Wtorek pod znakiem manewrów po Polsce. Znaczy się czas spędzony na dostawach.
Wyruszam z domu 6:15. Przebiera w cywilki i o 7:00 przesiadka do Renówki i w drogę. Sporo punktów i nim wróciłem na firmę środa nastała. Nocka jak na maj ciepła 19 stopni na plusie. Gdyby nie zmęczenie i chęć znalezienia się w wyrku skończyło by się na nocnych rowerowych manewrach, a tak 1:30 w tył zwrot i najkrótszą drogą do domu wracam.
Ciąg dalszy dzisiejszej jazdy rozpoczął się od naprawy Meridiana. Łańcuch tym razem spinam na spince.
Po obiadowej sieście ok godz. 17:30 dzwonię do Krzyśka, że staruję z Martyną w jego kierunku. By nie dublować trasy dojazdu do centrum, zamiast główną drogą jedziemy przez ścieżkami od Kombajnistów po 1 Maja, gdzie spotykam dwóch strażników miejskich na rowerach zagadanych twardo z przechodniem, a 50 metrów dalej na schodach przed sklepem leży nawalony menel i tego to człeki nie widzą. Docieramy pod Kiepurę. Na miejscu jest również Janusz. Chwilę pogaduch. Janusz myka w swoim kierunku, a nasza trójka rusza na Milowice. Cel przejechanie ułożonej w głowie trasy rajdu organizowanego przez MOSiR z moją pomocą planowanego na 7 czerwca.
A trasa przebiegała następująco spod Hali Sportowej na Milowicach przebijamy się przez Park Tysiąclecia pod Egzotarium, następnie powrót na czerwony szlak i już prosto na TTC. Chwila przerwy i śmigamy dalej. Tym razem na stadion AKS, gdzie planowany jest półmetek. Dzień powoli się kończy więc ruszamy dalej. Trasa dalej będzie przebiegała fragmentem proponowanego szlaku wzdłuż wschodniej granicy miasta, aż do Dańdówki. Potem już drogami publicznymi przez Niwecką, Mikołajczyka, Narutowicza, Kombajnistów do Parku na Środuli, gdzie planowana jest meta. U podnóża stoku jesteśmy już po zmroku. Krótka jeszcze pogawędka z Krzyśkiem i się żegnamy. W tył zwrot i jazda już ku domowi.
Po weekendzie spędzonym w Krakowie (weekend pracujący) powrót na dwa kółka start z domu 8:45. Z racji, że od czwartku nie miałem kiedy zrobić rozrządu w Meridianie, Author towarzyszy mi w drodze do pracy. Trochę mi zlatuje na bazie i zamiast w południe to kończę pracę o 14:00 i śmigam niemalże identyczną drogą do domu.
Na center przy rondlu działacze PiSu nie próżnują i namawiają Sosnowiczan na to by głosowali na ichniego przedstawiciela na stanowisko Prezydenta RP. Jadę dalej, na Sielcu na wys. Okrąglaka dostrzegam jadącego z przeciwka Krzyśka, chwila pogaduch, umawiamy się na popołudniowe rowerowanie po czym każdy w swoją stronę.
Niby mówią siódemka szczęśliwa liczba, ale chyba nie dla mnie.
Dwa dni wolnego od pracy były również wolne od bika. No cóż czasem inne, rzeczy trza porobić.
Dzień dzisiejszy nawet nie zapowiadał się jakoś felernie, a tu nieprzyjemny surprise.
Pobudka jakoś przed budzikiem 6:30 i powoli ogarniam się i szykuję do wyjazdu do pracy. Pogoda ładna wybija 7:30 ruszam do garażu po Meridiana. Dopinam sakwę z odzieżą roboczą i w drogę. Idealny wyjazd w oknie startowym. Łapią mnie światła przy Makro. Redukcja, zielone ja na pedał, a tu jak coś nie chrupnęło to ino raz. Spoglądam na dół WTF. Łańcuch leży na asfalcie.
Error sam się nie wyszydzę. Szybka analiza i tnę z buta z powrotem do garażu. 15 minut w plecy. Z pomocą przychodzi Author - dobrze, że jeszcze nie zabrałem się za jego konserwację. Bez oświetlenia i licznika, czasu nie ma więc nie bawię, się w przekładanie.
Duży blat sprawia, że udaje się nieco czasu podgonić, ale i tak już jestem spóźniony sporo. Na firmie w efekcie jestem z 20 minutowym opóźnieniem. Dobrze, że rezerwowego bika miałem, bo inaczej opóźnienie było by większe bo musiałbym ruszyć na zbiórkom.
Pecha było mało to i na domiar złego jakimś cudem udaje mi się rozwalić telefon (poszedł wyświetlacz). Potem pakowanie, wyjazd do Krakowa rozłożyć stoisko na weekendowe targi i dostawy wpływają na fakt, że Morawę opuszczam po 20:00. Powrót w ciemnościach nocy. Powrót praktycznie tą samą drogą z wykorzystaniem w większości chodników.
Dzień rozpoczęty od 7:45, kiedy to ruszam do pracy rozliczyć się z majówkowej delegacji. Z początku wydawało mi się, że panująca wilgoć w powietrzu przyniesie z biegiem dnia deszcz, a tu się całkiem ładnie do wieczora trzymało.
Na starcie asfalty mokre, a już bliżej centrum podłoże już suche.
Wybija 13:00 zabijam kiecę i zwrot bocznymi drogami do domu. Miał się człowiek jeszcze wybrać na popołudniowe jazdy, ale inne sprawunki wpłynęły na fakt, że skończyło się tylko na 20 km.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym