Kolejny weekend bez roweru, tym razem wywiało mnie do Łodzi na na 3 dniowe targi turystyczne na STYKU KULTUR. Znów zdobyło się parę mapek i ciekawych gadżetów, które uzupełniły kartograficzną domową biblioteczkę.
Dziś pobudka o 8:00 wsad śniadaniowy i na kwadrans przed 9:00 wrzucam na siebie bike wdzianko i jak co poniedziałek do pracy rozliczyć się z targów. Ale zanim dosiadam meridiana mały serwis w postaci naoliwienia łańcucha i goleni amorka. Pogoda prawie, że wiosenna decyduję się na jazdę w samej bluzie ale po paru kilometrach jednak decyduję się założyć przeciw wiatrówkę. Trasa najkrótszą drogą z objazdem przez Borki, jechało się nawet nawet łańcuch też nie szalał i współpracował przez co na lekkim zjeździe do Sielca śmiało mogłem gonić w granicach 40 km/h. Potem już od centrum średnia zaczęła spadać.
W pracy dniówka się wydłuża za sprawą dodatkowych dostaw przez co z Morawy wyjeżdżam już jak się ściemniało co wpłynęło na to że mogłem przetestować jak świecić będzie kolejny element homologacji.
Powrót lekko zakręcony by nie wracać najprościej. A więc z Szopek przebijam się z powrotem na Staw Borki i pod Ludowy skąd przebijam się na wały DK 86 którymi po ścieżce przedostaję się na Hallera. Potem między blokami na AK i Chemiczną docieram na Środulę, a stamtąd już prosto przez Małe Zagórze na kwaterunek. Powrót już w nieco chłodniejszych warunkach zimny wiatr dawał się czasem we znaki.
W sumie weekend targowy w Gliwicach wpływał na wariant nocnych dokrętek ale jakoś się to inaczej potoczyło. Dopiero wedle początku tygodnia przyszło wsiąść na rower.
Pobudka coś po 7:00. Próba podniesienia się do pionu bolesna dopiero dziś ujawniły się zakwasy na łydach po sobotnich wojażach na AK i Remedium. Ale wreszcie się ogarniam wsad śniadaniowy i za kwadrans 9:00 kierunek Morawa. Z napędem coraz gorzej - trzeba było odpowiednie tempo przybrać bo inaczej łańcuch masakrycznie przeskakiwał. Jak na złość trzeba to jeszcze do marca przeboleć puki wypłata nie wpadnie na konto.
Do pracy trasa prawie, że standard, modyfikacja nastąpiła na ostatnim odcinku zamiast Sobieskiego na Morawę przedostaję się leśnym objazdem przez Borki. Dziś kierownicy jacyś nerwowi bo zdarzyło się kilka wyprzedzeń na gazetę dobrze, że miałem zapas do krawężnika bo mogło się nie miło to skończyć.
Na firmie sprawunki skończone i to o przyzwoitej porze więc pozwoliłem sobie na mały objazd w sumie spontaniczny. Na początek wracam skrótem objazdowym na Borki skąd przebijam się na czerwony szlak i kręcę na Milowice. Dalej kierunek Czeladź, przejeżdżam Brynicę i kieruję się znów terenem w okolice Galerii Elektrownia na tym odcinku wpakowałem się w takie bagno, że ledwo przejechałem. Spod Galerii pod Strusia i dalej tym razem czeladzkim żółtym szlakiem przebijam się w kierunku Wojkowic, ale modyfikuję trasę i przedzieram się znów w błotnisty teren i docieram do stadniny koni w Parku Rozkówka. Podążając za szlakiem muszelki jakubowej docieram pod Dorotkę ale odpuszczam sobie szczyt i kręcę w kierunku Lwa (Restauracji pod Lwem) skąd na drugą stronę DK 86 pod Elektrownie Łagisza. Odpuszczam sobie teren i już asfaltem w granice administracyjne gminy Psary, a konkretnie do Sarnowa, skąd już nawrót pętli i zmierzam do Preczowa i dalej na Marianki pod P4. Asfaltem przebijam się na Piekło i dalej już na bieżnię P3.
Na molo krótka pauza i pogawędka z Damianem. Długo to nie trwa bo jednak ssanie zaczyna łapać więc się żegnamy i już prosto na Zagórze sfutrować jakiś obiadek. Tempo skromne bo na tym napędzie już więcej nie wydolę.
Wczorajsze wojaże sobie odpuściłem, ale dziś sucho trzeba to spożytkować odpowiednio.
Pobudka za kwadrans 8:00 za oknem mleko. Yhmm będzie się ciekawie jechało. Godzinę później dosiadam Meridiana i kierunek Morawa. Trasa niecodzienna zważywszy na w coraz gorszym stanie napęd i warunki pogodowe wolałem uniknąć dwupasmówki. Podążając przez Popiełuszki i Małe Zagórze docieram do parku na Środuli skąd kawałek decyduję się jednak wjechać na szerszy asfalt by za Basenem zjechać pod Żerom i terenem przebijam się na Kilińskiego skąd dalej na Stawiki. Zapas czasu jeszcze mam ale nie chce mi się kręcić objazdem więc decyduję się jechać Sobieskiego. Pomarańczowi się rozłożyli ale jakoś między nimi udało się przedostać wzdłuż torów "piętnastki" na Szopki. Jednak puki nie zrobią chyba trzeba będzie kręcić koło giełdy lub przez Borki. Weekend znów mało rowerowy może wieczorami bo piątek - niedziela stacjonuję w Gliwicach na targach budowlanych.
Po pracy znów inną drogą testuję wariant skrótowy lasem między Morawą, a Borkami. Misja poznawcza zakończyła się sukcesem. Z Borków pod Ludowy i czerwonym szlakiem granicznym przebijam się na Ostrogórską, skąd przelotem przez park harcerski ląduję pod ZUS-em. Dalej "ścieżką" właściwie fragmentami po kolei na Ludwik, Narutowicza, Kombajnistów, Zaruskiego do Gwiezdnej i już wzdłuż Mieroszewskich do domku na obiadek. Zakręcając pod dom dostrzegam Limita lecącego na DG ale odpuszczam sobie pogoń bo mały głód jednak był silniejszy.
Posilony i zregenerowany stwierdzam, że mam jakiś niedosyt i w okolicach 20:00 stwierdzam, że jadę jeszcze na nocny obchód po okolicy. Cel już sobie odpowiednio założyłem by w godzinę to przejechać. Na początek mijając PKM kręcę na Kazimierz, na tym biegunie zimna zupełnie inne warunki nocna mgła i wrażenie jakby temperatura spadła o parę kresek. Telefon kontrolny do Pana_P czy czasem nie przesiaduje w domu, ale go nie ma więc dalej pod Park Kuronia, skąd jak droga prowadzi na DG. Dość, że ciemno w tym lesie to jeszcze mgła i światła samochodziarzy masakra. Ze Staszica na P3. Kółeczko po bieżni i nawijka przez Zieloną w drogę powrotną. Kawałek próbowałem pogonić za króliczkiem ale nic z tego co przyśpieszyłem to momentalnie musiała być redukcja bo łańcuch zaczynał wariować jak za duży opór dostawał. Pod CH Pogoria stwierdzam, że braknie mi do równej 460 więc jeszcze mała zawija pod rogatki DG z Będzinem, gdzie nawrót na Mydlice i żeby nie wracać koło Nemo na Zagórze wracam koło Marko. Już mam jechać do świateł a, tu telefon od Patyka, że za parę minut będzie pod Makiem, a że jestem blisko tam chwilę później się zjeżdżamy. Nawijka przy Big Macu i zlatuje do prawie 23:00. Wszystko pięknie miło ale trzeba się jednak zbierać więc się żegnamy i kręcę już prosto do domu.
Po wczorajszych górskich wojażach jednak odezwały się mięśnie na nogach o których zapomniałem, że jednak istnieją. Wstawać się nie chciało ale cóż wake up i powolne doprowadzanie się do ładu. Za oknem przez to słońce wydaje się ciepławo ale jednak zapobiegawczo w zestawie długie rękawice i wiatrówka na drogę.
Ale zanim na Morawę na początek po 10:00 wybywam z domu i wspólnie z tatą kręcimy do ZUS-u (heh czytam wpis Maria odnośnie jazdy w SPD-ach i stroju roboczym, że śmiesznie musi to wyglądać, ale jednak wejścia do ZUS w trykocie rowerowym i tych oczu gapiących się nic nie przebije :) ). Załatwiwszy sprawę, tata wraca do domu, a Ja objazdem do pracy. Objazd zważywszy na zamkniętą ul. Sobieskiego przy Stawikach i trasa mi się wybrała przez Ostrogórską i za Wodociągami skręcam na Hubertusa skąd skarpą brzegową przebijam się na Morawę. Po pracy zaś powrót na Dąbrówkę skąd już znów teren tym razem przez Borki. Na terenie Sosnowca już standardowo 3 Maja ciągnę aż do Makro skąd nawrót na światłach i na kwaterunek. Po południu miała być dokrętka ale jakoś się zebrać nie mogłem i spasowałem.
Pierwsza sto kilometrów przejechane w tym roku. Ciekaw kiedy przy tym systemie pracy wypadnie pierwsza jednodniowa setka. Generalnie wyjazd do roboty +/- koło 10. Chłodny wiatr ale się w miarę popylało. Przebierka w cywilki i w trasę. Niby mniej więcej w granicy województwa ale zleciał gdzieś dzień na dostawach i nici z większego kręcenia.
Powrót już do domu w świetle nocnych lampek. Po drodze jeszcze do Macieja odebrać kniżkę do weryfikacji.
Jak w opisie. Rano pobudka 6:30 upgrade śniadaniowe u Króla i godz. później standardową trasą równym tempem z wiatrem na plecy dojazd na Morawę.
Przesiadka na Mastera i kierunek SKY TOWER - Wrocław. Człowiek się napatrzy na tą rozbudowaną infrastrukturę rowerową i rozkminia potem czy i w ogóle powstanie w Sosnowcu chociaż połowa tego co tam jest. Sprawunki w stolicy Dolnego Śląska załatwione, powrót na bazę.
Chwila odprężenia i ruszam na zebranie klubowe. Pomysłów na nowy sezon sporo, tylko za co i kiedy ja to wszystko zrealizuję.
Po zebraniu w towarzystwie Limita i Marcina G.2 wracam po resztę moich klamotów na bazę, których nie mogłem odebrać zaraz po powrocie z Wrocka.
Dalej już przez Borki wracamy na Sosnowiec. Klucząc po mieście odprowadzamy Marcina, następnie przez Wawel i Kukułek przebijamy się na Zagórze, skąd docieramy pod mój kwaterunek. Ale że chłopaki zakręcili ze mną na firmę postanawiam jeszcze kawałek Limita odprowadzić. Kawałek okazało się do P3. Miała być jeszcze runka po bieżni ale jakoś żadnemu się już nie chciało więc dalej ruszamy na Zieloną skąd już każdy w swoją stronę.
Kolejny weekend nierowerowy. Drugi weekend z rzędu na targach w Łodzi. Tym razem Mazury na sucho czyli Targi BOATSHOW.
Dziś skoro jest możliwość ruszam po 9:00 na bazę rozładować autko i rozliczyć się z targów. Nadal dojazd na Morawę jeszcze w normie ze średnią 27 km/h.
Myślałem, że jeszcze pokręci się po okolicy za widoku ale wpadły jeszcze dostawy w efekcie powrót już po zmroku na kwaterunek. Po dotarciu jakoś stwierdziłem, ze trochę wypadało by w tych 4 ścianach pomieszkać i kręcenie zostawiam na jutro.
Miało być wolne dziś, a tu jednak nadliczbowa dniówka. Wczoraj jakoś wyleciało mi z głowy załączyć budzikową melodyje i gdyby nie matula to bym sobie dalej dobrze i smacznie spał.
Synchro z czasomierzem szykowanie wersja przyspieszona i udaje się wyjechać w oknie czasowym. Na oko +4 na starcie z początku trochę chłodno ale potem szybko udało się rozgrzać. Trasa standardowa - Makro, 3 Maja, Centrum, Stawiki i Morawa. Jak na połowę listopada udało się wyrobić średnią 28,5.
Z pracy urywam się trochę wcześniej z racji zebrania rady prezesów kolarzy. Na początek trochę nie po drodze gonię na Dekerta odebrać pakunek. Przesyłka odebrana nawrót i tym razem przez Stawiki, Borki, DK 86 przebijam się na Gwiazdy dalej ścieżką pod Śródmieście i na Staromiejską.
Po zebraniu Rady ruszam na Stawową wrzucić coś ciepłego na ruszt - w roli głównej na dziś duża porcja frytek. Popas musiał wystarczyć. Naładowany objazdem przez Słoneczną, Siemce, Bańgów, Czeladź, Będzin, DG wracam na Zagórze.
To by było na tyle kręcenia w tym tydniu, jutro powrót do Łodzi.
Po czterodniowej absencji rowerowej dziś znów powrót do dwóch kółek.
Do pracy bez spiny startuję dziś parę minut po 9:00. + 6 stopni jak dla mnie nogi wypoczęte więc po mimo chłodnawej aury jechało się nawet sensownie.
Dla odmiany mała modyfikacja trasy; obok Joachima i Floriana potem park Środula i na 3 Maja pakuję się dopiero przy Sielcu, reszta trasy już bez zmian.
Po rozliczeniu się z delegacji kierunek powrotny na Zagórze. Zakręcam jeszcze do Oddziału po wizytówki bo mój zapas powoli się wykończył, potem na Dekerta po nowe ciżemki ale nie było mojego rozmiaru więc już bez kombinowania kierunek dom.
Mała przebierka i ruszam jeszcze na expo rozłożyć firmowe stoisko na targach.
Korciła mnie jeszcze dokrętka po bieżni ale ciemno, zimno - odechciało mi się wieczornych wojaży. Jutro może się cosik dokręci a potem znów kierunek Łódz.
Wczorajsze zielone słupki na ICM-e dały mi do wątpliwości jakim to środkiem transportu dotrzeć dziś do roboty.
Pobudka 6:00 za oknem jeszcze ciemno yhmm jednak zachmurzone niebo poranna analiza wykresików burza mózgu i postanowione mimo chlapy na dworze ekologiczny środek transportu.
Wypad w strefie okna startowego i dojazd lekko modyfikowaną trasą do roboty starając się uniknąć zwężki na 3 Maja. W efekcie przez wolniejsze tempo i mały objazd do roboty docieram na styk (tzn. mieszcząc się w dopuszczalnym studenckim kwadransie). W robocie okazuje się, że za dużo do roboty nie mam więc gdy wierzchnie okrycie wyschło za przyzwoleniem "góry" dalszą dniówkę byłem do dyspozycji pod telefonem.
Korzystając z owego zbiegu zdarzeń kręcę do Oddziału pobaraszkować znów w papierologii.
Deszczyk ani myśli przestać padać. 16:00 wybiła zamykam biuro i kierunek dom.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym