Ot się człowiek zebrał na rower w niedzielne popołudnie. Wszystko fajnie by było gdyby nie przemoczyło do suchej nitki.
Po sfutrowaniu obiadu i wymianie dętek w meridzie (jak na złość z przodu i z tyłu różnej wielkości dziury się zrobiły) wypadzik na popołudniową przejażdżkę po okolicy w kierunku bliżej nie określone Nie wiem. :D. Ogarnięty kręcę na Kazimierz wyciągnąć Patyka. Po szaleństwach sobotniej nocy opornie mu szło ale się zebrał. Na początek do Parku Leśna wreszcie Kangur wyszedł z domku. Dalej trochę przedzierania się dawno nie odwiedzonymi ścieżynkami w lesie zagórskim i wylatujemy na Staszicu w rejonie Reala, skąd kręcimy na Pogorię. Za Urzędem Miasta wpadamy na Freja, chwila pogawętki i się żegnamy zmierzając dalej pod molo, a tam zbiorowisko kilkunastu luda. Co się okazało pożegnanie Filipa [*] puszczając przy tym lampiony w deszczowe niebo. Nie znałem osoby. Ciemno się zrobiło mżawka nie ustaje, więc się zbieramy w drogę powrotną. A tu jak nazłość mżawka przerodziła się w ulewny deszcz. Docierając pod Real przy DK94 byliśmy już totalnie mokrzy. Wchodzimy do środka się chwilę zagrzać. Deszcz nie ustaje więc decyduję się wezwać na pomoc brata by podjechał po nas autkiem. Kombi to da radę nas dwóch zabrać.
Kolejna okazja by wskoczyć na koło. Pobudka standardowo jak do roboty, ale z racji dwudniowej trasy z dostawami od Katowic przez Warszawę do Gdańska, na Szczecin i z powrotem dziś wolne i załatwiam inne sprawunki.
Za oknem ni jak, hmm w Katowicach muszę być przed 8:00 rower czy bus - nie pada wybór oczywisty dwa kółka zestaw na długo i w drogę.
Trasą przez 3 Maja, Stawiki, Borki, wzdłuż DK 86 ląduję w Katowicach, trochę kluczenia w celu znalezienia właściwego adresu, daleko szukałem a obiekt znajduje się przy Urzędzie Wojewódzkim.
Z racji wczesnej pory udaje się szybko załatwić formalności i zbieram się z drogę powrotną. Trochę zaginając trasę. Wybieram wariant kombinowany próbując ścieżkami rowerowymi dostać się na Szopki. Nawet mi się to udaje. Na chwilę zakręcam na firmę dopompować przednie koło bo coś mało tego luftu i odkrywam, że mam dość sporą dziurę w oponie no i w dętce minimalną przez którą powoli uciekało powietrze. Po mimo wszechtrąbionego pechowego dnia udaje mi się kontynuować jazdę bez wymiany dętki. Naginając jeszcze przez Hubertusa, Naftową, Wawel, Kukułek na Zagórze.
Chyba już swoje wykręciłem w tym roku, a bynajmniej koniec jazdy z taką częstotliwością jak od początku roku.
Weekend bez roweru spędzony w robocie, całe dwa dni przesiedziane na Summer Cars Party na Muchowcu, kto mnie odwiedził miał okazję przetestować na własnej skórze właściwości masujących fotelików.
Poniedziałek wolne od roboty ale w zamian dzień przeleciał na wizytach w Służbie Zdrowia. Zaczęło się od Ligoty potem sporo czasu więc z buta przez Hałdę Załęską na Tysiąclecie do następnej Poradni. Taki skromny 1.5 h spacerek.
Dziś wreszcie powrót na koło. Pobudka jakość tak dziwnie przed budzikiem i na nogach już po 6:00 więc kupa czasu do wyjścia. Spoglądam za okno, a tam biało; albo śnieg albo przyjdzie mi jechać w gęstej mgle. Warunki na drodze ograniczające widoczność więc wyjazd na spokojnie 10 min przed normalnym wyjazdem. Zestaw ubraniowy na długo plus czapeczka pod kask.
Trasa na Morawę standardową trasą. Faktem trochę na zwężce zygzakiem trzeba było jechać i ewakuować się z zamkniętego lewego pasa z uwagi na wyłaniające się z mgły jadące z przeciwka koparki.
Z biegiem dnia mgła się straciła i pojawiło się słoneczko. Powrót już w lżejszym wariancie ubraniowym lekkim objazdem przez Stawy Hubertus, odcinek czerwonego szlaku od Ostrogórskiej do Mikołajczyka. Dalej zawijam zobaczyć czy Waldi walczy na działce ale go nie ma więc już od Dańdówki prosto do domku.
Po południu mała dokrętka po zaopatrzenie większozakupowe do Reala i z powrotem. W obu przypadkach na pusto DO i pełnymi sakwami Z 2 km etapy sparingów z wąskimi oponkami. To by było na tyle rowerowych harców znów dwa dni w trasie. Może w weekend coś się wymyśli.
Według prognoz jak i stanu pogodowego kolejny bezchmurny dzionek. Bez większego leżakowania w domu wyjazd do roboty w oknie czasowym, w sumie można rzec o tej samej porze co wczoraj. Zestaw ubraniowy długo - krótki.
Jakaś sprzyjająca karma. Dojazd bez większych ekscesów w dodatku wrażenie miałem, że jadę jakoś tak opornie, a tu na Morawie szok, jestem 3 min przed czasem. Heh rekord średniej znów pobity na 10 km średnia prędkość wyniosła 29,7 z czasem dojazdu 20 min i V-max 43,8. Może był by i lepszy jakby graniczna droga do Szopienic była o lepszej nawierzchni.
Po robocie zdecydowanie wolniejszym tempem do PTTK i do domku na futrunek. Po relaksacji i uzupełnieniu kalorii nocna rundka po okolicy dobić do 7 klocków. Jakoś nigdzie indziej nie chce mi się kręcić więc standardowo kierunek dąbrowskie kałuże. Przez Zieloną na P4. Ścieżką na Piekło i nawrót na P3. Kręcę się chwilę pod Molo i nawrót powrotny na Zagórze.
Dziś znów dzień wolnego - dniem do nadrabiania domowych sprawunków. Korzystając z czasu relaksu w wyrku byczę się do 10:00. Co za dużo to i krowa nie chce więc powoli rozkręcam się do działania.
Futrunek śniadaniowy, ogarnąć co tam w necie słychać i uzupełnić relację z sobotniej wycieczki. Przy pochłaniaczu czasu zlatują kolejne godziny.Uporawszy się z jednym małe zakupy i obiadowanie naleśnikowe, które rzecz jasna trzeba było sobie upiecz. Posilony ok. 18:00 wybywam w teren tak o. Na początek trochę terenem po lesie zagórskim, którym docieram na Kazimierz. Czekając na Patyka kręcę sobie rundki po parku. Pogaduchy na skateparku i analiza tablicy i szlaku Lasu Zagórskiego, który urząd niedawno oddał, ale szlak ma wiele do życzenia. Gdy już słońce się schowało i temperatura spadała do około 10 stopni ruszamy każdy w swoją stronę. By dobić do 50 ruszam objazdem na DG. Okrążęnie wokoł zbiornika i powrót na Zagórze.
Po dłuższym urlopowaniu powrót do roboty. Za oknem bezchmurne niebo, aczkolwiek może być chłodnawo. Zestaw pół na pół długi rękaw i krótkie batki i ruszam standardową trasą na Morawę wylatując nawet w oknie czasowym. Nie jest tak tragicznie czuć chłodne poranne powietrze po nogach i trzymam przelotową 30 km/h. Średnia trochę słabsza może przez światła.
Po robocie na chwilę do Oddziału i wybrać trochę many z bankomatu. Jakieś fatum bo dopiero za 4 podejściem udało się. Na pierwszym awaria, jadę na center tam zaś kolejka nie chce mi się czekać więc objazdem przez Dańdówkę na Pekin, już myślałem że się uda, a tu psikus kartę oddał po czym wyświetlił komunikat awaria. Myślę co jest. Dopiero przy 3 bankomacie udało się zrealizować transakcje. Jutro wolne ale za to weekend w robocie.
Wreszcie jakiś sensowny dzień do jazdy już myślałem, że trzeba będzie się przestawić na długi zestaw, a to w sumie jeszcze kalendarzowe lato jest.
Za widoku tzn. okolice 14:00 wybywam na centrum trochę się pokręcić i przy okazji pozałatwiać to i owo. W drodze powrotnej wylatując ze świateł dostrzega mnie Maciej. Z cywila to go nie poznałem. Żeśmy się spotkali to i się chwil parę pogawędziło o rowerowych planach. Po 20 km rundzie powrót na obiadowanie. Żal było marnować dnia bez jazdy no ale cóż w domu też robota czeka. Uporawszy się z klimą łazienkową ok. 20:00 nocna dokrętka. Na rozruch kier. Pogoria 3 - okrążeń szt. 2. Następnie Zielona, wałami na Ksawerę w Będzinie. Dojazd do Kołłątaja do Nerki i nawrót w stronę Sosnowca. Przy okazji rzucam okiem jak idą prace przy ścieżce rowerowej łączącej będziński kawałek który jak każdy w naszym regionie ma również wady z naszym na Pogoni. Ścieżka kończy się zaraz za Akademikami.
Jadę dalej do Ślimaka nawrót na Park Sielecki i powrót 3 Maja na Zagórze.
I na nowo kierat tygodniowy. Z racji wolnego poniedziałku jadę pozałatwiać inne sprawunki. Na początek do fiskusa, potem do PTTK-u rozliczyć wycieczkę i inne sprawunki papierologii. Czasu zlatuje nad tym sporawo.
Powrót na Zagórze. Po drodze trochę się spocić i wtaczam się na środulski stok. Z racji upierdliwych silnych podmuchów wiatru na 3/4 górki wracam na dół.
Wieczorkiem na dokrętkę, gdy teoretycznie wiatr trochę zmalał trasa objazdowa na P3. Wakacje się skończyły i przy tej aurze ludzisków można było na palcach policzyć. Dwie pętle dookoła i powrót na kwaterunek.
Generalnie dziwny dzień do jazdy. Raz słońce za chwilę już go nie ma to na twarz wieje zimny. Jesień idzie wielkimi krokami.
Generalnie dziś dzień totalnego odpoczynku, jeszcze do tego nie do końca deszczowa nie słoneczna pogoda - nic się nie chce.
Do 10:00 wylegiwanie w wyrku. Na sumę do kościoła i do wieczora błogie leżakowanie przed telewizorem. W sumie na Sosnowcu cosik się działo na Stawikach, w Będzinie grali i biesiadowali, w Chorzowie beerfest można było się pokwapić ale totalny spasowany dzień. Dopiero po 19:00 gdy dzień chylił się ku nocy i słońce się pokazało postanowiłem się na godzinkę wyrwać w plener. Standardowo P3. Na dzień dobry spotkanie z Frejem - pogaduchy po czym rundka dookoła i już każdy w swoją stronę. Generalnie chłodno więc wróciłem się na kwaterunek.
Na zakończenie wakacji, hmmm komu się skończyły to skończyły ja mam formalnie jeszcze miesiąc, to może inaczej na zakończenie sierpniowego kręcenia rowerowy wypad do Tarnowskich Gór.
Wypad - programowa wycieczka klubowa w ramach cyklu poznajemy szlak zabytków techniki, który zaplanowaliśmy na dzisiaj przywiodła nas do Tarnowskich Gór, a konkretnie główną atrakcją była Kopalnia Srebra.
W sumie 3 dzień intensywnej jazdy. W czwartek 160, wczoraj trochę spokojniej bo wiedziałem, że dziś znów ponad 100 wyjdzie.
Pobudka o 7:00, ale jakoś się miło leżakuje i dogorywam jeszcze półgodziny. W efekcie znów trzeba było szybciej przyszykować do wyjścia. Na dworze niby słonecznie ale pewnie jeszcze nie ciepło więc wariant długie spodnie krótki rękaw i bluza w zapasie. Praktycznie gotowy kuszam śniadanie oglądając relację z pokazów lotniczych w Radomiu. Niespodziewanie czas jakoś tak nagle przyśpieszył, że już 8:40 heh znów gonić. Za 5 min zbiórka pod fontanną, a ja jeszcze w domu. 5 minut później już na dwóch kółkach i lecę spotkać się z grupą. Będąc na Sielcu telefon kontrolny od Macieja, za kawałek przy Ślimaku dołącza do mnie Limit. Heh nie jestem ostatni.
Dołączamy do reszty, wszyscy są no prawie tradycyjnie nie ma Pana_P. Spasował no cóż. Zbiorowe foto i ruszamy. Z racji napiętego czasu zjazdu na dół tak trzeba było rozłożyć jazdę by zdążyć na czas do Kopalni. Od razu terenem przez Szlak Dawnego Pogranicza przebijamy się do Milowic skąd już asfaltem na Czeladź i do Wojkowic. Pod "przygranicznym" krótka przerwa na małe zakupy i lecimy dalej kurs na Piekary, Radzionków i lądujemy w Tarnowskich Górach. Jesteśmy zgodnie z założonym czasem teraz tylko pod Szyb Anioł. W międzyczasie gdy ekipa parkuje pojazdy ja ogarniam bilety po czym wybija 11:50 i rozpoczynamy 1.5h penetrowanie tarnogórskich podziemi. Przewodnik znów się trafił właściwy przez co same zwiedzanie nie było nudne. Wąskimi chodnikami przechodziliśmy między poszczególnymi Szybami Anioł, Szczęść Boże, Żmija i powrót do Anioła. Dodatkową atrakcję było przepłynięcie łodziami między środkowymi szybami.
Szybko leci czas i wyjeżdżamy znów na powierzchnię. Główny cel wycieczki zaliczony dalej trochę improwizacji. Przebijamy się do Parku Repickiego, gdzie podbijamy książeczki przy Sztolni, dalej przejeżdżając koło Zamku w Tarnowicach docieramy na Rynek, gdzie obiadujemy.
Posileni trasą za Limitem powoli różnymi zakosami wracamy na nasze tereny. Z Tarnowskich na Bytom, powrót na Radzionków, Kozłowa Góra i docieramy pod zaporę jeziora Świerkalanieckiego. Nabrzeżem przebijamy się do 78 i kręcimy do Niezdary skąd już naprzemian asfaltem, polami, szutrami i innymi terenami przez podbędzińskie mieścimy przebijamy się do Przeczyc, skąd już dalej na P4. Na Ratanicach formalnie zakończyliśmy dzisiejszy wypad. Kto chciał poleciał dalej, a inni czyt. Ja Limit i Adi po Radlerku i również poszli. Na Mariankach odłącza się Limit, na tamie kurs zmienia i Adi ciągnąc przez Wały na Pogoń, a Ja dokańczam okrążenie P4 i na Piekle przebijam się na P3. Ludków znajomych nie ma przy molo więc bez postoju już prosto na Zagórze.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym