Dziś znów zmaganie z podmuchami wiatru, do tego jezdnie mokre przez co jazda zapobiegawcza.
Start 9:40 i 25 min później melduje się na bazie. Po drodze dostrzegam pluskających się Morsów w stawie Morawa. Pakunek na targi poznańskie po czym nawijka do domu niemalże identyczną trasą. Przebierka i panią mą zbiórkomem do Kato na ślubne targi.
Jak to po Warszawie człowiek miał mieć wolne, a tu telefon po 8:00, że mam się stawić na Morawie. No cóż jak trza to trza. Śniadanie, odzienie i w drogę. Na wylocie koło Makro, ktosik na mnie tita, spoglądam za szybę, a tam Doms w swoich czterech kółkach. Układ świateł sprawił, że tylko było odmachnięcie ręki na cześć i każdy w swoją stronę. O ile ruch samochodów za bardzo mi nie przeszkadzał to wiatr okropnie dawał się we znaki. Jedynie pocieszał mnie fakt, że z powrotem może być lepiej.
Tak też się stało, po montażu stoiska w centrum kongresowym wracam szybko na bazę i sunę do domu identyczną drogą, by zdążyć na spacer po Lasku Zagórskim. Wiatr mi sprzyja przez co udaje się sporo podgonić i z powrotem w domu jestem chwilę po 14:00.
Znów przebierka i z Martyną ruszamy w poszukiwaniu grupy marszowej. Udaje się dość szybko, dogoniliśmy ich tuż za wejściem do Lasku.
Irytujący zimy wiatr dziś się dał we znaki, strasznie mnie spowalniając w drodze do pracy. Jedynie na plus, że drogi czarne i suche.
Droga powrotna do domu nieco inną drogą, też nie szła za fajnie, a to za sprawą opadów śniegu. Najważniejsze powoli, ale bezpiecznie się człowiek przemieścił z punktu A do B.
Neoprenówki na buty przy powrocie przeszły chrzest bojowy. W sumie wilgoć wchodziła mi od podeszwy, ale buty były czyste - cały syf spod kół leciał na ochraniacze więc po części swoje zadanie spełniają.
Start dziś chwilę po 7:00, jeszcze ciemnawo, drogi się szklą, ale przyczepność dość dobra. Licznik na 5 km, czyli w połowie drogi zeznaje 8 na minusie, co daje się odczuć po udach, jedynie stopy ciepłe.
Na bazę docieram w standardowym przedziale czasowym. Przebierka w cywil ciuch i ruszam lokalnie dostarczyć kilka foteli w okolicy.
Zrobiłem co swoje i przed 14:00 wybywam z firmy kierując się do centrum Sosnowca, konkretnie do sosnowieckiego Magistratu, gdzie umówiłem się z moją połowicą w celu złożenia podpisów i wybrania terminu w USC.
Termin zaklepany. Przenosimy się do PTTK, gdzie zasiadam przy papierologi zamykając w klubowej księgowości rok. W między czasie przerwa na obiadek w OLD CENTRAL PUBIE.
Uporawszy się ze wszystkim Martynę pakuję do D, a ja sunę swoim jednośladem niemalże identyczną drogą do domu, jak jadąc do pracy.
Pauza, jazda, pauza, jazda - taki to początek roku. Chłodno, jak nie ma potrzeby to jakoś mnie do korzystania z jednośladu nie ciągnie. No chyba, że jest okazja, znaczy potrzeba to czemu nie. Zakładam wdzianko i ruszam przed siebie.
Dziś drogi czarne, a do pracy trzeba jechać. Wybór pada na jazdę rowerem. Po śniadanku przebiera w bike wdzianko i chwilę przed 9:00 odpalam Meridiana i ruszam na Morawę. Jak na temperaturę ujemną, według zeznań licznika jakieś - 3,5 jedzie się całkiem dobrze i po 25 minutach jestem na miejscu.
Dnióweczka sprawnie zlatuje do 15:00. Wrzucam w siebie obiad z lokalnego lokalu gastronomicznego i mając w zapasie trochę dnia postanawiam nieco sobie pokręcić.
Z Szopienic przedostaję się do Mysłowic, tam chwilę trzymam się za autobusem linii 26. Myślałem, że dociągnę za nim pod Fasion Hause, ale zboczył z mojego azymutu i samotnie kręcę przez Modrzejów, Niwkę, Jęzor do Jaworzna. Na Łubowcu podpinam się tym razem za "S"-ką, za którą to docieram do Osiedla Stałego. Tam zwrot i by się rozgrzać podjazd pod Górę Piachu, po czym zjazd w kierunku Maczek. Miałem już odbić na Porąbkę, ale coś mnie tknęło, nadszedł kolejny przypływ energii i poleciałem na Ostrowy, skąd docieram do granicy z Dąbrową Górniczą.
Znów mnie dopada opad śniegu, nogi czują chłodek i do tego wiatr. Pora zrobić zakupy termo wdzianek. Włączam chwilowo młynek, po czym duży blat i z Szałasowizny, kręcę do Strzemieszyc. Dalej Staszic i ląduję przy dąbrowskim Realu. :Przeskok na drugą stronę DK 94 i szczytem przez Park Hallera zmierzam do Mydlic, gdzie odbijam na Józefów i prosto do Decathlonu. Po około godzinnym zwiedzaniu sklepowych alejek zakupuję sobie ochraniacze na buty, zapas dętek, komin i polar. Przy okazji wpadam na Henia Muchę, właściwie to po cywilu go nie poznałem i to on mnie ustrzelił jak buszowałem po dziale wdziankami rowerowymi. W plecaku za dużo już miejsca nie mam więc co zakupiłem w większości od razu zakłam na siebie celem przetestowania. Z DK śmigam jeszcze do Ciastoramy ogarnąć zawory do baterii łazienkowej po czym już prosto na kwadrat.
Z drobnymi dodatkami zdecydowanie termika się poprawiła. Jutro przetestuję w drodze do pracy.
Można powiedzieć, że dziś 12-sto godzinny czas pracy.
Pobudka przed 7:00, za oknem jeszcze ciemnawo, powoli się wygrzebuję z wyrka i półgodziny później ruszam na Szopienice. Wyjazd z osiedlowych uliczek dość zapobiegawczy, gdyż na wirażach wpadałem w delikatny poślizg, poza tym na głównej można już było się rozbujać i tak 10 km odcinek pokonałem ze średnią 26 km/h.
Swoją dniówkę zakończyłem prawidłowo, lecz Maryna wołała help telefonicznie i ruszyłem na Rawę pomóc jej w ogarnięciu salonu i tak zostałem do 20:00.
Padła propozycja, co bym wrócił samochodem, ale chory bym był jak bym się zgodził i bez wahania Martynę oddelegowałem do samochodu, a ja równie żwawym krokiem udałem się w kierunku domu. Powrót już nieco wolniej. Niby 1.5 stopnia na minusie, ale potrafiło ściąć wodę zalegającą na drogach przez co jazda szła opornie.
Po powrocie z Rzeszowa aury zimowej już niewiele zostało.
Wstaję z wyrka około 8:00, śniadanko, rzut okiem na ICM jakie warunki pogodowe przewidują i godzinę później ruszam na Morawę. Temperatura lekko na plusie, drogi mokre i mgliście. Próby hamowania, nie jest ślisko i to na bocznych drogach co za tym idzie dojazd dość spokojny. Było kilku wyrywnych którzy nieco za blisko wyprzedzali, ale nie na tyle, żeby mnie z równowagi wyprowadzić.
Meteo przewidywał, popołudniu deszcz. Myślałem, że zdążę wrócić do domu przed opadami, a tu nim się uporałem z zajęciami na bazie nadeszła mżawka.
W takim przypadku z objazdów nici. Wskakuję na bika i kręcę w drogę powrotną. By się z samochodami nie przepychać powrót ścieżkami do Zagórza. Przedzieram się przez Modrzejowską, skąd już ciągiem 1 Maja, Narutowicza, Kombajnistów, Park na Środuli i Małe Zagórze.
Długo się zbierałem, by uruchomić Meridiana w nowym roku.
Dziś, że temperatura oscylowała w granicy - 1 stopnia, wokoło trochę białego puchu i było coś do załatwienia stwierdziłem, że nie odpuszczam.
Po doborze odpowiedniego zestawu odzienia punkt 10:00 jadę do Rawy podrzucić telefon salonowy, gdyż świąteczne zastępstwa mi się skończyły, a dziwnym zbiegiem okoliczności zabrałem go do domu. Główne drogi przejezdne, ale mokre i trochę syfu ulicznego na mej twarzoczaszce się znalazło. Na bocznicach biały puszek też nie utrudniał jakoś jazdy. Docieram na miejsce po jakiś 40 minutach, czyli norma. Zostawiam co nie moje, dłuższa przerwa na kawkę, po czym zostaję uprowadzony przez współpracowników i przetransportowany busem zostaję na Morawę, gdzie przyszło mi się spakować na weekendowe targi w Rzeszowie.
Nim się oglądam, a 15:00 wybiła. Auto spakowane na wyjazd, to ja też robię wyjazd i ruszam się jeszcze nieco poszwendać po bezdrożach.
Z Morawy, terenem przebijam się na Stawiki, gdzie wskakuję na szlak czerwony i podążam nim, aż do ul. Mikołajczyka. Przeskok skrótem, koło oświetleniowców czyt. zakładów WATTa i wpadam na szlak zielony, którym to jadę aż do Porąbki. Zwrot na Lenartowicza i turlam się pod sosnowiecki PKM. Miałem już ciąć asfaltem do domu, ale zaczęło tak klimatycznie sypać drobnym śniegiem, że postanowiłem jeszcze zagiąć i zamiast na Szymanowskiego odbijam na Zalane, skąd wjazd do Lasku Zagórskiego i już prosto na kwadrat. Gdyby, nie mrok i kilka sprawunków do zrobienia pewnie bym się jeszcze gdzieś poturlał, a tak przerwa do poniedziałku.
BZIUM PO ŚNIEGU
JEDEN Z KOCHBUNKRÓW NA ZIELONYM SZLAKU I TO W OTOCZENIU OKOPÓW
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym