Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczki

Dystans całkowity:20236.00 km (w terenie 3132.00 km; 15.48%)
Czas w ruchu:1083:21
Średnia prędkość:18.68 km/h
Maksymalna prędkość:70.50 km/h
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:103.24 km i 5h 31m
Więcej statystyk

9 Ogólnopolska Pielgrzymka Rowerzystów Jasna Góra - 4k km przekroczone

Sobota, 12 lipca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Piątkowa rozgrzewka w wietrze po okolicy i późny powrót na kwaterę sprawia, że rano bardzo opornie się wstawało. Organizm domaga się snu, a tu po 4 godz. snu trzeba było się ogarnąć i w drogę. Dobrze, że wszystko uszykowane zaraz jak wczoraj wróciłem.

Budzik 4:30 co by na spokojnie się wyszykować, ale nie było tak słodko budzik zamilkł i się błogo jeszcze na półgodz. odleciało. W radio spiker zapodaje kwadrans po piątej. Dopiero dotarło do mnie, która godzina. Kanapki na drogę bo na śniadanie za późno. Na czasomierzu 5:26 dobrze, że miejsce zbiórki niemal pod moją kwaterą, także udaje mi się na czas dotrzeć.

Pod Dorjanem już czekają Waldi, Darek, Paweł, Maciek, Andrzej i jeszcze jeden uczestnik (na cienkim kole). Chwilę czekamy na nieoczekiwanych oraz tych co jak ja mieli problemy z poranną pobudką. Docierają wreszcie drugi Ja i Adi. No to ruszamy przy Expo jeszcze zgarniamy Pana_P i mamy komplet.

Na początek Zielona i P4. Chłopaki sceptycznie obserwują zachmurzone ołowianymi chmurami niebo. Ale czym kilometrów przybywa sceptycyzm ustaje. Zwartym szykiem i z przyzwoitą średnią zmierzamy do Siewierza. Krótki popas i azymut Myszków. Warunki pogodowe nie najgorsze. Myszków odhaczony pora na Poraj i planowo nieco dłuższy odpoczynek śniadaniowy. 

Zregenerowani no to dalej rozpędzam pociąg co by się znów organizmy zagrzały i tak jadąc na szpicy prowadzę peleton do Poczesnej. 

Żeby wycieczka była udana przegapiam jeden zjazd i zamiast na Korwinów wylatujemy na "jedynkę". [PUNKT PIERWSZY "UDANEJ WYCIECZKI" - błądzenie zaliczony], spoglądam na mapę i współpracując z garminem Adriana wracamy na właściwy szlak. Fragment terenem przez łąki i wylatujemy w Częstochowie. Dalsza część drogi to przebijanie się przez miasto, aby dotrzeć pod Katedrę.

Wreszcie docieramy do punktu zbiorczego, wjeżdżając zaraz za grupą pielgrzymów z Chełma, zdecydowanie liczniejszą od naszej, którzy już 6 dzień są w trasie. Na miejscu są też inni uczestnicy z różnych części Polski m. in.: Siedle, Opole, Ostrów Wielkopolski, Piaseczno, Radom i Zwoleń, koledzy z miast sąsiadujący z nami Tychy, Katowice, Gliwice, Racibórz, Myszków. Ogólnie przeszło 1100 rowerowych pielgrzymów.

11:00 wybija przedstawienie poszczególnych grup, błogosławieństwo Biskupa i po godzinie formujemy jeden wielki peleton i jedziemy Aleją NMP prosto na Szczyt Jasnogórski eskortowani przez funkcjonariuszy Policji. Muszę przyznać, że dziś stanęli na wysokości zadania i każda droga przecinająca Aleję była odpowiednio zabezpieczona.

Msza na Szczycie była dużym plusem bo nie trzeba było jak to drzewiej bywało przepychać się między pieszymi pątnikami aby dostać się do Kaplicy Cudownego Obrazu. 

Obrzędy mety 9 Ogólnopolskiej Pielgrzymki Rowerowej na Jasną Górę dobiegły końca. W międzyczasie aura przekręciła się o 180 stopni. Z chłodnej, puchmurnej aury się wypogodziło i od razu słupek rtęci podskoczył na + 20.

Pora się zbierać czekamy na wszystkich i lecimy na pizzę do Nierady. Zmęczenie robi swoje i tuż przez popołudniowym popasem łapie mnie drobny kryzys. Chłopaki polecieli przodem, a ja chwilę na pobocze 5 minut na wyrównanie ciśnienia po czym odpalam rezerwę i dociągam do reszty. 

Posileni jeszcze do sklepu i dalej w drogę. Do Rudnika towarzyszą nam koledzy z Tarnowskich Gór. Po czym drogi nam się rozjeżdżają my na Woźniki, a kompani azymut Miasteczko Śląskie.

Na trzech garbach przed podjazdem do Woźnik, Maciek dokłada 3 grosze od siebie do punków udanej wycieczki łamiąc hak tylej przerzutki. [PUNKT DRUGI - awaria]. Klątwa Bik Milka chyba się na nim uwzięła na ostatniej wycieczkę 4 pany teraz to. Zdzwaniam się z chłopakami, aby się wrócił do mnie i Maćka jeden z rozkuwaczem. Z 29-era robimy singla skracając do jednego przełożenia. Kontynuacja jazdy możliwa to dołączamy do reszty składu, która w oczekiwaniu na nas zaczaiła się na kolumnę weselną. Udało się skorelować wszytko w jednym momencie wtaczamy się z Maciejem na podjazd, a zaraz za nami jadą państwo młodzi. Chłopaki już wiedzieli co robić. Są weselnicy to i musiała być spontaniczna brama. Ruch wstrzymany w obu kierunkach :D. Myto pobrane zdrowie Pary Młodej. Orszak weselny puszczamy, a my dalej kierunek Cynków. Mamy szosę na pokładzie to zamiast jechać na Zendek, kręcimy dalej na Winowno i tam dopiero wjazd do lasu. Przez Brudzowice przemykamy do Zadzienia, skąd już na Boguchwałowice, Przeczyce do Wojkowic Kościelnych i Powrót na P4.

Na Mariankach ekipa nam się rozjeżdża czyli finisz wypadu. Czas na after. Kto został przenosimy się na P3 po czym do Żółwia wznieść toasta za Młodych spotkanych po drodze co by im się dobrze wiodło. 

Dnia ucieka robi się ciemnawo, a do mnie powoli dociera, że jutro jednak do roboty. Jak już dotarło to wybiła północ. Zbieram się na kwaterę i w kimę.

Na przeciw Limitowi

Poniedziałek, 7 lipca 2014 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczki
Na dzisiejszy poniedziałkowy dzionek zakładam trip na Węgierską Górkę odwiedzić brata na obozie, ale dziś zaplanowaną mieli jakąś wycieczkę to odpuściłem. By nie stracić dogodnego dnia do jazdy wczoraj zdzwaniam się z Limitem, że wyjadę na przeciw jak będzie wracał z Dęblina. Rano jeszcze potwierdza trasę jaką będzie jechał.

Ogarniam się pakowanie i praktycznie w samo południe przybieram kurs na Pilicę. Zapuszczam nutę i w drogę. Na Zielonej fali przecinam Dąbrowę, zwrot na Tworzeń i próba łącznościowa z Kosmą, niestety ma inne plany, mijam KOSMOdom i tnę dalej na Niegowonice, gdzie zmówiłem się z Magdą na wspólny trip. Już w duecie podjazd  na Kromołowiec i heja na Ogrodzieniec.

W Ogrodzieńcu pitstop i wymiana serwisowa dętki w biku Magdy. Awaria naprawiona, nie ma co lecim dalej, Podzamcze przelatujemy i jednym haustem do Pilicy. Pani korzysta z usług fryzjerskich, a ja w między czasie relaksuję się w oczekiwaniu na Limita. Mamy jeszcze czasu, hyc po lodzie i kręcimy nad wodę, gdzie sędzamy resztę czasu w oczekiwaniu na dalekodystansowca.

Ekipa się powiększa, wszyscy w komplecie zasiadamy na Pizzę. Posileni w tył zwrot i kierunek dom.

Na rozgrzewkę podjazd potem drugi, następny w Podzamczu, nawet jakoś się je sprawnie pokonało. Następnie zjazd do Rokitna i do Łaz przejąć koleżankę Anetę. W czwórkę przez Chruszczobród i Wojkowice docieramy na P4. Na Ratanicach dołącza Patyk. Po Radlerku i przenosimy się do zółwia. Na Mariankach odbija Limit do siebie, a wesoła kompania na P3, gdzie pod molo spotykamy Domina, który potem dołącza do nas i razem na zakończenie tego upalnego  dnia degustujemy trunki wznosząc toast za dzisijsego solenizanta.

Dzień spędzony odpowiednio, żeby nie pzeciągać bo jutro niektórzy jednak robią - mi akurat wolne wypadło,  trochę odprowadzania i każdy w swoją stronę.

Urodzin prezesa dzień drugi - Wycieczka do Śląskiego Ogrodu Botanicznego

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Ćwiatrka już zaczęta w piątek przez co na sobotnią urodzinową ustawkę proces wstawania był ciężki i dopiero wybywam z domu na 5 minut przed startem. Okazuje się, że nieliczni  pewnych przyczyn musieli odpuścić, a inni typu Limit i Pan_P też startują z poślizgiem. Tego drugiego udaje mi się dogonić przy Skarbówce. Docieramy pod fontannę jeszcze na granicy kwadransu studenckiego. Maciek, Adrian, Stasiek, Domino i dwójka znajomych Maćka. Czekamy jeszcze chwilę po czym ruszamy na Muchowiec. Docierając na Stawiki oddzwania Limit, że dopiero dotarł na Dęblińską i nas nie ma, czekamy na niego i już w  komplecie ruszamy dalej. 

Mamy opuźnienie więc najkrótszą drogą przez Szopki i Nikisz docieramy na D3S, pod wypożyczalnię rowerów, skąd wystartujemy na wycieczkę organizowaną przez Marcina . Jeszcze chwila od startu. Wpisujemy się na listę i reanimujemy rower Maćka który zdążył złapać kapcia i do tego w drodze z Dęblińskiej zaliczył na szczęście nieroźny upadek.

Uporawszy się z problemem w końcu ruszamy mniej mi znaną trasą do Mikołowa, a konkretniej do Ogrodu Botanicznego na Sroczej Górze.

Nie za szybkim ale płynnym tempie prowadzeni przez Marcina przemierzamy kilometry. Czasem udaje się lekko trasę zamotać przez co zrobiła się ciekawsza i kolejny punkt "udanej" wycieczki był zaliczony. Wreszcie docieramy na Sroczą Górę. Po półgodzinnej przerwie ruszamy w drogę powrotną bez mała podobną którą przyjechalismy. Na półmetku drogi powrotnej czekam na Limita jak nakarmi swego Garmina, a grupa nam ucieka. Wrzucamy duże blaty ale pogoń się nie udała bo teraz my się motamy i robimy pętlę wracając niemalże do punktu wyjścia skąd zaczeliśmy pościg. Nie pozostało nic innego jak wziąć telefon i się zgadać na jakiś wspólny punkt którym został Ochojec. Namiar na Garmina i za kreską zmierzamy do umówionego miejsca. Okazuje się, że udaje nam być pierwszymi bo Maciek znów złapał panę i pauzowali. Przerwa na ICE-a i w dwójkę jedziemy na Dolinkę Ślepiotki na rekonstrukcję walk zczasów wojennycch. Niebawem dołączają do nas uczestnicy eskapady. 

Po inscenizacji żegnamy się z prowadzącym i w naszym TEAMie ruszamy w drogę powrotną. Ledwo ruszamy, a tu Maciek informuje, że złapał panę po raz trzeci. Jakieś fatum. Po kolejnej operacji już bez problemów przedostajemy się na Stawiki.
Pożegnania z jednymi, po czym jadę z Adim na Zagórze, a pozostali kierunek działka u Waldego. 

Pobieram z mieszkania małe co nieco i dołączamy do ekipy. Jak na złość Kocur wykrakał i dopadł nas deszcz. Ale na tyle było ciepło, że momentanie potem ciuchy wyschły.

Stówka ukręcona można dalej biesiadować, a biesiadowało się długo.  Gospodarz jednak jutro do pracy na rano więc trzeba było zakończyć jamprezę i zmienić lakal. Kto musiał to wracał, a Ja z Adim i Rysiem ruszamy na Hubertusa podęsić trochę pod chmurką.
Jednak warunki były niesprzyjające. Wejście na teren płatne 15 zeta i na koncert Cleo trzeba było za długo czekać. Poza tym jednak zmęczenie dniem daje się we znaki. Opuszczamy mysłowicki zbiornik po czym niedaleko Giełdy żegnamy się z Ryskiem, który pognał na K-ce, a my z Adim zwrot na S-c. Przy Sielcu i my się rozdzielamy i samotnie zmierzam na kwaterę, zachaczając o stok na Sroduli oglądając ostatnie minuty spotkania Kolumbi z Urugwajem. 2-0. Bike na kwaterę i lulu.

Trip do granicy czyli dwusetka po raz drugi

Wtorek, 17 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Kategoria wycieczki
Czyba pierwszy w tym roku dzień w 100% spędzony na rowerze i do tego nowa dystansowo życiówka. Pierwsza dwusetka, a za razem życiówka miała miejsce podczas zeszłorocznego maratonu Arcelor Mittal. 

Wszystie zmienne wpływające na to czy się pomysł wyjazdu na przeciw klubowiczom wyszły na plus. Pierwsze dzień - wtorek to jakdla mnie sobota więc wolne, pogoda zamówiona meridian sprawny na nowych laćkach i prawie bezwietrzny dzień.

Pobudka o 5:00, sześć godzin snu ale wystarczyło. Prysznic na przebudzenie, delikatne śniadanie i szykowanko do drogi. 
Start parę minut po 6:00 zestaw na długo bo jak na razie tylko +11. Z godziny na godzinę stopniowo jednak celciusz szedł w górę.

Do centrum DG na średnich młykach by się rozgrzać. Praktycznie na zielonej fali docieram do P3 duży blat, rmf w uszach i poszedł. Z bieżni na Piekło, Antoniów, Trzebiesławice i prosta na Siewierz. 

7:00 pitstop przy Zamku 5minut przerwy i lecim wojewódzką do Myszkowa. Zwrot na Postęp, gdzie melduję się o 8:00. Jedzie się świetnie - średnia 24,5 km/h. Postęp zdobyty to z postępem podpinam się za Case-em i tak trzymając się za nim ląduję w Poraju.

Niestety koparka w końcu odbija w boczną drogę i się skończyła bezoporowa jazda. 

Czas dobry korzystając z przystanku robię dłuższą przerwę na uzupełnienie kalorii, łączenie z Maćkiem, czy już wstali i jaki mają pomysł na trasę powrotą abym wiedział jaki azymut przybrać. Ciepło te zaczyna się robić to i przy okazji przebierka na krótki ciuch, spoglądam na mapę jakoby tu jechać - ustalone to w drogę.

Dochodzi 9:00 opuszczam Poraj i za mapą kierunek na Choroń, gdzie wpadam na czarny szlak omijac Biskupice. Szlak gdzieś odbija, a ja na Olsztyn. Znów łączność z klubowiczami - za moją podpowiedzią kierują się z noclegu w Kleszczowie do Radomska, na to ja przybieram kurs na nie zwiedzony jeszcze przeze mnie Mstów. Pod klasztorem coś w granicach 10:00. Kolejna dłuższa półgodzinna przerwa na zwiedzanie i wszamanie po czym ruszam na KONIN :D, skąd docieram do krajowej 91. 

Kontakt z Maćkiem, co by daleej ruszyli z Radomska 91-ką do Kłomnic, tam się powinieniem ich przejąć. 11:00 wybija, Kłomnice przeleciałem nie ma ich to ruszam dalej w kierunku Radomska. Jadę, ich nie widać wreszcie dosłownie nie planując tego zjeżdżamy się na granicy Województwa Śląskiego i Łódzkiego. Pierwsze 100 km wykręcone ze średnią 23,5 z czego 98%asfaltem.

Szampan zdążył po drodze wyparować to zostało mi tylko pogratulować trasy Limitowi, Maćkowi i Pawłowi, a wczoraj Krzyśkowi. Foto  przy tablicy graniczej przejmuję chłopaków i prowadzę spokojniejszymi drogami w kierunku domu.

Opuszamy krajówkę i kierujemy się na Garnek, tempo nie słabnie cały czas 25 do 30km/h. Z Garnka na Świętą Annę, pitstop na pieczątkowe potwierdzenie uzupełnienie płynów i wskakujemy na Wojewódzką 793 ruch mimo tygodnia znikomy to się pewnie jedzie. I tak po kolei Przyrów, Janów, Złoty Potok tutaj znów krótka przerwa, odcinek pagórkowaty rejonu ruin zamku Ostrężnik i zjazd do Żarek na obiadowanie. Posileni ruszamy przez Myszków do Siewierza, gdzie dołączamy do Limita, który jakoś się tak rozbujał, że tam się stołował.

Już w komplecie ruszamy dalej krążąc ku P4. Po drodze zgarniamy Marka z dwoma swoimi pociechami jadącgo w naszym kierunku i parkujemy na Ratanicach pojąc się radlerkami.

Dzień zbliża się ku końcowi na blacie już 196 km czyli nieplanowa dwusetka będzie zrealizowana. Na Mariankach żegamy się zLimitem, a ja ruszam odprowadzić resztę załogi. Wałami docieramy do Będzina, skąd dalej wzdłuż Przemszy na Sosnowiec. Z Maćkiem cześć pod samą klatką. Chwila jeszcze oddechu i z Pawłem brniemy na Naftową. My z kolei żeganamy się na wylocie do Mysłowic, Paweł w prawo na giełdę,a ja zwrot i kierunek na dom. No prawie bo jeszcze ląduję na Warneńczyka u drugiego Ja na bronku. Zmęczenie jednak wychodzi i już bez zainania najkrótkszą drogą odstawić bika i lulu bo jutro do roboty.

PRZEJĘCIE CHŁOPAKÓW NA GRANICY


NO TO RUSZAMY DO DOMU


AFRO ALA BIKERS

Ustawka na spontana - zamiast masówki jedź rowerem na majówkę.

Sobota, 3 maja 2014 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja, wycieczki
Chyba pierwsza setka w tym roku oraz jak na razie max dystans tegoroczny. Generalnie z aurą na dzisiaj na dwoje babka wróżyła. Wracając wczoraj ze wsi dowiaduję się od Limita o całodniowej ustawce i tak po nitce do kłębka dowiaduję się szczegółów oraz wpadała propagandowa nazwa ustawki. Podzwoniwszy po znajomkach, kto czasowy i jaki mamy niecny plan powiadamiam telefonicznie.

By nie dać plamy, że znów spóźniony tym bardziej że miejsce zbiórki koło mnie profilaktycznie budzik na 7:00 rano. Spoglądam za okno, hmm asfalt mokry i pada mżawka. Dzwonię do Limita, co i jak czy się ruszamy - w odpowiedzi, że nie pada u niego i że za niedługo się zbiera na miejsce zbiorcze.

Nie mogę być gorszy, na śniadanko solidna porcja jajecznicy. Posilony spacerkiem do rodziców po Meridiana. Na dworze już sucho ale słupek Celcjusza opornie w granicach 10 stopni. Zestaw na deszcz i ruszam pod halę Expo Silesia. Wiatr z północy paskudnie się jechało. Od DG nadciąga Limit, a ja zaraz za nim pod bramę wjazdową, a tu normalnie szał ciał z zacnej ekipy na miejscu czeka na nas jedynie Jadzia. Śmichy chichy czekając na potencjalnych ewentualnych spóźnialskich. Kwadrans mija i nikt się nie zjawia oprócz przejeżdżającej grupki cyklistów, którzy nas mijają i podążali do Bielska. Nam nie po drodze. 

Pora ruszać - tylko gdzie, główniej prowodyrki brak, mapa w ruch i postanowione. Skład bojowy:  Limit, Jadzia i Ja. Na początek Sławków rynek. Kierując się przez Strzemieszyce Wielkie i inksze bezdroża (np. dolinę starej kolei :p) oraz niebieski szlak pieszy docieramy do pierwszego punktu programu.

Tu na rynku uroczystości 3 Majowe. Chwila obserwacji kilka fociszów i ruszamy dalej. Znów na kreskę czyli czasem asfalt czasem nie, czasem szlakiem czasem innym objazdem. Po drodze focie przy pozostałości zamku w Sławkowie oraz jednym z bardziej zadbanych Kirkutów i przebijamy się do Krzykawki. Punkt kolejny zabytkowy dworek w Krzykawce. Niestety zamknięte. Chętnie bym ten obiekt ponownie zwiedził. Fotodokumentacja porobiona zza ogrodzenia. Kącik, a właściwie trójkącik wzajemnego adorowania kręci dalej. Podążając zakosami Białej Przemszy - przez Dolinkę Miłości przebijamy się pod Młyn Freja.

Czyli pierwsze obiekty zrealizowane. Znów mapka w dłonie i konsultacje jak to ciekawie zapętlić. Przychodzę z poradą i obejmuję prowadzenie. Od Młyna do sklepu uzupełnić zapasy elektrolitów, a potem cała naprzód zakosami do eurocampingu w Błędowie. Dalej czerwonym szlakiem  dość piaszczystym do Chechła na punkt widokowy Dąbrówka. Przerwa na drugie śniadanie i przybieramy kurs na Klucze, by uniknąć zimnego wiatru przebijamy się lasem podążając za niebieskim szlakiem rowerowym. Tuż pod Kluczami w lasku odkrywamy miejsce - cmentarz wojenny z I Wojny Światowej. Widać świeża sprawa bo na mapach tego obiektu nie ma jak i same otoczenie gdyby nie tablica informacyjna nie informuje o tym. (Trzy drewniane Krzyże w tym jeden prawosławny i drewniane ogrodzenie w około).

W Kluczach wdrapujemy się na Czubatkę, oj się zmieniło trochę od tego ja byłem. Pora ssania zjeżdżamy do Restauracji Opoka na obiadek, ale zanim to na szczycie Czubatki serwis i wymiana kapcia u Limita. Posileni ruszamy do Jaroszowca skąd za zielonym szlakiem prowadzę przez rezerwat Pazurek do Rabsztyna na Zamek. Dzień powoli chyli się ku końcowi. Pora kręcić kilometry dalej. Kilka pagórków i zjazd do Olkusza, chwilę kręcimy się po wyremontowanym rynku. Pokazuję Jadzi jeszcze parę wartych zobaczenia miejsc. Obróciwszy po wszystkich na Koń i w drogę. Kierunek Bukowno i dalej na Sosinę. Bez większych przerw docieramy pod Jaworznicki akwen nawrót na płyty i skrótem koło Lokomotywowni do Maczek i już po zmroku przebijamy się pod Balaton i najkrótszą drogą na przestrzał do Zagórza. By tak się po prostu nie odłączać holuję ustawkową grupkę za kościół Joachima, skąd nawrót i do domu, a Jadzia z Limitem bokiem do Będzin.

Dzięki ekipo za miło spędzony dzionek.
Foto z dzisiejszego dnia by LIMIT :D

USTAWKOWE TRIO


NO TO JEDZIEM NA PCIM


LIMIT CZY NA PEWNO TĘDY IDZIE SZLAK


i w SŁAWKOWIE - UROCZYSTOŚCI 3 MAJOWE


AKCJA POŁAWIANIA BUTELKI Z WIADOMOŚCIĄ


PATRIOTYCZNIE W LESIE BŁĘDOWSKIM NA CZERWONYM SZLAKU


OT CMENTARZOWA TABLICA


i CMENTARZ


OBIEDOWANIE W PAPIERNIKU


ZA MNĄ PROSZĘ WYCIECZKI


U BRAM ZAMKU W RABSZTYNIE ALE TU TEŻ ZAWARTE, CHYBA REMONT MAJĄ :d


OSTATNI PUNKT PROGRAMU RYNEK OLKUSKI

Lany Poniedziałek na rowerze - potrójna ustawka.

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Trzeci dzień świąteczny + wolne + sprzyjająca aura. Okoliczności dzisiejszego dnia zdecydowanie na plus więc nie można było sobie dnia zmarnować zważywszy, że w tym roku mało mam okazji z grupą gdzieś pośmigać.

Wczorajsze popołudniowe świętowanie i nocna poprawka sprawiają, że wstawanie opornie mi idzie. Tak mi się błogo śpi. a tu telefon od Ryśka, za ile będę na Dańdówce bo już się zbierają. Patrzę na zegarek 9:45 nie ma szans, by nie wstrzymać grupy oznajmiam, że dojadę do nich później i znajdziemy się na Jaworznie.

Ogarniam się i idę do rodziców po rower. W efekcie wyszło, że najpierw na 10:30 do Kościoła, potem drugie śniadanie i w granicach południa z tatą ruszamy na Sosinę dołączyć do ekipy z pierwszej ustawki. Trasa przez Porąbkę, Juliusz, Maczki i Stare Maczki, tereny lokomotywowni na Szczakowej i płytami docieramy na Sosinę. Ekipy jeszcze nie ma to zielonym szlakiem okrążamy zbiornik. Telefoniczne namierzanie, gdzie kto jest. Chwila czekania i dociera pod stanowisko grillowe ekipa z porannej ustawki w składzie Limit, Waldi, Marcin G, Marcin P, Marek i Rysiek. Okazuje się, że jest deficyt kiełbasowy. Pytanie gdzie kupić idę z pomocą i w czwórkę, Waldi, Patyk i Rysio kręcimy w okolice dworca na Szczakowej gdzie zakupujemy to i owo. Z prowiantem powrót nad Sosinę. W międzyczasie do ustawkowej grupy dołącza Grzesiek, a za nim Krzyśki dwa.

Pogaduchy, wodolanie , grillowanie totalny świąteczny chillout. Między wierszami wychwytuję sygnał, że do nas wybierają się Olga z drugą ekipą ustawkową. Jak się okazało po telefonicznych uzgodnieniach, że nie dotrą do nas bo późno wyjechali i zabunkrowali się na Piernikarce. Nie było mnie tam jeszcze, rzut okiem na mapę jak tam dotrzeć posileni ruszamy w odwiedziny. Na początek asfaltem w kierunku Bukowna, a dalej na żółty szlak i docieramy na miejsce. Wszystko pięknie miło tylko, gdzie oni są. Po krótkim nawoływaniu udaje się ich namierzyć i tak ustawka pierwsza spotkała się z drugą. Z grillowania nad wodą przenieśliśmy się do leśnego zacisza na Białą Przemszą. Tak więc wesoła gromadka poszerzyła się o Olgę, Ola, Freja i Jadzię. Kolejna porcja wesołego nastroju i tak zlatuje do 18:00.

Pora się zbierać  
Czasem razem czasem na raty docieramy na Maczki. Tu większe przetasowanie, jedni w lewo w kierunku Centrum Sosnowca, a drudzy ze mną na Zagórze. Pod Orlenem znów rotacja Ja, tata i Olga zostajemy, a Rafał, Olo i Jadzia dalej na Mydlice.

Czas operacyjny godz. 20:00. Olga namawia na wypad jeszcze do remedium na Grę o Tron. Godzinka oddechu i o 21:30 spotykamy się w składzie Ja, Patyk i Olga. Nikt więcej się nie deklaruje to kręcimy wzdłuż 94 na Akademiki. Docieramy punktualnie. Po godzinnym seansie powrót niemalże identycznie na Zagórze. Patyk ma najdalej to jeszcze odprowadzamy go pod PKM, nawrotka i spać.

Znów z domu po północy. Eh dobrze, że jutro wolne.

Niedzielne rowerowanie na spontana

Niedziela, 30 marca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja, wycieczki
Sobota przestojowa, najdłuższy dzień targowy do tego ból stopy wolałem pozostać wieczorem w domu i zregenerować siły.

Za to w niedzielę poleciałem z kilometrami. Rowerowy dzionek w sumie rozpoczęty dość późno bo o 17:00. Ale za nim na rower przyszedł czas trzeba było odbębnić dniówkę na targach. Zadziwiająco jak na niedzielę małe obłożenie odwiedzających targi turystyczne w ostatni dzień wystawowy. Minus mniej potencjalnych klientów, a na plus, że wcześniej zabraliśmy się za składanie stoiska i po 16:00 byłem już w domu. Zmiana godziny do przodu wyszła na korzyść bo zyskałem godzinę więcej do zachodu słońca.

W domku obiadek i telekonferencja z cyklozowiczami jak tam postępy w ustawkowym wypadzie do Olsztyna. Jak się okazało byli już na miejscu i kończyli zwiedzanie zamku więc mój niecny plan wyjazdu na przeciw mógł się spełnić. Punktem spotkania miał być rynek w Woźnikach, ale potem korekta nastąpiła i zmieniliśmy miejsce na Cynków.

Nie ma co czasu marnować, uporawszy się z obiadem wskakuję w bike wdzianko, zawijam kiece i lecę. Od samego początku żwawe tempo momentami trochę wmordewind dawał opór ale można było gonić w granicach 30 km/h. I tak na centrum DG potem Zielona i lecę na bikostardę P4. Wiary od groma, nie było żadnego króliczka, nikt się nie włączał do pościgu więc sam sobie nadawałem tempo. Z P4 na Wojkowice Kościelne i kawałek poboczem DK 86 przebijam się na Podwarpie, gdzie już wpadam w Gierkówkę. Początkowo korciło mnie ciągnąć trasą aż do Winowna ale ruch na drodze spory więc na Podwarpiu odbijam na Przeczyce. Przecinam tamę i już wbijam się w na trasę wersji B dojazdu na moją wioskę, czyli Boguchwałowice, Zadzień leśny odcinek, gdzie spostrzegam Łosie. Potem na chwilę asfalt w Brudzowicach i znów lasem aż do Winowna. Zwrot w lewo i kierunek Cynków.

Na miejscu zbiorczym jestem pierwszy ale w niedługim odstępie zjawiają się klubowicze w osobach Pawła, Andrzeja, Marcina G, Waldka i Maćka. Chwila przerwy temperatura spada i dzień chyli się ku końcowi odziewamy się w cieplejsze wdzianko i kręcimy w kierunku Zendka. Następnie objazd lotniska (udaje się załapać na start samolotu), Ożarowice, Sączów, Siemonia, Dobieszowice i dolatujemy pod rogatki Wojkowic. Andrzej z Pawłem opuszczają nas i jadą dalej na Siemce, a my zwrot i za Brynicę do Wojkowic. Już spokojniejszym tempem na Czeladź. przejazd przez światła i kierujemy się na Piaski i do Sosnowca. Ustawka dobiega końca na Mireckiego odłącza się Maciek potem eskortujemy Marcina na Wawel, a na koniec ciągnę z Waldkiem pod Cedlera, gdzie on do siebie, a ja zwrot i na Zagórze.

Pod domem 96 km ale jakość nie miałem już ani chęci ani siły by ukręcić te 15 minut jeszcze i na tym zostało. Dzionek udany pogoda dopisała i udało się cosik więcej ukrecić niż tylko trasę DPD.

Sezon griilowy czas zacząć

Niedziela, 2 lutego 2014 · Komentarze(6)
Kategoria 3 napęd, wycieczki
Powrót z zesłania jakoś trzeba było uczcić. Jeszcze w trakcie ostatniego tygodnia pracy w Galerii Rzeszowskiej w Waldim wpadliśmy na pomysł zorganizowania grilla w iście zimowej aurze. Niestety z końcem zesłania i zarazem końcem ferii zima poszła śnieg poszedł w odstawkę i grill odbył się w nieco innej aurze niż zaplanowaliśmy ale i tak zabawa była przednia.
Ażeby tak na sucho nie zajadać urodził się pomysł ustawki rowerowej i zrobienia paru kilometrów co by kiełbaski lepiej smakowały.
Pomysł ustawki został zaaprobowany za miejsce zwrotne padł Zbiornik Imieliński.

Z racji, że dzień ustawki wypadł w niedzielę pobudka o 6:00 i na 7:00 po bożemu do Kościoła potem szybkie śniadanie, przebierka w rowerowe fatałaszki odpowiednia na otaczającą aurę i na 10 min przez zbiórką ruszam z tatą w kierunku fontanny.

PO DRODZE COŚ DLA NOIBASTY CZYLI KOLEJNY SZWEDZKI TYM RAZEM ODKRYTY NA SOSNOWIECKIEJ ESTAKADZIE "ŚLIMAK, ŚLIMAK POKARZ ROGI"

Na miejsce docieramy jeszcze w rezerwie kwadransu akademickiego. Z ustawkowiczów są już Waldi, Korek, Kocur i Andrzej, niebawem dołącza drugi "Ja" prawie już wszyscy w komplecie. W oczekiwaniu na Limita mapa w rękę i analiza przebiegu dzisiejszej trasy. 

Jest już i ten co miał najdalej. Foto dla potomnych i lecim na Mysłowice pod BP, gdzie dołączają Cyklozowicze Darq i Pablo.
Tankowanie, pompowanie i ruszamy już do punktu zwrotnego.

Pomimo padającej mżawki humory nie odpuszczają i niezrażeni ubłoceniem pokonujemy kolejne kilometry. Praktycznie bez większych zakłóceń docieramy sprawnie do Imielina, gdzie w tamtejszej Pierdomce, niektórzy dokonują zakupobrania. Potem już prosto na Dziećkowice. Niestety Tawerny czy inksze lokale zawarte więc korzystamy z zadaszonej wiaty w celu korelacji mapy z otoczeniem, mały popas i lecim dalej.

Mały zalążek śniegu na całej trasie.

Potem rzeka graniczna Przemsza
I lądujemy na chwilę w Małopolsce. Potem już za drogą do jaworznickiego Dębu, Wygodę i Jeleń. Co by nam się nie ostygło. Największe przewyższenie i podjazd ul. Sulińskiego w kierunku centrum Jaworzna.

Przemoczeni ale nadal z bananami na twarzy ciągniemy dalej ścieżkami wzdłuż głównej arterii miasta na Niwkę, gdzie żegnamy się z Darkiem i Pawłem. Zaraz po tym Andrzej nie zauważa dupnej latarni i wpada na nią przy okazji gubiąc kołpaki. Oczywiście LOŻA NIE ŚPI O ODPOWIEDNIO AKCENTUJE FAKT SZYDERCZYM PALCEM.

Potem znów Bezdomka i grillowe zakupy skąd już prosto do Waldiego na Działkę.

Dzień jak najbardziej na plus po mimo drobnych faktów w postaci przemoczonych butów i ubłoconych ciuchów.

Kosmo-ustawka po sylwestrowa

Sobota, 4 stycznia 2014 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczki, 3 napęd
Drugi dzień w tym roku co się mogłem na dwa koła wybrać. Przypadkiem na fb udaje mi się dostrzec, że Monia organizuje ustawkowe kręcenie w celu pozbierania PK z sylwestrowego KORNO. Telefon kontrolny jak dotarłem po zakupach do Kosmy czy aby na pewno  ustawka jest dzisiaj.
Hmm mało czasu z zapasem kwadransu studenckiego gonię na P3. Grupa przełajowa już ruszyła więc w dalszym ciągu gonitwa i ekipę doganiam za przejazdem na Piekle.
Już w pełnym składzie: prowodyrzy Tomek i Kosma, Andrzej, Frey, Domin, Ja, Olga, Feru, Yellow ruszyliśmy w kierunku pierwszego punktu znajdującego się przy Kamieniołomie w Ząbkowicach.

Ja nie wiem jak poszczególne składy w noc sylwestrową te punkty odkrywali. Trasa w większości terenami bardziej lub trochę mniej znanymi przeze mnie. Błota, kałuże miejscami oblodzone, skarpy, tory, rowy było śmiechu przy przedzieraniu się na tej 30 km trasie. Na finiszu zakręcamy na Łosień na uzupełnienie elektrolitów. Pożegnanie z prowodyrami ustawki i w nieco mniejszym składzie wracamy pod molo. Po drodze seans w Ząbkowickim kinie i zwiedzanie z lotu ptaka ruin chyba Huty Szkła Ząbkowicach.

Na molo spotkanie jeszcze z Mario, który natłokiem zajęć nie dał rady dotrzeć i zaliczał rekreacyjny przejazd po Dąbrowskich Kałużach.

Foto na Zakończenie i się żegnamy. Frey z Dominem na objazd z Mario, a Ja z Olgą powrót na Zagórze.

Dzięki wszystkim za miłe towarzystwo ubłocenie i rowerowo spędzony dzionek.
FOTO BY OLGA DUDEK
PIERWSZY PUNKT POSTOJOWY - paśnik jeszcze pełny

- W DRODZE DO KOLEJNEGO PK,  autostrada tucznawska

- Szuwary, szuwary

- finisz na dąbrowskim Molo


Cykloza zamyka sezon rowerowy

Sobota, 26 października 2013 · Komentarze(0)
Kategoria 3 napęd, wycieczki
Po symbolicznym regionalnym zakończeniu sezonu w Chudowie przyszła pora, że i CYKLOZA zwija żagle i powoli szykuje się do zimowej stagnacji.

W najdłuższy dwudniowy weekend bo o aż 1 godzinę wydłużony pomimo krótszego dnia zorganizowaliśmy i nasze podsumowanie oficjalnych wypadów. Pogoda zamówiona, miejsce wypadu ustalone prowiant na after gotowy, pora ruszać.

Za cel przybraliśmy pętlę po mysłowickich szlakach ojcem prowadzącym mianowaliśmy naszych członków "zza rzeki" pod komandem Darka.

Wyjątkowo sprawnie bez większego bagażu o 8:30 startujemy z tatą i panem Ryśkiem pod fontannę. O dziwo biorąc pod uwagę moje docierania w kwadransie akademickim dla spóźnialskich jesteśmy jednymi z pierwszych. Powoli docierają kolejni łącznie pod fontanną zebrała się pokaźna 20-osobowa ekipa. Kwadrans akademicki mija foto dla potomnych i poszli.



Przez Naftową przebijamy się do Mysłowic, gdzie czekają na nas już pod BP chłopaki z Mysłowic, pod Dworcem dołącza się jeszcze Ela.

Zebrani już do kupy ruszamy na 50 km pętlę czerwonym i zielonym szlakami wokół Mysłowic. Na rozgrzewkę docieramy pod TTC od strony rozebranej wieży Bismarcka. Dalej koło bardziej wyrazistych puntów takich jak: Muzeum Pożarnictwa, leśnego Cmentarza z czasów wojennych, kąpieliska Fala oraz różnymi leśnymi ścieżkami docieramy do półmetku na ciepły popas.



Posileni przebijamy się z powrotem jak szlaki prowadzą pod muzeum pożarnictwa i powrót pod Oddział. Bardzo fajnie przygotowana trasa na której poznałem nowe miejsca a tak nie daleko od domu.

Kto do domu to do domu, a dla klubowiczów czekało małe after na Waldkowo-klubowej działce. W czasie toczenia się na afterowe grillowanie odbijam od ekipy i kręcę do domku bo małe co nie co. Obróciwszy z powrotem na działkę ekipa już siedziała i biesiadowała.



Z grillowanych rarytasów: kiełbaski, kaszaneczka, karczek, skrzydełka oraz na deser banany. Oprócz tego smakowite wypieki mamy i Asi.

Nie obyło się również bez popisów piłką sflaczałą by ubić jedno i zrobić miejsce na resztę popasu.

Na błogim relaksie słońce zdążyło się już schować i zapadła klimatyczna ciemność. Miło się siedziało ale jutro też jest dzień, sprzątamy i pora się rozjeżdżać. Powrót objazdem przez Pogoń, Środulę, nawrót przez Auchan na Józefów i koło Makro przebijam się do kwaterunku.

Dzień jak najbardziej udany.