliskie spotkanie z ziemią. Na szczycie podziwiamy rozległą panoramą okolic. Powrót jak tradycyjnie przyjęliśmy inną drogą.
Krążyliśmy jeszcze trochę zmierzając w kierunku Sosnowca, ale czas już gonił więc zmieniamy plany, przecinamy krajówkę i od (edit: SARNOWA) napędzam pociąg i lecimy przez Łagiszę, Będzin na Pogoń w Sosnowcu, gdzie odprowadzamy Edytę pod drzwi. Dalej do Centrum Sosnowca odprowadzając Asię. Pogaduchy na pożegnanie i lecimy na Zagórze. Myślałem, że jeszcze doholuję Limita pod Preczów, ale to On mnie pod dom podprowadza i się żegnamy.

Dzień, właściwie popołudnie miło spędzone nawet chłodny zimny wiatr w takim towarzystwie nie przeszkadzał. Dzięki za wspólną jazdę i do następnego.

Delikatnie na rozruszanie mięśni.

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria rekreacja
Dziś tylko profilaktycznie. Adam dzwoni że będzie na Zagórzu i można by się gdzieś pokręcić. Podjeżdża do mnie i lecimy załatwiając parę spraw i gdzie głowa wymyśli.
Przez Mydlice i Warpie jedziemy na Center Będzina do Meridy, gdzie Limit coś tam załatwiał. Nim wyszedł ze sklepu okazuje się, że muszę do domu wracać i nici z jazdy. Jedziemy jeszcze pod Optyka koło straży w Będzinie, gdzie się żegnamy i wracam koło Decathlona do domu.

Cyklozowo-Ghostbikersowa wycieczka do Ogrodzieńca

Niedziela, 24 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczki
Po dwudniowym maratonie dystansowym nie mam już siły pisać wraca się późno, a wyspać by się w końcu należało - więc dziś wpis jutro opis.

Edit:

Nadrabiam zaległości nareszcie więcej czasu by przy kompie posiedzieć.
Wycieczka, która niosła za sobą dużo emocji, dwa razy przestawiana doszła do skutku. Jak zwykle pogoda zamówiona i cały dzień było słonecznie.

Po późnym powrocie z Goczałkowic już w nogach było 170 km, a tu dziś kolejna setka do zrobienia. Dzień się zaczął w pośpiechu, chwilę się przysnęło, ale się wyrobiłem w czasie. Pakuję plecak, oliwienie łańcucha i w drogę pod PTTK, gdzie zorganizowałem zbiórkę sosnowieckiej grupy. Na Zaruskiego odwracam się, a Damian mi siedzi za kołem. Okazało się, że jednak się zdecydował na naszą wycieczkę. Krótka wymiana zdań podkręcam tempo i lecę robić zapisy, a Damian skręca jeszcze na Legionów po kolegę. Na miejscu pod fontanną jest już kilkanaście osób. Czekamy jeszcze na kilku spóźnialskich, omówienie planu wycieczki, foto zbiorowe i ruszamy.


ŁĄCZNIE Z SOSNOWCA WYSTARTOWAŁO 21 OSÓB.

Sprawnie, dojeżdżamy do Będzina pod Zamek, by dołączyć do współorganizatora, a zarazem prowadzącego wycieczkę klubu GHOSTBIKERS gdzie czekała już na nas dość spora ilość głodnych wycieczek rowerzystów. Zbiorowe foto i startujemy. Zwarty peleton rowerzystów liczących ponad 60 osób robi wrażenie. Do Tucznawy pod OSP, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy postój docieramy bez większych problemów. Po drodze jeden kapeć, ale to nic przy serii jaka była później. Z racji, że jest nas dość spora grupa ludzi, pod strażą decydujemy się z Lenym z Ghostów na lekką modyfikację trasy. Na odcinku od OSP do Niegowonic, zwłaszcza na etapach leśnych czarna seria kapci - Ja doliczyłem się 11 wymieniających dętki, do tego jeszcze zerwany łańcuch. Na szczycie Kromołowca łączymy znów grupę która porozrywała się na podjeździe. Korzystając z chwili zanim drugi zamykający peleton Limit z dzielnymi uczestnikami wdrapał się na szczyt, wtaczam się z rowerem na skałki.


NA SZCZYCIE KROMOŁOWCA

Gdy już się wszyscy zjechali, korzystam ze swoich uprawnień - zamykam ruch by cała grupa bezpiecznie serpentynami mogła zjechać. Przy Biedronce w Ogrodzieńcu kolejna przerwa na zakupy płynów i innych pożywnych rzeczy. Dobiegły mnie słuchy o uczestniku, któremu pękła śruba mocująca siodełko. Okazało się, że tym pechowcem był Krzysiek (Olek) od którego użyczam tymczasowo jego sprzęt. Mimo szczerych chęci próbie różnych metod z Hadzisem nie jesteśmy w stanie Mu pomóc i musiał na finiszu odpaść z wycieczki.



Pozostałym udało się zaliczyć drugi etap wycieczki "Z Duchami na Zamek" w której nasz klub uczestniczył.


NA MECIE PRZY RUINACH ZAMKU W OGRODZIEŃCU.

Kto był chętny miał możliwość zwiedzenia Zamku. Przerwa na popas i udajemy się na kolejny punkt programu: Fermę Strusi w Kiełkowicach. Gospodarz dał mały wykład na temat gatunków Strusi oraz pokazał wyroby ze strusia m.in. Buty wizytowe.



Większość uczestników pod przewodnictwem przodowników dzisiejszego wypadu pojechali w drogę powrotną, a Ja za namową moich Cyklomaniaków zabrałem ekipę w składzie Edyta, Asia, Pan Rysiek, Rysiek młodszy, Adam (Limit) na zdobywanie kolejnych zamków na jurze.

Z Kiełkowic na azymut udaliśmy się do Pilicy, gdzie najpierw focisze przy Zamku, a potem przerwa na Popas. Dziewczyny udały się na lody, a pięciu chłopa stwierdziło, że pora na pizze. Zamawiamy dwie giga pizze turystyczne. Te pizze były faktycznie giga i mieliśmy problemy z opróżnieniem i trzeba było prosić dziewczyny o wsparcie.
Spoglądam na mapę i udajemy się czerwonym pieszym szlakiem do Smolenia. Gdzie focimy. Czas goni i dalej za czerwonym szlakiem. Miejscami dość ekstremalnym technicznie, ale do pokonania docieramy do Bydlina. Jak się tu pozmieniało. Idziemy po wodę ze sprawdzonego źródełka i w drogę powrotną bo czas goni, a co poniektórzy do pracy. Szlakiem docieramy do Cieślina, a dalej to już asfaltami, przed Kwaśniów, Chechło do Błędowa. Dalej przez Łosień koło kwatery głównej Kosmy, jedziemy do Centrum Dąbrowy.
Pod CH Pogoria jesteśmy już po 22:00, żegnamy się z Panem Ryśkiem, który jedzie już na Zagórze, też miał dość po dwóch dniach jazdy. Rysiek młodszy z racji, że ma najdalej też od nas się odłącza przyśpieszając tempa zmierza do Katowic. Ja to jak przystało na dobrego ojca Prezesa z Limitem odprowadzamy pozostałych. Na Pogoni, żegnamy się z Edytą i Pawłem. Docieramy na nasze miejsce startu na Dęblińską, gdzie pod drzwi eskortujemy Asię. Już grubo po 23:00. Nie mam siły i chęci na nabijanie 200 dziś i tak za dwa dni 340 przejechane. Z Limitem dokręcam jeszcze pod Buczka, gdzie i my się rozjeżdżamy. Adam do siebie na Psary, a Ja na Zagórze.

Weekend na maksa rowerowy. Dobra lekcja jak chodzi o wypad nad morze. Ubaw po pachy i wrażenia na cały tydzień.

Trasa wypadu dostępna u Limita, a zdjęcia na klubowej stronie CYKLOZY, oraz forum Ghostbikersów.

Misja Goczałkowice - setka po raz dziewiąty

Sobota, 23 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Na początek statystyka jak to zawsze następuje po przejechaniu progu 100 km.
Więc:
Kolejna już przejechana setka jest dziewiątą z kolei, na liście najdalszej stówy zajęła 1 miejsce w skali Top 10 - mojej prywatniej liście dystansów stukilometrowych. Dzisiejszy dystans jest zarazem najdłuższym dystansem przejechanym w tym sezonie, a co za tym idzie najdłuższym na tym rowerze.

Czas spędzony na kręceniu osiem i pół godz., a faktyczny to 14 godzin poza domem.

No starczy tych podsumowań.

Dzień dzisiejszy w 100 % zapełniony rowerowo. Z pewnych przyczyn nie zależnych ode mnie przesunięta została nasza wycieczka do Ogrodzieńca na niedzielę, to dziś nadarzyła się okazja na odwiedziny braci w sanatorium w Goczałkowicach (wstępnie planowana na niedzielę po wycieczce Cyklozy). Z racji, że był to wypad powiedzmy prywatny nie poruszałem sprawy na forum, tylko w kameralnym gronie klubowiczów, na zebraniu CYKLOZy.

O 8:00 z "drobną" obsuwą czasową startujemy. Zebrała się grupa cyklozowych wyjadaczy kilometrów w składzie Ja, mój Tata, Limit i Pan Rysiek. Napędzam pociąg robiąc za psa przewodnika i udajemy się na Szopki w okolice kościoła po jeszcze jednego zawodnika Darka z Mysłowic. Krótkie przywitanie i jedziemy dalej. Trasę z racji tego, że zależało mi na czasie prowadziłem głównie asfaltami co na moje opony to nie zbyt dobra nawierzchnia. Podążamy przez Nikisz, skręcając za kopalnią na dolinkę 3 stawów. Rozwijamy prędkość na rolkostradzie, a tu nagle bierze nas rolkarz na sportowych rolkach (o większych kołach, niż normalne). Dalej zmierzamy w kierunku lasu Murckowskiego, by sprytnie ominąć Ochojec i lecieć na Tychy. Naglę trach awaria na podjeździe przed drewutnią mojemu Tacie pękła ośka z tylnego koła. Myśląc jak rozwiązać ten problem, tak aby nie nawracać seniora do domu, przypomniało mi się, że na Ochojcu jest sklep rowerowy. Chłopaki poczekali z Tatą, a ja z Panem Ryśkiem i nieszczęsnym kołem w poszukiwaniu serwisu. Jak na złość na Jankego nic nie wskórałem, dopiero na os. Odrodzenia wpadłem do innego serwisu jak po ogień z prośbą naprawy defektu. Faktem trochę nam to zeszło, łącznie ponad godzinę, ale udało się naprawić. Wracamy do chłopaków, montaż koła i już bez większych postojów nadganiając czas zmierzamy do Goczałkowic. Mijając po drodze Murcki, przejeżdżamy sprawnie ścieżką rowerową w Tychach z przerwą na sweet focie przy Browarze. Przed Kobiórem wbijamy się na szlak i jedziemy do Czarkowa. Robiąc sobie przy kapliczce w środku lasu popas na 2 śniadanie. Co to robią w tej puszczy rozkopana cała, a takie fajne trasy tam były. Od Czarkowa do Pszczyny, konsultacja z Garminem - od tej strony nie wjeżdżałem; jedziemy dalej. Jak już dotarłem na znajomą drogę to już prosto pod sanatorium lecieliśmy. Na miejsce docieramy dopiero na 14:30. Wyciągamy młodzież moją z oddziałów i idziemy na obiad do sprawdzonego przeze Mnie lokalu. Po napełnieniu tobołków jedziemy w 7 łącznie z moimi braćmi do Czechowic na małe zakupy zaopatrzeniowe. Po powrocie, z zakupów z Tomka uciekło powietrze i tata z nim został pokręcili się po Zdroju, a z tym starszym szkrabem Adamem, zakręciliśmy na zaporę, gdzie puszczając wodzę zrobiliśmy sobie mały sprint 3 km. Wracając nie obyło się bez foto.
Po powrocie na Zdrój żegnamy się z rodzeństwem i w drogę powrotną. Stwierdziłem, dzień długi to o drogę zapytaliśmy Limitowego Garmina. To ciekawe urządzenie zawsze nam ciekawą alternatywę wybiera. Nawracamy się do Pszczyny i przebijamy się na wschodnią część Gierkówki omijając Tychy. GPS prowadzi nas przez Wsie, pola i lasy. Mojemu tacie pada bateria więc tuż przed Bieruniem zarządzam przerwę na popas i regenerację sił. Urządzając sobie na przystanku kolację. Zaczyna się ściemniać więc pora jechać dalej. Kawałek jeszcze wodzi nas Garmin wyprowadzając na jakieś pola, które nas doprowadzają do Chełma Śląskiego.

Przyszła pora na zmianę prowadzącego, że to Darka tereny po których się szwęda na biku to on przejmuje inicjatywę doprowadzając nas do Imielina, a następnie do Mysłowic. Zastanawiałem się, gdzie wyjedziemy okazało się, że na Kosztowach w okolicy przystanku, gdzie Tomek robił za serwismena wymieniając dędkę w rekordowym tempie. Dalej na Brzezinkę. W okolicy dworca PKP w Mysłowicach, żegnamy Darka, który skręca na swoje osiedlę, a my dalej na Modrzejów, gdzie skręcamy na Mikołajczyka. Docierając na sielec, a właściwie przy domu weselnym, załapaliśmy się na pokaz puszczania Lampionów przed gości weselnych. Do granic Sosnowca docieramy, grubo po zachodzie słońca. Pod okrąglakiem, grupka się rozdziela, Tata z Panem Ryśkiem uderzają na Zagórze, a ja przez osiedle cudów, odprowadzam Limita jeszcze do Będzina, aby każdy miał mniej więcej równą drogę do domu. Pod nerką chwilę podsumowujemy dzisiejszy trip. Pora spadać późna pora więc się żegnamy i każdy w swoją stronę. Limit zawija do Psar, a Ja na przez Dąbrowę zakręcam do siebie. Tym razem nie trafiły się jacyś bikerzy, którzy się by chcieli spróbować na tych dwóch podjazdach pod Warpie, więc samemu brnąłem pod górę.

Dzień super spędzony, pogoda wzorcowa, ekipa full wypas. Dzięki chłopaki za towarzystwo.

Ale się znów zasiedziałem już niedziela (02:40) idę w kimę bo od rana znów kręcenie. Trzeba robić zaprawę nad morze.

Zebranie klubowe z objazdówką.

Piątek, 22 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Z dziennika pokładowego. Piątek 22 czerwca.
Dzień jak co dzień rano sprawy urzędowe, po południe rowerowe.
Do obiadu, nadrabiałem zaległości ze sprawozdaniem z dnia wczorajszego i przesiedziałem w serwisie u dziadka dłubiąc przy rowerach. Zawsze jakiś grosz wpadnie.
Po obiedzie regeneracja sił w postaci leżakowania. Coś ostatnio wszystko mnie boli.Nie wiem czy to po tym upadku na Biku czy efekt jakiegoś choróbska, które chce mnie złapać.

Za dużo czasu nie było bo na 16:00 do oddziału na Cyklozowe ostanie zebranie przed wakacjami. Trochę mi się drzemka wydłużyła wiec zbieram się na równe nogi, po rower i w drogę. Okazuje się, że i tak docieram pierwszy Średnia na tym odcinku ponad 25km/h. Po czym się cała ekipa zebrała. Witamy w cyklozowym klubie ludzi pozytywnie zakręconych nowych członków Edytę i Marcina. Trochę właściwie ok 1,5 godz. upływa nam na sprawach klubowych. Po zebraniu jak już się u nas przyjęło organizujemy dla ludzi na rowerach objazdówkę celem lepszej integracji. Akurat więcej chętnych nie było więc w piątkę: Ja, Limit, Pablo, Marcin i Edyta. ruszamy w trasę. Początkowo Ja z Pablem wodzimy ludzi po trasie docierając przez Stawiki, Park Tysiąclecia , bulwar Brynicy do Czeladzi. Tam zabieram ekipę na trasę, którą odkryłem z Pawłem na ostatniej wspólnej jeździe i lądujemy przy rondzie na Piaskach. Paweł skręca na pogoń, a nam się szwędacz włączył.

Na rondzie odbijamy na M1 w planach zrodziła się P3, no to od M1 przez przez kładkę wjeżdżamy na Syberkę. Dalej do nerki i wzdłuż wałów na Pogorię. Docieramy pod molo i myślimy gdzie dalej. Nagle zjawia się Damian, zaraz za nim Cyklozowy człowiek Pan Rysiek, a po nim Dydku z Wilim i się grupka zrobiła konkretna. Zatrzymaliśmy ruch na deptaku. My tu gadu gadu, a wypadało by jechać dalej. Przetasowujemy się, Damian na Zagórze, Marcin na Pogoń, a chłopaki wąskooponiaści (czyt. Dydku z Wilim) dalej krążyli dookoła zbiornika wpadając na Ghostów. A my dalej w czwórkę Limit, Pan Rysiek, Edyta i Ja penetrować różne dziury. Tym razem Limit przejął dowództwo i nas prowadził. Wracamy się do Zielonej, gdzie przez mostek kręcimy na Preczów. Zawijka do Lasku, który wyprowadził nas do Sarnowa. Przecinamy krajówkę i w górę do Psar. Za kawałek odbijamy znów w teren lądując przy Lwie w Gródkowie. Dalej u podnóża Dorotki dojeżdżamy do Lasku Grodzieckiego. Adaś w końcu uświadomił mnie gdzie tam jest leśniczówka. Jeszcze chwilę razem i pora się rozłączać, jak to bywa szybko się nie dało pogaduchy, pogaduchy i jeszcze raz. Nareszcie się rozdzielamy. Limit zawijasami do domu, a My w drugim kierunku odprowadzając Panią na Pogoń. Przy stołówce się żegnamy, chłodno po rękach się robi i przykręcamy z kopyta. Przyznam, że miałem problemy nadążyć za Panem Ryśkiem. Jego 1,75, a moje 2,25 nie pozwalało na utrzymanie tempa na betonie

Wracamy do Ślimaka, robimy nawrót i przez 3 Maja pod Park na Środuli, gdzie przez Małe Zagórze do domów.

Miało być delikatnie i chyba było. Jutro Goczałkowice i atak na 200 km. Czy się uda dzień pokarze. DO Zobaczenia na SZLAKACH.

Rowerowe rozpoczęcie lata

Czwartek, 21 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Opis nadrobię rano. Rozpisałem poemat i mi się usuneło bulewers idę w kimę.

Z dziennika pokładowego.
Czwartek 21 czerwca, dzień jak co dzień oczywiście minął w rowerowym stylu.

Co prawda nie tak cały, a i tak fajnie minął.
Od rana za porządki mnie wzięło w końcu musiałem ten pokój do ładu doprowadzić. W przerwie dzwonię do Limita jak tam mu nocka minęła w szpitalnych murach i kiedy go wypuszczają. Odpowiedź była zadowalająca, na szczęście bez żadnych komplikacji za niedługo wychodzi i będzie później na Zagórzu jak będę dyspozycyjny to możemy się spotkać i podsumować środowe bliskie spotkanie z blaszakiem. Nie przyszło mi do głowy, że przyjedzie na biku. W sumie dla ludzi z CYKLOZą to w sumie nie wypadało myśleć inaczej. Pierwsza próba wyciągnięcia mnie na bika się nie powiodła, bo przypadło na mnie, by obiad ugotować. Całe szczęście, że zmywanie mnie ominęło. Druga próba już była lepsza bo wracałem z przychodni i już nie miałem żadnych zobowiązań. Ustawiamy się u mnie pod blokiem, po drodze napatoczyłem się na Dydka, chwilę gadamy i zjawia się Adam - jak na bliskie spotkanie z samochodem to cało wyglądał, jedyne co to plaster zakrywający drobny uraz na czole.

Przepakowuję plecak i jedziemy. Pierwszy pitstop dość, szybko. Szpitalna dieta wygłodziła poszkodowanego więc wylądowaliśmy w Da Grasso przy rondzie Merkury. Po degustacji podkręcamy pod Antykwariat i dołącza do nas Wili na swoim ostrzaku. Wspólnie jedziemy jeszcze na P3. Od mola skręcamy w lewo i do przystani na Niepiekle jedziemy jeszcze w czwórkę. Dydku z Wilim krązą dalej wokół zbiornika, a Ja wyciągłem Adama na fragment trasy niedzielnej wycieczki do Ogrodzieńca. Udajemy się lasem wogół P4 na Ujejsce. Tam szlakiem rowerowym na Sikorkę, następnie pod Bugaj, gdzie zmierzamy na Tucznawę. Pod remizą postój - tankowanie do chłodnicy i jedziemy dalej polnym szlakiem pod Błędów. Z racji, że jesteśmy na terytorium Kosmy to do niej dzwonimy, a rydz może się dołączy do naszego teamu i się gdzieś pokręcimy. Okazuje się, że my u niej, a Monia wydaje wypłatę w jednym z sosnowieckich marketów.

No nic pora wracać, Adam tu cyt. " Ja to chyba faktycznie zdrowo musiałem się jebnąć w dekiel skoro, zaraz po wyjściu od 100 km przejadę". Wiec, żeby nie być gołosłownym ten cel realizujemy. Przez Łosień do Ząbkowic. Z tamtąd do Tucznawy, przez Bugaj wjeżdżamy na trzebiesławickie wzniesienia. Chwila postoju wyrównanie płynów i szczytem przez Las wkraczamy do Trzebiesławic. Dalej to asfaltem pod szuter prowadzący do Siewierza. Nagle włącza się szwędacz i zamiast szutrem do Podwarpia, to jedziemy dalej w górę na Zawarpie. Odkrywam ciekawą budowę, którą nie omieszkamy uwiecznić na fotografii.
No to ja robiłem za tło do budowli.


WIATRAK NA ZAWARPIU.

Zmierzamy dalej w nieznane, trafiamy pod krzyżówkę na DK 86 w rejonie Podwarpia. Dalej wertepami do Wojkowic Kościelnych. Stąd prowadzenie przejmuje Limit. Przekraczamy krajówkę i jedziemy do Przeczyc. Nieznanymi mi drogami i polami docieramy od drogiej strony do Psar. Gdzie chwilę zatrzymuję się u Adama.

Następnie już samemu w planach kręcę w stronę domu lekkim objazdem, aby dobić do 100. Z racji pory kończenia dniówki mojego taty, zmierzam najpierw na Milowice przez Wojkowice i Czeladź. Pod Timkenem jestem z 10 min zapasem czasu. Na liczniku widzę, że jednak nie uda się bariery pobić. Czekam na tatę i już razem przez Pogoń i Wawel wracamy do Domu.

Także wyszła taka niedorobiona 100 ale i tak miło spędzone popołudnie.
Poza tym nareszcie przekroczyłem 3000 w tym roku. Założyłem sobie przejechać 4 klocki przed sierpniowym wyjazdem wakacyjnym oczywiście rowerem nad morze.

Jutro delikatna objazdówka po zebraniu Cyklozy, a jak będzie okaże się w piątkowym sprawozdaniu.