Wakacje tak napchane terminami rowerowymi, że nie było się kiedy wyrwać, na koniec studenckich wakacji udało się znaleść czas i się wyrwać znów z miejskiej pogoni za nie wiadomo czym. Pierwszy termin weekend wcześniej ale pogoda kapryśna i przełożyliśmy na 29-30.09. Analiza ICM-a pogoda jest wiec w drogę. Cel Huta Porajska dystans ok 140 km.
Start dość późno bo równo w południe. Tata z nocki musiał trochę odespać, a młody jeszcze miał jakieś sprawy do załatwienia. Zapakowani w sakwy - Ja najbardziej bo na dłużej tam posiedzę i w składzie Ja, tata i Adam ruszamy. Tym razem zmodyfikowaną trasą niż w zeszłe wypady. Wszystko zabrane no to w drogę. Trasa przebiegała spokojnie lekki wiaterek na plecy pozwalał się rozbujać i lecieć ok. 35 km/h. Początkowo z Zagórza na Gołonóg i przebijamy się z tyłu P3 na Okradzionów po drodze na wertepach przed przejazdem spotykamy Jacka z córą w przyczepce. Czas goni, żeby przed zmierzchem dojechać wiec krótkie przywitania i gonimy dalej. Krótki postój przy Siewierskim Zamku na Pieczątkę do kolekcji i na Myszków wojewódzką. W Myszkowie miało być kolejne potwierdzenie ale dobrze rozbujani kierujemy się nadal asfaltami na Żarki, tam załapujemy się na końcówkę zlotu zabytkowych samochodów, już 50 km za nami pora wrzucić coś na ruszta. Po przerwie co by się nogi nie zastały trzeba jechać dalej. Asfaltem równym jak stół i pustym do 15:00 pora obiadowa przez dolinę między lasami mijając ruiny Zamku Ostrężnik docieramy do Złotego Potoku, trochę tu do obejrzenia, ale czas goni więc bez zatrzymania do Janowa i Świętej Anny, gdzie chwilę się zatrzymujemy w tamtejszym Klasztorze, korzystając łapię kolejny stempel. Patrzę, że da się trochę ściąć trasę, którą zaplanowałem z wujkiem Google i zamiast przez Dąbrowę Zieloną to przez Garnek zmierzamy na Gidle. Analiza mapy i jedziemy do Pławna, kontrolka się zapaliła i trzeba kolejną porcję kalorii do organizmu wrzucić. Po porcji bułeczek poprawionych wysoko oktanową gorzką czekoladą jedziemy do Radomska. Na parę km przez Radomskiem wychodzi szarpanie tempa i zaczyna mnie pobolewać Udo mięsień się zagrzał i na jednym KM nie przeciążając drugiej nogi docieramy do kolejnego punktu postoju. Temperatura spada i wieczór już bliski do celu, przy jednym z przystanków autobusowych rozmasowuję mięsień i zarzucamy na siebie dłuższe warstwy ciuchów. Do celu już niedaleko stopniowo zwiększając tempo krajową 91 docieramy do Kamieńska, telefon do wója, że już niedaleko niech grilla rozpala. Łyk wody do chłodnicy i gnamy do mety. Na miejscu jesteśmy ok. 19:00.
Cel osiągnięty. Roboty na wsi sporo więc praktycznie cały tydzień rower sobie odpoczywa. Powrót też planowany na rowerze, ale napięty grafik i wydłużony pobyt na wichurze zmusił do piątkowego powrotu pociągiem.
Na zaproszenie Romka po ostatnim nocnym Rajdzie w Bytomiu rzucam info na okoliczne strony i nakręcam ekipę na dzisiejszą masówkę.
Zanim tam ok. 13:00 z siostrą i tatą jadę na Center pozałatwiać parę spraw przy dworcu ich zostawiam i gonię do PTTKu na spotkanie z Asią i uzupełnienie biurokracji. Na 16:00 ustawiłem ludzi pod fontanną i w ostateczności zebrało się nas pięciu Limit, Pan Rysiek, Marcin i Paweł zwany Czarnym Kotem no i moja skromna osoba ze zrytą banią. W ostateczności ruszamy półgodziny później. Ja prowadzę całą lokomotywę - trasa prawie, że identyczna jaką jechaliśmy na nocny rajd; fontanna. stawiki, Borki, Dąbrówka Mała, Siemianowice, Chorzów i na półgodziny przed startem meldujemy się na Rynku, dziś obyło się bez kilogramowych burgerów z dworcowego bistra. Ludzie ściągają z każdej możliwej uliczki jakie otaczały rynek. Dotarł również Romek na swoim bicyklu. Krótkie przemówienie i ruszamy pod eskortą ekipy w pomarańczowych kamizelkach, policji i asyście ambulansu. Trasą nie wiem jaką jechaliśmy jako goście i nie interesowało mnie którędy. Na półmetku zakręciliśmy na Szombierki do tamtejszej elektrociepłowni i mieliśmy krótką prelekcję na temat tego miejsca. Po herbatce ruszyliśmy dalej w stronę miejsca startu. ok. 21:00 powrót na centralny plac podziękowania i większość ludu się rozjeżdża. My jeszcze trochę siedzimy degustujemy się kreplami i gaworzymy o następnych eventach. Limit się od nas odłącza i jedzie swoją trasą, a my zaraz po nim wracamy 79 na Katosy. Przerwa jeszcze w Żabce w celu naładowania porcji żywnościowej ssanie nie możliwe i jedziemy dalej. Dziś powrót wcześniej to i na drodze więcej blachosmrodów więc trzeba było jechać zapobiegawczo. Na 86 to jeszcze więcej carów i decydujemy się na jazdę po chodnikach wzdłuż trasy. Na Scu odprowadzamy pod drzwi Czarnego i w trójkę na Mec gdzie odłącza Pan_p i na dół do domu.
Z wariatami zawsze spoko jazda śmiechu i rozmów bez granic. Pogoda w miarę nie było najgorzej. Powrót na 23:00. Wpisa na BS'a, papu i spać bo jutro kierunek Huta i 150 km do przejechania.
LOŻA SZYDERCÓW PO RAZ KOLEJNY GOŚCIŁA NA BYTOMSKIEJ ZIEMI
Kolejny dzień, gdy na bika wsiadam dopiero po zmroku - w sumie całe szczęście, że przestało padać i można było koła rozprostować.
Rano tylko 6 km z bratem do zębologa powrót już w drobnym deszczyku który się rozkręcił jak dotarłem pod dom. Wieczorem odprowadzam staruszka pod Timkena i dziś za trasę powrotną wybrałem objazd przez Będzin, Wały Przemszy, P4, P3, Dąbrowę, Park Hallera i testowanie tamtejszych urządzeń z zewnętrznej siłowni i powrót na Zagórze. Myślałem, że uda się jakiegoś nocnego marka znaleść i z nim dłużej pokręcić ale ani jednej żywej duszy.
Dzień powoli się rozkręcał ale pora się z wyra wyrwać i załatwiać sprawy. Po 13:00 siodłam rumaka i gonię na uczelnię złożyć pisemko. Jechało się dobrze, czasem wmordewind i inne zbokuwindy utrudniały zadanie, ale się nie dałem i zdążyłem jeszcze do Dziekanatu. Trasa przez Środulę, Pogoń dziś trochę eksperymentów w celu uniknięcia jakichkolwiek świateł i skrzyżowań (w ruchu miejskim to ciężkie zadanie ale możliwe) z Pogoni wylatuję na Kresowej dalej na rozkopane Borki tu się nie dało kawałek trzeba było zejść i przeprowadzić przez Piachy między koparkami. Dalej Dąbrówka i na Siemce, jak mnie nie złapał przejazd na Chemicznej to chcąc nie chcąc swoje w Siemianowicach musiałem odstać. Na nowo się rozkręcam w wylatuję koło jajowatego ronda z kulami na środku. Dalej pod wieżę TV w Bytkowie ścigam się z Baną na podjeździe (na młynkach dziś ciężko i przegrywam minimalnie), przy TV Katowice wbijam w WPKiW znaczy się Park Śląski i przez sam środek jadę na Tausena i pod Uczelnię. Na miejscu chwilowe zadowolenie w postaci ala budki przystankowej myślałem, że wreszcie dali miejsce gdzie pod zadaszeniem można bika zostawić, a to tylko palarnię dla cigaretpausowców zrobili :P. Powrót znów na Park Śląski i główną aleją i przez osiedle wylatuję pod Silesią, następnie Spodek i jak ścieżka prowadzi do samego końca i wzdłuż 86 w kierunku "granicy". Na Dąbrówce odbicie na Morawę. Starczy tych asfaltów, odprężając się trochę wbijam na stawy Hubertus i wylatuję na Naftowej, jedna kładka nad Brynicą druga nad torami i już w centrum Sosnowca, trochę się kręcę po Parku Sieleckim i na Środulę tam w parku trenowali kolarze z zagłębia, trochę mnie nakręcili i zaliczam dwa podjazdy na mniejszy i większy stok. Chwila przerwy i do domku wrzucić coś na ruszta. Aha w parku jeszcze kolejny motyw widziałem już różne patenty przewożenia dzieciaków na rowerach ale to już mnie przebiło jechał po terenie ojciec na biku a synek siedział w sumie leżał na barku ale reszta ciała spoczywała na plecaku.
Wieczorem mało mi jazdy noc ciepła to jadę tatę pod robotę odprowadzić i pokręcić się jeszcze po mieście oświetlonym w barwach nocy.
Po wczorajszej setce dziś jakoś tak nogi nie chciały współpracować i plan osiągnięcia dziś 8 tys legł w gruzach ale nie dużo brakło. Dzień nie zapowiadał się ciekawie ale się rozpogodziło. Na rozgrzewkę smarowanko napędu i ruszam rundkę zrobić po zagórzu na Pekin i powrót. Małe co nieco do żołądka i ruszam na Katosy do PFRONu pobrać wnioski dla siostry po drodze spoglądam na te kwiecie co wyrosło na rondzie przy Spodku. Cały czas towarzyszy wmordewind który momentami był dość upierdliwy. Myśląc, że jeszcze zdążę próba dojazdu na uczelnię dowiedzieć się paru rzeczy w dziekanacie ale się nie powiodła bo spotkałem kumpelę w Parku Śląskim bo się zagadaliśmy bo i tak dziekanat był zamknięty i nie miałem już po co dalej jechać w stronę Batorego, nawrót i wracam do Ewy i spacerek z jej pieskiem po alejach największego parku na śląsku. Odprowadzam koleżankę na tausena i kieruję się na Gliwicką, gdzie się przebijam na rozkopane centrum w obrębie Skarbka. Dalej na Zawodzie i Szopienice. Na stawikach kolejna Pani z Pieskiem z którą też nie omieszkałem wymienić parę zdań. Dalej nowym szlakiem jadę na trójkąt zobaczyć czy wszystko już jest poprawione przy okazji zaczepiam rowerzystów pytając o oznaczenia czy są wystarczająco rozmieszczone. Z trójkąta na Dańdówkę asfaltem i znów z teren koło kampusu SUMa wylatuję pod zajezdnią na Zagórzu i już do domu na jakąś strawę bo ssanie nie możliwe ostatnio chwila krążenia i człowiek znów głodny. Brakło niewiele myślę dobiję wieczorem jak tatę odholuję pod pracę ale jakoś nie chciało mi się d... ruszać i jutro dokończę to co zamiarowałem.
Trzecia próba i w końcu dotarłem do Sławkowa w tym roku, ale za nim tam to do południa rowerem wizyta w ZUS, US i UM oraz w robocie taty zawieść papiery. Na początek do obiadu 23 km zrobione. Zanim obiad i dyżur na zmywaku odbyty zleciało do 17:OO. Chodziło mi po głowie zobaczyć jeden z proponowanych szlaków z Dąbrowy do Sławkowa którym jeszcze nie jechałem. Wszystkie inne trasy już na pamięć. Pogoda super wieczór też się ciepły zapowiada załączam bike-audio i w drogę. Nic ciekawego właściwie się nie działo więc tylko dziś trasa jaką jechałem. Zagórze->DG->P3x0,5 okrążenia dalej lasem wzdłuż P4 na Ujejsce->szlakiem na Sikorkę, Tucznawę wylatując przy drodze na Błędów. Za mapą jak szlak prowadzi jadę wzdłuż torów ale się ciemno robi i odpuszczam sobie dalej etap duktów leśnych szczególnie, że nie znam i przez Okradzionów podążam w kierunku jaki sobie założyłem. Za młynem Frey'a rzuca mi się w oczy drogowskaz rowerowy do Sławkowa i za strzałką podążam. Jest kawałek pod górkę między domkami w końcu zaczyna się szlak szutrowy około 2 km. Można było się fajnie rozbujać czasem jednak trzeba było dać po hamulcach bo na końcu zajefajnego zjazdu postawione są słupy które ciężko ominąć jadąc z pełnym impetem. Docieram pod Sławków trochę nie w tym miejscu co zamierzałem ale i co tam zaczepiam lokalnego bikera który kieruje jak ominąć krajówkę i dostać się na centrum.
Misja zrobiona po części ten kawałek muszę za dnia przejechać. Zamiast na center czas mnie trochę goni i kieruję się w stronę stacji PKP w Sławkowie skąd się kieruję dalej na Niwę i wylatuję pod Euroterminalem stamtąd nadal podziurawioną jak ser szwajcarski drogą na Cieśle. Trochę mi się drogi po mieszały i zamiast na Ostrowy poleciałem na Maczki. Patrzę na licznik już nie dużo do setki i rozkmina Jaworzno i Niwka czy kierunek Kazimierz Park i się pomyśli. Wygrywa to drugie i tam jadę. Nadal mało więc kierunek DG za Realem wbijam się pod wiadukt i lecę pod targ na Redenie. Rozbujany, żeby znów nie stać na światłach nawrót na aleje Majakowskiego i pod WORD w Dąbrowie. Dalej na Kasprzaka i jadę pod Dworzec w Gołonogu i dalej na P3 dokończyć okrążenie.
Powrót na Zagórze na małe tankowanie i na ostatek jadę jeszcze tatę odprowadzić pod Timkena. Wracając zaliczam jeszcze nocny wjazd na stok na Środuli. Chwila na podziwianie widoków miasta nocą i zawijam do domu dorzucić do pieca bo już wszystko spaliłem i jadę na rezerwach. Jutro próba 80 i 8 kloców będzie przejechane w tym roku.
Szkoda tylko, że many nie przybywają tak łatwo jak kilometry na liczniku.
Korzystając, że niedziela słoneczna w planach dalsze kręcenie, ale zapał się skończył gdy tylko zakręciłem na pogorię nr trzy.
Przy barze wpadam na dwóch duchów w składzie prezes i Artur oraz Freya (Rafała) ściskającego swojego ulubionego zielonego kolegę "Henia". Krótkie wymiana zdań duchy jak to duchy za chwilę zniknęły, a z mojej jazdy nici bo jak się z Rafałem rozgadałem uciekła ponad godzina, a i tak późno z domu wyjechałem. W końcu trzeba było się rozejść i lokalizuję Dydka z którym kręcę 3 pętelki wokół wielkiej kałuży, na odchodne podbija do nas Pablo i w trzech krążymy jesio raz dookoła. Dydek szybszym tempem poszedł przodem, a my trochę wolniej. Wieczór zimny pora wracać, był niedosyt w głowie rundka po miastach załębiowskich i powrót ale telefon i musiałem zmienić kurs na Zagórze i załatwić jedną sprawę. W Pawłem razem jedziemy na Mec, gdzie z nim się żegnam i jadę odebrać paczkę w postaci drukarki.
No i zaczęła się jesień, najstarsi górale mawiają, że jeszcze złota polska jesień przyjdzie i można się wybrać na trochę dalsze trasy. W planach było spotkać jesień na rowerze, a minąłem się z nią między regałami w Pogorii robiąc co tygodniowe większe zakupy.
Gdyby nie poranne deszcze i zimna temperatura to bym na wsi ją dopadł, a tak jeszcze ten tydzień przesiedzę w mieście, a na przyszły weekend 160 km się pociągnie.
Krążenie po pogoriach: - 1 kurs CH Pogoria i powrót - P3 x 2 okrążenie skład jedna merida i wmordewind, generalnie brak chęci na dalszą jazdę wieczorną.
Piątek nie należał do tych dni, że z dystansem poleciałem do przodu, faktem aura sprzyjała, ale obowiązki inne nie pozwoliły na nabijanie kilometrów. Skończyło się na tym, że raptem rowerem do Przychodni zapisać tatę do lekarza i potem na zebranie do PTTKu. Miał być tradycyjny objazd ależ my się zagadali i skończyło się, że każdy w swoją stronę. Jadąc na Kalinową zdać klucze jak na złość łapię kapcia dobrze, że zapasową dętkę się wozi bo bym dymał bika przez pół miasta. Jutro jak pogoda pozwoli wypad bikem na wieś. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Po niedosycie V nocek dąbrowskich, na BS odnalazłem zaproszenie Badury na ich pierwszy nocny rajd rowerowy. Krótkie rozkminy, analiza pogody i wrzucam info na masę. Chętnych się nas dużo nie zebrało jedynie delegacja Loży i Cyklozy w składzie Czarny Kot, Pan_P(Marcin), Adrian and moja skromna osoba - prowodyra wypadu na drugą stronę Brynicy.
Do południa krótka rozgrzewka po Zagórzu i załatwianie spraw. Na 19:00 jadę pod fontannę, o dziwo jestem pierwszy i czekam na resztę składu. Gdy już się wszyscy zjechali ruszamy jakieś 20 min później. Z dziwnej obawy, że nie zdążymy od Borków robię za lokomotywę i naginamy przez Dąbrówkę, Siemce, Bytków do Chorzowa, patrząc na zegar mieliśmy czas jeszcze odwiedzić Monię na AKS-ie ale gdzieś nam się drogi powaliły i wylatujemy zupełnie w innej części Chorzowa niż planowałem. No to nic nie pozostało i rozgrzani już lekko wolniejszym tempem DK 79 zmierzamy na Rynek w Bytomiu. Pomimo różnych dywagacji obyło się bez kontroli paszportowej i bez problemów docieramy na miejsce. Miało być spokojnym tempem, tu w godzinę dotarliśmy do celu. Ludzi jak na lekarstwo, w sumie co się dziwić na 1,5 h przez planowanym startem. Korzystając z dłuższej chwili ciągnę chłopaków na małe co nie co do Baru przy dworcu PKP i autobusowym zarazem. Godzina zlatuje i wracamy. Powoli się ludziska wyłaniają z bocznych uliczek otaczających pokaźnych rozmiarów rynek. Nazbierało się pokaźna prawie 100 osobowa ekipa nocnych marków w tym nasza czwórka jako jedyna zza rzeki :D. Czekamy jeszcze na Romka i ruszamy na ok. 40 km trasę przez miasto, parki, lasy i inne atrakcje. Trasy ni w ząb nie znam chodź niektóre miejsca kojarzyłem.
Objazd trasy mija ciekawie wszyscy się w grupie trzymają i pomimo paru kapci wywrotki i celowej lub mniej celowej akcji zmiany trasy wszyscy przed północą wrócili na miejsce zbiórki. Podziękowania i na odchodne Romek ogłosił, że mieli gości "zza Granicy" co było wesołym akcentem na zakończenie. My opowiedzieliśmy jak to u nas wygląda dla porównania dzisiejszego przejazdu. Gdy już się tubylcy rozjechali w swoje strony Romek jako dobry gospodarz zaprosił nas na nabicie kalorii w postaci KREPLI odpowiedników naszych pączków. :D Po degustacji ruszamy w drogę powrotną. Zimna ta noc i lecimy już samymi asfaltami w nasze strony tym razem cały czas 79 przez Chorzów do Katowic pusta droga i się leciało całą szerokością. Momentami jakieś złotowy z klientelą leciały. Na Katosach przesiadka na ekspresówkę i już poboczem bo tu większy ruch jedziemy do Granicy. Na 3:00 docieramy do Granic miasta uszy do głowy przymarzają. Chwila pogaduch dla wyrównania tętna i odprowadzamy z Marcinem na Pogoń Czarnego i Adriana i w dwójkę na Zagórze, gdzie na Mecu się żegnamy ja na dół do ciepłego domu, a on cwaniak najcieplej się ubrał na Kazimierz.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym