Dzień wolnego w ramach zaległego wolnego z niedzieli więc korzystam z okazji i poświęcam dzionek na papierologię w Oddziale.
Na początek sparing z "D -ką" od Środuli do Center w celu przekazania mamie przesyłki. Mianowice biletu miesięcznego na komunikację zbiorową. Transakcja zrealizowana więc nie tracąc czasu śmigam do PTTK. Na różnych sprawunkach zlatuje do 16:00. Pora kręcić na jakiś obiadowy futrunek. Po drodze zakręcam na Dekerta po jakieś nowe ciżemki.
Wieczorkiem tak po 19:00 jakoś mam mały niedosyt i ruszam na godzinną dokrętkę po dąbrowskich terenach rekreacyjnych czyt. Pogoria 3. Jak za dnia jeszcze w miarę to po zmroku jazda przy + 5 ale i tam nie było tragicznie zimno.
Generalnie dzień wolnego w ramach którego większość czasu tj. ponad 4 h spędzone w UM i nie załatwione za wiele.
Po 12:00 zbieram się z Tatą na Sosnowiec pod urzędem nie ma gdzie bezpiecznie sprzętów zostawić więc dokrętka do PTTK w celu przechowania sprzętu przebiera w cywilki i z buta na miasto. Po długotrwałym oczekiwaniu w kolejce okazało się, że i tak brakuje paru rzeczy i oprócz tego że się dowiedziałem czego brakuje to nic nie załatwiam.
17:00 wybija zdruzgotani faktem nie załatwienia powrót do Oddziału po nasze pojazdy i objazdowo przez 1 Maja, Narutowicza, Kombajnistów powrót na Zagórze. W domku futrunek regeneracyjny i czyszczenie z przesmarowaniem napędu bo już się domagał od paru dni.
Ot się człowiek zebrał na rower w niedzielne popołudnie. Wszystko fajnie by było gdyby nie przemoczyło do suchej nitki.
Po sfutrowaniu obiadu i wymianie dętek w meridzie (jak na złość z przodu i z tyłu różnej wielkości dziury się zrobiły) wypadzik na popołudniową przejażdżkę po okolicy w kierunku bliżej nie określone Nie wiem. :D. Ogarnięty kręcę na Kazimierz wyciągnąć Patyka. Po szaleństwach sobotniej nocy opornie mu szło ale się zebrał. Na początek do Parku Leśna wreszcie Kangur wyszedł z domku. Dalej trochę przedzierania się dawno nie odwiedzonymi ścieżynkami w lesie zagórskim i wylatujemy na Staszicu w rejonie Reala, skąd kręcimy na Pogorię. Za Urzędem Miasta wpadamy na Freja, chwila pogawętki i się żegnamy zmierzając dalej pod molo, a tam zbiorowisko kilkunastu luda. Co się okazało pożegnanie Filipa [*] puszczając przy tym lampiony w deszczowe niebo. Nie znałem osoby. Ciemno się zrobiło mżawka nie ustaje, więc się zbieramy w drogę powrotną. A tu jak nazłość mżawka przerodziła się w ulewny deszcz. Docierając pod Real przy DK94 byliśmy już totalnie mokrzy. Wchodzimy do środka się chwilę zagrzać. Deszcz nie ustaje więc decyduję się wezwać na pomoc brata by podjechał po nas autkiem. Kombi to da radę nas dwóch zabrać.
Kolejna okazja by wskoczyć na koło. Pobudka standardowo jak do roboty, ale z racji dwudniowej trasy z dostawami od Katowic przez Warszawę do Gdańska, na Szczecin i z powrotem dziś wolne i załatwiam inne sprawunki.
Za oknem ni jak, hmm w Katowicach muszę być przed 8:00 rower czy bus - nie pada wybór oczywisty dwa kółka zestaw na długo i w drogę.
Trasą przez 3 Maja, Stawiki, Borki, wzdłuż DK 86 ląduję w Katowicach, trochę kluczenia w celu znalezienia właściwego adresu, daleko szukałem a obiekt znajduje się przy Urzędzie Wojewódzkim.
Z racji wczesnej pory udaje się szybko załatwić formalności i zbieram się z drogę powrotną. Trochę zaginając trasę. Wybieram wariant kombinowany próbując ścieżkami rowerowymi dostać się na Szopki. Nawet mi się to udaje. Na chwilę zakręcam na firmę dopompować przednie koło bo coś mało tego luftu i odkrywam, że mam dość sporą dziurę w oponie no i w dętce minimalną przez którą powoli uciekało powietrze. Po mimo wszechtrąbionego pechowego dnia udaje mi się kontynuować jazdę bez wymiany dętki. Naginając jeszcze przez Hubertusa, Naftową, Wawel, Kukułek na Zagórze.
Dziś znów dzień wolnego - dniem do nadrabiania domowych sprawunków. Korzystając z czasu relaksu w wyrku byczę się do 10:00. Co za dużo to i krowa nie chce więc powoli rozkręcam się do działania.
Futrunek śniadaniowy, ogarnąć co tam w necie słychać i uzupełnić relację z sobotniej wycieczki. Przy pochłaniaczu czasu zlatują kolejne godziny.Uporawszy się z jednym małe zakupy i obiadowanie naleśnikowe, które rzecz jasna trzeba było sobie upiecz. Posilony ok. 18:00 wybywam w teren tak o. Na początek trochę terenem po lesie zagórskim, którym docieram na Kazimierz. Czekając na Patyka kręcę sobie rundki po parku. Pogaduchy na skateparku i analiza tablicy i szlaku Lasu Zagórskiego, który urząd niedawno oddał, ale szlak ma wiele do życzenia. Gdy już słońce się schowało i temperatura spadała do około 10 stopni ruszamy każdy w swoją stronę. By dobić do 50 ruszam objazdem na DG. Okrążęnie wokoł zbiornika i powrót na Zagórze.
Wreszcie jakiś sensowny dzień do jazdy już myślałem, że trzeba będzie się przestawić na długi zestaw, a to w sumie jeszcze kalendarzowe lato jest.
Za widoku tzn. okolice 14:00 wybywam na centrum trochę się pokręcić i przy okazji pozałatwiać to i owo. W drodze powrotnej wylatując ze świateł dostrzega mnie Maciej. Z cywila to go nie poznałem. Żeśmy się spotkali to i się chwil parę pogawędziło o rowerowych planach. Po 20 km rundzie powrót na obiadowanie. Żal było marnować dnia bez jazdy no ale cóż w domu też robota czeka. Uporawszy się z klimą łazienkową ok. 20:00 nocna dokrętka. Na rozruch kier. Pogoria 3 - okrążeń szt. 2. Następnie Zielona, wałami na Ksawerę w Będzinie. Dojazd do Kołłątaja do Nerki i nawrót w stronę Sosnowca. Przy okazji rzucam okiem jak idą prace przy ścieżce rowerowej łączącej będziński kawałek który jak każdy w naszym regionie ma również wady z naszym na Pogoni. Ścieżka kończy się zaraz za Akademikami.
Jadę dalej do Ślimaka nawrót na Park Sielecki i powrót 3 Maja na Zagórze.
I na nowo kierat tygodniowy. Z racji wolnego poniedziałku jadę pozałatwiać inne sprawunki. Na początek do fiskusa, potem do PTTK-u rozliczyć wycieczkę i inne sprawunki papierologii. Czasu zlatuje nad tym sporawo.
Powrót na Zagórze. Po drodze trochę się spocić i wtaczam się na środulski stok. Z racji upierdliwych silnych podmuchów wiatru na 3/4 górki wracam na dół.
Wieczorkiem na dokrętkę, gdy teoretycznie wiatr trochę zmalał trasa objazdowa na P3. Wakacje się skończyły i przy tej aurze ludzisków można było na palcach policzyć. Dwie pętle dookoła i powrót na kwaterunek.
Generalnie dziwny dzień do jazdy. Raz słońce za chwilę już go nie ma to na twarz wieje zimny. Jesień idzie wielkimi krokami.
Generalnie dziś dzień totalnego odpoczynku, jeszcze do tego nie do końca deszczowa nie słoneczna pogoda - nic się nie chce.
Do 10:00 wylegiwanie w wyrku. Na sumę do kościoła i do wieczora błogie leżakowanie przed telewizorem. W sumie na Sosnowcu cosik się działo na Stawikach, w Będzinie grali i biesiadowali, w Chorzowie beerfest można było się pokwapić ale totalny spasowany dzień. Dopiero po 19:00 gdy dzień chylił się ku nocy i słońce się pokazało postanowiłem się na godzinkę wyrwać w plener. Standardowo P3. Na dzień dobry spotkanie z Frejem - pogaduchy po czym rundka dookoła i już każdy w swoją stronę. Generalnie chłodno więc wróciłem się na kwaterunek.
Uciekają te dni między palcami. W porównaniu do Tomka mogłem sobie pozwolić na lekkie dolegiwanie z rana, ale też nie długo bo ledwo wybiła 9:00 trzeba było podnieść oko i przygotować parę dokumentów. Dalsza część dnia minęła przed ekranem lapka.
Dopiero ok. 14:00 przyszła pora na dwa koła. Wsiadam i kierunek Sosnowiec wspomóc rodzinkę w załatwianiu sprawunków. Uporawszy się ze wszystkim mam jeszcze trochę czasu przez zebraniem Zarządu w PTTK więc idę w sumie to jadę to spożytkować dobijając kilometrów. Bez namysłu zaczynam od rundki wokół Stawików. Wówczas człowiekowi przypomniały się słowa naszego Prezydenta odnośnie poparcia jego pomysłu odnośnie wytyczenia szlaku/ścieżki po dawnym torowisku, które niedawno rozebrali. Z racji, że jestem prawie, że na miejscu postanowiłem przetestować ten wariant. Swoją eksplorację zacząłem od Borków i jadąc z nurtem w kierunku Mysłowic analizowałem owy wariant. W sumie jak by się tym włodarze zajęli przeorali ten teren i nasypali jakiś tłuczeń było by to ciekawe. Z Borków bezkolizyjnie idzie się przedostać na Stawy Hubestus. Chwilowe kłopoty zaczynają się w miejscu, gdzie Rawa wpada do Brynicy bo most którym Pociąg przejeżdżał jest zniszczony i musiałem skorzystać z oddalonej kawałek kładki by ominąć Rawę. Dalej podążając wzdłuż torów docieram w okolice Giełdy w Mysłowicach, gdzie w związku ze zbliżającą się godz. 17:00 musiałem zakończyć penetrowanie niecki i udać się żwawszym tempem do Oddziału.
W sumie nie głupi pomysł by tam wytyczyć szlak. Tylko się tak zastanawiam czy ten teren jeszcze leży w granicach miasta czy już w obszarze Katowic i Mysłowic.
Po zebraniu w PTTK podkręcam do kasowypluwacza po trochę gotówki i dobijając do dziennego limitu objazdem przez Będzin, P3 i Dąbrowę wracam na Zagórze. Jutro może samotny trip na Wioskę. Tak na dwa dni bo w Sobotę kierunek Tarnowskie Góry.
Kolejny dzień byczenia się do godzin około południowych. Potem śniadanie i szykowanie programu na sobotnią wycieczkę do Tarnowskich Gór. Uporawszy się z programem dalszy czas przeznaczam na przesmarowanie łańcucha i amora.
Plan dnia zakładał szykowanie obiadu (na dziś w jadłospisie placki ziemniaczane) ale dostałem inny przydział i ruszyłem bikem w miasto na zwiady gdzie najtaniej zatankuję gaz oraz przy okazji kupię butlę. Po drodze przy okazji zawożę Eli pamiątkę z Giżycka - nową oponę, którą awaryjnie sobie kupiła i z wrażenia może zmęczenia nie odebrała po powrocie.
Po powrocie z miasta raport z akcji i futrowanie obiadowe. Żołądek naładowany, czas sprzątnąć zwaloną gałąź i zatankować autko. Po tych i inkszych czynnościach ok 18:00 wybywam na popołudniową dokrętkę. W zamyśle miał być kierunek Siemianowice Śląskie, ale jakoś mi się odwidziało i ruszyłem w stronę P3 kobinując inny wariant wieczornej pętli, aż tu całkiem ZUPEŁNIE PRZYPADKOWO jak to zawsze z tą osobą się udaje przy Dorianie dociąga do mnie wczorajszy solenizant Tomek. Heh i pomysł na wieczór wyszedł na spontana. Postanowiłem dotrzymać tempa Tomaszowi i odprowadzić go na Łosień. Na Ostrzaku ledwo go poznałem.
Po drodze czynimy małe zakupy w Lidlu i kręcimy dalej na Łosień. Na miejscu degustacja niszowych izobronków, kabanosów, cememberta z czosnkiem oraz urodzinowych czekolad. Na rozmowach około rowerowych i nie tylko zlatuje nieoczekiwanie do 22:30 nim się ogarniamy jest już 23:00 i pora się zmywać. Ja to się wyśpię, a Tomek po 4:00 wake up. Żegnamy się i zmykam na Zagórze. Kombinowałem wrócić przez Strzemieszyce, ale gdzieś się machnąłem i wylądowałem na drodze okrążającej Hutę i wróciłem na drogę do Tworzenia skąd już prosto na Gołonóg i dalej na Zagórze.
Dzięki Tomek za miłe spędzenie wtorkowego popołudnia.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym