Jak sami dobrze
wiecie złodzieje rowerowi w naszym kręgu nie mają prawa bytu i wszelakie
tego typu występki należy tępić. Dlatego zwracamy się do WAS z pomocą w
odnalezieniu skradzionego sprzętu. Ostatnio rower znajdował się w
dzielnicy Sosnowca ZAGÓRZE.
Jeśli komuś uda się namierzyć
białego GENESISA prosimy o kontakt pod nr. 501 631 588 lub na numer
Prezesa naszego KLUBU 502 484 693.
Udostępnianie i powielanie informacji mile widziane.
Dzień laby od roboty i zarazem ostatni dzień lutego co wskakuję na bika więc należycie trzeba było go spożytkować. Czemu ostatni, bo jutro znów walizę pakować i powrót do Łodzi się targować.
Rano jak już глаза (głaza) otwarłem i zerknąłem na okno stwierdziłem że wypada dobrze spożytkować ten wolny dzionek. Ale plany trochę się pozmieniały z błogiego kręcenia po bezdrożach rowerowy dzień rozpoczął się od różnych sprawunków do pozałatwiania. Wspólnie z tatą krążymy od punktu A do B, C itd. a na końcu lądujemy w naszym PTTK-u na herbatce. Wypiwszy ją tata rusza dalej załatwiać swoje, a ja się zajmuję różnymi sprawunkami w oddziale. Na pogaduchach i robocie zlatuje do 16:00 zamykamy biznes i każdy w swoją stronę.Chęci na jazdę nie było i dogodnego bike stroju więc bez większych zakoli kręcę na Zagórze wrzucić w siebie jakiś obiadek.
Jakiś niedosyt jazdy mnie jeszcze dopadł. W efekcie spełniwszy swój dyżur przy zlewie po 19:00 już w bike wdzianku ruszam dobić do licznika. Pomysł Pogorie dwie, przy okazji odbędzie się dalszy test nowej lampki. Wczoraj jednak krótko kręciłem po totalnych ciemnościach i dziś trzeba było uzupełnić te braki.
Już na pierwszych kilometrach niespodzianka w postaci wymiany krawężników przy stadionie Górnika. Ciekaw jestem czy nadal zostaną takie wysokie czy odpowiednio je wyprofilują by sprawnie ten odcinek pokonać. Dalej już bez problemów przez Park Hallera, kontrapas i Konopnickiej ląduję przy Molo na P3. Znajomków nie widać zresztą prawie nikogo tam nie było. Bez postoju rzut oka na licznik i zaczynam pętlę objazdową od strony cypelka skąd dalej na Piekło. W las mi się z tym napędem wtaczać nie chce to kręcę asfaltem aż pod S1 którą przecinam by przez Ujejsce dotrzeć do Wojkowic Kościelnych skąd wtaczam się na asfalt P4. Napęd nie chce współpracować co chwilę przeskakuje ale jakoś udaje się kilometry połykać. Tak na marginesie Jak to jest o wycince przy P3 bardzo głośno było ale o tym że posadzili sporą ilość nowych drzewek na Ratanicach przy barze to już nikt nie mówi. A wracając do wyciętych na P3 wydaje mi się że teraz tam jest w miarę przejrzyście, a te pojedyncze drzewa i tak się rozrosną przez co i tak będą dawały cień. Nawet to Aldi przy Pogorii też kupa hałasu bojkoty po park wytną w cień.i co Aldi stoi park się ostał i nastała cisza. ALE MNIE NASZŁO NA POLITYKĘ DOŚĆ wracamy do rowerowego dnia.
Na Ratanicach mijam dwóch bikerów ale przy lampce nie dostrzegam któż to może być i jadę dalej asfaltem wokół zbiornika aż do Piekła skąd znów nawrót na P3. Tym razem już zachodnią stroną bieżni, Pod molo chwila przerwy, analiza czasu no cóż szału nie ma dwa zbiorniki asfaltami przy już wysłużonym napędzie 1h 10 min.mi to zajęło.Pora się też już zrobiła więc zawijam na dom. Napęd coraz częściej zaczyna podnosić mi ciśnienie i w efekcie od centrum DG przełożenie optymalne 1/5 i rzeźbię powoli. Dopiero na wys Hali profil zjazdowy to w grę wszedł duży blat. Dzionek minął na pro.Szkoda tylko że nie udało się zrobić zakładanego na dwa miesiące ogarnięcia tysiąca i zostało się na 650 km.
Zaplanowałem sobie dzień wolnego ale roszady na firmie spowodowały, że jednak na firmie się znalazłem i zaraz w trasę pojechałem.
Z wyrka wydostaję się coś przed 10:00, a tu telefon (kiero dzwoni - jedziesz na dostawy) no cóż parę gorsza więcej się na marzec przyda więc nie gardzę śniadanie dosiadam Meridiana i po 11:00 w drogę. Na początek do Króla po upgrade śniadaniowe kombinacja trzech słodkich bułków i lecim na Pcim. Nawijka na Długosza i lecę pod Makro na wylotówkę. Do świateł sporo się blacharzy ustawiło więc odbijam na chodnik i gnę do pasów przez co zaoszczędzam parę minut, które bym musiał spędzić przepychając się do linii świateł.
Dalej już standard drogi z wykorzystaniem objazdu przez Borki. Nogi nawet dobrze zapodawały i nawet napęd za wiele się nie buntował i nie przeskakiwał. Na firmie melduję się na 5 minut przed odjazdem przebierka w cywilki i hyc do trafika. Ciekaw którędy Tomek na Kato zasuwa jak łącznikowa droga od Sobieskiego do Morawy rozkopana.
Pętla dostawy czasochłonna Kato - Tarnowskie - Namysłów (kolejna miejscowość co bym chciał na rowerze odwiedzić Browar swoją drogą bardzo dobry i zabudowa starego miasta widziana z auta bardzo mnie zainspirowała) - Opole - Głuchołazy - Kato.
Na bazę wracam coś po 20:00 rozliczenie przyszła propozycja co bym rower na pakę wrzucił i wrócił na Sc w samochodzie ale jakoś głody kręcenia rezygnuję z tego wariantu i wracam na biku. Lekkie zamglenie się pojawiło ale nie na tyle złe by widoczność ograniczało. Z firmy przebijam się na ulicę Brynicy i w ciemnościach z nową homologacją przebijam się pod Ludowy. Nowy świetlik się sprawdza dwa razy więcej światła niż poprzednia lampka. Z Ludowego pod Lidla i już przelotowymi drogami Piłsudskiego, 1 Maja gonię do ronda na Ludwiku skąd na Narutowicza i ścieżką na Kombajnistów kręcę do Zagórza. Szczytem przez Park i blokowiska BMC ląduję u siebie na kwaterze.
Kolejny weekend bez roweru, tym razem wywiało mnie do Łodzi na na 3 dniowe targi turystyczne na STYKU KULTUR. Znów zdobyło się parę mapek i ciekawych gadżetów, które uzupełniły kartograficzną domową biblioteczkę.
Dziś pobudka o 8:00 wsad śniadaniowy i na kwadrans przed 9:00 wrzucam na siebie bike wdzianko i jak co poniedziałek do pracy rozliczyć się z targów. Ale zanim dosiadam meridiana mały serwis w postaci naoliwienia łańcucha i goleni amorka. Pogoda prawie, że wiosenna decyduję się na jazdę w samej bluzie ale po paru kilometrach jednak decyduję się założyć przeciw wiatrówkę. Trasa najkrótszą drogą z objazdem przez Borki, jechało się nawet nawet łańcuch też nie szalał i współpracował przez co na lekkim zjeździe do Sielca śmiało mogłem gonić w granicach 40 km/h. Potem już od centrum średnia zaczęła spadać.
W pracy dniówka się wydłuża za sprawą dodatkowych dostaw przez co z Morawy wyjeżdżam już jak się ściemniało co wpłynęło na to że mogłem przetestować jak świecić będzie kolejny element homologacji.
Powrót lekko zakręcony by nie wracać najprościej. A więc z Szopek przebijam się z powrotem na Staw Borki i pod Ludowy skąd przebijam się na wały DK 86 którymi po ścieżce przedostaję się na Hallera. Potem między blokami na AK i Chemiczną docieram na Środulę, a stamtąd już prosto przez Małe Zagórze na kwaterunek. Powrót już w nieco chłodniejszych warunkach zimny wiatr dawał się czasem we znaki.
W tym nowym lutowym grafiku weekend wypada we w środku tygodnia. No cóż taka specyfikacja pracy. Miałem się zająć od rana przydomowym robótkami, a tu telefon od klientki i chciał nie chciał trzeba było osiodłać bika i po 11:00 ruszam do roboty przygotować zlecenie wysyłkowe. Na rowerze jeszcze pozostałości błotnistych wczorajszych manewrów. Jechało się całkiem całkiem, ciepło na drogach nawet niewielki ruch, no i napęd nawet współpracował. Na Morawie zlatuje mi coś koło godziny. Korzystając z okazji robię prysznic meridianowi bo już nie mogłem patrzeć na te zabrudzenia. By nie wracać przez Borki tym razem powrót na Sc przez Stawy Hubertus, gdzie przebijam się na Naftową i jadę do Oddziału zakotwiczyć rower. Potem z buta do banku. Jak to w takiej instytucji w oczekiwaniu na swoją kolejkę zlatuje sporo czasu ale udaje się pozałatwiać w normie i spokojnie wróciłem na Dęblińską, by za półgodziny rozpocząć klubowe spotkanie.
Z nowym rokiem nowe twarze nowe pomysły, przez co CYKLOZA się rozrasta i prężnie rozwija.
Na rozmowach i rozważaniach zlatuje do 18:00. Z uwagi, że jutro dzień roboczy towarzystwo szybko się rozeszło, uporawszy się z papierologią zamykamy z Limitem lokal i ruszamy na kwaterunek. Chodziło mi po głowie jeszcze dokręcić i odholować Limita pod Czeladź ale ssanie mi się włączyło i wybrałem wariant optymalnego powrotu pod dom korzystając z pseudo odcinków ścieżki rowerowej ciągnącej się od Ronda Gierka przez Narutowicza, Kombajnistów do Parku na Środuli. Jeszcze szczytem przez stok narciarski i ląduję na Zagórzu.
Nie wiem od czego to zależne ale po błotnej wczorajszej przeprawie i dzisiejszym prysznicu nawet na przedniej dwójce chodź już ścioranej łańcuch nie przeskakiwał tak intensywnie jak to miało miejsce w zeszłym tygodniu.
W sumie weekend targowy w Gliwicach wpływał na wariant nocnych dokrętek ale jakoś się to inaczej potoczyło. Dopiero wedle początku tygodnia przyszło wsiąść na rower.
Pobudka coś po 7:00. Próba podniesienia się do pionu bolesna dopiero dziś ujawniły się zakwasy na łydach po sobotnich wojażach na AK i Remedium. Ale wreszcie się ogarniam wsad śniadaniowy i za kwadrans 9:00 kierunek Morawa. Z napędem coraz gorzej - trzeba było odpowiednie tempo przybrać bo inaczej łańcuch masakrycznie przeskakiwał. Jak na złość trzeba to jeszcze do marca przeboleć puki wypłata nie wpadnie na konto.
Do pracy trasa prawie, że standard, modyfikacja nastąpiła na ostatnim odcinku zamiast Sobieskiego na Morawę przedostaję się leśnym objazdem przez Borki. Dziś kierownicy jacyś nerwowi bo zdarzyło się kilka wyprzedzeń na gazetę dobrze, że miałem zapas do krawężnika bo mogło się nie miło to skończyć.
Na firmie sprawunki skończone i to o przyzwoitej porze więc pozwoliłem sobie na mały objazd w sumie spontaniczny. Na początek wracam skrótem objazdowym na Borki skąd przebijam się na czerwony szlak i kręcę na Milowice. Dalej kierunek Czeladź, przejeżdżam Brynicę i kieruję się znów terenem w okolice Galerii Elektrownia na tym odcinku wpakowałem się w takie bagno, że ledwo przejechałem. Spod Galerii pod Strusia i dalej tym razem czeladzkim żółtym szlakiem przebijam się w kierunku Wojkowic, ale modyfikuję trasę i przedzieram się znów w błotnisty teren i docieram do stadniny koni w Parku Rozkówka. Podążając za szlakiem muszelki jakubowej docieram pod Dorotkę ale odpuszczam sobie szczyt i kręcę w kierunku Lwa (Restauracji pod Lwem) skąd na drugą stronę DK 86 pod Elektrownie Łagisza. Odpuszczam sobie teren i już asfaltem w granice administracyjne gminy Psary, a konkretnie do Sarnowa, skąd już nawrót pętli i zmierzam do Preczowa i dalej na Marianki pod P4. Asfaltem przebijam się na Piekło i dalej już na bieżnię P3.
Na molo krótka pauza i pogawędka z Damianem. Długo to nie trwa bo jednak ssanie zaczyna łapać więc się żegnamy i już prosto na Zagórze sfutrować jakiś obiadek. Tempo skromne bo na tym napędzie już więcej nie wydolę.
Wczorajsze wojaże sobie odpuściłem, ale dziś sucho trzeba to spożytkować odpowiednio.
Pobudka za kwadrans 8:00 za oknem mleko. Yhmm będzie się ciekawie jechało. Godzinę później dosiadam Meridiana i kierunek Morawa. Trasa niecodzienna zważywszy na w coraz gorszym stanie napęd i warunki pogodowe wolałem uniknąć dwupasmówki. Podążając przez Popiełuszki i Małe Zagórze docieram do parku na Środuli skąd kawałek decyduję się jednak wjechać na szerszy asfalt by za Basenem zjechać pod Żerom i terenem przebijam się na Kilińskiego skąd dalej na Stawiki. Zapas czasu jeszcze mam ale nie chce mi się kręcić objazdem więc decyduję się jechać Sobieskiego. Pomarańczowi się rozłożyli ale jakoś między nimi udało się przedostać wzdłuż torów "piętnastki" na Szopki. Jednak puki nie zrobią chyba trzeba będzie kręcić koło giełdy lub przez Borki. Weekend znów mało rowerowy może wieczorami bo piątek - niedziela stacjonuję w Gliwicach na targach budowlanych.
Po pracy znów inną drogą testuję wariant skrótowy lasem między Morawą, a Borkami. Misja poznawcza zakończyła się sukcesem. Z Borków pod Ludowy i czerwonym szlakiem granicznym przebijam się na Ostrogórską, skąd przelotem przez park harcerski ląduję pod ZUS-em. Dalej "ścieżką" właściwie fragmentami po kolei na Ludwik, Narutowicza, Kombajnistów, Zaruskiego do Gwiezdnej i już wzdłuż Mieroszewskich do domku na obiadek. Zakręcając pod dom dostrzegam Limita lecącego na DG ale odpuszczam sobie pogoń bo mały głód jednak był silniejszy.
Posilony i zregenerowany stwierdzam, że mam jakiś niedosyt i w okolicach 20:00 stwierdzam, że jadę jeszcze na nocny obchód po okolicy. Cel już sobie odpowiednio założyłem by w godzinę to przejechać. Na początek mijając PKM kręcę na Kazimierz, na tym biegunie zimna zupełnie inne warunki nocna mgła i wrażenie jakby temperatura spadła o parę kresek. Telefon kontrolny do Pana_P czy czasem nie przesiaduje w domu, ale go nie ma więc dalej pod Park Kuronia, skąd jak droga prowadzi na DG. Dość, że ciemno w tym lesie to jeszcze mgła i światła samochodziarzy masakra. Ze Staszica na P3. Kółeczko po bieżni i nawijka przez Zieloną w drogę powrotną. Kawałek próbowałem pogonić za króliczkiem ale nic z tego co przyśpieszyłem to momentalnie musiała być redukcja bo łańcuch zaczynał wariować jak za duży opór dostawał. Pod CH Pogoria stwierdzam, że braknie mi do równej 460 więc jeszcze mała zawija pod rogatki DG z Będzinem, gdzie nawrót na Mydlice i żeby nie wracać koło Nemo na Zagórze wracam koło Marko. Już mam jechać do świateł a, tu telefon od Patyka, że za parę minut będzie pod Makiem, a że jestem blisko tam chwilę później się zjeżdżamy. Nawijka przy Big Macu i zlatuje do prawie 23:00. Wszystko pięknie miło ale trzeba się jednak zbierać więc się żegnamy i kręcę już prosto do domu.
Cały dzień jakiś taki niemrawy pada więc plany dłuższego kręcenia odpadły. Cały dzień praktycznie zleciał na byczeniu się w domku, dopiero po Teleekspresie 3 km spacerkiem ruszam zaklepać tacie termin badań. Asfalty powoli schną na icmie też wygląda na to że na reszta wieczoru zapowiada się sucha więc wreszcie po 20:00 wdziewam rowerowe wdzianko i ruszam trochę pokręcić. Bez kombinacji standard czyli kierunek P3, rundka dookoła i powrót przez Zieloną. Może i bym więcej ukręcił ale coraz częściej przeskakujący łańcuch strasznie mnie irytuje i poprzestałem na DG.
Po wczorajszych górskich wojażach jednak odezwały się mięśnie na nogach o których zapomniałem, że jednak istnieją. Wstawać się nie chciało ale cóż wake up i powolne doprowadzanie się do ładu. Za oknem przez to słońce wydaje się ciepławo ale jednak zapobiegawczo w zestawie długie rękawice i wiatrówka na drogę.
Ale zanim na Morawę na początek po 10:00 wybywam z domu i wspólnie z tatą kręcimy do ZUS-u (heh czytam wpis Maria odnośnie jazdy w SPD-ach i stroju roboczym, że śmiesznie musi to wyglądać, ale jednak wejścia do ZUS w trykocie rowerowym i tych oczu gapiących się nic nie przebije :) ). Załatwiwszy sprawę, tata wraca do domu, a Ja objazdem do pracy. Objazd zważywszy na zamkniętą ul. Sobieskiego przy Stawikach i trasa mi się wybrała przez Ostrogórską i za Wodociągami skręcam na Hubertusa skąd skarpą brzegową przebijam się na Morawę. Po pracy zaś powrót na Dąbrówkę skąd już znów teren tym razem przez Borki. Na terenie Sosnowca już standardowo 3 Maja ciągnę aż do Makro skąd nawrót na światłach i na kwaterunek. Po południu miała być dokrętka ale jakoś się zebrać nie mogłem i spasowałem.
szło szło i się poszło w sumie blog rowerowy ale swoisty debiut pieszo górski jakoś trzeba sobie utrwalić Skłoniwszy się w końcu udaje mi się skorelować i w trójkę Marcinów Gozdków dwóch i Waldi postanowiliśmy spalić trochę kilogramów i przy okazji spożytkować wolną niedzielę w nieco inny sposób niż rower. Pogody nie za obiecujące ale po pogodnym tygodniu niedziela nie mogła być gorsza i równie ładnie nas ugościła w Beskidzie Żywieckim.
Za kwadrans 7:00 dociera Waldek i ruszamy do Rycerki, skąd zaczęliśmy ok. 20 km okrężną trasę: Rycerka Górna - WIELKA RACZA (1236 m n.p.m.) - Mała Racza - Bugaj - Kikula - Przełęcz Przegibek (Schronisko PTTK ) - Rycerka Górna.
Generalnie jak na debiut jestem zadowolony z siebie, że harpaganom dotrzymywałem tempa. Plus kolejny, że zimy nie dało się odczuć na szlaku. Może czasem gdzieś trochę białego zmrożonego śniegu na zacienionym stoku, błotko i zamarznięte brudy, na których czasem noga uciekała ale ogólnie to się dobrze dreptało. Dzionek jak najbardziej na plus. Zdjątka dojdą niebawem. Trasa mniej więcej przebiegała tak: mapa Rozpoczynamy wspinaczkę na 1236 m n.p.m.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym