DPD + wieczorne manewry
Czwartek, 27 marca 2014
· Komentarze(0)
Kategoria praca
Oj jak to dobrze wiedzieć, że w rowerze wszystko w porzo i można normalną przelotową kręcić bez konieczności dużo wcześniejszego wyjścia by na czas zdążyć.
W sumie pewnie i bika by nie było tylko zbórkomem przyszło by jechać, załadować busa i gdzieś w Polskę, ale udało mi się z szefostwem utargować i ten weekend spędzi się na miejscu - 3 dniówki na targach GLOB w Katowicach. Więc i wieczorem można będzie po pracy kości rozprostować na kole.
Rowerowy dzionek rozpoczął się o 8:00, lekkie śniadanie, trochę się ogarnąć i parę minut po 9:00 ruszam do roboty standardową trasą.
Już na starcie trzeba było skorzystać z chodnika bo ubił się niezły korek do świateł przy Makro i nie było jak się przepchać potem przeskok na pasach na drugą stronę i od razu napędzam Meridiana do 40 km/h i tak się ciągnęło aż do Ślimaka ale jak zwykle tam załapuję się na czerwone więc chwila na złapanie oddechu i rura dalej. Sobieskiego coraz bardziej rozkopane to slalom między pomarańczowymi i za mostem granicznym przemiana roweru w koło i singielkiem wzdłuż brzegu stawu Morawa,aż pod firmę. Przebierka w cywilki i kierunek Bytków rozłożyć stoisko. Powrót na bazę coś po 14:00 znów wskakuję w rowerowe ciuchy i nawijka do domu na obiad.
Po głowie chodzi niecny plan zrobienia jakiegoś sensownego dystansu ale szybko plany się zmieniły bo wpadła dodatkowa dostawa do Myszkowa.
Powrót do domu na 19"00 zostało jeszcze coś przegryźć i może uda się po bieżni trochę pośmigać ale i ten plan nie wypalił wieczorne manewry odbyły się w mieście. Najpierw robiąc za kuriera podrzucam tacie na Mec teczkę z dokumentami, a potem za pomoc drogową jadę na pomoc bratu na Legionów, któremu akumulator padł i zostało odpalanie na popych by jakoś do domu zjechał.
Uporawszy się z problemem godzinna pogawędka z Mirasem i zawijam przez Kukułek na Zagórze. Wieczorem zdecydowanie jeszcze za chłodno do tego jeszcze zimny wmordewind nie współpracował w drodze powrotnej do domu.
W sumie pewnie i bika by nie było tylko zbórkomem przyszło by jechać, załadować busa i gdzieś w Polskę, ale udało mi się z szefostwem utargować i ten weekend spędzi się na miejscu - 3 dniówki na targach GLOB w Katowicach. Więc i wieczorem można będzie po pracy kości rozprostować na kole.
Rowerowy dzionek rozpoczął się o 8:00, lekkie śniadanie, trochę się ogarnąć i parę minut po 9:00 ruszam do roboty standardową trasą.
Już na starcie trzeba było skorzystać z chodnika bo ubił się niezły korek do świateł przy Makro i nie było jak się przepchać potem przeskok na pasach na drugą stronę i od razu napędzam Meridiana do 40 km/h i tak się ciągnęło aż do Ślimaka ale jak zwykle tam załapuję się na czerwone więc chwila na złapanie oddechu i rura dalej. Sobieskiego coraz bardziej rozkopane to slalom między pomarańczowymi i za mostem granicznym przemiana roweru w koło i singielkiem wzdłuż brzegu stawu Morawa,aż pod firmę. Przebierka w cywilki i kierunek Bytków rozłożyć stoisko. Powrót na bazę coś po 14:00 znów wskakuję w rowerowe ciuchy i nawijka do domu na obiad.
Po głowie chodzi niecny plan zrobienia jakiegoś sensownego dystansu ale szybko plany się zmieniły bo wpadła dodatkowa dostawa do Myszkowa.
Powrót do domu na 19"00 zostało jeszcze coś przegryźć i może uda się po bieżni trochę pośmigać ale i ten plan nie wypalił wieczorne manewry odbyły się w mieście. Najpierw robiąc za kuriera podrzucam tacie na Mec teczkę z dokumentami, a potem za pomoc drogową jadę na pomoc bratu na Legionów, któremu akumulator padł i zostało odpalanie na popych by jakoś do domu zjechał.
Uporawszy się z problemem godzinna pogawędka z Mirasem i zawijam przez Kukułek na Zagórze. Wieczorem zdecydowanie jeszcze za chłodno do tego jeszcze zimny wmordewind nie współpracował w drodze powrotnej do domu.