Wpisy archiwalne w kategorii

rekreacja

Dystans całkowity:28646.00 km (w terenie 3389.00 km; 11.83%)
Czas w ruchu:1564:41
Średnia prędkość:18.29 km/h
Maksymalna prędkość:63.70 km/h
Liczba aktywności:651
Średnio na aktywność:44.00 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Lutowo-marcowe spotkanie klubowe z nutką białego puchu

Wtorek, 1 marca 2016 · Komentarze(0)
Od rana jak się tylko głowa obudziła wziąłem się za rozliczanie pitów. Czas tak błogo zleciał, że nim się oglądam wybija 15:30. Za oknem widzę snieżek z deszczem sypie. Rozważam czy sobie odpuścić rower. Choroba zwyciężyła i dosiadam Meridiana nie zważywszy na aurę.

Nim ruszam na spotkanie, wpadam na chwilę do przychodni załatwić zaświadczenie od lekarki co by mieć drobną zniżkę na patrzałki. Jak to stwierdziła, ma dziś pacjentów i od ręki nie jest w stanie mi tego zrobić. Czekać już więcej nie mam zamiaru z ironią mówię do widzenia i śmigam do śródmieścia na spotkanie klubowe. Nie jedzie się źle, ale dobrze też nie do końca. Po dotarciu na miejsce zastaję czekających Limita i drugiego "chorego" rowerzystę Artura. Niebawem zjawia się reszta ferajny. Sprawy klubowe, koszulki, kamizelki, jest trochę do omawiania. 19:00 wybija pora kończyć pogawędki. Zmotoryzowani przodem, a ja na koło i przed siebie powrót na Zagórze.

Przelotowo

Piątek, 26 lutego 2016 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Od rana zakręcony dzień. Mam trochę do załatwienia, pogoda w miarę to nie będę się katował busami i dosiadam Meridiana.

Na początek po 8:00 ruszam na firmę załatwić raty dla mojego klienta. Potem na salon, podrzucić jeden papierek, przy okazji sprawdzam, czy u mojej pani w pracy jestem potrzebny. Nie ma zajęcia dla mnie w tył zwrot i zawijam do PTTK. Dostaję cynk, że kamizelki klubowe są już do odbioru, więc wyciągam fundusz klubowy i zawijam do domu po sakwę, po czym nawrót i melduję się w agencji reklamy w celu odbioru zamówienia.

Z pakunkiem znów do Oddziału. Towar zostawiam w bezpiecznym miejscu i zakosami sunę na kwadrat.

Zbijanie kalorii

Wtorek, 9 lutego 2016 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Z racji, że dziś telewizja śniadaniowa poinformowała o tym, że dziś przypada Międzynarodowy Dzień Pizzy, postanowiłem z moją połowicą w ramach śledzika ostatkowego uczcić ten dzionek i wieczorkiem skonsumować ten okrągły przysmak wielu ludzi.

Aby zrobić nieco miejsca w bezdennym piecu - żołądku, od rana ukręciłem trochu kilometrów spalając na zapas kalorie.

Na początek zacząłem od przemieszczenia się do Szpitala Górniczego ustalić termin na badania. Bestia wietrzysko starał się usilnie uprzykrzać jazdę, ale się nie dawałem.

Kolejny punkt to PTTK. Z Górniczego kieruję się na Pogoń, skąd prosto do Śródmieścia i na Dęblińską. Zakupuję kolejne znaczki ubezpieczeniowe, po czym przebijając się przez Dańdówkę wracam do Zagórza w celu dogadania szczegółów zamówienia w agencji reklamy. 

Jest chwila przed 15:00. Przedostaję się pod fabrykę Limita w celu jego przejęcia. Czekam na niego niecały kwadrans akademicki. 
Wspólnie turlamy się przez Zagórze do Dąbrowy i dalej do Preczowa obgadując po drodze sprawy klubowe.

Przy OSP Przeczów się żegnamy i każdy w swoją stronę. Mając jeszcze trochę czasu z Preczowa docieram na Marianki i czynię jeszcze zagięcie do domu objeżdżając jeszcze P4 i połowę P3. 

Coś formy brakuje, albo inny czynnik sprawia, że po pokonaniu 50 km jakoś mi bateria siada i jazda idzie opornie. Może ten wiatr dał do wiwatu.  

Z trójki już bez kombinowania prosto pod PKZ w Dąbrowie, szczytem przez Park Hallera i zjazd do Zagórza.

Nocne wojaże

Niedziela, 7 lutego 2016 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Niedzielny dzień spędzony, głównie na chilloutcie i uzupełnieniu sił.
Dopiero po 17:00 zbieram się w sobie i postanawiam nieco pokręcić po okolicy. 
Większego planu nie miałem i padło na spontan.
Z Zagórza udałem się w kierunku Niwki. W końcu droga się skończyła i miałem do wyboru, albo Jaworzno, albo Mysłowice. Padło na to drugie. Z Mysłowicach udaję się pod Giełdę, skąd powrót do macierzy. Kręcę się trochę po Centrum. Miałem jeszcze odbić na Rawę odebrać panią z pracy i nawet udałem się w tamtym kierunku. W ostatniej chwili zaskoczyło mi, że przecież niedziela i nie mam już po co tam jechać. Namierzam Martynę, gdzie się znajduje. Jedzie już D i znajduje się na Piastowie. Zwrot i sparing z busem, kto pierwszy na Zagórzu. Przez to chłodne powietrze o minutę przegrałem.


Nadprogramowe spotkanie klubowe

Sobota, 6 lutego 2016 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Dzień wolny po powrocie z BUDMY - Targów budowlanych w Poznaniu, miałem zacząć od pieszo-rowerowego przejścia trasy Rajdu Powstania Styczniowego, ale zmęczenie podróżą zrobiło swoje i poduszka wygrała przytrzymując mnie dłużej w pozycji poziomej.

Dopiero w godzinach około południowych udaje się złapać pion. Do spotkania w PTTK-u jakieś trzy godziny ogarniam się trochę, lekki obiadek na szybko i po 14:00 uruchamiam Meridiana i ruszam na Dęblińską. Na miejscu jestem chwilę przed 15:00. Za raz za mną stawia się większość załogi.

Krzysiek czuwa nad ferajną i daje do przymiarki rozmiarówki koszulek, a ja w międzyczasie przyjmuję deklaracje członkostwa od nowych klubowiczów i dłubię w papierologii.

Że sobota i spotkanie wyłącznie związane z pomiarami, toteż zaraz towarzysze się rozchodzą. Zamykam Oddział i wspólnie z Limitem kręcimy do Kato na Rawę z rozmiarówkami, by się Prezesowa przymierzyła. W tył zwrot i powrót do Sosnowca oddać Krzyśkowi koszulki.

Czasu jeszcze trochę mam to postanawiam Limita odeskortować do Psar. Jedziemy przez Pogoń do Będzina. Dalej wspinaczka do Grodźca, zjazd do Wojkowic i trochę zawijasów po włościach Psarowskich, by dotrzeć na Graniczną, gdzie się rozdzielamy.

Temperatura spadała do 1 stopnia na plusie. Turlam się powoli w kierunku Sarnowa. Do świateł z DK 86 jakoś strasznie mi się dłuży. Lekki podjazd, a jazda idzie dość opornie, do tego czuję, że się wychładzam, szczególnie stopy. Na zjeździe do Preczowa trochę siły wracają i sprawnie docieram na P4. Potem przeskok przez tory na P3 i prosto do Dąbrowy, skąd już zjazd do Zagórza.

Gdyby nie chłód na stopy to kręciło by się całkiem całkiem.

Nadszedł luty, czyli zabiegania ciąg dalszy

Wtorek, 2 lutego 2016 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
Wiatr kolejny dzień nie chce współpracować. Warunki termiczne nawet znośne, ale ten wmordewind ehh.

Dziś trochę rekreacyjnej jazdy załatwianiowej. Na początek, koło południa jadę na bazę podrzucić ewidencję czasu pracy, a w zamian odbieram PIT-a i biorę zaliczkę od Bossa na IC do Poznania.

Długo nie przesiaduję na firmie, odwracam się na pięcie i sunę do Centrum Sosnowca, gdzie kupuję bilet na cug po czym na chwil parę wpadam do PTTK-u, skąd już prosto do domu.

Przebierka i z buta na Mec do Okulisty - diagnoza będziesz Prezes musiał nosić patrzałki :D.
Wieczorem pakowanko, a potem sru do Poznania. 

Pierwsze rowerowe podrygi A.D. 2016

Czwartek, 7 stycznia 2016 · Komentarze(0)
Długo się zbierałem, by uruchomić Meridiana w nowym roku.

Dziś, że temperatura oscylowała w granicy - 1 stopnia, wokoło trochę białego puchu i było coś do załatwienia stwierdziłem, że nie odpuszczam.

Po doborze odpowiedniego zestawu odzienia punkt 10:00 jadę do Rawy podrzucić telefon salonowy, gdyż świąteczne zastępstwa mi się skończyły, a dziwnym zbiegiem okoliczności zabrałem go do domu. Główne drogi przejezdne, ale mokre i trochę syfu ulicznego na mej twarzoczaszce się znalazło. Na bocznicach biały puszek też nie utrudniał jakoś jazdy. Docieram na miejsce po jakiś 40 minutach, czyli norma. Zostawiam co nie moje, dłuższa przerwa na kawkę, po czym zostaję uprowadzony przez współpracowników i przetransportowany busem zostaję na Morawę, gdzie przyszło mi się spakować na weekendowe targi w Rzeszowie.

Nim się oglądam, a 15:00 wybiła. Auto spakowane na wyjazd, to ja też robię wyjazd i ruszam się jeszcze nieco poszwendać po bezdrożach.

Z Morawy, terenem przebijam się na Stawiki, gdzie wskakuję na szlak czerwony i podążam nim, aż do ul. Mikołajczyka. Przeskok skrótem, koło oświetleniowców czyt. zakładów WATTa i wpadam na szlak zielony, którym to jadę aż do Porąbki. Zwrot na Lenartowicza i turlam się pod sosnowiecki PKM. Miałem już ciąć asfaltem do domu, ale zaczęło tak klimatycznie sypać drobnym śniegiem, że postanowiłem jeszcze zagiąć i zamiast na Szymanowskiego odbijam na Zalane, skąd wjazd do Lasku Zagórskiego i już prosto na kwadrat. Gdyby, nie mrok i kilka sprawunków do zrobienia pewnie bym się jeszcze gdzieś poturlał, a tak przerwa do poniedziałku.

BZIUM PO ŚNIEGU


JEDEN Z KOCHBUNKRÓW NA ZIELONYM SZLAKU I TO W OTOCZENIU OKOPÓW

NA SZLAKU MOŻNA SPOTKAĆ KUNIA I TO NIE JEDNEGO

Z końcem roku pogorie cztery

Czwartek, 31 grudnia 2015 · Komentarze(1)
Kategoria rekreacja
W sumie to mi się jednak zachciało po raz ostatni w tym roku rower uruchomić. Co za tym idzie dzisiejszym wpisem zakończy się cały tegoroczny zakręcony rok.

Nie mogłem pozwolić, żeby ostatni wpis był związany z komunikacyjnym przemieszczaniem się do pracy. Warunki termiczne okazały się na tyle znośne, że jak ogarnąłem porządki w domostwie, a moja połowica zaczęła się pindrzyć przed wieczornym balem sylwestrowym w Old Central Pubie postanowiłem sobie nieco popołudnie umilić.

Chwilę po 13:00 przybieram rowerowe wdzianko, mam max 3 godziny jazdy, więc długo się na zastanawiając przybieram kierunek Dąbrowa Górnicza. Szybki przelot pod molo i zaczynam slalom po dąbrowskim pojezierzu.

Spod mola kręcę po bieżni na Piekło, tam przeskok na P4. Na początek objazd asfaltem pod Wojkowice Kościelne, zjeżdżam na teren, a tuż przede mnie wskakuje jeden z nielicznych cyklistów spotkanych na trasie. Tempo ma dobre, to się próbuję niego trzymać.
Na Ujejscu jednak każdy kręci w swoją stronę. Podążam dalej pokonując pętlę wokół czwórki. Powrót na Piekło i zwrot tym razem na objazd najstarszej. Potem dwójka i powrót na bieżnię. Słońce powoli się chowa i odczuwam powoli tą minusową temperaturę. 

Zawijam na koniec na Zieloną skąd już do centrum DG i zjazd do Zagórza. Na powrocie licznik pokazuje 3 na minusie. Dobrze, że nie wiało przez co przyjemnie się kręciło ostatni raz w tym roku.

Co do podsumowania sezonu.
Nie jest źle, rok minął głównie na przejazdach komunikacyjnych w miarę możliwości nieco zaginanych na powrotach. Do tego dwa kilku dniowe wypady. W duecie. Jeden z moją Martynką w rejony, które już mi jakiś czas temu chodziły po głowie czyli Świętokrzyskie i trochę Lubelszczyzny, a drugi to cykliczny wypad w Polskę - z Limitem objazd Woj. Śląskiego. Nawet się załapałem na kilka wyjazdów z klubu.
Udało się zdobyć kolejne odznaki KOT. Także, źle go nie wspominam. Pora licznik kasować i od jutra na nowo robić to co sprawia najwięcej przyjemności. Co przyniesie kolejny rok się zobaczy. Banan na twarz i przed siebie, a wszystko się uda.

Do siego roku wszystkim.


Prawie 30 tys km przebiegu i dalej do przodu.


Ptaki już imprezują na molo.

 

Ot taka pętelka.

Piątek, 18 grudnia 2015 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
Dziś dzień wolnego więc nie spieszę się ze wstawaniem.

Nadrabianie wpisu na bs, ogłoszenia na Cyklozie odnośnie spotkania wigilijnego i tak zlatuje do południa. 
Wrzucam coś na ruszt w ramach drugiego śniadania i po 13:00 odpalam Meridiana.

Głównym celem na dziś było odebranie zweryfikowanej książeczki Bartka. Ustawiam azymut na Jaworzno i w drogę.
Przelot przez Szymanowskiego, Porąbkę, Juliusz i terenem nieco się ubłacając wylatuję na końcu Maczek. Wjazd na Górę Piachu, Geosfera i po 45 minutach jestem na centrum. Ruch spory na drodze. Przebijam się między autami do siedziby jaworznickiego PTTK-u.
Tuż przed skrzyżowaniem Grunwaldzkiej i Matejki załącza mi się żółte światło i rzutem na taśmę uniemożliwiam jednemu narwanemu kierownikowi wjazd na pasy w grupę ok 10 przechodniów, kiedy pozostali kierowcy w tym ja stoimy i czekamy. Skończyło się na gwałtownym hamowaniu, kupie strachu ze strony pieszych i interwencji stróżów prawa, którzy narwanego kierowcę wzięli na bok.

Czy dostał mandat, czy pouczenie nie wiem bo pojechałem dalej załatwiać swoje. Odbieram książeczkę i myślę co dalej czynić.
Dnia jeszcze zostało więc korzystam ze sprzyjającej aury i kręcę sobie dalej do Imielina. Nawet żwawo mi to poszło, ale na miejscu potrzebowałem paliwa. Zjazd do biedry - baton, jogurt + 3 drożdżówki. Paliwo uzupełnione. Zrobiła się szarówka i zamiast dalej na Lędziny, kieruję się w kierunku mysłowickich Kosztów.

Akurat godziny popołudniowego szczytu sprawiają, że na tym odcinku musiałem dość zapobiegawczo jechać. I tak mimo ostrożnej jazdy trafił się jeden narwany tirowiec, przez którego musiałem asekuracyjne uciec z asfaltu niemalże zaliczając wywrotkę. Całe szczęście opanowałem rower i skończyło się tylko na nerwach.

Jazda od Kosztów do Śródmieścia to slalom między sznurkiem aut i co chwilowe stanie na światłach. Dopiero jak w śródmieściu odbiłem w kierunku giełdy dopiero można było spokojnie jechać.
  
W między czasie dzwoni Grzesiek, bym zakręcił do naszego Oddziału. Za giełdą odbijam na Naftową i na godzinę dokuję się PTTKu, gdzie wspólnymi siłami w trzech naprawiliśmy cieknący zlew.

Niedosyt jeszcze mam to po robocie odprowadzam Grześka na busa, a sam przemieszczam się na Pogoń, gdzie wskakuję na ścieżkę, którą to dociągam do Parku Zielona.

Zaczyna popadywać - ICM nie kłamał. Z Zielonej już prosto kieruję się na kwadrat. Powierzchowne czyszczenie pojazdu z nadmiernej ilości błotka po czym już na kwaterunek.