No cóż znów mała przerwa w nabijaniu kilometrów. Dziś tylko szybka rundka na Klimontów robiąc za kuriera. W drodze powrotnej rozglądam się po targowiskach na Gwiezdnej i Mecu w poszukiwaniu wygodnego bucisza bo poprzednie już wyeksploatowane pozostaną na rowerowe wojaże. Czasu mało na szukanie ale udaje mi się ciekawe ustrzelić na Mecu skąd już powrót na kwaterę.
Rower na parking, a ja przesiadka na pociąg i kierunek Gorzkowice zobaczyć co tam na wsi słychać. Powrót koło południa w piątek drugiego maja.
Pogoda luks rano mgła ale do godziny zbiórki zdążyła się podnieść i zrobiło się całkiem przyjemnie. Do tego wybrałem sobie parę dni wolnego więc do niedzieli można oddać się temu co tygrysy lubią najbardziej. Z wyrka wygonić się ciężko miałem ale przypomniałem sobie, że dziś praca w terenie z chłopakami z Urzędu i chciał nie chciał pora wstać. Na śniadanko jajecznica, do rodziców po bika i kręcę pod halę na Mortimer, gdzie umówiłem się z "urzędasami". Ekipa już jest - pompka w ruch wyrównać ciśnienie w oponach i w składzie Paweł, Artur, Tomek i Ja czyli cały pakiet WDR, WPI, WKS i CYKLOZA :D.ruszamy eksplorować trasę i przetestować możliwe warianty poprowadzenia szlaku. Cztery punkty widzenia różne pomysły ale wszytko brnie w dobrym kierunku - wytyczenie i oznaczenie jak najlepiej tego szlaku. Dużo czasu zlatuje nad analizą mapy i ogarnianiu, gdzie by powstawiać oznaczenia szlaku. Możliwe, że cykliści doczekają się pierwszego kontapasu w Sosnowcu. Problematyczne są miejsca przecięcia z ul. Lenartowicza, Dobrzeńskiego oraz torami PKP prowadzącymi na odcinku Sosnowiec Dworzec Południowy - Kazimierz Górniczy i dalej na Kielce.
Kombinując różne opcje trafiamy w końcu na Balaton krótko trwały deszczyk nas dopada. Zregenerowawszy siły wracamy na Zagórze. Posiadówka pod parasolami u Albatrosa. Miło się gada czas szybko płynie pora się zwijać. Artur i Paweł zostali na Zagórzu, a Ja ruszam odholować Tomka na Pogoń opowiadając po drodze parę ciekawostek związanych z Zagórzem. Pod Klubem Kiepury cześć i nawijka do domku na obiad.
Mało kilometrów, potencjał był większy ale i tak ciekawie spędzony dzionek.
HEH CZŁOWIEK PRZEZ TĄ ROBOTĘ MYŚLI MAŁO KILOMETRÓW ROBI W TYM ROKU, A TU PO 4 MIESIĄCACH ROK DO ROKU MAM RAPTEM TYLKO 200 KM MNIEJ (CZYLI NA UPARTEGO ŚREDNIO CZTERY DNI JAZDY LUB JEDEN CIEKAWY ROWEROWY WEEKEND). CZYLI NIE JEST TAK ŹLE, KAŻDA WOLNA CHWILA NA KOLE.
Plan był konkretny, a tu telefon we wtorek z firmy i mina spokorniała, zamiast rowerowego Krakowa, targowa Warszawa. Cóż taka praca i planuj tu weekend. Wtorek zleciał na serwisowaniu roweru znajomego. Za to środa musiała być jeszcze na dokrętkę. Pobudka coś po 8:00 zbieram się do taty po rower i wspólnie po 10:00 ruszamy na centrum S-ca pozałatwiać sprawunki. Na ICM pokazują opad konwekcyjny więc prawdopodobieństwo burzy lub deszczu 50%.
Załatwiwszy sprawy na Rzeźniczej, ja odbijam do PTTK-u, a tata do znajomego odebrać klucz do odkręcenia wolnobiegu.
W Oddziale zlatuje trochę czasu, po 15:00 dzwonię do Tomka o której będzie wracał do domu i czy są szanse się dopasować. Niestety korelacja ujemna to kwadrans później ruszam sam na Zagórze. Powrót uszedł na sucho, chodź widziałem miejscami, że musiało padać ale całe szczęście wszędzie tam gdzie mnie nie było.
Po południu ciąg dalszy z pracami przy serwisowanym rowerze i jazda próbna czy wszystko działa jak należy. Po 17:00 dzwoni Tomek, że są z Kosmą w Castoramie. Dobrze się złożyło wskakuję na Meridiana i jadę dostarczyć przedłużoną Kartę PTTK.
Patrzę na licznik mało coś kilometrów, a na dworze sucho to o 21:00 jeszcze szybki szpil - rundka z Zagórza pod Molo na P3, objazd bieżni i powrót. No teraz pasuje. 40 km. zrobione 1400 przekroczone, można jechać w trasę. Jak cosik to fon powrót w niedzielę wieczorem.
Niedziela Wielkanocna zaczęta już o 5:00 rano. Już tradycyjnie co roku obowiązkowo wybieram się na Rezurekcję. Potem do rodziców na śniadanie wielkanocne co skutkuje tym, że zostaję do obiadu. Po trzeciej telefon do Patyka czy jest w domu bo mam plan eksploracji i nakreślenia w głowie i przestrzeni nowego szlaku, samemu kręcić mi się nie chce to zaczął bym od Kazimierza i po drodze go zgarnął, ale okazuje się, że Pan_P przesiaduje u Moni na Tauzenie. Zgadujemy się na ok. 17:00 w centrum Kato.
Po wczorajszej walce z zefirkiem dziś bez oporów wiatru i jazda nabiera innych barw. By sprawnie i możliwie szybko się przedostać się do punktu B wariant poszedł na pobocze 94 i 86, od razu osiągam przelotową +30 km/h i tak aż pod sam spodek. Patyka jeszcze nie ma zdzwaniamy się gdzie się znajduje - nie wyjechał jeszcze z Parku Śląskiego to tnę dalej pod halę Kapelusz
Praktycznie na zielonej fali docieram pod Żyrafę przy Śląskim ZOO. Dane z licznika ODO 1254, dst19 max 55.3, średnia 29,6 t 0:39
Pogaduchy, krótka przejażdżka jego nowym nabytkiem i po telefonicznych zapowiedziach kręcimy do Rysia na Załęże. Znów pogaduchy i azymut na 3 stawy. Niespodziewanie dzwoni Waldi, że planuje jutro ustawkę rowerową.no problemo, a my zaproponowaliśmy, że zawitamy w trójkę do niego i obgadamy szczegóły jutrzejszego wypadu. By nie kołować tymi samymi drogami na Sosnowiec wracamy przez Zawodzie, Szopienice, mysłowicką giełdę do czerwonego szlaku granicznego, którym się przebijamy do Waldka na Niwkę.
Obradowanie schodzi do późnych godzin nocnych. Wreszcie się zbieramy. Patyk pojechał wcześniej., a Ja odprowadzam Rysia pod Maca na kresową, a stamtąd już każdy swoim kierunku. W domku już po północy.
Świąteczny okres Wielkiej Nocy czas zacząć. Od wtorkowego uruchomienia Meridiana jadąc na spotkanie klubowe dziś dopiero udało się kolejne kilometry ukręcić i wygospodarować czas na bika. Aura mogła by trochę bardziej współpracować ale i tak tragedii nie ma.
Pobudka skoro świt bo na nowym lokum okna na wschód i najlepszym budzikiem okazują się słoneczne promienie. Poduszka na drugą stronę tapczanu i dalej kimono do 9:00. Delikatne śniadanie i ruszam do rodziców po koszyczek i wspólnie jak tradycja i obyczaj każe razem do Kościoła. Im bliżej południa wiatr coraz bardziej pokazywał na co go stać i tak do samego wieczora. Myślę sobie nie taki wiatr straszny i się skuszę na bika, a żeby nie kręcić bez celu po obiedzie dzwonię do Kosmy co tam z Tomkiem mają w planach i gdzie krążą. W odpowiedzi, że wiatr za mocny i wracają do Kosmicznej Kwatery Dowodzenia nad rajdami KoRNO.
Aby tak z pustymi rękami nie jechać przygotowałem na króliczka uprzednio obfity pakunek map i przewodników nazbieranych w czasie tegorocznych targów turystycznych (Łodzi i Kato).
Kalorie naładowane teraz można krążyć. Za towarzysza dzisiejszej jazdy tata. Na początek kierunek Ząbkowice. Jedzie się opornie porywisty wmordewind strasznie spowalniał i utrudniał jazdę ale się nie dawaliśmy. Wreszcie docieramy do Ząbkowic, dostarczam przesyłkę na Sikorskiego i stamtąd prosto na Łosień do Kosmy. Pogaduchy, wspomnienia, kawka, herbatka czas błogo leci. W międzyczasie przeszła chmura deszczowa i co najważniejsze jak przyszła pora się zbierać przestało wiać. Z Łośnia, kierunek na Strzemieszyce i dalej już jak droga prosta i rozkopana na Zagórze.
Jutro jak czas pozwoli w planach eksploracja alternatywy dla proponowanego szlaku N-S (północ-południe od Niwki do Lasku Zagórskiego), który w tym roku wraz z Sosnowieckim Magistratem w planach mam zamiar otworzyć.
Kolejny dzień zwariowanej pogody w sumie kwiecień, w tym miesiącu wszystko się przeplata to czego się spodziewać. Zawirowania odnośnie przenosin do najmowanej kwatery sprawiają, że pomimo nie deszczowej aury jednak rower odpuszczam i skupiam się na przydomowych robótkach. Tak w sumie to rano i tak nie pospane pomimo wolnego bo robiłem za nawigację jadąc z tatą dwuśladem do chorzowskiego ZUS-u. Potem porządki na nowym lokum i zlatuje do 15:00.
Telefon od Limita o której oraz czym jadę na spotkanie klubowe. On na biku więc nie mogłem być gorszy i o 16:00 spotykamy się i bokami przez Kombajnistów jedziem na Dęblińską. Pod fontanną już klubowicze ale tylko my w dwójkę na kołach. Na spotkaniu sprawy różne głównie imprezy na rozpoczęcie oficjalnego sezonu, plany urzędu miasta na projekty ścieżek i szlaków oraz wręczenie odznak KOT dla Maćka i Limita. Czym bliżej zakończenia spotkania na polu rozkręca się ulewa. Całe szczęście już na zakończenie przestało. Mało mi kilometrów więc ryzykując przed nadejściem kolejnej deszczowej chmury postanawiam kawałek odprowadzić Limita i potem odbić do siebie. Początkowo miała być to Pogoń. Przebijamy się przez Kilińskiego z tyłu szkoły Humanitas pod Żeroma.
Na Pogoni się nie kończy i toczymy się dalej pod Nerkę, z nieba nadal nie pada to objazd przedłużam dalej. Przebijamy się na Grodziec przy okazji ogarniam ścieżkę prowadzącą prawie, że pod Dorotkę. Po za tym, że pieszechody z niej korzystają bo któremu z nich chce się przełazić na drugą stronę, gdzie mają cały chodnik dla siebie to przydatny odcinek szczególnie w obrębie wiaduktu nad DK 86 bo bezkolizyjnie można przejechać w obu kierunkach. I tak odprowadzanie które miało kończyć się pod Żyletą, skończyło się też pod budynkiem oświaty ale w Gródkowie. Chłodno się robi, Limit odbija do siebie na Psary, a ja w dół pod Lwa. Przecinam 86 i dalej na Łagiszę, Zieloną i pod Molo na P3. Myślałem zrobić pętlę po bieżni ale sobie odpuszczam i prosto już kręcę na Zagórze.
Cała droga odprowadzania prawie wyszła mi na sucho, aż do czasu gdy rozpędzony jadąc od Expo wpadam z impetem przy Stadionie w mega rozlewisko. Z kurtki ściekło bo wodoszczelna ale za to getry oraz buty do prania.
Rowerowy dzionek w miarę na pro choć mogło by być trochę cieplej.
Pokazało się światełko w tunelu odnośnie ruszenia z inwestycjami dotyczącymi infrastruktury rowerowej w tej najdalej wysuniętej dzielnicy stolicy.
Rano do fryzjera zrobić porządek na głowie (w głowie to już chyba za późno), ale zapomniałem dopiąć miernika kilometrów i 2 km odcinek został nie zarejestrowany. Powrót do domu i na 11:00 gonię do Magistratu na spotkanie robocze odnośnie projektów ścieżek i tras rowerowych. Pomysły konkretne i plan działania zakładający realizację co roku otwarcia przynajmniej jednego szlaku.
Po spotkaniu kręcę się po marketach w poszukiwaniu tuszu do drukarki.Produkt udało się natrafić w Plejadzie.Uporawszy się zjazd do bazy przebierka w cywilki i w składzie Marcinów trzech, Darek i Waldi samochodem jedziemy do Bytomia na spotkanie z Bieńkiem.
Dziwacznie się ten kwiecień zaczął. W wyrku byczę się do bólu, ale się trzeba było pozbierać i po 11:00 ruszam z tatą na małą przejażdżkę po mieście załatwiając przy okazji różne sprawunki. Na początek do Wydziału Zdrowia, potem do Rondla kupić miesięczny na zbiórkomy. Nawrotka i do domu na obiad. Popołudnie miało zlecieć na spotkaniu biznesowym w Kato, ale plany się zmieniły i resztę dnia prawie że przesiedziałem w domku. Leń taki, że nic się nie chciało, aż się w końcu człowiek zebrał i z wieczora udałem się na DG w poszukiwaniu kartridża do Canona. Próba nie udana w marketach nie było a inne sklepy już zawarte. Więc znów powrót i błogie leniuchowanie.
Sobota przestojowa, najdłuższy dzień targowy do tego ból stopy wolałem pozostać wieczorem w domu i zregenerować siły.
Za to w niedzielę poleciałem z kilometrami. Rowerowy dzionek w sumie rozpoczęty dość późno bo o 17:00. Ale za nim na rower przyszedł czas trzeba było odbębnić dniówkę na targach. Zadziwiająco jak na niedzielę małe obłożenie odwiedzających targi turystyczne w ostatni dzień wystawowy. Minus mniej potencjalnych klientów, a na plus, że wcześniej zabraliśmy się za składanie stoiska i po 16:00 byłem już w domu. Zmiana godziny do przodu wyszła na korzyść bo zyskałem godzinę więcej do zachodu słońca.
W domku obiadek i telekonferencja z cyklozowiczami jak tam postępy w ustawkowym wypadzie do Olsztyna. Jak się okazało byli już na miejscu i kończyli zwiedzanie zamku więc mój niecny plan wyjazdu na przeciw mógł się spełnić. Punktem spotkania miał być rynek w Woźnikach, ale potem korekta nastąpiła i zmieniliśmy miejsce na Cynków.
Nie ma co czasu marnować, uporawszy się z obiadem wskakuję w bike wdzianko, zawijam kiece i lecę. Od samego początku żwawe tempo momentami trochę wmordewind dawał opór ale można było gonić w granicach 30 km/h. I tak na centrum DG potem Zielona i lecę na bikostardę P4. Wiary od groma, nie było żadnego króliczka, nikt się nie włączał do pościgu więc sam sobie nadawałem tempo. Z P4 na Wojkowice Kościelne i kawałek poboczem DK 86 przebijam się na Podwarpie, gdzie już wpadam w Gierkówkę. Początkowo korciło mnie ciągnąć trasą aż do Winowna ale ruch na drodze spory więc na Podwarpiu odbijam na Przeczyce. Przecinam tamę i już wbijam się w na trasę wersji B dojazdu na moją wioskę, czyli Boguchwałowice, Zadzień leśny odcinek, gdzie spostrzegam Łosie. Potem na chwilę asfalt w Brudzowicach i znów lasem aż do Winowna. Zwrot w lewo i kierunek Cynków.
Na miejscu zbiorczym jestem pierwszy ale w niedługim odstępie zjawiają się klubowicze w osobach Pawła, Andrzeja, Marcina G, Waldka i Maćka. Chwila przerwy temperatura spada i dzień chyli się ku końcowi odziewamy się w cieplejsze wdzianko i kręcimy w kierunku Zendka. Następnie objazd lotniska (udaje się załapać na start samolotu), Ożarowice, Sączów, Siemonia, Dobieszowice i dolatujemy pod rogatki Wojkowic. Andrzej z Pawłem opuszczają nas i jadą dalej na Siemce, a my zwrot i za Brynicę do Wojkowic. Już spokojniejszym tempem na Czeladź. przejazd przez światła i kierujemy się na Piaski i do Sosnowca. Ustawka dobiega końca na Mireckiego odłącza się Maciek potem eskortujemy Marcina na Wawel, a na koniec ciągnę z Waldkiem pod Cedlera, gdzie on do siebie, a ja zwrot i na Zagórze.
Pod domem 96 km ale jakość nie miałem już ani chęci ani siły by ukręcić te 15 minut jeszcze i na tym zostało. Dzionek udany pogoda dopisała i udało się cosik więcej ukrecić niż tylko trasę DPD.
Rowerowy dzionek zaczął się dość późno. Ale lepiej późno niż wcale. Większość piątku spędzona na GLOB-alnych targach w Kato. W domu dopiero po 18:00, wrzucam w siebie obiadokolację i po 20:00 dosiadam Meridiana i docierania napędu ciąg dalszy.
Na początek kierunek Klimontów robiąc za kuriera dostarczam przesyłkę. Na zjeździe z Mecu kręcę dzisiejszego V-maxa.
Przesyłka dostarczona do rąk własnych nawrotka i kierunek DG. Cel główny bieżnia wokół P3. W między czasie dostaję cynka od Limita, że dzisiaj był Alleycat organizowany przez Kosmę i na zakończenie zakotwiczyli się gdzieś na ognisko.
Nowy cel się znalazł odnaleźć płomień ogniska. Docierając do Mola chyba mijam się z Olgą ale do końca nie byłem pewien ciemno + świecące lampki z przeciwka wpłynęły na fakt, że były problemy z rozpoznaniem.
Na promenadzie telefon do Kosmy - gdzie są, ale bez efektu więc ruszam na czuja. Od mola kierunek na cypelek, tutaj pustki dalej na Piekło i nawija z powrotem. Przed kamiennym kręgiem jednak oddzwania to podkręcam tempo i dołączam do ekipy. Na miejscu już tylko Monia z Tomkiem oraz jeszcze 3 braci rowerowych. Chwila rozmów ale robi się chłodno to po 22:00 zwijamy manatki i kończymy imprezę. Kilometrowy niedosyt jest to odprowadzam kawałek Tomka i Kosmę pod Ząbkowice. Początkowo slalomem po bieżni omijając żaby kamikadze, które odbijały się w świetle latarek spoczywając na ścieżce. Potem na Piekło i wzdłuż torów przebijamy się pod wiadukt prowadzący na Ząbkowice. Tam się żegnamy i zawijam na Gołonóg i już cały czas jak droga prosta i szeroka na Zagórze. A jutro znów targi.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym