Wiosna panie sierżancie. Taki październik to ja lubię 20+ stopni, krótki spodzien i dobre noszenia wiatrowe do jazdy.
Wczoraj udało się raptem zrobić 3 km przed robotą robiąc za kuriera dowożąc próbkę do badań, a potem pomimo słonecznej aury dzień w trasie.
Dziś znów z rana zawieść próbki, potem z tatą pod Szpital umówić się na wizytę. Na długi spodzien za ciepło więc powrót do domu przebierka na krótki zestaw i kierunek PTTK pozałatwiać formalności. I tak czas błogo zlatuje do 15:00. Powrót na obiad i lecę na działkę obgadać z Waldkiem szczegóły zakończenia.
Uporawszy się z przygotowaniami na sobotę po zmroku się zbieramy. Temperatura jeszcze znośna 15+. Pora na długi zestaw. Noszenie nadal sprzyjające, wymiana akumulatorków w oświetleniu i ku wyładowaniu nadmiaru energii z rozpędu ląduję na bieżni zwanej P3 i tak przy okazji pogoriowe trzy okrążenia czynię. Nocnych krążowników też sporo korzystających z ciepłego wieczora. Chwila oddechu i przez Zieloną wracam na Zagórze.
Urlopowania ciąg dalszy więc "mogłem: sobie dłużej pozwolić na dolegiwanie.
W praktyce dzień się szybko zaczął od zabawy w kuriera. Parę minut po 8:00 dosiadam bika i ruszam dostarczyć pakunek. Dalsze dopołudnie mija na nadrabianiu wpisu z niedzieli oraz naprawie łóżka. Przed 14:00 znów w miasto załatwić kolejne interesy i przy okazji rozliczyć się z Limitem.
Niby ciepło ale wmordewind nie dawał za wygraną i jechało się niezbyt komfortowo. Gdy Limit skończył dniówkę zawitał na Centrum, przy okazji zakupuje nowe klocki do Srebrnej Strzały. Z zamontowanymi nowymi hamulcami ruszamy razem w kierunku Czeladzi. Po drodze paru blachosmrodowiczów podnosi mi ciśnienie wyprzedzając na gazetę przez co przy Realu odbijamy wzdłuż 86 w kierunku Stawowej. Jadąc skarpą dostrzegamy pewne malowidło Tak to był Szwedzki oczywiście foto musi być i jedziemy dalej. Trochę znanymi zakolami i nieznanymi docieramy w okolice M1. Chwila jeszcze pogaduch i się rozdzielamy. Dalej już samemu zmierzam w kierunku Będzina. Minowszy nerkę jakoś tak nie chciało mi się za szybko wracać więc przy okazji jak jestem tu za widoku postawiłem pooglądać jakie się zmiany porobiły w zamkowym Grodzie. Na początek trochę wertepków, zjazdów i podjazdów po górce zamkowej. Ładnie to odnowili - nowe alejki, plac zabaw i inne. Dalej za kurs przybrałem Warpie. Faktycznie Strefa Aktywnośći w parku dość sporej wielkości i oblegana przez mniejszych i większych mieszkańców. Dalej różnymi znów wertepkami przebijam się od obcej strony na Mydlice, skąd już pod Sztygarkę i prosto na Zagórze.
Wczoraj udało się pokręcić, a dziś pogoda jakaś taka niemrawa, więc dopołudniowy czas minął na robótkach domowych i zakupach w Dekathlonie.
Z biegiem dnia dochodziła godz. 16:00 i rozmyślanie jakim środkiem transportu udać się na spotkanie. Po chwili namysłu i konsultacji z wykresami ICM pada na bika. Chłodny wmordewind dawał o sobie znać.
Po spotkaniu z racji, że ja tylko na dwóch kółkach dotarłem na spokojnie sortuję papiery i ruszam w drogę powrotną z małym objazdem przez Pogoń do Będzina pod Stadion dalej bocznymi drogami na Ksawerę i dalej już na Zieloną i P3, Ludzi praktycznie nie ma. Przecinam promendę i kieruję się w kierunku Damelu, skąd już ostatni nawrót na Zagórze.
Może i by się więcej ukręciło ale łańcuch wołał HELP wiec trzeba było po powrocie się nim zająć przy okazji wyczyścić napęd. A jutro z rana jak wszystko po mojej myśli pójdzie trip do Olkusza.
Korzystając z przymusowego urlopu oddaję się błogiemu nabijaniu kilometrów. Z jazdy przedobiedniej to nie ma co za bardzo opisywać bo jedynie parę kilometrów w trakcie jazdy od punktu do punktu w celu załatwiania sprawunków.
Uporawszy się z większością i napełniwszy bukłak żołądkowy konsultuje się w jakim stadium jest Limit i pare minut po 15:00 spotykamy się na Szymanowskiego. Nawrót i kierunek M1 w Czeladzi. Po mimo nijakiej pogody ni to ciepło ni zimno miejscami leciało się całkiem przyjemnie.
Oględziny galerii w celu zakupu statywu i szybkim skanie promocji w art. sportowych.
Zakup zrobiony przyszedł czas na wybranie azymutu i przeoraniu trochę szlaków przez powrotem na chaciende. I tak Limit wiedzie mnie w sumie znajomymi terenami po bezdrożach Czeladzi po czym przecinamy graniczą rzekę Brynicę i lądujemy na Przełajce. Kawałek znajomą drogą po czym lądujemy w polach. Miejscami trzeba było dobrze młynkować by ciągnąć dalej. Ale takie drobne piachy po dokonaniach na Roztoczu dla Adama straszne nie były szedł jak żyleta. Ja musiałem się więcej na mocować. Z pól wylatujemy na Michałkowicach skąd powrót na Zagłebiowską ziemię w Wojkowicach. Przy Netto zwrot na Rogoźnik i dalej do Psar. Pitstop robimy przy lewiatanie gdzie każdy z nas robi mniejsze lub jeszcze mniejsze zakupy. Chwila jeszcze pogawędki i każdy w swoim kierunku.
Powrót już w barwach nocy. Od Limita tnę na Sarnów i Preczów do P4. Asfaltem na Piekło i przebijam się na P3. Pół okrążenia miało być i do dom ale złapałem króliczka więc z rozpędu jeszcze jedno w ramach rundy bonusowej. Rzut okiem na dystans i przez Zieloną wracam na DG i do siebie na Zagórze. 66 km. Jakoś tam nie równo więc jeszcze mała dokrętka na Pekin i powrót.
A zapomniałem w drodze powrotnej z kałuż przy Nemo spotykam Robredo.
Z rana mgły że ledwo z podwórka widać drogę. Wydostawszy się z wyrka z tatą na Jarmark zobaczyć co tam targowcy oferują.
Właściwie czasu nie wiele by gdzieś się poruszyć z resztą na podwórzu jeszcze trochę trzeba porobić. Czas szybko ucieka wsiadam na bika i jadę na stację obczaić pociąg. Przy tych remontach torów to nic nie wiadomo.
Wreszcie wybija 15:00 kierunek ponownie stacja. Tym razem bika prowadzę licznik wypięty bo i tak nie kręcę.
Zakup biletu na rower jak już wspominałem 7 zł co to się robi na tej kolei. Z dwoma przesiadkami docieramy do DG. Tatę w autobus, a ja bikem na Zagórze.
Wczorajszy ból brzucha przy finiszowaniu dał się we znaki i dzisiaj. Ogólnie się jakoś nijako czułem. Rano zebrałem się z tatą do Kościoła, a potem totalny odpoczynek regeneracyjny przy TV i książce.
Wieczorem już mi się poprawia więc chociaż trochę nabić kilometrów ruszam w teren odprowadzić Martę na pociąg. Oczywiście do niej na rowerku potem spacerek i znów bikiem powrót na Częstochowską.
Niestandardowe bo dziś wolne ale, że minął 10-ty to w wiadomym celu się do firmy zawitało. Niestandardowa też była trasa dojazdu oraz czas. Wyjazd nieco po 11:00 trasą objazdową przez Dańdówkę, Niwkę, Modrzejów, Mysłowice i baza na Morawie. Wedle grafiku wychodzi że wolne wydłuża mi się do Środy więc korzystam z okazji nabicie kilometrów i jutro ruszam po raz kolejny na 150 km dystanik do Gorzkowic. Wariant trasy jeszcze w praniu czy też to będzie:
wersja B: zachodnia strona Gierkówki: którą to we wrześniu testowałem,Przeczyce, Zadzień, Woźniki, Częstochowa, Mykanów, Nowa Brzeźnica, Kamieńsk, Gorzkowice;
a może jeszcze coś innego wejdzie mi do głowy. Hmm jeszcze nie wiem.
Po pracy na chwilę do PTTK, serwisu zajrzeć jak postępy w reanimacji Lapka i do domku na futrunek. Pomysł był na dokrętkę ale popołudnie minęło na przelewach, a teraz pora na przesmarowanie napędu i uszykowanie się do tripu.
W głowie chodziły różne plany na ten dzień, ale rzeczywistość jest jaka jest i z konkretnego dystansu wyszła norma.
Z rana obrzędy niedzielne i penetrowanie targowiska w poszukiwaniu okazji.
Po obiedzie krótka drzemka i bikem ruszam na Klimontów by dołączyć do rodzinki na comiesięczne spotkanie Stowarzyszenia. Gdy spotkanie dobiegło końca nie marnując czasu stwierdzam, że mykam dalej pośmigać. I tak z Klimontowa na Juliusz, skąd przez las przedostaję się na Maczki i dalej płytami na jaworznicką Sosinę.
Na Sosinie chodzi mi po głowie wydłużyć pętle i udać się na Ciężkowice skąd szlakiem w stronę Skałki i dalej na Centrum, ale kontrolując czas i zapas energii modyfikuję wersję trasy i przez Szczakową przedostaję się na OST. Ze Stałego na Łubowiec i kierunek Sosnowiec.
Przecinając Niwkę i Modrzejów ląduję w Mysłowicach. Nawrót przy Realu i koło Giełdy wracam znów na Sosnowiec. Znów chodzi mi po głowie jeszcze gdzieś pośmigać ale zapala się rezerwa, mały głód daje o sobie znać więc bez kombinowania najkrótszą wersją trasy powrót na Zagórze.
Jakaś ta sobota totalnie na przekór. Wczorajszy wczesnoporannny dojazd do pracy i nałapanie zimnego powietrza domniemywam, że wpłynęło na fakt iż rano obudziłem się z bólem gardła i wstępne plany jazdy z chłopakami po górach raczej by nie wypaliły, do tego bika miałem na firmie więc i tak nic z tego by nie wyszło.
Gdy już się z wyrka wydostałem herbatka z miodem na ukojenie, porcja witaminowa i zbieram się zbiórkomem na Morawę. Po drodze łączność z Waldkim jak im tam weekend w Gorcach leci i Darkiem czy już dotarli do Wisły. Jak jeszcze Waldiemu plan się udał tak nasza rowerowa ekipa poległa na całej linii. Mój bike uwięziony na firmie, Pawłowi poszło znów łożysko w piaście, a pogoda wyjątkowo ciepła się zapowiadała.
Wydostawszy rower z firmowych magazynów zbieram się w drogę powrotną na naleśnikowy furunek.
Posilony odpowiednią dawką kalorii puki jeszcze widno ruszam w plener. Jakoś tak bez pomysłu pewny kierunek dąbrowskie kałuże, a potem się zobaczy.
W sumie wyszło, że objechałem wszystkie 4 i czując już że organizm ma już dość wracam na Zagórze. Może jutro uda się cosik więcej ukręcić.
Drugi dzień wolnego, ale i tak jakoś ostatnio średnia wypadów w granicach max 30 km. Może uda się dociągnąć do 8 tysięcy przebiegu.
Dziś dzień pod znakiem przejażdżki z tatą i załatwiania różnych sprawunków. Począwszy od wizyty u lekarza na Zagórskim Szpitalu, a skończywszy na ciepłej herbatce w Oddziałowym biurze.
Po drodze jeszcze targowisko, Timken i cmentarz na Czeladzkich Piaskach.
W drodze powrotnej dawno nie zaliczona pana w rowerze taty. Chcieliśmy skorzystać z kompresora na stacji koło Okrąglaka. Niestety nie mieli tegoż urządzonka i chciał nie chciał przyszło bawić się znów w wulkanizatora i wymienić zmienić przebitą dętkę. Dobrze, że z reguły zawsze jeden zapas wiozę ze sobą. Pod wieczór próba dokrętki ale jakoś odeszły mi chęci zwłaszcza, że jutro dużo w czas już do roboty trzeba śmigać.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym