Lutowo-marcowe spotkanie klubowe z nutką białego puchu
Wtorek, 1 marca 2016
· Komentarze(0)
Kategoria rekreacja, zimowe podrygi
Od rana jak się tylko głowa obudziła wziąłem się za rozliczanie pitów. Czas tak błogo zleciał, że nim się oglądam wybija 15:30. Za oknem widzę snieżek z deszczem sypie. Rozważam czy sobie odpuścić rower. Choroba zwyciężyła i dosiadam Meridiana nie zważywszy na aurę.
Nim ruszam na spotkanie, wpadam na chwilę do przychodni załatwić zaświadczenie od lekarki co by mieć drobną zniżkę na patrzałki. Jak to stwierdziła, ma dziś pacjentów i od ręki nie jest w stanie mi tego zrobić. Czekać już więcej nie mam zamiaru z ironią mówię do widzenia i śmigam do śródmieścia na spotkanie klubowe. Nie jedzie się źle, ale dobrze też nie do końca. Po dotarciu na miejsce zastaję czekających Limita i drugiego "chorego" rowerzystę Artura. Niebawem zjawia się reszta ferajny. Sprawy klubowe, koszulki, kamizelki, jest trochę do omawiania. 19:00 wybija pora kończyć pogawędki. Zmotoryzowani przodem, a ja na koło i przed siebie powrót na Zagórze.
Nim ruszam na spotkanie, wpadam na chwilę do przychodni załatwić zaświadczenie od lekarki co by mieć drobną zniżkę na patrzałki. Jak to stwierdziła, ma dziś pacjentów i od ręki nie jest w stanie mi tego zrobić. Czekać już więcej nie mam zamiaru z ironią mówię do widzenia i śmigam do śródmieścia na spotkanie klubowe. Nie jedzie się źle, ale dobrze też nie do końca. Po dotarciu na miejsce zastaję czekających Limita i drugiego "chorego" rowerzystę Artura. Niebawem zjawia się reszta ferajny. Sprawy klubowe, koszulki, kamizelki, jest trochę do omawiania. 19:00 wybija pora kończyć pogawędki. Zmotoryzowani przodem, a ja na koło i przed siebie powrót na Zagórze.