Po mimo kapryśnej aury, która z biegiem dnia się poprawiała udało się zrealizować ostatnią wycieczkę klubową z serii wakacje z Cyklozą. Na dziś zaplanowaliśmy Rybnik. Wycieczkę tą jak Lubliniec przygotował Limit, Ja tylko służyłem doradą.
Wycieczka miała wystartować o 7:00 ale jak na złość tym razem nie przez moje spóźnienie ale przez padający wcześnie rano rzęsisty deszcz moje wyjście się opóźniło i w efekcie z domu wyjechałem później i wystartowaliśmy z półgodzinną obsówą czasową.
Na starcie stawiła się 6 wprawionych w boju kolaży w składzie Adrian, Dominik, Paweł, Limit, mój tata i Ja. Foto do kroniki tym razem z innego profilu i ruszamy w uprzednio przygotowaną przez Adama trasę.
Początkowe kilometry nie jedzie się za fajnie mokry asfalt powodował, że na sobie mieliśmy więcej ciapek niż wszystkie biedronki razem wzięte. W Kato od dawien dawna zielona fala, od Zawodzia do samego Centrum może dwa światła nas złapały. Przez Mikołowską i Brynów docieramy do Panewnik pod Bazylikę, gdzie chwilę odpoczywamy, focimy i ruszamy dalej. Lasami i bocznymi drogami docieramy do Chudowa pod Zamek. Jesteśmy trochę za wcześnie za godzinę otwierają więc, żeby nie marnować czasu (i tak tu w październiku na zakończenie sezonu zawitamy) jedziemy dalej. Po drodze zatrzymywaliśmy się przy paru kościółkach znajdujących się na szlaku architektury drewnianej, ale jak na złość były albo zamknięte albo odbywały się w nich nabożeństwa to mogliśmy tylko obejrzeć je z zewnątrz.
Po drodze do Rybnika Tacie się udało jako jedynemu na całej trasie złapać panę.
(SIOSTRO DĘTKĘ PROSZĘ, BO KAPCIA MAMY :P)
Po operacji wymiany kapcia ruszamy dalej. Wreszcie już bez żadnych większych problemów docieramy pod Zalew Rybnicki. Na molo chwila oddechu i focenie
Po czym docieramy na Rynek, gdzie futrujemy obiadek ze Sfinksa. Zajadając strawę w tle na Rynku przygrywały rytmy folkloru. Akurat w Rybniku odbywał się Międzynarodowy Festiwal Folkloru.
Napełnieni kaloriami ruszamy dalej w drogę powrotną. Jeszcze na odchodne foto na Rynku i opuszczamy miasto.
Po drodze mijamy takie miejscowości jak Orzesze, Łaziska Górne, Mikołów, gdzie na rynku po raz kolejny robimy pitstop.
Do Katowic wbijamy się na wys. Piotrowic. Na Ochojcu wbijamy w teren na Janinę, skąd na Giszowiec, Nikisz oraz Janów. Dzień ucieka - plan zrealizowany oraz wróciliśmy o normalnej porze (czy. przez zmrokiem). Etap powrotny chodź, krótszy ciekawszy z licznymi podjazdami. Pod fontanną jesteśmy coś ok. 18:00. Runda honorowa wokół fontanny, pogaduchy około rowerowe i nie tylko i już każdy w swoją stronę.