Urodzin prezesa dzień drugi - Wycieczka do Śląskiego Ogrodu Botanicznego
Sobota, 28 czerwca 2014
· Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Ćwiatrka już zaczęta w piątek przez co na sobotnią urodzinową ustawkę proces wstawania był ciężki i dopiero wybywam z domu na 5 minut przed startem. Okazuje się, że nieliczni pewnych przyczyn musieli odpuścić, a inni typu Limit i Pan_P też startują z poślizgiem. Tego drugiego udaje mi się dogonić przy Skarbówce. Docieramy pod fontannę jeszcze na granicy kwadransu studenckiego. Maciek, Adrian, Stasiek, Domino i dwójka znajomych Maćka. Czekamy jeszcze chwilę po czym ruszamy na Muchowiec. Docierając na Stawiki oddzwania Limit, że dopiero dotarł na Dęblińską i nas nie ma, czekamy na niego i już w komplecie ruszamy dalej.
Mamy opuźnienie więc najkrótszą drogą przez Szopki i Nikisz docieramy na D3S, pod wypożyczalnię rowerów, skąd wystartujemy na wycieczkę organizowaną przez Marcina . Jeszcze chwila od startu. Wpisujemy się na listę i reanimujemy rower Maćka który zdążył złapać kapcia i do tego w drodze z Dęblińskiej zaliczył na szczęście nieroźny upadek.
Uporawszy się z problemem w końcu ruszamy mniej mi znaną trasą do Mikołowa, a konkretniej do Ogrodu Botanicznego na Sroczej Górze.
Nie za szybkim ale płynnym tempie prowadzeni przez Marcina przemierzamy kilometry. Czasem udaje się lekko trasę zamotać przez co zrobiła się ciekawsza i kolejny punkt "udanej" wycieczki był zaliczony. Wreszcie docieramy na Sroczą Górę. Po półgodzinnej przerwie ruszamy w drogę powrotną bez mała podobną którą przyjechalismy. Na półmetku drogi powrotnej czekam na Limita jak nakarmi swego Garmina, a grupa nam ucieka. Wrzucamy duże blaty ale pogoń się nie udała bo teraz my się motamy i robimy pętlę wracając niemalże do punktu wyjścia skąd zaczeliśmy pościg. Nie pozostało nic innego jak wziąć telefon i się zgadać na jakiś wspólny punkt którym został Ochojec. Namiar na Garmina i za kreską zmierzamy do umówionego miejsca. Okazuje się, że udaje nam być pierwszymi bo Maciek znów złapał panę i pauzowali. Przerwa na ICE-a i w dwójkę jedziemy na Dolinkę Ślepiotki na rekonstrukcję walk zczasów wojennycch. Niebawem dołączają do nas uczestnicy eskapady.
Po inscenizacji żegnamy się z prowadzącym i w naszym TEAMie ruszamy w drogę powrotną. Ledwo ruszamy, a tu Maciek informuje, że złapał panę po raz trzeci. Jakieś fatum. Po kolejnej operacji już bez problemów przedostajemy się na Stawiki.
Pożegnania z jednymi, po czym jadę z Adim na Zagórze, a pozostali kierunek działka u Waldego.
Pobieram z mieszkania małe co nieco i dołączamy do ekipy. Jak na złość Kocur wykrakał i dopadł nas deszcz. Ale na tyle było ciepło, że momentanie potem ciuchy wyschły.
Stówka ukręcona można dalej biesiadować, a biesiadowało się długo. Gospodarz jednak jutro do pracy na rano więc trzeba było zakończyć jamprezę i zmienić lakal. Kto musiał to wracał, a Ja z Adim i Rysiem ruszamy na Hubertusa podęsić trochę pod chmurką.
Jednak warunki były niesprzyjające. Wejście na teren płatne 15 zeta i na koncert Cleo trzeba było za długo czekać. Poza tym jednak zmęczenie dniem daje się we znaki. Opuszczamy mysłowicki zbiornik po czym niedaleko Giełdy żegnamy się z Ryskiem, który pognał na K-ce, a my z Adim zwrot na S-c. Przy Sielcu i my się rozdzielamy i samotnie zmierzam na kwaterę, zachaczając o stok na Sroduli oglądając ostatnie minuty spotkania Kolumbi z Urugwajem. 2-0. Bike na kwaterę i lulu.
Mamy opuźnienie więc najkrótszą drogą przez Szopki i Nikisz docieramy na D3S, pod wypożyczalnię rowerów, skąd wystartujemy na wycieczkę organizowaną przez Marcina . Jeszcze chwila od startu. Wpisujemy się na listę i reanimujemy rower Maćka który zdążył złapać kapcia i do tego w drodze z Dęblińskiej zaliczył na szczęście nieroźny upadek.
Uporawszy się z problemem w końcu ruszamy mniej mi znaną trasą do Mikołowa, a konkretniej do Ogrodu Botanicznego na Sroczej Górze.
Nie za szybkim ale płynnym tempie prowadzeni przez Marcina przemierzamy kilometry. Czasem udaje się lekko trasę zamotać przez co zrobiła się ciekawsza i kolejny punkt "udanej" wycieczki był zaliczony. Wreszcie docieramy na Sroczą Górę. Po półgodzinnej przerwie ruszamy w drogę powrotną bez mała podobną którą przyjechalismy. Na półmetku drogi powrotnej czekam na Limita jak nakarmi swego Garmina, a grupa nam ucieka. Wrzucamy duże blaty ale pogoń się nie udała bo teraz my się motamy i robimy pętlę wracając niemalże do punktu wyjścia skąd zaczeliśmy pościg. Nie pozostało nic innego jak wziąć telefon i się zgadać na jakiś wspólny punkt którym został Ochojec. Namiar na Garmina i za kreską zmierzamy do umówionego miejsca. Okazuje się, że udaje nam być pierwszymi bo Maciek znów złapał panę i pauzowali. Przerwa na ICE-a i w dwójkę jedziemy na Dolinkę Ślepiotki na rekonstrukcję walk zczasów wojennycch. Niebawem dołączają do nas uczestnicy eskapady.
Po inscenizacji żegnamy się z prowadzącym i w naszym TEAMie ruszamy w drogę powrotną. Ledwo ruszamy, a tu Maciek informuje, że złapał panę po raz trzeci. Jakieś fatum. Po kolejnej operacji już bez problemów przedostajemy się na Stawiki.
Pożegnania z jednymi, po czym jadę z Adim na Zagórze, a pozostali kierunek działka u Waldego.
Pobieram z mieszkania małe co nieco i dołączamy do ekipy. Jak na złość Kocur wykrakał i dopadł nas deszcz. Ale na tyle było ciepło, że momentanie potem ciuchy wyschły.
Stówka ukręcona można dalej biesiadować, a biesiadowało się długo. Gospodarz jednak jutro do pracy na rano więc trzeba było zakończyć jamprezę i zmienić lakal. Kto musiał to wracał, a Ja z Adim i Rysiem ruszamy na Hubertusa podęsić trochę pod chmurką.
Jednak warunki były niesprzyjające. Wejście na teren płatne 15 zeta i na koncert Cleo trzeba było za długo czekać. Poza tym jednak zmęczenie dniem daje się we znaki. Opuszczamy mysłowicki zbiornik po czym niedaleko Giełdy żegnamy się z Ryskiem, który pognał na K-ce, a my z Adim zwrot na S-c. Przy Sielcu i my się rozdzielamy i samotnie zmierzam na kwaterę, zachaczając o stok na Sroduli oglądając ostatnie minuty spotkania Kolumbi z Urugwajem. 2-0. Bike na kwaterę i lulu.