Organizm się chyba zbuntował i wczoraj w połowie dniówki zacząłem potwornie się czuć, drgawki i ból stawów, a tak korciło na jeszcze jakieś śmiganie. Czasem chyba jednak pauzę trzeba kręcić i dać na wstrzymanie. Po powrocie do domu, aplikacja antywirusów i szybka kuracja. Dziś mimo lepszego samopoczucia odpuszczam masę w Bytomiu.
No i się ukręciło. Magiczne 10 000 km przekroczone. Od 2012 roku nie mogłem tej cyfry przeciągnąć. Wtedy to za zasługą 2 dłuższych wyjazdów, a w tym sporo jednodniówek, ale przede wszystkim regularna jazda do pracy, sprawy załatwić, czy poprostu się przejechać.
Dziś tylko szybki szpil przez Maczki na Szczakową, dalej do Centrum Jaworzna i przez Pechnik i Osiedle Stałe powrót na Niwkę i zjazd do Zagórza.
Była wczoraj 50-tka, to dziś dawka podwójna 100-ka i lampka wina na dobranoc. Czyli podążając za Jakubem do Piekar, a dalej się zobaczy. Zagórze - Pogoria 3, Pogoria 4, Wojkowice Kościelne, Przeczyce, Zadzień, Zendek, Sączów, Ossy, Wygiełzów, Piekary Śląskie, Bytom, Chorzów, Katowice, Mysłowice, Sosnowiec, Zagórze. Takie Święta to ja lubię. Terenowo przez Pogorię 4, gdzie wpadam na Tomka i Maćka oraz na odcinku Ossy - Wygiełzów, a i zapomniałem fragment czerwonego szlaku w Sosnowcu. W Piekarach nieco dłuższa przerwa na słuchanie koncertu Kolęd przy Bazylice.
Pierwszy dzionek świąteczny. Po powrocie z kościoła żal by było na rower nie wyjść jak tu taka pogoda. Jednak mam tylko 3 godziny okna między wizytą gości. Pada na rundkę Bukowno - Sławków.
Już mam startować, drzwi zamykać, a tu dostrzegam, że linka przedniej przerzutki już tak postrzępiona, że zaraz strzeli. W tył zwrot, 15 minutowy zabieg wymiany linki i w drogę.
Szybki rozruch do Klimontowa i długa na Juliusz, tam odbijam w las i ścinam do Maczek. Miałem na uwadze, że teren przy zbiornikach jest ogrodzony (news od Ola) i rozkmina czy nie jechać lepiej od lokomotywowni w kierunku Sosiny, czy w ogóle trasę zmodyfikować i nie pojechać sobie na Jaworzno i Imielin. Jednak się skusiłem pojechać na zbiorniki zorientować się jak to w rzeczywistości wygląda. Faktycznie płot wysoki i droga przy stawach zamknięta, ale tubylcy już zdążyli wydeptać ścieżynkę wzdłuż płotu i nią też przedostaje się na drugą stronę lokomotywowni i drogą dojazdową prosto na Sosinę. Czas mam dobry to ruszam tą 10 km długą prostą do Bukowna. Przy OSP w Starym Bukownie odbijam na Sławków. Po drodze wpadam na tablicę mieściny Międzygórze. Nie jest to wprawdzie Kotlina Kłodzka, ale miałem drobne pagórki zanim tam dojechałem. Nieopodal tablicy dostrzegam miejsce pamięci związane ze staceniem kilku bojowników ruchu oporu, w tym jednego z Sosnowca - Mieczysława Chęcińskiego.
Chwila przerwy na Rynku i zawijam do domu. By nadgonić wpadam na 94 i nią do Strzemieszyc Wielkich. Po pokonaniu kolejnej długiej prostej skręcam na Szałasowiznę i chwilę później przelatuję przez Ostrowy do Kazimierza. Armii Krajowej - niekończąca się opowieść. Końca remontu nie widać. Terenu mało to jeszcze na zakończenie błotnisty skrót przez Las Zagórski do Zajezdni i zjazd Paderewskiego w dół. Oj strzelałem jak z K-ma błotem dookoła.
Wigilijna niedziela wolna od pracy to się bycze do południa cierpiąc na wszechogarniającego niechcemisia. Wreszcie dosiadam Biga i czynię rundkę po lokalnych marketach w poszukiwaniu niedrogiego żywego świątecznego drzewka. Tu nie ma, tam za drogie, a w kolejnych już pozamykane, albo zwiędnięte. Kończy się, że w Lidlu kupuję sztuczne, ale w miarę okazałe i nie drogie drzewko.
Powrót na kwaterę, przybranie i z wieczora ponownie rowerek, tym razem na wieczerzę wigilijną do rodziców. W drodze powrotnej ku trawieniu podjazd spod zajezdni na Lenartowicza i foto przystrojonego budynku PKM oraz efektu końcowego mojego prywatnego świątecznego drzewka.
Z Częstochową chwilowo przerwa, to trzeba było zebrać się rano i jechać do pracy. Potem powrót do domku, drzemka. pranie i drobne porządki sanitariatów (kuchni, wc i łazienki) zlatuje do 20.
Po inhalacji domestosami i innymi oparami decyduje się przewietrzyć głowę i jeszcze nieco pokręcić. Trasa Zagórze - DG - Będzin (tam miałem polecieć na Czeladź, Siemce i Kato, ale wmordewind był tak upierdliwy, że ściąłem na Pogoń, skąd do Centrum i przez Dańdówkę powrót na Zagórze. Nim jednak zjechałem na kwadrat to zagiłem na miasteczko rowerowe.
Męczący ten tydzień, ani pojeździć, ani wypocząć. Skoro świt Euro, aura jeszcze w miarę. Powrót do domu, gdy wokoło biało. Takoż to rozpoczęła się kalendarzowa zima. Faktem według ICM wieczorem już nie powinno go być. Dlatego na wigilię klubową jako jedyny wybrałem się jednośladem. Wieczerzowanie trwało niemalże do północy, a tu jeszcze trzeba do domu wrócić i na 6:00 stawić się w pracy.
ICM się sprawdził dość, że śnieg już znikł to i nawet całkiem przyjemnie ciepło było na powrocie.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym