Koniec z użeraniem się ze starym napędem. W planach miałem rano ruszać już po podzespoły do Meridiana ale plany jak to plany uległy zmianie i dzionek zaczął się od wycieczki z młodym puszką do Kato. Załatwiwszy sprawy powrót na Zagórze zgarniam tatę i ruszam ostatni raz na starym napędzie na Sc porobić rowerowe zakupy i do banku odblokować kartę.
Zakupiwszy potrzebne elementy rozrządu: Łańcuch Sunrace, kaseta 11/32 HG 50 i korba z dużym blatem 42 SHIMANO-wskie,no i klocki accenta bo już poprzednie praktycznie starte ruszam do banku, gdzie sprawnie załatwiam to i owo. Potem nawijka na Modrzejowską, ale jakoś tak objazdem bo spotykam Kasię i wolnym tempem na ile kaseta pozwoli odprowadzam kawałek na Borki, gdzie się nawracam załatwić jeszcze jedną sprawę na center. Ale nim się dokulałem to już okazało się ze za późno i już zawarte.
Dnia jeszcze trochę zostało tel. do Pana Robka jak stoi z czasem. Jest w garażu i dłubie przy rowerach to dalszy kierunek na Dmowskiego. Nawet mi to dotarcie zgrabnie poszło. Chwila pogawędki i bierzemy się do roboty: narzędzia do operacji gotowe, pacjent na stojaku czeka na przeszczep nowych organów. miejscowe znieczulenie i wymieniamy puki się nie ściemni.
Po niecałej godzinie nowy rozrząd osadzony, jazda próbna, test łańcucha czy spinka dobrze trzyma. Gra i buczy. Powoli się ściemnia i zdecydowanie chłodniej. Kierunek dom i reszta zabawy z doregulowaniem przerzutki i założeniem nowych klocków hamulcowych na spokojnie w piwnicy.
Jutro na robotę wreszcie na normalnych przełożeniach. Weekend targowy tym razem na miejscu w Kato na targach turystycznych więc pewnie wieczorem będzie się dobijało kilometrów.
Wtorek za oknem nijaki i jakaś taka pasywna chęć do wszystkiego, ale się wreszcie zbieram z wyrka. Śniadanie i na PC-ta zorientować się co w trawie piszczy i uzupełnić wpisa za poniedziałek.
Na sielance zlatuje do 13"00, ruszam na DG ogarnąć gdzie tu organy do bika zakupić. Wybór trafił na Olimpijczyka, ale trafiłem nie w porę tyle co mieli dostawę towaru więc nic nie załatwiam, ale za to jutro już będą odpowiednie części na mnie czekać.
Telefon z roboty (w sumie się go spodziewałem), że dostawy wpadły, no cóż poszukiwania chwilo zawieszone do jutra. Powrót na kwaterę i z kołowania było by na tyle.
Powrót z Kalisza, i od poniedziałku znów kierat, rano na bazę rozliczyć się z wyjazdu, chłodnawo mży więc decyduję się na dojazd i powrót autkiem. Jak na poniedziałek wszystko szybko udaje się zrobić co w efekcie po dwóch godz jestem z powrotem w domu.
Trochę aura się poprawia ale nadal pochmurno i Celciusz też za wiele się nie podniósł. Mimo to pokręciwszy się po domu, przebierka już w roboczy bike strój i z tatą jedziemy z początkiem tygodnia na Centrum pozałatwiać kilka spraw.
Bokami przez Małe Zagórze, Kombajnistów żwawym tempem emeryta na przełożeniach 1- 4, 3-4 jedziemy najpierw do PZU, okazuje się, że tu niewiele załatwimy, to dalej do innej placówki ubezpieczyciela, gdzie już bez kolejek udaje się pozałatwiać, potem ZUS i nawrotka podobną drogą na Zagórze. Podobną bo zmieniam na trasę bardziej pagórkowatą czyli przez Kukułek wylatując na Pekinie i już ścieżką wzdłuż Mieroszewskich na kwaterunek.
Dobra, rzecz many przyszło więc jutro czas na poszukiwanie organów do przeszczepu napędu Meridiana.
O jakieś już w radio zaczęli prawić z resztą za oknem też dziś przyjemnie więc chyba już wiosenna aura się pokazała.
Co prawda dziś miało być bez roweru za chwilę znów wyjazd, ale jakoś się nie mogłem oprzeć pokusie i chociaż parę km dla zasady ukręciłem.
Nieplanowana pobudka coś koło 6:00, a to z racji wielkiego huku, spoglądam za okno co się dzieje, a tu TIR-owi eksplodowała opona. Ożesz ty w trampek no to pospane. By spożytkować ten czas wskakuję w trykocik i ruszam na DG pobrać nieco grosza ze ściany płaczu, korci mnie jeszcze rundka po bieżni ale jednak musiałem odpuścić bo z tym napędem nie wyrobiłbym się w oknie czasowym by wrócić i odkręcić się na bazę spakować targowego Mastera i kierunek Kalisz.
Trudno darmo na przyszły tydzień muszę zrobić porządek z tym rowerem bo już dużej tak kaleczyć jazdy się nie da i zacząć intensywniej kg zrzucać
EDIT: Mały bonus dzisiejszego dnia. Na bazę dla odmiany zbiurkomem, chodź śmiało mogłem ryzykować bikem, ale co się wlecze nie uciecze. Autko spakowane gotowe do drogi, a wyjazd po 16:00 to powrót na kwaterunek wrzucić w siebie obiad i korzystając znów z okazji hop na bika i żwawym tempem emeryckim kręcę na Sc pozałatwiać sprawy w Oddziale. Pomimo + 20 za oknem jednak jeszcze kombinacja długiego ciucha i wcale się nie spociłem kręcąc na młynkach pod wiatr przez Mec, Orion, Kukułek i 1 Maja. Powrót już mniej więcej bokami wzdłuż 3 Maja (park, Plejada, Stok, Małe Zagórze). Na dziś wystarczy minimalne minimum ukręcone.
EDIT: Już w Kaliszu, miejsce docelowe w delegacji nowo otwarta Galeria Amber Kalisz, a swoją drogą coś dla Noibasty namierzyłem kolejnego Szweda na 3 Maja tym razem na wys. Parku Sieleckiego po stronie torów kolejowych.
Elastyczny czas pracy dziś wolne i nie wolne bo od rana zajęcia przydomowe i wrzutka na bs poniedziałkowego kręcenia po okolicy. Koło 14:00 tel. od Rysia co to mam w planach i co najważniejsze czy jestem na kwaterunku by gdzieś się pokręcić po okolicy. Ale że dziś trzeciowtorkowe spotkanie klubowe to zaproponowałem co by zakręcił do mnie i ruszymy okrężną drogą na Dęblińską. Korelacja z Limitem i kwadrans po 15:00 zjeżdżamy się na Orionie.
Tempem emeryckim 15 do 20 km/h na ekstremalnych przełożeniach prowadzę chłopaków przez Kukułek, Narutowicza w okolice Szpitala nr 1 gdzie to Limit poszukiwał do sfocenia obiekt budowlany w postaci przedszkola.
Obiekt namierzony - udokumentowany na fotonośniku więc już prosto blokowiskami przedzieramy się pod fontannę. Zapas czasu spożytkowaliśmy na rozmowach różnych, pora zebrania się zbliża to wciągamy się na piętro i czekamy na resztę klubowiczów.
Finansiera, wypady bliższe i dalsze oraz rozmowy różne tak to zlatuje do 18:00. Pozbierawszy się na samym końcu zostałem z Limitem i Adim. Noc jeszcze młoda to pomimo totalnie zjaranego napędu decyduję się na mały objazd i z Adim eskortujemy Limita do Czeladzi.
Nim się żegnamy mały serwis uliczny w postaci regulacji przedniego hamulca Limita, uciekają minuty ale wreszcie defekt udaje się naprawić, się rozchodzimy Limit przed siebie, a my nawijka na Pogoń. Przy Akademikach Adi zbija do siebie, a Ja na Chemiczną i bokami przez Środulę i Małe Zagórze już swoim tempem kręcę na kwaterunek.
Jutro może jeszcze się coś dobije, a w czwartek kurs na Kalisz, tam mnie szukać do Niedzieli.
Ot bynajmniej nie dużo ale rowerowa. Napęd skacze myślałem, że chociaż 5k km zrobił, a tu pacze na bs liczydło i jest dopiero lekko ponad 3900 poprzednie komponenty dłużej wytrzymały. Wczoraj dzień na rozrachunkach PIT-owych i fakturowych zleciał i nawet wieczorem nie było chęci d... ruszać na pole. Dziś trochę zakupowo trochę odwiedzinowo więc bike się przydał do przemieszczania może nie zbyt zawrotnym tempem ale płynie na 1/4, 1/5 przełożeniach.
Po 11:00 kierunek targowica na DG na Redenie nic szczególnego nie upolowaliśmy z tatą to w dalszej kolejności ruszamy w kierunku Gołonoga na drugi ostatnio mam wrażenie, że większy targ. Tu udaje się więcej nabyć asortymentu łącznie z uchwytem do latarki.
Wychodząc z bazaru spotkanie ze Szweckim tym razem upolowanym na budzie z Kebabami. W czwartek zawożąc brata do Goczałkowic, kolejnych Szwedów przyuważyłem w miejscach co przejeżdża się ale uwagi nie zwracało do tej pory. Muszę się kiedyś zebrać i te moje obserwacje ustrzelić na foto.
Z Gołonoga z tatą objazdem zakręcamy pod molo na P3 skan okiem dookoła ale znajomków nie widać to jedziem dalej na Zieloną, pod Dworzec PKP, Park Hallera i powrót na Zagórze tu miła niespodzianka rozkopane krańce chodników przy stadionie wyrównane, krawężniki obniżone teraz to można śmigać chodnikiem.no może przesadziłem z tym śmiganiem ale jest progres dodatkowo kolejny obniżony krawężnik jest na wysokości wjazdu z Mieroszewskich w osiedle Długosza. Jeszcze niech uregulują przejazd przez skrzyżowania na Mecu i Orionie to będzie całkiem całkiem.
Po powrocie obiadek i po 16:00 znów na bika i tempem na ile napęd pozwoli kręcę na Pogoń odwiedzić chrzestnika. Obowiązki wzywają pora wracać trochę okrężną drogą dla odmiany powrót na Zagórze.
Dzień laby od roboty i zarazem ostatni dzień lutego co wskakuję na bika więc należycie trzeba było go spożytkować. Czemu ostatni, bo jutro znów walizę pakować i powrót do Łodzi się targować.
Rano jak już глаза (głaza) otwarłem i zerknąłem na okno stwierdziłem że wypada dobrze spożytkować ten wolny dzionek. Ale plany trochę się pozmieniały z błogiego kręcenia po bezdrożach rowerowy dzień rozpoczął się od różnych sprawunków do pozałatwiania. Wspólnie z tatą krążymy od punktu A do B, C itd. a na końcu lądujemy w naszym PTTK-u na herbatce. Wypiwszy ją tata rusza dalej załatwiać swoje, a ja się zajmuję różnymi sprawunkami w oddziale. Na pogaduchach i robocie zlatuje do 16:00 zamykamy biznes i każdy w swoją stronę.Chęci na jazdę nie było i dogodnego bike stroju więc bez większych zakoli kręcę na Zagórze wrzucić w siebie jakiś obiadek.
Jakiś niedosyt jazdy mnie jeszcze dopadł. W efekcie spełniwszy swój dyżur przy zlewie po 19:00 już w bike wdzianku ruszam dobić do licznika. Pomysł Pogorie dwie, przy okazji odbędzie się dalszy test nowej lampki. Wczoraj jednak krótko kręciłem po totalnych ciemnościach i dziś trzeba było uzupełnić te braki.
Już na pierwszych kilometrach niespodzianka w postaci wymiany krawężników przy stadionie Górnika. Ciekaw jestem czy nadal zostaną takie wysokie czy odpowiednio je wyprofilują by sprawnie ten odcinek pokonać. Dalej już bez problemów przez Park Hallera, kontrapas i Konopnickiej ląduję przy Molo na P3. Znajomków nie widać zresztą prawie nikogo tam nie było. Bez postoju rzut oka na licznik i zaczynam pętlę objazdową od strony cypelka skąd dalej na Piekło. W las mi się z tym napędem wtaczać nie chce to kręcę asfaltem aż pod S1 którą przecinam by przez Ujejsce dotrzeć do Wojkowic Kościelnych skąd wtaczam się na asfalt P4. Napęd nie chce współpracować co chwilę przeskakuje ale jakoś udaje się kilometry połykać. Tak na marginesie Jak to jest o wycince przy P3 bardzo głośno było ale o tym że posadzili sporą ilość nowych drzewek na Ratanicach przy barze to już nikt nie mówi. A wracając do wyciętych na P3 wydaje mi się że teraz tam jest w miarę przejrzyście, a te pojedyncze drzewa i tak się rozrosną przez co i tak będą dawały cień. Nawet to Aldi przy Pogorii też kupa hałasu bojkoty po park wytną w cień.i co Aldi stoi park się ostał i nastała cisza. ALE MNIE NASZŁO NA POLITYKĘ DOŚĆ wracamy do rowerowego dnia.
Na Ratanicach mijam dwóch bikerów ale przy lampce nie dostrzegam któż to może być i jadę dalej asfaltem wokół zbiornika aż do Piekła skąd znów nawrót na P3. Tym razem już zachodnią stroną bieżni, Pod molo chwila przerwy, analiza czasu no cóż szału nie ma dwa zbiorniki asfaltami przy już wysłużonym napędzie 1h 10 min.mi to zajęło.Pora się też już zrobiła więc zawijam na dom. Napęd coraz częściej zaczyna podnosić mi ciśnienie i w efekcie od centrum DG przełożenie optymalne 1/5 i rzeźbię powoli. Dopiero na wys Hali profil zjazdowy to w grę wszedł duży blat. Dzionek minął na pro.Szkoda tylko że nie udało się zrobić zakładanego na dwa miesiące ogarnięcia tysiąca i zostało się na 650 km.
W tym nowym lutowym grafiku weekend wypada we w środku tygodnia. No cóż taka specyfikacja pracy. Miałem się zająć od rana przydomowym robótkami, a tu telefon od klientki i chciał nie chciał trzeba było osiodłać bika i po 11:00 ruszam do roboty przygotować zlecenie wysyłkowe. Na rowerze jeszcze pozostałości błotnistych wczorajszych manewrów. Jechało się całkiem całkiem, ciepło na drogach nawet niewielki ruch, no i napęd nawet współpracował. Na Morawie zlatuje mi coś koło godziny. Korzystając z okazji robię prysznic meridianowi bo już nie mogłem patrzeć na te zabrudzenia. By nie wracać przez Borki tym razem powrót na Sc przez Stawy Hubertus, gdzie przebijam się na Naftową i jadę do Oddziału zakotwiczyć rower. Potem z buta do banku. Jak to w takiej instytucji w oczekiwaniu na swoją kolejkę zlatuje sporo czasu ale udaje się pozałatwiać w normie i spokojnie wróciłem na Dęblińską, by za półgodziny rozpocząć klubowe spotkanie.
Z nowym rokiem nowe twarze nowe pomysły, przez co CYKLOZA się rozrasta i prężnie rozwija.
Na rozmowach i rozważaniach zlatuje do 18:00. Z uwagi, że jutro dzień roboczy towarzystwo szybko się rozeszło, uporawszy się z papierologią zamykamy z Limitem lokal i ruszamy na kwaterunek. Chodziło mi po głowie jeszcze dokręcić i odholować Limita pod Czeladź ale ssanie mi się włączyło i wybrałem wariant optymalnego powrotu pod dom korzystając z pseudo odcinków ścieżki rowerowej ciągnącej się od Ronda Gierka przez Narutowicza, Kombajnistów do Parku na Środuli. Jeszcze szczytem przez stok narciarski i ląduję na Zagórzu.
Nie wiem od czego to zależne ale po błotnej wczorajszej przeprawie i dzisiejszym prysznicu nawet na przedniej dwójce chodź już ścioranej łańcuch nie przeskakiwał tak intensywnie jak to miało miejsce w zeszłym tygodniu.
Cały dzień jakiś taki niemrawy pada więc plany dłuższego kręcenia odpadły. Cały dzień praktycznie zleciał na byczeniu się w domku, dopiero po Teleekspresie 3 km spacerkiem ruszam zaklepać tacie termin badań. Asfalty powoli schną na icmie też wygląda na to że na reszta wieczoru zapowiada się sucha więc wreszcie po 20:00 wdziewam rowerowe wdzianko i ruszam trochę pokręcić. Bez kombinacji standard czyli kierunek P3, rundka dookoła i powrót przez Zieloną. Może i bym więcej ukręcił ale coraz częściej przeskakujący łańcuch strasznie mnie irytuje i poprzestałem na DG.
Hmm za oknem wiosenny zaczyna się dzień a tu na głowie jeszcze parę spraw i do końca nie da się w 100% wykorzystać aury i zapuścić się 2 kółkami gdzieś dalej w plener. Nawet motocykliści widząc suchą asfaltową nawierzchnię pokazali się na drogach.
Sobota minęła generalnie na przysłowiowym zwiedzaniu zagłębiowskich galerii handlowych. Na początek 4 kółkami po większy zakup do Pogorii. Potem obiadek i wreszcie wskakuję w rowerowe wdzianko i ruszam na kolejne centra handlu poszukać buciszów. I tak po kolei na Pekin pobrać trochę zielonych na jutrzejszą pieszą wyprawę w góry cel Wielka Racza, Plejada niestety niczego dla siebie nie znajduję to za kurs przybrałem Auchan ale też nic więc kolejny DK gdzie trekkingi zakupuję. Na polu zdążyło już się ściemnić a na liczniku dopiero 7 km :(
Przygotowany w homologację ruszam dokręcić trochę kilometrów. Trasa objazdowa z Decathlona kierunek Będzin, gdzie testuję nowopowstały odcinek drogi łączący Ksawerę i Mydlice z Sokolską. Następnie z Mydlic pod Stację PKP i dalej przez Zieloną docieram na P4. Asfaltem na Piekło, nawrót i na bieżnię P3. Chwila przerwy na molo ale nikogo znajomego nie widać to kierunek Zagórze.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym