Prognozy nie sprzyjają jeździe, ale w ostatniej chwili zdecydowałem się podjąć decyzję o organizacji i udziale w wycieczce do Gostynia na inscenizację Bitwy Wyrskiej.
Na dość późno zamieszczoną informację o wypadzie pod fontannę stawiło się 6 śmiałków z czego 4 klubowiczów i dwóch gościnnych cyklistów.
Warunki pogodowe na starcie nie najgorsze. Czekamy jeszcze na możliwych spóźnialskich i 10:30 ruszamy.
Bez zbędnego kluczenia ustawiam azymut Mikołów i w drogę.
Szlakiem Pogranicza na Sobieskiego i dalej na Szopki, Nikisz, lasem na D3S. A tam taśmy, pachołki, ochrona. Cóż to - nic innego jak tylko zawody biegowe. Jedziemy wzdłuż zamkniętej części rolkostrady. Za biegaczami ruszają kijkarze. Dostrzegam wśród startujących Ryśka z małżonką i Andrzeja z Mikołowa, który po niedawno przebytym udarze ma się dobrze i się nie daje.
Dalej na 3 garby przebijamy się na drugą stronę i czarnym szlakiem śmigamy na Ochojec, gdzie wpadamy na ścieżkę rowerową i zmierzamy nią na Podlesie. Dłuższy podjazd i wlatujemy do Mikołowa. Przerwa na popas na Rynku w samo południe.
Posileni za drogą przelatujemy Wyry i wpadamy do Gostynia. Policmajstry już kierują ruchem. Wreszcie docieramy w rejon terenu inscenizacji. Mamy niecałe dwie godziny do rozpoczęcia. Jak na razie aura nam sprzyja.
Czasu mamy trochę na zwiedzenie eksponatów wystawionych przez grupy rekonstrukcyjne biorące udział w wydarzeniu. Ja z Markiem docieramy do stoiska klubu fitness z Wyr promującego się tutaj w ramach "Wyrskiego Poligonu". Za namową instruktora dosiadamy rowery spinningowe i testujemy swoje siły w ramach treningu pokazowego. Rozgrzewka i symulacja jazdy na dwa podjazdy. 45 minut wytrzymałem. Z całej piątki testującej odpadłem jako przedostatni. Potów przy tym też sporo wylałem. Ciekawe doświadczenie. Zupełnie inny wariant jazdy. Ostatnim był koleś znajomy instruktora, który jako chyba jedyny wiedział co się będzie kroiło.
Wybija 15:00 dołączam z Martyną do pozostałych i obserwujemy przebieg bitwy. Godzinę później już po wszystkim.
Opuszczamy Gostyń i kierujemy się lasem w kierunku Tychów. Jak z zegarkiem w ręku 17:00 wybiła i zaczęło padać. Raz mocnej, raz mżawkowo, ale padać. W planach miałem jechać niebieskim szlakiem i wylecieć na Paprocanach, ale z uwagi na pogarszające się warunki jadąc szlakiem, gdzie większość kolarzy docieramy do Tyskiego Żwakowa. Pora obiadu to na trasie natrafiła nam się restauracja Pod Napięciem. Fundujemy sobie Śląski Obiad i rozważamy co dalej.
Deszcz nie ustaje zapada decyzja, że do Katowic podciągniemy Kolejami Śląskimi, a że stację mieliśmy praktycznie za płotem restauracji toteż długo się nie zastanawialiśmy co wybrać.
W Kato nadal pada ale już tylko intensywniejsza mżawka. Nie ma co jedziemy. Przebijamy się pod Spodek, skąd już ścieżką wzdłuż DTŚ lecimy na Sc. Za gwiazdami zwrot w lewo i chodnikiem jedziemy wzdłuż 86. Przerwa pod IKEą. Krzysiek sygnalizuje defekt przedniego hamulca. Awaria nie groźna przy pomocy imbusa udaje się doprowadzić do stanu używalności. Lecimy dalej. Za Nowym Roździeniem odbijamy na Borki, a tu jak nie huknie. Patrzę do tyłu, a Krzysiek znów sygnalizuje awarię. Tym razem większy psikus eksplodowała mu tylna opona. Na to nie ma rady i jak na złość cały czas siąpi deszczem.
Krzysiek by nas nie spowalniać z buta pchając rower brnął na Kresową, a reszta dalej. Na center odpada Marek, a pozostali przez Kombajnistów na Zagórze. Znów podział i tak już każdy w swoim kierunku zmierza do domu.
Gdyby nie finiszowe deszcze to dzionek zdecydowanie na pro spędzony.
PIECZĄTKI NIE BYŁO - TO KU POTWIERDZENIU FOTO
ROWERY BOJOWE
NIECO WIĘKSZY SPRZĘT
MANEWROWA ROZGRZEWKA - WYRSKI POLIGON z Klub Inception
WALKA TRWA
SAMI WYTRWALI, KTÓRZY DESZCZU SIĘ NIE BALI - CARPARK IKEA
PIERWSZA USTERKA NAPRAWIONA - PADA DESZCZ, ALE JEST WESOŁO
BUM - DRUGA USTERKA I SZYDERCZY PALUCH ZAGŁADY