Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2016

Dystans całkowity:715.00 km (w terenie 105.00 km; 14.69%)
Czas w ruchu:39:57
Średnia prędkość:17.90 km/h
Maksymalna prędkość:53.70 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:39.72 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Ostatni rowerowy wypad w listopadzie, czyli jak to zostałem ponownie Prezesem

Poniedziałek, 28 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Dziś miałem kilka sprawunków do załatwienia, z czego najważniejszym było przeprowadzenie kolejnych wyborów w strukturach CYKLOZY. 
W sumie pogoda taka, że do końca nie wiedziałem co wybrać jako środek transportu.
Pierwsze w programie dnia miałem wizytę w osiedlowej Przychodni, gdzie miałem oddać nieco krwi na badania. Że mi się nie chciało na Mec z buta iść tudzież podjeżdżać busem, to wskoczyłem na Meridiana i nim się przedostałem do Sante. Po powrocie w końcu wrzucam w siebie jakiesik śniadanko.
Posilony kręcę na Morawę podrzucić księgowej jeden dokument do wysłania. Śnieżek sobie prószy, ale warunki do jazdy nie są tragiczne i jedzie się całkiem przyjemnie.
Do zebrania mam jeszcze sporo czasu, więc jakoś dziwnie załącza mi się szwędacz i czynię sobie małe zagięcie. Z Morawy na Hubertusy, aby wskoczyć na chwilę na czerwony, z którego przeskoczę na zielony. Podążając szlakiem kręcę na Upadową, gdzie przedzieram się przez mały przepust pod torami i wylatuję na Browarze. Potem przez Galot na Porąbkę i dalej na Kazimierz. Podążając asfaltem kręcę przez Szałasowiznę, na Strzemieszyce i dalej na Laski. Następnie Gołonóg i zwrot na Zagórze.

W domku wrzucam w siebie obiad i chwilę po 14:00 udaję się do Centrum na Dęblińską.
Do tego momentu praktycznie było idealnie. W rejonie ronda Gierka, nagle rower staje mi okoniem. WTF. Oglądam co się dzieje, a tu wózek przerzutki się wygiął, łańcuch się zaklinował między kasetą, a szprychami. No to pojeżdżone. W sumie to już ostrzeżenie było na sobotniej wycieczce, dziś już całkowicie uniemożliwiło dalszą jazdę. Udaje mi się doprowadzić do tego, aby koło mi się kręciło, ale pedałować nie ma opcji. Dobrze, że blisko już do Oddziału, siodełko w dół i odpycham się nogami, aby nie drałować z buta.

Na miejscu jestem sporo przed czasem. Rozmyślam, co tu z bikem zrobić i powoli szykuję lokal na spotkanie wyborcze.  Zbliża się 17:00, a tu ludzi nie widać. Już myślałem, że bunt i cyklobanda chce zbojkotować wybory. Jednak udało się uzyskać 50 % frekwencję i mogliśmy przeprowadzić wybory.
Sporo czasu zlatuje na papierologii. W końcu dochodzimy do ładu i udaje się wybrać nowe władze. Tak jak myślałem Walne Zebranie ponownie postanowiło wybrać mnie Prezesem, a ja jako nowy, stary Prezes zaproponowałem 4 współtowarzyszy do pomocy przy zarządzaniu klubem na kolejną kadencję. Waldzia uczyniłem prawą ręką, lewą od pieniądzorów został Krzyś, a do pomocy tym dwóm i mnie zostali Jędrula i Limit.

Rowerek nie jest zdatny do jazdy, dzwonię po młodego, aby pomógł mi go do domu przetransportować. Najwyżej po raz kolejny zrobię z niego singlespeeda, aby gdzieś po dzielni trochę się powłóczyć. Widocznie rower się zmęczył i pora sezon zakończyć.


Heh taka mi puenta się nasuwa dzisiejszego wpisu, co kadencja to nowy rower. Meridian już chyba się wysłużył, dobrze mi się z nim współpracowało, zostanie na awaryjne sytuacje, a ja powoli się przykładam do 29er'a.

Poznaj miasto na rowerze cz. 5

Sobota, 26 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Czy ja kiedyś na spokojnie przygotuje się do jakieś nawet najmniejszej wycieczki. Zawsze musi być poranna nerwówka. Mało tego jeszcze w środę nie wiedziałem, czy uda mi się zamienić, abym mógł nadzorować ostatnią wycieczkę po mieście, ale się udało.

Po tym jak doszedłem sam ze sobą, że jestem gotowy kręcę na Dęblińską. W okolicach cmentarza na Zuzannie myślę, że mam pozamiatane bo w czasie redukcji biegu gdzieś mi się tak łańcuch zawinął na przerzutce, że myślałem, że ją skrzywiłem. Na szczęście tylko to groźnie wyglądało i mogłem kontynuować jazdę. 

Pod fontanną jestem jakieś 20 minut przed startem. Jest już Grzesiek i pierwsi uczestnicy. Witam się i kręcę na pobliską BP dotankować nieco wozducha do tylnego koła.

Ostatecznie zebrała nas się grupka 36 cyklistów. Zbiorowe foto, orędzie Grześka i śmigamy. Niby śródmieście, a trasę przygotowaliśmy na około 15 km. Kręcimy przez Naftową, szlak czerwony, Sobieskiego, Kierocińskiej, Ciasną, Mireckiego, Odrodzenia, Wiązową, Chmielną, Moniuszki, Kiepury, Kilińskiego, Niepodległości, Lotników, Roweckiego, Parkową, Legionów, 1 Maja, Wyszyńskiego i Modrzejowską.

W trakcie przemierzania tej trasy było kilka dłuższych i krótszych postojów na historyczne opowiastki. Najdłużej nam zeszło na cmentarzu 4 wyznań, ale dowiedzieliśmy się także gdzie znajdował się dawny Szpital Żydowski, jak mniej więcej wyglądało dawne otoczenie dworca PKP. Zakręciliśmy koło Cerkwi, Katedry oraz Pałacu Schoena (aktualnie budynek Sądu). Całość wycieczki zakończyliśmy przy Janku na Patelni.
Podziękowania i się rozjeżdżamy. Kolegów z Gliwic oraz Limita i Grześka zapraszam na obiadek w sprawdzonym już barze mlecznym. Standardowo wybieram mój ulubiony posiłek - placek po węgiersku. Posilamy się i z pełnymi brzuchami planujemy co tu jeszcze ukręcić. 

Ostatecznie w czterech: ja, Patyk, Limit i Grzesiek, kręcimy na Pogoń, ciekaw byłem gdzie to Kiepura miał swoją posesję. Następnie kręcimy na Chemiczną, gdzie to prowadzeni przez Patyka objeżdżamy działki i kierujemy się kierunku Wilczej Góry i przecinając lasek lądujemy na Józefowie. Ekipa nam się dzieli. Korzystam jeszcze z dnia i postanawiam nieco odprowadzić Limita bliżej Psar. Kluczymy sobie różnymi zakosami do Sarnowa, chwila na pogaduchy i każdy w swoim kierunku. Już po zmroku śmigam do Preczowa, aby się dostać na Pogorie, skąd Parkową śmigam na Gołonóg i główną arterią dąbrowską prosto na Zagórze.








DPDS

Piątek, 25 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Kurs na Roździeń i z powrotem. Zmiana pogody i jazda znów się zrobiła mało przyjemna, żeby czynić na powrocie jakieś objazdy.
Dodatkowo, jak wracałem i w sumie w drodze do pracy słyszałem dziwne tykotanie. Nie umiałem tego zidentyfikować. Dopiero praktycznie pod domem znalazłem winowajce. Była to pinezka wbita w tylną oponę. Tyle dobrego, że powietrze nie zeszło.
W domku wydobyłem intruza z opony, wymieniłem dętkę i przy okazji wymianie uległy klocki hamulcowe.

Objazd sobotniej trasy wycieczki po Sosnowcu.

Czwartek, 24 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Dziś wolne, więc skorzystałem z okazji i umówiłem się z Grześkiem na przejazd i omówienie przebiegu sobotniej wycieczki po Sosnowcu. Do kompletu dołączył jeszcze Krzysiek.
Zbieramy się o 16:00 na Dęblińskiej i przystępujemy do objazdu trasy. Po zapoznaniu się z tym co tam Grzesiek miał na myśli, lekko modyfikuję trasę, aby jazda była płynna i bezpieczna.
Kończymy na Patelni.
Podsumowanie i się rozjeżdżamy w różnych kierunkach. W drodze powrotnej zaginam do Plejady uzupełnić zapasy lodówkowe. Bo zaś pingwin wszystko wpierniczył.

DPD

Środa, 23 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Pierwsze 12 km dzisiejszego dnia idzie dość opornie. Czyżby od wczoraj się nie zregenerował ten organizm.
Zamiast przez centrum dla odmiany w drodze na Roździeń na wysokości basenu na Sielcu odbijam na Hutę Buczka i Nowo i Staropogońską kręcę na Gospodarczą podenerwować się trochę stanem krawężników na nowopowstałym odcinku ścieżki. Dalej przecinam światła na Roweckiego i przez Grabową prosto na rondo przy Lidlu. Odbijam na Stawiki i oczom nie wierzę, że zniknął taki ładny fragment klinkierowej drogi tuż przy kwaterze Maria. Przelot koło obiektu treningowego Zagłębia na Borki i na minutę przez 10:00 melduję się na Roździeniu.
W pracy przeglądając google maps natrafiam na miejsce w którym stał budynek stacji Jęzor, której to wczoraj szukałem. Nawet przeglądam mapę w tym miejscu wczoraj. Eh. Nie zmienia to faktu, że nie odkryłem bezkolizyjnego przejazdu z Boru na Łubowiec.

Po pracy kręcę do Decathlon przy IKEA zakupić new trekking, bo zima w obwodzie. Przeczekuję chwilę jeszcze na małżonkę. Odprowadzam na busa, a sam jednośladem przez Szopki zawijam na Sosnowiec i bez zagięć prosto na kwaterę.

Samotnie po bezdrożach Jaworzna

Wtorek, 22 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Wczoraj narzekałem, że iście wiosenna aura, a ja muszę na salonie siedzieć. Dziś miałem okazję sobie to odbić. Jedynie jestem lekko zły na siebie, że wybierałem się jak sójka za morze.

Martyna miała dziś swoje obowiązki, więc bez skrupułów, że nie poświęcam jej czasu udaję się na przejażdżkę. Warunki pogodowe jeszcze lepsze jak wczoraj. Nim jednak ruszyłem, a to poprawiłem naciąg linek hamulcowych, a to do piekarni, na pocztę, oględziny i mapy, gdzie się udać i tak zleciało do południa.
Za cel przybieram sobie bliższe poznanie się z kolejnymi szlakami jaworznickim. Trzeba odrobić zaległości. Marszrutę chciałem rozpocząć od Osiedla Stałego. I tak, aby nie standardowo postanowiłem uczynić trochę eksploracji, aby wjechać do Jaworzna od Sosnowieckiego Boru, a dokładnie dotrzeć pod zapomnianą przez czas stację Sosnowiec Jęzor i stamtąd inspirując się mapą gdzieś wyjechać.

Na początek kręcę przez Szymanowskiego zobaczyć czy już asfalt oddany, ale nadal pomarańczowi czynią pracę przy studzienkach i jedzie się slalomem. Potem zjazd Lenartowicza na Porąbkę, gdzie wpadam na zielony rowerowy i nim jadę na Bór. Od tego momentu rozpoczynam eksplorację. Przecinam Przemszę i docieram pod jakieś zakłady związane z koleją. Szukam jakiesik drogi łącznikowej na drugą stronę torów, ale na nic się to zdało i przyszło się wspinać po skarpie. Wlazłem na górę i ukazała mi się rampa dawnego peronu na Jęzorze. Jest jakieś przejście podziemne, ale nie pewnie wygląda i nadal skaczę przez tory, aby się znaleźć na stronie jaworznickiej. Próbowałem też wyszukać miejsca gdzie był budynek stacji, ale sobie odpuściłem bo szkoda dnia. Wpadam na jakąś alejkę i według mapy powinienem wyjechać na Szczotkach, a wylatuję przy jakieś drodze. Po chwili załapałem, że jestem na Łubowcu. Skręt w prawo i kręcę na Osiedle Stałe w okolice basenu.

Tam rozpoczynam pętlę po szlakach. Na pełne okrążenie czarnym 472 wokół Jaworzna się nie piszę bo zostały mi dwie godziny do zachodu. Decyzja zapadała na mniejszą pętlę, łącząc różne warianty szlakowe.
Zaczynam od żółtego 476 i mijając obelisk upamiętniający ofiary dawnego Obozu Pracy docieram na Podłęże. Tam zwrot na czerwony 479. Ujechałem kawałek i szlak gdzieś mi się stracił, a sam wpadłem na niebieski. Coś nie tak. Cofam się kawałek i odnajduję miejsce, gdzie szlak odbija i nim jadę do Jelenia.
Krótka przerwa pojeniowo-popasowa. Myślę, czy sobie odpuścić. Ale żal mi dnia i śmigam dalej. Wpadam na zielony 7 i po pokonaniu wzniesienia Celinowa Góra z widokiem na taflę Jeziora w Imielinie i Beskidów na drugim planie docieram do Byczyny. Patrzę teraz co wybrać, aby za widoku jeszcze wrócić do Sosnowca. Za cel przybieram sobie Górę Wielkanoc. Prowadzi tam czarny 472 (dookoła Jaworzna). Mijając Użytek Ekologiczny "CHOMIK EUROPEJSKI" oraz Obszar Natura 2000 "ŁĄKI W CIĘŻKOWICACH" docieram do zaplanowanego punktu pośredniego. 
Opuszczam czarny i odbijam na zielony 471 prowadzący pod Stację PKP w Ciężkowicach. Ostatni etap to niebieski 474, którym to prosto na Sosinę.
Słońce już prawie, że się schowało za horyzont. Kręcę przez płyty na Maczki i dalej przez Ostrowy na Kazimierz. Rzut okiem na budowany Ogród Jordanowski w Parku Koronia i już asfaltem dookoła Lasku Zagórskiego przez Staszic na kwaterę.
Plan zrealizowany, trochę kolejnych nowych bezdroży poznanych. Nauczka - trzeba częściej puszczać w nieznane i studiować mapę, bo parę razy musiałem się dobrze zastanowić, która droga to moja droga.

ZAPOMNIANY PRZEZ LOS PERON SOSNOWIEC JĘZOR


I PRZEJŚCIE NA PERON


KU PAMIĘCI


NA ROZWIDLENIU SZLAKÓW


ZAŚ TEN CHOMIK 


NIE TE ŚWIĘTA, A NIECH TAM 


DZIEŃ SIĘ CHYLI KU KOŃCOWI

DPD

Poniedziałek, 21 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Pogoda wyśmienita, aż żal było do pracy jechać. No ale cóż zrobić.
Przelot na Rawę i po zachodzie nie co inną  trasą nawijka do domu.
Po drodze natrafiam na Gospodarczą i jestem zniesmaczony nadal zbyt wysokimi krawężnikami na nowo powstałej ścieżce rowerowej.

DPD

Sobota, 19 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Przez to, że wczoraj wolne, dziś jakoś nie umiałem sobie w głowie ułożyć, że dziś sobota. Mało tego przyszło mi do pracy jechać.

Budzę, że nawet bez problemów o 6:00 i zastanawiam się czym to jechać. Puki co nie pada z rana i nawet jest ciepło. Spoglądam na ICM, a tam wygląda na to, że od 8:00 dopiero mogę się deszczu spodziewać i koło 13:00 ma być już po opadach.
W takim wypadu wybór tylko jeden - jednoślad.

Obliczenia się sprawdziły i drobny deszczyk złapał mnie już na Morawie. Potem już gdzieś do południa marasiło większym lub mniejszym opadem.

Dobrze się złożyło, że jak przyszło mi o 13:00 jechać deszcze ustały. Udaję się do oddziału zerknąć w papiery klubowe przy okazji robię trochę porządków w nich. Wracając już na Zagórze było około 15:00 i już miałem do Limita dzwonić którędy będzie się do domu na biku przemieszczał i zaś ta myśl przecież dziś SOBOTA. W takim razie czynię samodzielne zagięcie pod PKM, aby zerknąć na ten nowy dywan wylany na Szymanowskiego. Generalnie jeszcze wszystko rozkopane. Słupków porozstawiane, aby żaden blaszak nie spadł w dziurę po studzienkach.
Zwiad zrobiony, chęci większej na objazdy nie ma, do tego ssanie się włącza, nie pozostało nic innego jak się udać na kwaterę. 

Okazjonalna ustawka do Tarnowskich Gór

Piątek, 18 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Opis później, jakoś mam lynia.

Edit.

Dość spontaniczna ustawka autorstwa Limita. Generalnie to w czwartek dostaję telefon, czy się nie piszę na jutrzejsze kręcenie. W sumie, gdyby nie dniówka to dlaczego nie, a tak to musiałem podziękować. Tego samego dnia wieczorem dostaję jednak cynka z roboty, że mam wolne.  Rano piszę do Adama, gdzie to chce kręcić, bo jednak jakimś trafem mogę sobie pozwolić na objazdy.
Udało mi się załapać, że nie wystartował jeszcze.
Zgadujemy się za godzinę na Orlenie w Wojkowicach.
Wrzucam w siebie coś na ruszt i startuję. Ledwo ruszyłem i czuję, że się chwilę spóźnię, bo przyszło mi większość drogi walczyć z dość silnymi podmuchami wiatru. Jadąc przez BĘDZIN I CZELADŹ wreszcie docieram na punkt zbiorczy. Limit już na mnie czeka. Krótkie przywitanie i jadąc przez całe WOJKOWICE, prowadzeni przez Garmina wtaczamy się BOBROWNIK, skąd nieznanym dla mnie odcinkiem docieramy do PIEKAR ŚLĄSKICH, do drogi prowadzącej pod Kopiec Wyzwolenia. Okazuje się, że Adam nie miał okazji, jeszcze być na szczycie Kopca, więc się tam udaliśmy. Dmie jak nie wiem. Trochę fotek na okolicę i staczamy się na dół.

Pora jechać dalej. Przecinamy 911 i pokonujemy fragment Księżej Góry i zjeżdżamy do RADZIONKOWA, skąd do Bytomia do kolejnego uroczyska - REZERWAT PRZYRODY SEGIET. 

Nim się oglądamy Garmin zaprowadza nas do Rept. Oglądamy fasadę neogotyckiego kościoła pw. św. Mikołaja, skąd kawałek dalej odnajdujemy budynki DOMÓW CELNYCH. Limit wykopał, gdzieś tą informację, ale na miejscu nic nie wskazywało, że mogą być to one. No może po za tym, że wylądały jak z dawnych lat. Przedzieramy się do Parku z Górnośląskim Centrum Rehabilitacji. Następnie obieramy punkt na ZAMEK w Starych Tarnowicach. Na zwiedzanie, trochę mało czasu, to łapię tylko pieczątkę oraz dowiaduję się nieco info odnośnie zwiedzania, aby z wiosną ponownie tu zagościć.
Wyjątkowo dziś z Limitem zgrani byliśmy. Prawie, że w jednym momencie doszliśmy do wniosku, że zdało by się coś na ząb wrzucić.
Jedziemy do centrum i na rynku zasiadamy do obiadowania w sprawdzonej już "Starej Stajni u Wojtachy"
Adam miał plan, na większą pętlę, ale nieco go zmodyfikowaliśmy, aby za dnia wrócić.

Posileni udajemy się nad zbiornik Nakło-Chechło, następnie terenami zielonymi kręcimy do Niezdary, aby dotrzeć do Sączowa.
Tutaj w niewielkim stopniu orientuję się gdzie jestem. Nazwy mieścin znane, ale nie potrafię sobie w głowie ułożyć ich położenia. Znów jakimiś zakosami docieramy pod Rogoźnik, gdzie wpadamy na 913 i za drogą ciągniemy do Psar, gdzie żegnam się ze współkompanem i samotnie już przez Sarnów i Preczów docieram na dąbrowskie pojezierze. Dalej tu już do centrum i zjazd do Zagórza.
Podziękował za wspólnie śmiganie po znanych i mniej znanych terenach.

KOPIEC PO RAZ KOLEJNY


SIEGIET, DAWNO MNIE TU NIE BYŁO


OKULARNICY


ODRESTAUROWANY ZAMEK 


W SOSNOWCU KRZYŻÓWKA TRAMWAJU Z KOLEJĄ, A W TARNOWSKICH - WĄSKOTOROWE Z NORMALNYMI


TU MNIE JESZCZE NIE BYŁO



PD

Wtorek, 15 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Dziś warunki do jazdy o niebo lepsze niż wczorajsze. Jakby udało się z pracy wcześniej wyrwać udało, to pewnie bym gdzieś na objazd wyskoczył, a tak o 17:00 już ciemno i chęci odeszły.

Takoż to czynię powrót do domu identyczną drogą, jaką wczoraj kręciłem do pracy.