No niestety nie udało się dociągnąć do 9 k km ale i tak jak na specyfikę obecnej pracy, gdzie większość weekendów spędzonych gdzieś w Polsce to dobry wynik.
Wigilijny dzień zaczął się dość wcześnie małe porządki i wskakuję na bika załatwić jedną sprawę na centrum Sosnowca. Drogi mokre ale miejscami lekko oszronione więc na wirażach zapobiegawcza jazda. Ciepławo ale jakoś niemrawo mi się kręciło do tego tykanie domniemywam że w supporcie tak mnie irytowało, że zrobiłem minimum km by do jechać z punktu dom do B i z powrotem.
Do końca miesiąca jeszcze parę dni zostało i spokojnie by tą setkę wykręcił ale nic z tego w drugi dzień Świąt kierunek Rzeszów i powrót w sylwestrowo-noworoczny wieczór.
Generalnie rano jakoś się opornie przyszło z łóżka zwlec ale z bólami wreszcie się udało i o 8:00 już postawiłem się do pionu. Pakunek dokumentów do rozliczenia na firmę + cywil ciuchy, małe śniadanko i półgodziny później na bika i w drogę. Niby nie zimno ale standardowa trasa na firmę przy upierdliwym i dość chłodnym wmordewindzie była dość męcząca.
Rozliczywszy się po wszystkich oficjalnościach opuszczam Morawę i kręcę do Oddziału pozamykać sprawunki papierologii za ten rok. Uporawszy się ze wszystkim lecę już na domek powoli ogarniać mieszkanko na Bożonarodzeniowe Święta. Grunt to ze spokojem podejść do wszystkiego. Powrót już w bardziej komfortowych warunkach drogi już suche i do tego nie wiało.
Święta za pasem to i we wszelakich instytucyjach organizowane spotkania opłatkowe. Tym oto śladem i w tym roku poszedł nasz Klub. Na mikołajkowym przejeździe wpadło nam do głowy spotkać się jeszcze raz w tym roku w większym klubowym gronie. Termin ustalony grafik dopasowany i słowo się stało faktem.
Przyszła niedziela, po tygodniowej absencji ruchowej wskakuję po 15:00 na bika i ruszam do Oddziału przygotować naszą plenarną salę klubową. W międzyczasie wesoła ferajna się powoli schodziła. Wreszcie gdy na niebie ukazała się pierwsza gwiazdka astronomicznej Zimy przyszła pora podsumować i serdecznych życzeń. Biesiadowanie ciągnęłoby się bez końca ale jutro jednak Poniedziałek i trzeba było się rozejść.
W drodze powrotnej odholowuję Waldiego który również zdecydował się dotrzeć na kole skąd już powrót na Zagórze.
...życie zmiennym bywa. Miałem już dziś ruszać do Rzeszowa było tylko rozważanie czy wyruszyć w południe czy późnym popołudniem. A tu telefon z centrali, że dziś jeszcze jeden dzień mogę sobie spożytkować na relaks, a jutro przed 5:00 wyjazd na dostawę i prosto do Rzeszowa na tygodniowy dyżur w Galerii.
Takoż to po zakupowaniu przebierka w roboczy ciuch i oględziny felernego tylnego koła. Wstępna diagnoza była, że jeszcze cosik było w oponie i stąd dwie pany jedna za drugą. Ale jest zawsze jakieś ale. Oponę przeszukałem, odszukałem te mikrodziury w dętkach i nasunęły się wnioski: - od wentyla są w tej samej odległości ale jedna od strony kasety, a w drugiej równolegle od strony zacisku. No cóż miałem pecha widocznie jednak nie wina że coś w oponie było.
Wrzucam przed ostatni zapas do opony tworząc przy tym dodatkową warstwę ochronną ze starej zużytej dętki.
Resztę popołudnia jakoś nie mogłem się zebrać za widoku na koło, aż wreszcie po Teleekspresie już po ćmoku w trykocik i śmigam trochę km porobić.
Koncepcji nie było więc tradycyjnie kierunek DG. Rundka po bieżni przy tej dzisiejszej pełni aż się chciało kręcić ale tykotanie w suporcie mnie jakoś tak irytowało, że na jednym się skończyło. Dalej Zielona, Park Hallera i powrót na Zagórze. Już bika odstawiłem ale zrodził się jeszcze plan odwiedzenia bankomatu. Powrót po bika i rundka na Pekin. Stamtąd osiedlem przebijam się pod Auchan skąd na Józefów i przy Makro powrót na kwaterunek.
140 km do 9k km może uda się jeszcze to ukręcić do końca roku.
Moje lenistwo i opieszałość w niektórych sprawunkach w prywatnej sferze życia chyba znów wpłynęło na fakt iż los mnie znów pokarał.
Wczoraj przy większych prędkościach różnym podłożu i dłuższym dystansie załatwiając sprawunki nic, a dziś psikus i pompka poszła w ruch.
Do południa biurokracji c.d. - kolejna dawka regulowania rachunków i szacowanie kosztów. Nim się człowiek zorientował, a tu już zbliża się 14:00, wrzucam co nie co na ruszt, hyc w trykocik, zamiast kasku dla odmiany czerwona czapa z białym pomponikiem.
14:30 telefon od Cykolowej ekipy Mikołajowych sobowtórów iż są już na dole. W składzie Gozdków Marcinów dwóch, Waldi i Maciej ruszamy na spotkanie i rowerowy przejazd mikołajkowy. Analizując czas wybraliśmy wariant do DG ale jakoś tak w okolicach Sztygarki zmiana planów gonimy na start spod Zamku w Będzinie. Wszystko pięknie nie wydaje się tak zimno chodź temperatura oscyluje wokół zera. Pod Teatr Dzieci Zagłębia jeszcze kręci się dobrze ale już na zjeździe pod Nerkę stwierdzam, że coś mało tego cugu w tylnym kole. Się stało najgorsze faktem człowiek zdążył na czas ale w ramach nie ostygnięcia przyszło wymienić dętkę. Serwis w miarę szybki bez analizy czy coś jest w oponie.
Operacja zakończona mogło by się wydawać, że już będzie dobrze. Ruszamy pokaźną grupą Ghostów, Cyklomaniaków i innych pozytywnie zakręconych znajomości wzdłuż wałów Przemszy na P3.
Na molo spostrzegam, że jednak coś w oponie być musi nadal albo mam jakiegoś pecha dziś, że druga pana. Wariant ratunkowy już się skończył więc zostało tylko mieć nadzieję dopompowania i zrobienia jeszcze paru kilometrów. Przy dwukrotnym postoju na dobicie wiatru w kole udało się dokończyć ze wszystkimi wspólny przejazd po bieżni i wracając przez Zieloną zakończyć event na obiekcie CSiRu przy wspólnym ognisku. Kolejna okazja do wymiany poglądów i spotkania się w większym gronie ze znajomymi. Jednak jak się stoi chłodek daje popalić. Po półgodzinnych zakończeniu na Zielonej ekipy się rozjeżdżają. My (Marcinów dwóch i Waldi) kręcimy już tym razem najkrótszą drogą na DG i do mnie na Zagórze. Po drodze na tym 6 km też przymusowe dopompowania ale jakoś udało się dotrzeć na dwóch kółkach.
Trzeba znów się rozejrzeć nad nowym laćkiem z tyłu bo coś ostatnio mam jakieś szczęście trafić na małe coś które potem przebija się przez oponę i naraża mnie na szkodę i przymusowy pitstop.
Tak poza tym małym defektem rowerowe wojaże dnia dzisiejszego udane.
Kolejna zmiana w czasie rzeszowskich delegacji do poniedziałku wolne wiec co - kręcimy puki się da.
Wczorajszy dzień pozostał na totalny chillout, a dziś od 7:00 dosiadam Meridiana i tatą podążam jeszcze w ciemnościach i mgłach do ZUS-u (Zakładu Uzdrawiania Społeczeństwa). Trochę na komisji schodzi i dopiero przed 9:00 opuszczamy zielony budynek i powrót na Zagórze. Już widniej ale nadal mgliście.
Długo w domku nie przesiaduję futrunek śniadaniowy i w południe ruszam już samemu pozałatwiać to i owo.
Na początek standardową traską na firmę rozliczyć moją zmianę. Formalności załatwione. Zagrzawszy się trochę znów dalej puki jeszzcze słońce świeci. Kierunek centrum Kato. Dokładnie po kolei na kolej dowiedzieć się czy po zmianie rozkładów IRb nadal będzie kursował i czy godziny się nie pozmieniały, potem na PKS-a zabukować bilety na Polskiego Busa (alternatywy dla IRb). W sumie analizując czas dojazdu tyle samo zajmuje ale z racji wcześniejszej rezerwacji udało się po tańszych kosztach zakupić. W PKP jeszcze tego nie mają kup wcześniej a zapłacisz mniej.
W drodze powrotnej na Sc zakręcam jeszcze pod Koodzę - a tu Decathlon easy. W Sosnowcu jeszcze drobnicę pozaławiać na uliczkach w centrum i wizyta w Oddziale. Jutro rowerowe Mikołajki a co dalej się zobaczy/
Znów okazja i znów na bika. Na wieczór nieco postraszyło białym puchem i myślałem, że dziś przyjdzie kursować na białej otulinie, ale jak już oczęta podniosłem za oknem jakieś tylko resztki pozostawały miejscami tylko gdzie nie gdzie mokry asfalt.
Znów w okolicach południowych tym razem z tatą ruszamy pozaginać trochę po mieście załatwiając kilka sprawunków. Na początek pod Urząd dowiedzieć się gdzie zaginęło pismo które miało już dawno pocztą dotrzeć. Okazuje się że było jeszcze u nich i więc od ręki odebrałem. Potem pod Timkena tym razem inne sprawunki związane z dalszym L4. Czekając na tatę przez ok. 1 h zdążyłem odpowiednio się wychłodzić przez co pół drogi powrotnej na Zagórze gnałem na średnich młynkach by się odpowiednio rozgrzać.
Parę kilometrów na początek grudnia udało się wykręcić. Teraz firant do czwartku i znów rotacja w Rzeszowie.
Wczoraj znów pasywny dzień do jazdy chodź były na to warunki ale jakoś się człowiek zebrać nie umiał.
Dziś był cel więc i chęci większe. Parę minut po 12:00 wtaczam się w trykocik i w drogę. Jazda różne szła w zależności z z zawietrznej czy na plecy.
Na początek żwawym tempem na firmę rozliczyć się z delegacji. Droga graniczna przy Stawikach już pozamykana i powoli budowlańcy od tramwajów śl. powoli rozkładają swoje zabawki.
Z firmy kierunek przez Zawodzie na na centrum Kato ogarnąć nowego przewoźnika bo IRb w przyszłym tygodniu robi ostatnie kursy. Po internetowych oględzinach i potwierdzeniu w PKS-ie wybór padł na Polskiego Busa.
Co oficjalne pozałatwiane to można wracać na Zagłębiowską stronę Brynicy. Ze Skargi na Oblatów dalej za drogą na Bogucice, Dąbrówkę Małą i Borki skąd już pod Stadion Zagłębia. Czas dobry to zawijam po różnych uliczkach dobić kilometrów.
Potem trochę zakosów po Parku Sieleckim, skąd się przebijam na Narutowicza i Kombajnistów docieram na Park Środulski. Szczytem przez Park i docieram na Zagórze. Kręcąc przez bloki znów przypadkiem wpada mi w oczy sygnatura Szwedzkiego niedaleko Targowiska przy BMC.
Kombinowałem czy by jeszcze po obiedzie nieco dokręcić ale jakoś już mi się na tą porę roku nie chce. Może jakby cel był to jeszcze.
Pierwsza tygodniówka w podkarpackim z głowy. 5:00 Wake up Kilometrowy spacer na dworzec IRB i kierunek Katowice. Z upływem kilometrów słońca za oknami autokaru coraz więcej. Na 11:00 meldunek w Kato i przesiadka na zbiórkom do Sosnowca.
Pogoda jak malina warto by to spożytkować na wiadomy cel ale nim się ogarnąłem w domu to już za oknem szarówka. Za dnia nie pokręcę ale wieczór też pogodny mnie nosi i po 17:00 wskakuję w trykocik na szybki szpil.
Na początek na DG od ronda Merkury w kierunku Gołonoga ruch jak w godzinach szczytu. Slalomem przebijam się na pas do lewo skrętu i przy Targu przebijam się w kierunku P3. Chłodzik daje się w znaki. Pętelka po bieżni. Stan osobowy dwóch tuptusiów i oświetlony biegacz. Po za tym pustki. Zimno daje się we znaki z P3 na Zieloną i powrót na DG. Przecinam Dworzec potem na Park Hallera i powrót na Zagórze. Jutro może uda się coś więcej pośmigać. Wolne do czwartku i w piątek znów mission Rzeszów.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym