Wreszcie pułap 8k km przekroczony. Sezon pół na pół udany z 3 wypraw udało się mi wybrać tylko na Mazury. Bieszczady i WTR muszą jeszcze poczekać na swoją kolej.
Już tradycją się stało, że nasz klub bierze czynny udział w organizowanym przez najstarszy rowerowy klub PTTK HUZY z Gliwic zakończeniu sezonu pod zamkiem w Chudowie.
Po wczorajszej setce siły szybko się zregenerowały i o 6:00 już byłem na nogach, rzut okiem co oknem i pora się szykować na kolejny wypadzik weekendowy. Pogoda jak malina ubiór na długo ale bez przesadyzmu. Tata również się skusił na Chudów więc jedziemy w dwóch. Po wczorajszym telefonie do naszej dwójki dołączają się dwa "ostrzaki" w postaci Wilego i Adiego. W czwórkę pare minut po 7:30 ruszamy pod fontannę by dołączyć do reszty cyklozowej ekipy. Do kupy zliczyć 12 chłopka. Na pograniczu kwadransu akademickiego rzutem na taśmę dołącza Limit. Tradycyjne foto startowe i ruszamy.
W miarę sprawnie przedostajemy się na D3S (Dolinę 3 Stawów) by zgarnąć Ryśka, chwila oddechu i do następnego punktu pod Bazylikę w katowickich Panewnikach, gdzie czekała na nas Teresa. Już w komplecie azymut Chudów. Po drodze na przemian mijamy się z grupami katowickimi Eli z Wagantu i Leszka z Wagabundy. Tradycyjnie też w rejonie Starej Kuźnicy łapiemy panę. Tym razem padło na Sławka. Dalej już bezproblemowo przez Paniowy do Chudowa.
W oczekiwaniu na oficjalne otwarcie przywitanie z innymi grupami i zapisy i małe co nieco na rozgrzanie.
Nie wiem albo mały sabotaż, albo jakieś fatum bo i przyszła pora, że i ja musiałem podjąć skomplikowaną operację wymiany pany. W trakcie 3 godzinnego programu rowerowy tor przeszkód - Rysiek zajmuje drugie miejsce w grupie 18+ zaliczając przy tym glebowanie, konkurs krajoznawczy, prezentowanie najliczniejszych grup - nasza na podium 3 miejsce i znów bez pucharu, ale w przyszłym kto wie, ognisko, wręczenie odznak i wzajemne wspominki z tego co udało się w bieżącym roku ukręcić. Na zakończenie dla uczestników w ramach roku jubileuszu 55 - lecia od organizatora trochę słodkich kalorii na drogę powrotną
Małe roszady w grupie jedni wcześniej pojechali jedni się dołączyli. Posileni po 14:00 ruszamy w drogę powrotną. Objazdowo by nie wracać tą że samą trasą.
Z Chudowa na Paniówki, przecinamy 44 i A4 i lądujemy w (Rudzie Śląskiej) Bielszowicach, skąd przebijamy się na Wirek, nieopodal rudzkiej Plazy Limit "przebija" wszystkich dotychczasowych dzisiejszych usterkowiczów. Jak na złość psuje mu się tylna przerzutka. Zrażony owym faktem próbował ratować się awaryjnym powrotem samochodem, ale nie było mu to pisane więc za naszą na mową i współpracą podjęliśmy się operacji przywrócenia roweru do dalszej jazdy. Tym oto sposobem z MTB zrobiliśmy a'la singla na przełożeniu 3-6. Rower na chodzie więc można było dalej kontynuować jazdę. Na rozstaju dróg Limit odbija na Chebzie i dalej na Bytom, a My dalej na Bykowinę do Świętochłowic, skąd na Chorzów, gdzie Darek dołącza jako kolejny do usterkowiczów łapiąc kapcia. Szybka wymiana i jedziem do Parku Śląskiego. Chwila oddechu wśród zieleni i już przez Siemce, Dąbrówkę Małą, Borki przebijamy się do Sosnowca.
Limit usterek chyba już wyczerpany. Na Stawikach, komu się śpieszyło udał się w swoim kierunku, a reszta ekipy by zakończyć dzionek podsumowała sezon przy złotym trunku.
Za tydzień klubowe zakończenie sezonu. Chętnych zapraszam na 9:00 w sobotę pod fontannę, skąd udamy się na mała ok 50 km rundkę po mysłowickich bezdrożach.