No cóż rozpoczęcia sezonu w Sosnowcu nie było, brak pomysłu brak czasu do organizacji. Rajd Kraków - Trzebinia też przeszedł koło nosa, zamiast pod Wawel na weekend trafiłem do Warszawy. Myślałem nawet by nie być stratny to wypożyczę rower miejski ale czasu mało na rekreację i pogoda nie pewna to i ten pomysł spalił na panewce. Za to była chwila by się przyjrzeć dłużej jak wygląda infrastruktura rowerowa i sposób jazdy stołecznych cyklistów. Zważywszy, że jak i u nas po zmroku dużo batmanów jeździ bez oświetlenia.
Co do rowerowego poniedziałku ICM-owskie słupki wróżyły deszczową pogodę ale mimo to skusiłem się na jazdę do pracy na rowerze. Wyjazd na Morawę 7:40 plus nie pada ale profilaktycznie ruszam w deszczówce. Średnia przelotowa 26 km/h fajnie się leciało bo z wiatrem i dodatkowo przy Żeromie doganiam króliczka z którym się na wzajem wyprzedzamy aż do Morawy. Wyjątkowo jak na mnie melduję się na bazie o czasie. Nie długo czekać trzeba było i zaczęło padać i tak na zmianę ze przebłyskami słońca aż do 13:00.
Czekam jak trochę woda z dróg zejdzie i ruszam w drogę powrotną do domu, lekko ją zaokrąglając. Na początek kierunek na giełdę mysłowicką potem wbijam się w szlak pogranicza i dalej do Mikołajczyka.
UWAGA CYKLIŚCI NA ODCINKU SZLAKU POGRANICZA OD OSTROGÓRSKIEJ DO MIKOŁAJCZYKA W MAJU MOŻLIWE UTRUDNIENIA W PRZEJEŹDZIE Z POWODU PRAC KANALIZACYJNYCH.
Przy Magnetti Marelli w lewo i ciągnę do Niweckiej i dalej na Cedlera zobaczyć postępy na dziełce Wadka. Niestety go nie ma więc tylko zza płota i kręcę dalej. Bokami przez Fińskie Domki, koło Placu Papieskiego i przez Kielecką gdzie napotykam kolejnego SZWEDA "Szewdzki Zakórze" Potem już prosto na kwaterę odstawić bika. Wieczór i pogodny można by dokręcić ale jakoś mi się już nie chciało.
Znów dłuższa przerwa w jeździe ale jak już się nadarza okazja to nawet deszczowa pogoda mnie nie zniechęca do ukręcenia trochę kilometrów. W sumie może i by się okazja znalazła bo robota na targach w Sosnowcu i w Bielsku, ale doszły inne zajęcia więc trzeba było przyjemności odstawić na dalszą kolej.
Wczorajsza analiza słupków ICM nie wróżyła ładnej pogody ale jak rano wyjrzałem za okno wcale nie było tak źle. Spoglądam jeszcze raz na wykresy rozważając czy do bazy jechać busem czy mimo wszystko odpalić meridiana. Nim się zapakowałem to siąpiło ale jak już dwa koła wystawiłem na światło dzienne deszczyk ustał i śmiało mogłem ciągnąć do pracy. Wyjazd o 8:30 i dość spokojna jazda w granicach 20 km/h. Na bazę docieram półgodziny później Po czym jak w zegarku zaczęło padać i dojazd wyszedł mi na sucho.
Do 13:00 praktycznie na zmianę deszcz, słońce, wiatr, deszcz. Trzeba było się dobrze znów wstrzelić by w drodze powrotnej również za bardzo się nie upodlić. Wreszcie słońce na dłużej się pokazało to się przebieram i o 13:30 zawijam w drogę powrotną. Od samego początku znalazł się króliczek za którym pognałem aż do Sielca. Potem drogi się rozeszły i już samotnie pod dom. Ledwo zaparkowałem bika na klatce a tu z nieba ulewa, burza z gradem wielkości wisienek. Ja to chyba w czepku urodzony. Po południu już brak inwencji do kręcenia bo aura niepewna, a i w domu trochę trzeba pomieszkać.
W koło kierat nowy tydzień czas zacząć. Z Kalisza zjechałem coś po północy ale to autkiem więc się nie liczy.
A z cyklu wyrwane z kontekstu -> kolejny Szwedzki zlokalizowany tym razem w rejonie Szpitala nr 3 w Sosnowcu Zagórzu. Muszę znaleźć dzionek i sfocić z okolicy te okazy które to udało mi się upatrzyć.
Wracając do dzisiejszego rowerowego dnia. Rozpoczął się o 8:45, kiedy to dosiadam Meridiana i ruszam na Morawę rozliczyć się z wyjazdu. Trasa standard. Byłby rekord dojazdu ale stwierdziłem, że nie ma sensu gonić to za dworcem redukcja i już spokojnie w granicy 25 km/h. Na Sielcu na wysokości remontowanego torowiska Smerfy blokowali ruch i prowadzili akcję trzeźwy poniedziałek, wyprzedzać nie było za bardzo jak więc się wlekłem w tym całym sznurku aut do punktu dmuchania ale Pani władza pokiwała lizakiem jedź pan dalej (myślę immunitet mam jakiś czy co) wszystkich trzepali nawet motocyklistę Jak już się nie śpieszyłem to mając chwilę czasu nim się pomarańczowi rozłożyli przeleciałem wzrokiem jak im tam idzie robota i przejechałem rozkopany odcinek drogi od Sobieskiego do Morawy.
Master rozładowany, wyczyszczony, faktury rozliczone można się zbierać. Nie zastanawiając się długo po 12:00 wyjazd z firmy. Godzina młoda to i mały objazd. Dziś padło na Mysłowice. z Morawy przebijam się pod Selgrosa skąd już prosto na 79 i przelotem docieram na Sosnowiecki Modrzejów. Tu mi wpada pomysł przejechania odcinka Szlaku Pogranicza od Modrzejowa do Ostrogórskiej. No chyba jedyny odcinek plus Park Tysiąclecia, gdzie się fajnie jedzie tym szlakiem. Z Ostrogórskiej przez Park Harcerski pod ZUS i dalej na Kombajnistów, Małe Zagórze i do domu.
Jakiś niedosyt był ale mieszkanko trzeba sobie urządzić więc chwilo bika odstawiam. Popołudnie zlatuje na urządzaniu M2.
Wracam na rodzinne mieszkanko. Na dworze ciepławo. Długo nie mędrkując o 21:00 na koło i w plener. Szybki szpil na bieżnię. Rundka tym razem zgodnie z ruchem zegara. Po okrążeniu wjazd na teren CSiRu co to się tam dzieje. Okazało się, a ja nie w temacie, że odbył się specjalny bieg dla Tomka (alpinisty, który zginął w górach), a na zakończenie organizator przygotował pokaz zdjęć z wypadów Tomka oraz ognisko w ceglanym kręgu. Długo nie przesiaduję bo event powoli dobiegał końca. Dostrzegam Poli oraz Freya (łysego), pomagam przy składaniu namiotów chwila jeszcze pogaduch i się towarzystwo rozchodzi.
Powrót z bieżni przez Zieloną, Park Hallera i dalej ścieżką, aż do wiaduktu na 94.
Po przemyśleniach oficjalne rozpoczęcie sezonu planuję zrobić dwudniowe. Sobota - rajd Kraków/Trzebinia, a w Niedzielę kanonizacji w godzinach popołudniowych przygotować rajd po mieście Sosnowcu z metą w Parku Kazimierz połączoną z konkursami oraz jak uda się załatwić ogniskiem.
Wyjazd do pracy w oknie startowym (7:42), ale układ świateł i natężenie ruchu wpłynęło, że na Morawę docieram lekko spóźniony. Trasa standard bez waśni z dwuśladami. Średnia dojazdu nawet nawet bo + 25,7 km.
Myślałem, że skończy się na załadowaniu autka na wyjazd a tu szefo miał inne zamiary i trochę dłużej człek musiał pozostać na bazie.
Z Morawy wyjazd coś 13:00 i knuję jak tu sobie objazd powrotny zrobić. Padło tym razem na powrót wzdłuż DK86. Z Morawy na Borki, skarpą wzdłuż trasy od Piłsudskiego do Grota, Hallera, Akademiki, Chemiczną. Tam się wbijam w teren i próbuję przebić się dawną trasą kolejową pod Plejadę ale dużo szkieł i sobie odpuszczam po 2 km i wbijam się na asfalt skąd już do Parku przy stoku i na Zagórze.
Jutro rano może się jeszcze coś ogarnie i po południu znów kierunek Kalisz do niedzieli.
Niedzielny wypad jednak trochę mnie wymęczył, przez co "olewam" budzik (nie usłyszałem go) i plan dojazdu na 8:00 do bazy i jako pierwszy rozładować auto spalił na panewce. Ogarniam się w miarę i o 8"30 wskakuję na Meridiana i rura na Morawę. Nawet jakosik się jechało. Trasa bez kombinacji standardowa i nawet ekscesów na drodze nie było.
W robocie do 13:00 i też bez większego objazdu powrót do domu prawie, że podobną trasą przebierka w cywilki i puszką po brata do Goczałkowic.
Oj jak to dobrze wiedzieć, że w rowerze wszystko w porzo i można normalną przelotową kręcić bez konieczności dużo wcześniejszego wyjścia by na czas zdążyć.
W sumie pewnie i bika by nie było tylko zbórkomem przyszło by jechać, załadować busa i gdzieś w Polskę, ale udało mi się z szefostwem utargować i ten weekend spędzi się na miejscu - 3 dniówki na targach GLOB w Katowicach. Więc i wieczorem można będzie po pracy kości rozprostować na kole.
Rowerowy dzionek rozpoczął się o 8:00, lekkie śniadanie, trochę się ogarnąć i parę minut po 9:00 ruszam do roboty standardową trasą. Już na starcie trzeba było skorzystać z chodnika bo ubił się niezły korek do świateł przy Makro i nie było jak się przepchać potem przeskok na pasach na drugą stronę i od razu napędzam Meridiana do 40 km/h i tak się ciągnęło aż do Ślimaka ale jak zwykle tam załapuję się na czerwone więc chwila na złapanie oddechu i rura dalej. Sobieskiego coraz bardziej rozkopane to slalom między pomarańczowymi i za mostem granicznym przemiana roweru w koło i singielkiem wzdłuż brzegu stawu Morawa,aż pod firmę. Przebierka w cywilki i kierunek Bytków rozłożyć stoisko. Powrót na bazę coś po 14:00 znów wskakuję w rowerowe ciuchy i nawijka do domu na obiad.
Po głowie chodzi niecny plan zrobienia jakiegoś sensownego dystansu ale szybko plany się zmieniły bo wpadła dodatkowa dostawa do Myszkowa.
Powrót do domu na 19"00 zostało jeszcze coś przegryźć i może uda się po bieżni trochę pośmigać ale i ten plan nie wypalił wieczorne manewry odbyły się w mieście. Najpierw robiąc za kuriera podrzucam tacie na Mec teczkę z dokumentami, a potem za pomoc drogową jadę na pomoc bratu na Legionów, któremu akumulator padł i zostało odpalanie na popych by jakoś do domu zjechał.
Uporawszy się z problemem godzinna pogawędka z Mirasem i zawijam przez Kukułek na Zagórze. Wieczorem zdecydowanie jeszcze za chłodno do tego jeszcze zimny wmordewind nie współpracował w drodze powrotnej do domu.
Po dłuższej przerwie znów rowerek w ruch. Pobudka po 7:00 rzut okiem co za oknem wygląda na to, że nie pada, a bynajmniej nie tak jak w weekend do tego analiza słupków na ICM-ie wygląda na to że na sucho powinno mi się udać pokręcić więc postanowione bez kombinacji ze zbiurkomem tylko wskakuję na bika i ruszam o 9:00 na Morawę. Katowania napędu ciąg dalszy ale na obecną chwilę muszę się jeszcze wstrzymać z wymianą i jak się jeszcze powiedzmy jechać da to się kręci. Do Sielca standardowo wylot na Makro i jak droga prowadzi koło stoku i już 3 Maja kręci się i tak opornie więc na Sielcu skręcam na Źeroma i bokami wzdłuż torów kolejowych przebijam się na Kilińskiego skąd już na Sobieskiego i singielkiem terenowym omijam rozkopany odcinek i wyskakuję przy firmie. Auta targowe rozładowane następny wyjazd ustalony to zawijam kiecę i lecę załatwiać skarbówkę. Objazdem tym razem przez Stawy Hubertusa docieram do PTTK zostawiam bika i z buta najpierw do Plastrów zorientować się ile mnie części zamienne wyniosą i potem prosto do Fiskusa. Zadziwiająco szybko udaje mi się PIT-y złożyć i po kwadransie wracam do Oddziału po bika i już nawijka na obiad. By nie wracać tą samą drogą powrót przez Legionów do ścieżki na Kombajnistów skąd już na Zagórze.
Jutro spotkanie klubowe kto chętny z niezrzeszonych dowiedzieć się coś więcej na temat naszej zwariowanej paczki również zapraszam. Dęblińska 1 Oddział PTTK Sc godz. 16:30
Cały tydzień zleciał a km nie przybywa, w sumie co to za radość z kręcenia gdy napęd działa jak chce i co chwilę przeskakuje. Dopiero dziś udało się skorzystać z bika jako środka "płynnego" przemieszczenia się do roboty. Pogoda w miarę i profil trasy z górki więc tam jeszcze jakoś się jedzie. Przy końcu znów mała modyfikacja zamiast objazdem przez Borki dziś dla odmiany przedzieram się przez Pomarańczowych i wkraczam na singielek między stawami Morawą i Borkami wylatując już na punkcie zwrotnym wylocie ul. Brynicy na Morawie. W robocie dowiaduję się o dodatkowym wyjeździe na dostawy dla mnie dobrze trza zarobić na nowy rozrząd, wiązało się to z tym, że rower na pakę do domu się przebrać w cywilki i tak dostarczając zleciało do wieczora. Jutro może się coś uzbiera więcej km w poszukiwaniu części zamiennych do Meridiana. W niedzielę dobitka i na tydzień znów post bo wypad na tygodniowe targi do Poznania.
Aż żałuję, że nie wziąłem sobie na ten weekend roweru na delegację pogoda w miarę to by się coś ukręciło po pracy, muszę jakoś to rozpracować by oprócz upchanego auta na targi wcisnąć jeszcze bika ale nie wcześniej jak napęd wymienię.
A wracając do tematu nietypowy bo zaczął się od Katowic z tegoż to powodu, że brat potrzebował nawigatora by dotrzeć sprawnie na czas w godzinach porannego szczytu komunikacyjnego na Powstańców. Wiedząc, że na center nie ma się co pakować objazd przez A4 i lądujemy na parkingu poniżej Biblioteki Śląskiej. Młody idzie sprawunki załatwiać, a ja rower wyjmuję z Combika i ruszam na Morawę. Jakiś taki chłodny poranek ale do ogarnięcia nogi chętne współpracować ale napęd już przeszedł samego siebie i większość drogi pokonywałem z przełożeniem 1-5.
W robocie zlatuje do 14:00 pakuję się i przebijam się na Sc. Już miałem ciągnąc na Borki ale na rozjeździe stwierdzam, że przetestuję ścieżkę w prawo, która później mnie wyniosła na staw Morawa i na Sobieskiego. Będąc na Center kręcę się załatwiając kilka spraw. Po różnych manewrach odbieram ze Skarbówki PITy i potem prosto na Zagórze.
Zapomniałem na Stawikach przypadkowe spotkanie z Biko, chwila pogaduch i każdy w swoim kierunku.
Wieczorkiem miała być dokrętka do 50 ale stwierdziłem, że pasuję bo z tym napędem już się użerać i wziąłem się za przeczyszczenie podzespołów. Jeszcze tylko do 10-tego wytrzymać i borę się za wymianę napędu/
Zaplanowałem sobie dzień wolnego ale roszady na firmie spowodowały, że jednak na firmie się znalazłem i zaraz w trasę pojechałem.
Z wyrka wydostaję się coś przed 10:00, a tu telefon (kiero dzwoni - jedziesz na dostawy) no cóż parę gorsza więcej się na marzec przyda więc nie gardzę śniadanie dosiadam Meridiana i po 11:00 w drogę. Na początek do Króla po upgrade śniadaniowe kombinacja trzech słodkich bułków i lecim na Pcim. Nawijka na Długosza i lecę pod Makro na wylotówkę. Do świateł sporo się blacharzy ustawiło więc odbijam na chodnik i gnę do pasów przez co zaoszczędzam parę minut, które bym musiał spędzić przepychając się do linii świateł.
Dalej już standard drogi z wykorzystaniem objazdu przez Borki. Nogi nawet dobrze zapodawały i nawet napęd za wiele się nie buntował i nie przeskakiwał. Na firmie melduję się na 5 minut przed odjazdem przebierka w cywilki i hyc do trafika. Ciekaw którędy Tomek na Kato zasuwa jak łącznikowa droga od Sobieskiego do Morawy rozkopana.
Pętla dostawy czasochłonna Kato - Tarnowskie - Namysłów (kolejna miejscowość co bym chciał na rowerze odwiedzić Browar swoją drogą bardzo dobry i zabudowa starego miasta widziana z auta bardzo mnie zainspirowała) - Opole - Głuchołazy - Kato.
Na bazę wracam coś po 20:00 rozliczenie przyszła propozycja co bym rower na pakę wrzucił i wrócił na Sc w samochodzie ale jakoś głody kręcenia rezygnuję z tego wariantu i wracam na biku. Lekkie zamglenie się pojawiło ale nie na tyle złe by widoczność ograniczało. Z firmy przebijam się na ulicę Brynicy i w ciemnościach z nową homologacją przebijam się pod Ludowy. Nowy świetlik się sprawdza dwa razy więcej światła niż poprzednia lampka. Z Ludowego pod Lidla i już przelotowymi drogami Piłsudskiego, 1 Maja gonię do ronda na Ludwiku skąd na Narutowicza i ścieżką na Kombajnistów kręcę do Zagórza. Szczytem przez Park i blokowiska BMC ląduję u siebie na kwaterze.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym