W sumie to się zastanawiałem gdzie sklasyfikować dzisiejszy dzień, ale że na dworze biało no to do najnowszej kategorii.
Dziś przypadła jazda da Katowic zawieść pismo siostrze do PFRONu. Nie skupiałem się, że może być jednak chłodno w porównaniu ze wczorajszym rowerowaniu przy spadającym białym puchu dziś słonecznie to odrzuciłem pomysła jazdy busem i ruszam rowerem.
Jazda przeciętna około 20 km/h do tego zimny tak mi się wydawało od południa wmordewind uprzykrzał drogę i nawet młynki na nic się zdawały. Ludzie niczym trusie przykurczone z zimna, a pośród nich ryjąc beret jadę Ja i myślę czemu się tak na mnie dziwnie patrzą. Rozumie wczoraj ale dziś drogi czarne słońce świeci to co czas marnować. Trasa za Brynicę jak najkrótszą drogą. Koło stoku na środuli do Centrum Sosnowca, dalej na Dęblińską i park na Kresowej skąd się przebijam na rozkopane Borki. Następnie wzdłuż 86 do wjazdu na Katowice i ścieżką pod Spodek.
Powrót większym objazdem. Na początek jadę zobaczyć co to z dworcem zrobili. Skąd na Mariacką i od Kościoła prosto na Zawodzie i Szopienice. Mało kilometrów więc zamiast od razu na Sosnowiec jadę na Mysłowice i jak droga prowadzi na Niwkę pod stadion AKSu. Ubzdurało mi się jechać wzdłuż wschodniej granicy miasta i tak między domkami, blokami i bocznymi drogami docieram w okolice Zajezdni na Zagórzu. Patrzę na czasoumilacz 15:00 aha Limit kończy szychta tel. czy już wybył z roboty i czy przyjechał bikem to byśmy się jeszcze pokręcili. Pod Zajezdnią okazuje się, że jednak przyjechał busem do roboty więc chwilę rozmowy w oczekiwaniu na transport i już każdy w swoim kierunku.
Żandarm dzwoni gdzie się włóczę więc już spod zajezdni prosto do domku. Na dziś starczy. Tysiąc ukręcony w październiku. Może uda się jeszcze te 700 km wykręcić przez ostatnie dwa miechy roku i zakończyć na 10 kołach.
...a Gozdi na bika wychodzi. Udało się bika doprowadzić do stanu używalności, no to nie ma co dnia marnować tylko trykot zakładać i w drogę.
Jak do południa jeszcze było powiedzmy jesiennie coś białego na poboczach ale drogi czarne to się w domu odsypiało imprezowy weekend. Jak się doprowadziłem do stanu używalności idę rumaka uposażyć w nowy (awaryjny) kapeć. Przyszło trochę spraw pozałatwiać na centrum długo nie myśląc jadę bikem. Po dwóch km z jesieni zrobiła się zima, wracać niee jadę dalej ryjąc beret pieszechodom. Na Center docieram po ponad 20 minutach ale wybrałem dłuższą drogę, zapinam bika i załatwiam sprawnie Skarbówkę, potem Bank no tu zeszło ponad godzinę wychodzę a z roweru się bałwanek zrobił, ludzie dookoła męczą się z odśnieżaniem swoich blachosmrodów, a ja rachu ciachu szmatką i rower gotowy do jazdy, potem jeszcze na kościelną odebrać przesyłkę, po drodze wpadam na kumpla po fachu co się śniegu nie boi i brnie w swoim kierunku na dwóch kółkach rowerowe pozdro i każdy w swoją stronę. Powrót już bardziej ekstremalny po ślisko wszędzie na drogach więc decyduję się na chodniki i boczne dróżki. Jak na pierwszy śnieg opony generalnie dobrze się spisywały, parę razy boksował tył ale niekontrolowanych poślizgów nie było.
Ruszyła nowa kategoria na śniegu zobaczymy ile mi się uda w tym roku wykręcić po białym podłożu.
Zapowiadało się na konkrety piątkowy dystans a tu nici z planu oblewania 40 masy w Bytomiu, do południa robota potem wsiadam na bika i jadę jak się zapowiadało na Sc pozałatwiać parę spraw i potem pod fontannę i kierunek Bytom.
Skończyło się na tym, że po 3 km od domu rozsadziło mi oponę. Z początku myślę może tylko panę złapałem szybka wymiana do tego oględziny opony wniosek przy feldze rozdarta dziura sensu dalszej jazdy nie ma w tył zwrot i lipton z jakiejkolwiek jazdy do poniedziałku zanim nowego kapcia założę.
Mogłem się wczoraj wybrać na uczelnię to bym się na dzisiejszą mżawkę nie nadział, a tak od rana analiza meteogramów i rozkmina bus czy bike - bike czy bus. Zaawansowane stadium Cykolozy to odpowiedź była jedno znaczna jadę na kole.
Z racji, że w bieżącym semestrze tylko jeden przedmiot mam to czas nie goni i dopiero po 12:00 jak syreny przestały wyć ruszam na Chorzów. Na liczniku wykazuje mi ok. 13 stopni ale mam wrażenie, że jest chłodniej. Droga nawet mija spokojnie na całym odcinku stoję tylko na jednych światłach przed SSC tam też mnie dziwne coś zwane mżawką dopadło i trochę zrosiło zanim się do szkoły doturlałem. Co ciekawe nawet bez spiny i jakiegoś ekstra tempa zmieściłem się dotrzeć w godzinę z paroma minutami. Przed uczelnią jak zwykle braci studenckiej ryję beret jak w taką pogodę można się na kole ruszać ?!
Przed 15:00 zawijam się w drogę powrotną z myślą się gdzieś jeszcze poszwędania. Trasa przez Batory, Załęże skąd za Punktem 44 zmieniam kierunek jazdy na Mikołowską i slalomem między blachosmrodami jadę w kierunku Ochojca. Gdyby chociaż połowa tej hałastry przesiadła się na biki to udrożniło by to centrum, a tak to nasza społeczność rowerowa na tym korzysta i się szybciej przedostaje wkurzając ich przy okazji. Przy pętli na Brynowie dostrzegam mamę w autobusie i się z tyłu podpinam. Po chwili nudzi mnie takie co chwilowe zwalnianie i ruszanie więc nim dojedzie na Plac Wolności ja korzystam z chwili (dłuższej) i krążę tu i tam. Kościuszki docieram pod wieżę spadochronową tyle razy tam przejeżdżam, a teraz dopiero ją z bliska zobaczyłem dalej już tylko kluczenie po uliczkach i w końcu łapię znów busa przy Sądzie i już za nim pod przystanek gdzie mama wysiada. Towarzyszę jej w drodze na Skargi i kolejny bus do domu, gdy już wsiada ruszam dalej w kierunku Sosnowca przez Zawodzie, Szopki i Morawę. Aby minąć drogę którą dziś już jechałem skręcam na Borki i wylatuję niedaleko giełdy w Mysłowicach hehe kolejny korek tym razem do naszej granicy Zagłębiowskiej. Znów mijanka blacharzy i za chwilę jestem na Center. Dziś jeszcze na korki więc koniec tułaczki kurs na dom i na obiad bo zgłodniało się. Park Sielecki, Plejada, Park na Środuli, chwilę przez bloki i już pod domem umoczony, uchlapany ale co tam. Wrzucam na ruszt ciuch do pralki i już busem do młodego na korki.
Miała być jutro masa w Bytomiu, ale coś czuję że nawet niezależnie od pogody i tak nie dam rady jechać. Life is brutal }:->
Dzień po mimo ala pesymistycznych prognoz jednak w miarę nadający się do jazdy. Dniówka minęła na nadrabianiu zaległości w klubowej biurokracji, rzecz jasna bikem do i z oddziału.
Potem byczenie się w domu i dopiero chwilę przed 22:00 lecę bikem na Milowice po staruszka co by mu się raźniej wracało, a ja przy okazji dobiję sobie km do statystyki, jeśli się tendencja utrzyma i czas do jazdy to może do 10 tys dociągnę.
Cały czas śledzę pogodę na piątek wybiera się ktoś może na masę jeśli scenariusz pogodowy jednak się zmieni?
Generalnie dzień bez większych atrakcji. Do południa jak to u mnie ostatnio dzień przebimbany po obiadku wdrażam osobisty program aktywizacji zawodowej i rowerkiem jadę dowiedzieć się o pracę. W drodze powrotnej zakręcam do dziadka na serwis o małą poradę. Przy okazji dowiaduję się że łańcuch ma już ponad 100% zużycia ale jeszcze daje rade.
Potem przegryść małe co nieco w domu i po 17:00 ruszam ostatnio indywidualnie na rundkę po okolicy. Na początek P3, gdzie na pierwszym okrążeniu od strony Piekła wpadam na Władka od Duchów z Będzina zamieniamy parę słów i każdy w swoją stronę. Kręci się dobrze więc jeszcze jedna pętelka. Potem na Zieloną i na Łagiszę. Nad Będzinem już mglisto i do już po zachodzie. Załączam homologację i kieruję się w kierunku Nerki. Po głowie chodziła mi Czeladź ale w ostateczności pojechałem prosto na center Sosnowca. Na Pogoni pod Akademiki nic się tam nie dzieje cisza jak makiem zasiał, Pana_p też nigdzie nie widać no to dalej na Mireckiego. Za stadionem MOSu nawrót w kierunku Plazy. Mały pitstop przy rondlu, na Centrum w celu uzupełnienia kalorii. Dalej już w kierunku domu przez Park Sielecki i Stok na Środuli i Orion. Mały niedosyt został. Po godzinnym posiedzeniu w domu. Zakładam jeszcze jedną warstwę na siebie i jadę w tym mleku po tatę na Milowice.
Chyba otworzę jeszcze jedną kategorię jazda nocna, bo coś ostatnio więcej czasu na jazdę mam po zmroku.
Po owocnym sezonie w różnego rodzaju rajdy, wypady, wycieczki, ustawki itp. itd. przyszedł czas na wycieczkę zamykającą klubowy rowerowy kalendarz w tym roku. Z oficjalnych wycieczek to już wszystkie ALE to jeszcze nie koniec kręcenia w planie jeszcze zależne od pogody 2 większe ustawki na 40 masę do Bytomia oraz w Listopadzie jakiś wypad na 11-go. Tyle słowem wstępu.
Dzisiejszy dzień przyniósł elegancką pogodę od 3 lat w Chudowie nie było tak słonecznie na zakończenie. Pobudka po 6:00 na dworze ciemno i do tego gęsta mgła. Wyjątkowo z domu wybywam bez opóźnienia i jadę w tej kaszy na Dęblińską widoczność ok 6 metrów. Na miejscu już są pierwsi bikerzy. Wpadam do Oddziału po parę pierdół kamizelek, mapek i opasek abyśmy byli widoczni bynajmniej zanim ta mgła się nie podniesie. Zbiorowe foto i ruszamy na Muchowiec zgarnąć Ryśka.
W Katowicach już zdecydowanie widać więcej. Gdy już mamy Ryśka na pokładzie ruszamy dalej. Mała przerwa w Stonce na zakupy. Z pomocą Ryśka i Limita zmierzając przez Ligotę, Panewniki, Starą Kuźnię, Paniowy docieramy do mety wojewódzkiego zakończenia pod ruiny zamku w Chudowie. Jesteśmy trochę przed czasem. Ogarniam program zgłaszając grupę ogólnie czas mamy tu do 14:00. Jedna grupa pod przewodnictwem Limita ruszyła na penetrację okolicznych szuwarów, a większość została na miejscu i brała czynny udział w konkursach: rowerowy tor przeszkód, strzelanie z kuszy oraz lotkami w tarczę, a także w konkursie krajoznawczym tym razem większość pytań związana ze znajomościom powiatu gliwickiego. Chętni mogli upiec to co mieli przy ognisku nawet zdarzyły się pieczone banany:D oraz zwiedzić zamek.
Gdy już cała ekipa się zebrała ładujemy zdjęcie przy zamku i ruszamy w drogę powrotną.
W drodze powrotnej dałem Ryśkowi wolną rękę w prowadzeniu grupy jakoś odzwyczaiłem się od planowania drogi powrotnej przez co można poznać nowe egzotyczne trasy alternatywne. W ramach miejsc postojowych docieramy na jabłecznik do przyparafialnego ogrodu botanicznego w Bujakowie i wieży widokowej w ogrodzie botanicznym w Mikołowie - Mokre. Różnymi dziwnymi ścieżkami, "skrótami" szlakami pokonujemy Mikołów i docieramy do Katowic. Ścieżką wzdłuż Jankego i czarnym szlakiem docieramy na Janinę. Wieczór już bliski więc nie robimy postoju na izobronki, żegnamy się z Ryśkiem i jedziemy na Mysłowice odstawić Pawła. Dalej już obok Reala i Giełdy wracamy już na ziemie zagłębiowskie. Na Ostrogórskiej przy jednej z tablic Szlaku dawnego pogranicza dziękuję pozostałym za wypad i się rozjeżdżamy w swoich kierunkach większość jeszcze ciągnie ze mną na Zagórze i tam się żegnamy.
Do 3 cyfrowego dystansu brakuje mi raptem 2 km więc jeszcze jadę z Dominem do granic miasta pod Expo. Setka wybiła toteż się nawracam pod dom.
Dzień jak najbardziej udany. Jeszcze raz dzięki wszystkim za wspólnie rowerowo spędzony czas.
Po wczorajszej integracione na Akademikach dziś nie byłem do życia, tym bardziej do dalszej jazdy. Na rano ustawiłem się z Panem_P, że go zaprowadzę do serwisu gdzie od ręki naprawi rower. Problemy ze wstaniem ogromne w efekcie na serwis do dziadka docieramy z godzinnym spóźnieniem. Dobrze, że blisko mnie i nie trzeba było za daleko jechać. Po reanimacji koła u Marcina chwilę gadamy i każdy w swoją stronę. Dalej nadrabiam braki snu ale siedzenie w domu przy tej pogodzie mi nie służyło za specjalnie i większość dnia spędziłem na serwisowaniu czyszczeniu i regulacji domowych rowerów. Gdy już się z tym uporałem napierdalanie głowy ustało wszamam małe co nie co żołądek zaczyna przyjmować większą porcję jadła i po 17:00 ruszam indywidualnie w trasę. Tempo nie za mocne nogi nie chciały zapodawać. Na początek na Pekin, skąd obok placu Papieskiego odbijam na działki i jadę na Kazimierz. Łańcuch już czuję że jest na wykończeniu na środkowych blatach zaczyna przeskakiwać ale chyba jeszcze da radę bo nic nie przepuszcza jak mocniej depnę. Po parku trochę się kręcę bo błotnistych rozkopanych alejkach i oglądam już w połowie wykończony skatepark. Z parku na DG, a jak DG to oczywiście rundka wokół P3 skąd dalej na Zieloną i centrum Dąbrowy. Wbijam w kolejny park, ciemno już to i tu pustki. Mały głód się odzywa to spod Nemo kieruję się na Zagórze do siebie. Jutro formalne zakończenie sezonu turystyki rowerowej Chudów. Plany na dalszy czas to dobić do 10 sezonowej czy się uda nie wiem i tak już roczny rekord poprawiony o 1,5 tys.
Kolejny ciepły dzień nam jesień uszykowała, ale niestety wakacje się kończyły i już nie da rady w tygodniu się gdzieś wypuścić dalej.
Dopołudnie zlatuje na różnych pierdołach, potem bikiem do Reala zahaczyć o serwis tel. który okazuje się przenieśli koło mnie, do tego małe zakupy i wracam z zaopatrzeniem do domu. Czas już napięty i jadę do PTTK uszykować dokumentację na zebranie klubowe. Po drodze zakręcam pod Fraglesa. Na zebraniu frekwencja kameralna także po godzinie zwijamy się z Oddziału i jedziemy do Walka z wizytacją jak mu robota idzie po rozbiórce altany. Noc nastała znaczy się już po zmroku i wracamy z tatą i Panem_P na Zagórze. Zmieniam odzienie na długie rękawy i odwiedzamy Justynę stęskniła się za moją zrytą personą. Po pogawędce pod Sklepem w dwójkę grupa M&M czyli Marcin x 2 ruszamy na piątkowy podbój Akademików na Pogoń. Impreza ciągnie się do Soboty. Dobrze, że rowery mieliśmy ze sobą bo by się człowiek do domu nie dostał. Dzień pozytywnie zakończony spędzony w doborowym towarzystwie braci studenckiej.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym