Koniec weekendowego aktywnego odpoczynku, ale spokojnie za tydzień znów wypad potem przerwa i Mazury.
By nadgonić zaległości po późnym powrocie z rodzinnych stron zarywam trochę noc i legam się do wyra przed 3:00. Trzy godziny intensywnego snu pobudka 6:30 i znów na koło i do roboty. Wstawało się bezproblemowo. Dojazd standardową trasą. Układ świateł średnio sprzyjający 2Cz/1z. Średnia przejazdu oscylowała w granicach 30 km/h.
Z pracy wychodzę trochę później. Telefon do Tomka, czy czasem też dziś później nie kręci, a tu już zdążył przemkąć przez Morawę i jest już pod Fakopem. Zgadujemy się i udaje mi się go jeszcze złapać w Auchanie. Wspólnie kręcimy jeszcze w okolice Expo skąd już każdy w swoją stronę.
O tym dniu można pisać i pisać ale jutro do roboty więc chwilowo tylko liczby jutro reszta rowerowo kolejowego powrotu do domu.
Edit: No i 3 dzień laby. Dzień roboczy, a tu jeszcze można się pobyczyć trochę. Po śniadaniu puki słońce jeszcze nie jest tak wysoko z tatą ruszam jeszcze na Mierzyn by i u drugich krewnych i dziadków zapalić znicza. Powrót trochę na azymut nieznanymi ścieżkami ale w efekcie i tak docieramy na znany grunt. Potem w gminie podatek zapłacić i powoli szykować się do powrotu. Także wstępnie uzbierało się z 30 km. Wybija 17:00 zbieram się na pociąg, a tata korzystając z wolnego jeszcze zostaje. Czekam na tej stacji wreszcie opóźniony pociąg dociera. Wsiadam na koniec starego składu i ruszam w drogę powrotną. W tym blaszaku pomimo otwartych okiennic ciepławo. A w mojej głowie chodzą dziwne myśli kontynuowania dalszej jazdy na rowerze. Tak też się staje. Sezon wakacyjny remontowane torowiska sprawiają, że co chwilę mój osobowy co chwile miał postoje przepuszczając jadące pośpieszne. Wniosek nasunął się jeden przez opóźnienia nie zdążę na szybką przesiadkę w Częstochowie, a na następny muszę ponad godzinę czekać od dotarcia. Szybka analiza czasu i w Radomsku swój niecny plan wprowadzam w życie. Wychodzę z pociągu i kręcę w kierunku Częstochowy na ten późniejszy pociąg. Zupełnie inne warunki niż w sobotę wiatr na plecy i trasa lekko z górki wpływa na to że w ekstra tempie jak na moje możliwości 40 km odcinek pokonuję poniżej 2h. W Częstochowie jestem raptem 20 minut później niż jakbym jechał pociągiem. Po głowie chodzi mi jeszcze by kolejny 70 km etap z Częstochowy do Sosnowca również ciągnąć na kole ale jakoś już późnawa pora sprawia, że jednak pociąg. Czy to była dobra czy zła decyzja nie wiem już po fakcie nie ma co rozpatrywać. Z półgodzinnego oczekiwania na pociąg zrobiła się znów prawie godzina bo kolejny osobowy już klimatyzowany skład KŚ opóźniony przez Pośpieszne. Wreszcie ruszam. Jakby tych wrażeń było mało przed Żarkami w składzie gaśnie światło. Po resecie całej elektroniki wreszcie ruszamy dalej. W Zawierciu dosiadł się kolejny kolarz na pogawędkach docieramy do Ząbkowic. Powoli się zbieram zapinam sakwy i szykuję się do wyjścia. Pociąg dociera na stację wysiadam i telefon od taty - dotarłeś - TAK - długo - NO FAKT Z NORMALNEJ DROGI CO ZAJMUJE MAX 3 H ZESZŁO 5, ALE ZARAZ TO NIE TA STACJA WIESZ CO WYSIADŁEM NA GOŁONOGU Z ROZPĘDU...
po konwersacji nie pozostało mi nic innego jak kręcić z Gołonoga, a nie z Centrum do domu. Już normalnie najkrótszą drogą pokonując dąbrowskie ulice wracam koło 23:00 na Zagórze. Radler dla relaksu przeładowanie sakwy wpisy BS i w kimę bo jutro znów robota czeka.
Puki co dzięki Amatorka i Marta za wspólne kręcenie i miło spędzone popołudnie.
Wiadomo krótki czas na relaks więc dzień sensownie należy zaplanować. Z racji, że niedziela to wedle 9:00 do Kościoła. Potem sprawunki i przyjemności z jazdy na kole. Na początek kierunek Parzniewice zajrzeć na cmentarz i zapalić znicze. Dalej by nie wracać tą samą drogą zmieniamy azymut i udajemy się na Siódemkę. A rydz może ciotka będzie. I była na pogawędkach czas szybko leci, a tu jeszcze trochę mamy jeszcze do zrealizowania. Z Siódemki w kierunku hałdy bełchatowskiej i dalej przez Kamieńsk wracamy na obiad do Gorzkowic. Popołudnie należało do znajomych. Z tatą ruszam na tamę Zalewu w Cieszanowicach. Tata odbija Staśka, a ja na spotkanie z Amatorką, którą udało mi się wyłowić spośród bs-owych osobistości. Jak widać nie tylko wirtualnie ale i poza komputerem można się spotkać. Wspólnie robimy objazd po kolejnych wioskach umilając sobie czas na rozmowach. Przyszła pora na inne sprawunki więc odprowadzam Patrycję pod domek. Telefon do kuzyna ale nie odbiera więc wracam na jakąś strawę do tymczasowego kwaterunku w nogach o dziwo już się 70 km nazbierało. Docierając pod rynek w Gorzkowicach dostrzegam znajomą twarzyczkę. Dociągam bliżej by gafy nie strzelić. Jak to mówią z pewnymi osobami ciężko się umówić na spotkanie zważywszy, że tylko raz się je spotkało, a tu popatrz. Zarówno z mojej strony jak i nowo poznanej koleżanki Marty było wielkie zdziwienie i hasło A CO TY TU ROBISZ. Także wieczór również należał do bardzo udanych. Z nią to się człowiek nagadać nie może. A rozstać to praktycznie nie możebne, ale jakoś się udaje. Wieczór jeszcze młody, a mi brakuje jeszcze trochę do setki. Kółeczko na dokrętkę co z sąsiadem robiłem wczoraj i wyjazd tacie na przeciw. Już po zmroku wracamy na kwaterunek. Stówka w nogach jest dzień w pełni udany. Jutro mniej kręcenia bo i pora wracać.
Pierwszy z parudniowych wypadów wakacyjnych na biku. Z uzbieranych nadgodzin udaje się uzbierać całą dniówkę w efekcie poniedziałek wolny i zyskuję jeden dzień wolnego. Ale o dniu dzisiejszym. Plan był dość ambitny ale wyszło trochę inaczej. Zakładałem wyjazd dość wczas by na rowerku dociągnąć na kole i wziąć udział w mecie 8 ogólnopolskiej pielgrzymki rowerowej, a tu w piątkowy wieczór zasiedziało się trochę dłużej na AK i wstawanie wyszło opornie. W efekcie zostało się wspomóc koleją. Uszykowany zbieram się z tatą i gonimy na PKP do Dąbrowy. Widać nie tylko my skorzystaliśmy z tego wariantu są też znajomi zza Brynicy. Godzinny przejazd mija sprawnie. Z Dworca w Częstochowie grupką udajemy się pod Katedrę, gdzie wszystkie grupy się zbierały. Ludzi jeszcze mało, ale z biegiem czasu i zbliżaniu się godz. 10:00 ze wszystkich możliwych ulic zjeżdżały się barwne grupy cyklistów z różnych stron Polski. Są też znajomi z Ostrowa Wielkopolskiego z którymi miałem okazję się spotkać w zeszłym roku jak z Limitem torowaliśmy drogę do Bałtyku. Wybiła 10:00 ks. Grochowski główny organizator i pomysłodawca wita wszystkich i w środku Katedry następuje oficjalne przywitanie i przedstawienie przybyłych grup. Są pątnicy z Radomia, Lublina, Radomia, Radomska, Ostrowa, naszych okolic (Katowice, Gliwice, Racibórz) i wiele innych łącznie ponad 1000 rowerzystów. Po przywitaniu peletonem ruszamy aleją pod Jasną Górę, gdzie w Kaplicy cudownego Obrazu odbyła się msza w naszej intencji. Po całej ceremonii żegnamy się i ruszamy w miasto na małe co nieco uzupełnić kalorie. Fundujemy sobie z tatą porcję giga zapiekanki i burgera. Posileni ruszamy dalej w trasę. Podczepiamy się chwilę za grupą z Radomska z myślą poznania jakieś alternatywy drogi ale jakoś im ta jazda nie idzie więc się odłączamy i ruszamy znanym odcinkiem w kierunku Gorzkowic. Chwilowo rozkopaną krajową 1 by zjechać na starą trasę i boczną drogą DK 91 z oporem pokonujemy kilometry. Ciepło, wmordewind i drobne podjazdy nie ułatwiały zadania. Najważniejsze, żeby utrzymać średnią 20km/h. I tak po kolei z Częstochowy na Rędziny, Rudniki, Kłomnice, Radomsko docieramy do Kamieńska skąd już lokalnymi drogami do miejsca docelowego w Gorzkowicach. Po mimo lekkich niedogodności o przyzwoitej porze docieramy do Babci. Pomimo tych 80 km w nogach jakiś niedosyt w drodze z ryneczku napatoczył się sąsiad i tak by zwieńczyć ten dzień luźnym tempem w barwach zachodzącego słońca robimy małą dokrętkę po okolicy.
Pobudka dziś trochę wcześniej bo o 6:00 z racji porannej dostawy na cito do Radzionkowa. Porannne szykowanie mija sprawnie i o 7:00 już w drodze na firmę. Znów jakiś inteligentny użył klaksonu na zwężce wzdłuż 3 Maja. Po za tym bez większych ekscesów.
Powrót również przesunięty o godzinę bo późno ruszyliśmy do klienta na Krzywopłoty. Wreszcie wybywam o 17:30. Do ślimaka samotnie, a resztę odcinka do Zagórza trochę za króliczkiem trochę przed.
Wieczorem ruszam na pilotażowy objazd trasy którą mam przygotować na sierpień w ramach projektu o wdzięcznej nazwie TOUR DE SENIOR. Najpierw laskiem na Kazimierz po Patyka, ale ma jeszcze coś do załatwienia no to korzystając z okazji nabijam kilometraż robiąc pętlę przez Ostrowy i kol. Feliks i powrót na Kazimierz. Dociera Marcin razem różnymi bocznymi ścieżkami przebijamy się na Centrum Sosnowca. Jedziemy,a tu trach ledwo Patyk wykrakał, patrzę na przód myśle, znów pana i szybka wymiana laćka na Dańdówce bo komary nas żywcem brały. Przecieramy kawałek zaplanowanej trasy i pakujemy się na akademiki. Dłuższa posiadówka i pora wracać na kwaterunek, bo jutro znów w trasę tym razem na rowerze.
Pobudka 6:30 jak w modelu, ale jakoś mi się wstawać nie chce i doleguję jeszcze kwadrans, który potem mi brakuje i znów na biegu szykowanie się do wyjazdu. Uszykowany 7:35 i w drogę. Co do minuty przejazd wyliczony to znów standardową wersją przejazdu. Światła nie co dziś mniej skorelowane i przy stanie 3/1 -z trzech zostaję przytrzymany na ślimaku. Oj się dłużyło się to oczekiwanie na zielony kolor.
Na firmie dziś mniej roboty i udaje mi się wyrwać w połowie dniówki na godzinne spotkanie z jednym z sosnowieckich stowarzyszeń ws. pomocy w organizacji imprezy rowerowej w sierpniu.
Po spotkaniu powrót na Morawę. Na granicy-brynicy przy stawikach rowerowe pozdro górną końcówką z jadącym z naprzeciw BIKO.
Firant na dzisiaj, w presji czasu i myślą (chęcią) udziału w BIDnej ustawce gastroczwartków Domina do BIDY, żwawym tempem wracam na Zagórze. W domu jestem parę minut przed 17:00 telefon kontrolny do Limita odnośnie szczegółów i coby chwilę na mnie poczekali. Niestety mama wyszła z niecnym planem ustawki zakupowej do Reala, także plany się posypały. W takim razie solidna porcja obiadu domowego i kierunek Pogoria. Sakwy napełnione, zakupy zrobione powrót do domu i było by na tyle z tego dzisiejszego kręcenia.
PS. W sobotę wybieram się do Częstochowy na metę VIII Ogólnopolskiej Pielgrzymki Rowerowej. Przywitanie wszystkich grup przy Katedrze planowane jest na 10:00 więc myślę wystartować z domu tak około 5:30 by spokojnie rowerem dotrzeć na miejsce, a potem dalej ruszyć w kierunku Piotrkowa Tryb. na Wieś i zostać do Poniedziałku. Jeśli znajdą się chętni do wspólnego kręcenia to zapraszam. Docelowo na sobotę przewiduję ok. 150 km.
Wtorek znów objazdowy (wschodnia granica), dopiero dziś udało się pokręcić załatwiając sprawy na mieście, a potem zupełnie rekreacyjnie wieczorem na P 3. Miały być kółeczka, a tu pac na ławeczce Frey i JAga tak że halt na małe pogaduchy, które przeciągnęły się do 23:00.
Znów parudniowa przerwa od bika. Więcej ostatnio w Polsce jestem jak na miejscu. W piątek wyjazd kilometry same uciekają, szkoda, że nie dochodzą do roweru bo w 3 dni zrobił bym to co na ogół w miesiąc się kręci.
Swoją drogą ciekawe uczucie było jak jechałem w okolicach Gniezna i mogłem sobie wspomnieć i porównać jak wygląda ten obszar z punktu widzenia jazdy dostawczakiem.
Niedziela również nie rowerowa - spędzona rekreacyjnie w Goczałkowicach.
Po ubogim w niekręcenie weekendzie jakoś mi było obojętne pochmurne niebo za oknem i ruszam standardową trasą do pracy. Dojazd się opłacił dotarło się na sucho. Powrót już trochę mniej wracając podkręcam do PTTKu po zapas mapek, które ostatnio porozdawałem. Wychodząc z oddziału jednak mnie mała mżawka złapała to przeczekuję pod zadaszeniem na center. Dalej przez park na Sielcu i znów pasem awaryjnym na Zagórze.
Wieczorem mała dokrętka jak to ostatnio bywa na Pogorię. Ale pogoda chyba wszystkich odstraszyła bo tylko jednostkowe sztuki można było zobaczyć. Dwie pętle wokoło i powrót przez Zieloną. Bo jutro znów w trasę. Tym razem Wschodnia granica: Krasnystaw, Dorohusk i Krasnobród.
Po wczorajszym całodniowym dostarczaniu foteli i innych produktów, dziś dzień wolnego na firmie, a jutro znów trasa okolice Gniezna i Olsztyna (mazurskiego).
Do 10:00 wyleguję się w wyrku, potem przyszła pora na nadrobienie i uzupełnienie wtorkowego wpisu. Przed 13:00 za oknem nie pada to na bikach ruszam z tatą do ZUS-u, po drodze podrzucając na Środulę Adiemu pendrive. Załatwianie w miarę szybko schodzi i zgaduję się z Kocurem aby wskazał mi jedno miejsce, gdzie tanio mogę naprawić lapa. Niestety zawarte i nic nie załatwiamy. Dalej w trójkę ruszamy na Morawę do firmy. Ugaduję się z kiero co do jutrzejszego wyjazdu i wracamy z powrotem za Brynicę. Pod Humanitasem, żegnamy się z Czarnym i już sami powrót na Zagórze. W domu obiadek i dalszy ciąg robienia domowej księgowości.
Na wieczór znów dokrętka kilometrów tym razem samemu. Za cel przybieram sobie czarny szlak wokół pojezierza dąbrowskiego czyli objazd w pakiecie wszystkich 4 pogorii. W drodze na Ząbkowice łapie mnie mała niegroźna mżawka po której wyszła rewelacyjna tęcza. Z głowie zrodził się nie osiągalny wręcz pomysł dotarcia do końca tego zjawiska pogodowego i tak idąc tym tropem docieram pod Łosień. Niestety czym "bliżej" się mogło wydawać byłem odnalezienia końca tęczy ta zaczęła się podnosić i znów garniec złota przemknął koło nosa. Ale żeby na pociechę znalazłem dotarłem do ogrodowego krasnala, a obok niego na ulicy przyuważyłem piątaka więc chyba gdzieś tu musiała się kończyć. Z granicy Ząbkowic i Łośnia wracam na zaplanowaną trasę. Kawałek wzdłuż torów przy P1 dalej na Antoniów i polną drogą wzdłuż gierkówki na P4. Objazd asfaltem największego z 4 zbiorników i z Piekła na P3. Po pierwszym okrążeniu pitstop na pogaduchy z panem Henrykiem, do grupy dołączył również Domino długobrody wracający z zapomnianej przeze mnie ustawki lodożerców. Dalsze pogaduchy do zachodu słońca. Domin rzuca hasłem o kolejnej ustawce z nalotem na Bidę. Chyba się skuszę. Wreszcie przyszła pora się zbierać towarzysze pogaduchy się rozjechali, a ja na odchodniaczka jeszcze szybszym tempem 2 kółeczka w koło P3 i powrót na Zagórze.
Wtorek zupełnie lepiej się ułożył niż zwariowany początek roboczego tygodnia.
Pobudka standard 6:30, śniadanko na zapas do roboty przetasowanie w sakwie i o 7:35 wyjazd do roboty. Mając na uwadze przeskakujący raptem po niecałych 4 tys napęd na drugim blacie bezpieczniej przy redukcji i rozpędzaniu się ze środkowego.
Trasa jak zawsze. Wylot na światła przy Makro,kawałek DK 94 i od Środuli wzdłuż torów na Morawę. Jak mi się udało przelecieć na pierwszych na zielonym - tempomat pow. 30km/h i podtrzymując dobrą passę na zielonym również przelatuję przy ślimaku i z 3 Maja na Dęblińską.
W robocie też dniówka mniej zakręcona niż wczoraj i udaje się sprawie wybyć przed 16:00. Wcześniej zgaduję się z Ryśkiem na Kato aby przekazać mu zestaw map o które prosił. Umawiamy się wstępnie pod Teatrem Wyspiana, ale w praniu wychodzi ze miejscem przekazania będzie Bogucicka w obrębie AE. Przy dobrej korelacji udaje się również dopasować z Tomkiem na wspólny powrót. Gdy już się trójca zjechała. Chwila pogaduch, żegnamy się i z Tomkiem wracamy na zagłębie. Nie chcąc mi się wracać na Szopki namawiam kompana wspólnych powrotów na modyfikację trasy pokazując inny wariant powrotu. Z Boguciciej jedziemy wzdłuż DK 86 w okolice Dąbrówki, gdzie podtrzymując zieloną passę unikamy świateł i kierujemy się drogą z tyłu TTW wylatując z tyłu Roździenia i dalej na Borki. Na wylocie z Sobieskiego również udaje się przeskoczyć na zielonym. Czas goni to skróciciem z Kilińskiego do Parku Żeromskiego. Dalej już pod Buczka, Fakop i Auchan (tym razem bez zakupowo). Na Józefowie w okolicach Makro się żegnamy ja odbijam na Zagórze, a Tomek na DG. Jutro dzień bez roweru.
Wieczorem znów dobitka kilometrów na P3.
Przed 5:00 wyjazd na dostawy. Katowice - Zawiercie - Szczekociny - Jędrzejów - Chmielnik - Opatów - Kraśnik - Lublin - Zamość - Krasnobród - Przeworsk - Łańcut - Rzeszów - Tarnów - Kraków - Katowice. Całodniowa pętla się szykuje tyle tylko, że w Meśku.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym