Zwariowany ten dzisiejszy dzień. A zaczęło się tak pomimo normalnej pobudki 6:30, jakoś opornie idzie mi zbieranie do pracy i w efekcie startuję z domu dopiero o 7:45. Chcący nadgonić opieszałość od razu nakręcam tempo i suprise - docieram pod światła przy Marko.Samochodów ustawionych na styk by załapać się na fazę zieloną. Z tą myślą nie pcham się do przodu tylko redukcja i mocniejszym obrotem korby próbuję załapać się na zielone i jak na złość tak pechowo przeskoczył mi łańcuch, że skończyło się na 10 cm szlilfie nad kostką. Dalej już bez większych ekscesów.
Dniówka w robocie też na biegu. Wszystko na już i w efekcie kończę o 1,5 h później niż normalnie. Korelacja z Tomkiem się udała. Czekając na mnie poprawiał coś w rowerze. Wreszcie opuszczamy Morawę i tniemy na Stawiki.
Dalej na Kilińskiego skąd za Humanitasem testujemy nowy wariant ominięcia centrum. Udaje się taką ścieżkę dopasować i w efekcie z WSH trafiamy prawie że bezkolizyjnie do Parku Żeromskiego. Dalej kawałek do głównej i przez Buczka, Fakop i Środulę do Auchana na małe zakupy. Ludzi teoretycznie nie dużo, ale na kasie swoje trzeba było odstać. Po zakupach piknik z daniem dnia (koszyk nektarynek i 70 konna czekolada) na pachołkach. Posileni ruszamy jeszcze do Decathlona dowiedzieć się co z moim kaskiem jest nie tak, gdyż on okazał się powodem dlaczego czasem ostatnio "pikam" na bramkach. Okazuje się, że przez prawie cały czas od zakupu (ok pół roku) nie był do końca rozkodowany. Po znów długim czekaniu na udzielnie informacji wreszcie ruszamy dalej na Józefów, gdzie ja odbijam na Zagórze, a Tomek tnie dalej na DG.
Wieczorem na zakończenie dnia z fatrem na koło pokręcić się po okolicy. Standardowo padło na P3. Kręcimy 2 kółka, przerwa na Molo, ale żadnej znane twarzy niewidzę to kusem do domu na Zagórze.
Pierwszy weekend lipcowy nie okazał się zbyt owocny w kilometry. W sobotę była propozycja wypadu z Duchami na "Dupkę", ale mamona robi swoje i sobota okazuje się dniem pracującym (z racji weekendu tylko na półdniówki) zrobić dostawę i w południe jestem w domu. Aura w porównaniu do początku dnia się powoli klarowała, ale sensu już nie było gonić wariatów (w pozytywnym znaczeniu słowa) i dzień ucieka na leżakowaniu i porządkach domowych. Do tego dochodzą większe zakupy i wymiana hamulców w rowerze u taty. Zlatuje do 21:00. Pogoda w miarę to decyduję się pokręcić trochę chociaż.
Aha najpierw bikem do Pogorii na zakupy, a potem na Pogorię III porobić parę kółek. Porobił bym gdybym znów nie spotkał znajomych twarzy. Jazda wokół zbiornika kończy się na 2 okrążeniach potem dłuższa posiadówka na ławkach w towarzystwie Ola (Grześka) i Andrzeja. Gdy już przyszła pora, że krwiste bestie komarzyce zaczęły umilać nam rozmowę w blasku nocnych latarni przyszło się ewakuować. Andrzej zmyka gdzieś w oddali, a Ja postanawiam Ola odprowadzić na Pogoń. Tak też się staje. Docieramy pod Promilka, gdzie każdy w swoją stronę. Mi mało jazdy, a ostatnio nocne wycieczki po mieście polubiłem to kierunek gdzie koło poniesie po mieście. Jak na sobotę na centrum drętwo, także powoli w okolicach 0:00 zawijam na kwaterę.
Niedziela też wstępnie ustawiona rowerowo z Pawłem i dziewczynami, a w praniu wyszedł wyjazd do Rabki na spotkanie ze znajomymi z obozu językowego i dzień zleciał bez bika, ale też na sportowo oglądając i kibicując naszym siatkarzom.
Dla odmiany, a to dla tegoż iż wczorajsza trasa przekroczyła przepisową dniówkę i dziś mogłem sobie odbić tą różnicę czasową. Faktycznym powodem było zawiezienie do Jaworznickiego PTTK książeczek moich klubowiczów do weryfikacji.
Wstępny plan był pobudki o 7:00 na spokojnie się wyszykować i o 8:00 bez spiny ruszyć na Jaworzno załatwić w PTTK i ruszyć dalej do roboty, ale nie to by było za piękne jak bym zamierzenie to zrobił i w sumie dobrze, że później wyleciałem.
W praktyce wyglądało to tak, że o 8:00 dopiero zwlokłem się z wyrka, śniadanie w postaci solidnej porcji makaronu, pakowanie, a następnie 10 minut przed 9:00 wyciągam koło i w drogę. Z obawy, że mogę się nie wyrobić w zamierzonym czasie od razu szybkie tempo.
Trasą od siebie w kierunku Zajezdni PKM, dalej na Juliusz, skąd lasem wzdłuż torów przebijam się na Maczki (na pierwszych 10 km przed podjazdem na Szczakowej pada rekord średniej 29km/h) co prawda nie udało mi się jej już dłużej przytrzymać ale i tak jestem zadowolony. Ze Szczakowej już jak droga prowadzi na Centrum Jaworzna na Grunwaldzką. W efekcie dobrej średniej nadrabiam czas i o 9:25 jestem już pod Oddziałem. 5 min przerwy na przekazanie książeczek. Telefon do Marka - potwierdzający dostarczenie i śmigam na Morawę. Z Centrum wzdłuż głównej osi przelotowej przez miasto na Osiedle Stałe (przymusowo chodnikiem, gdyż wyjątkowo dużo patroli krążyło, a na tej trasie stoją znaki zakazu jazdy rowerem i z musu chodnikiem, ale w większości nawierzchnia asfaltowa to można było gonić. Z OST na Łubowiec i wylot na Fasion Hause i Niwkę. W Mysłowicach na moście wybija 10:00 jestem planowo. Dalej wzdłuż trasy tramwaju T14 docieram na Szopienice. Zygzakiem po rozkopanych Szopkach na Morawę do bazy.
W robocie głównie przygotowania logistyczne związane z przyjazdem kolejnego kontenera z kolejnymi fotelami no i oczywiście rozładowanie sześćdziesięciu 80 kg foteli.
Pod koniec dniówki dzwoni Tomek i wreszcie po całym tygodniu udaje się zgrać na wspólny powrót. 16:20 wybija Tomek już czeka i ruszamy. Skrótami na azymut w kierunku Auchana, gdzie robimy małe zakupy. Wychodzimy, a od wschodu nadciąga front burzowy. Niezrażeni tym rozsiadamy się na pachołkach w celu nabicia elektrolitów w postaci koszyka Nektarynek i wysoko-konnej gorzkiej czekolady. Posileni przez Józefów lecimy na Zagórze, gdzie pod moją kwaterą się rozjeżdżamy. Burza jakoś dziwnie idzie więc chyba i Tomkowi uda się na sucho dotrzeć na Łosień.
Dziś dzień znów niestandardowy. Remanent na firmie skończony to zaczęły się trasy. Po wczorajszej wieczornej jeździe na tlenie za Andrzejem (Haibikem) spało się rewelacyjnie, aż z tego wszystkiego budzika nie słyszałem i dopiero dzwonek kumpla mnie obudził, że wyjeżdża już z bazy. No ładnie 4:55 czas operacyjny 15 minut. Pakowanko kanapka w zęby reszta do sakwy i rowerkiem by zdążyć na krzyżówkę pod Makro, gdzie miał mnie przejąć. Docieram na styk rower na pakę i jedziemy do Buska z dostawą. W miarę się ogarniamy i na południe powrót do bazy. Reszta dniówki już na bazie.
Pod koniec próba korelacji z Tomkiem ale znów ciężko się dopasować więc samemu kręcę na Zagórze. Powrót dość opornie ciepło kręcić się nie chce za szybko to tempomat ustawiony na 15 km/h. Z Morawy na Borki i różnymi ścieżkami generalnie wzdłuż 3 Maja na Zagórze.
Wieczorem jak już Słońce chowało się za bloki to wytaczam się znów z domu i idę ustawić młodemu hamulce, a potem znów slowly przejażdżka po Zagórskich blokowiskach (Długosza, Mec, BMC, Kisielewskiego, Gwiezdna i Białostocka). Jutro chyba dopiero rower jeśli juz to wieczorem bo z rana dostawa do Karpacza.
Dziś nieco później do roboty bo aż o godz. później niż normalnie. Trasa również trochę inna niż zawsze ale dystans km wyszedł niemal, że podobny.
Po pracy jazda na skróty czyli z Morawy przebijam się na Stawiki i dalej na Kilińskiego, gdzie przy WSH padam w skrót i wylatuję na Pogoni. Dalej na Żeroma i kieruję się na Hutę Buczek skąd wzdłuż torów na Konstantynów i już Plejada. Przeskok na stronę Parku przy Górce i ostatnia prosta pod górkę na Zagórze.
Przerwa na jakąś strawę obiadową. W planach krótka drzemka i nici trzeba zbierać manele. Przypinam sakwy i kierunek CH Pogoria odebrać zakup. Powrót do domu i już bez zbędnych tobołów "pusty" lecę do Auchana odebrać fakturę i kierunek PTTK uzupełnić formalności papierkowe po ostatniej wycieczki.
Z Oddziału próba korelacji z Tomkiem i Monią ale siedzą na giełdzie rowerowej i stwierdzaj, że wracają PKP, więc samotnie przez Pogoń do Będzina. Przy targu ścieżką wzdłuż wałów na P3 szybkie okrążenie i z ekipą ghostów (Andrzejem, Patrycją) i z poza Miłoszem *chyba imienia nie pomyliłem na Zagórze, gdzie pod domem hamuję z rozpędzonego pociągu.
Jak to bywa w poniedziałki ciężko zmusić się do wstania i jazdy do roboty ale co zrobić trzeba się zbierać. Pobudka standard 6:30 ale wyjątkowo się grzebię i znów późno wyskakuję z domu i trzeba naginać. Słońce niepewnie wygląda zza chmur ale mimo to decyzja jazdy na krótko. Pomimo nie sprzyjających wszystkich świateł na trasie i wmordewindu udaje się dotrzeć na czas. W robocie dziś mobilnie pakujemy towar i wyjazd na dostawę nowym Trafikiem do Warszawy i nie tylko.
Jak to w Stolicy bywa drogi tam albo zakorkowane albo pozamykane i co raz to nowe objazdy i tak zlatuje do 16:00. Przebić się tylko na Janki i jak droga prosta "ósemką, a potem jedynką" na bazę. Z racji, że kiero i tak jechał na Zagórze to powrót również w szoferce, a bike w bagażniku. Wieczorem biorę się za czyszczenie po sobotnich harcac i smarowanie łańcucha.
W sumie można by powiedzieć, że dzień już zaczął się od północy, gdy wracałem z finiszowania sobotniej wycieczki w Bobrownikach, ale ten etap dnia zostawiłem do podsumowania soboty.
Na dziś wstępnie zaplanowałem wreszcie udać się na ustawkę Oli, ale jak to już tradycją się staje albo nie mogę albo zaśpię tak jak to miało miejsce i tym razem. Wyrko na tyle było przyciągające, pora na regenetację więc budzę się dopiero po 10:00 i nie ma co pociąg ustawkowy znów pojechał beze mnie.
Zostało uhonorować niedzielę po bożemu: na sumę do kościoła obiadek i na popołudniowy objazd. Korzystając z chwili na pierwszy ogień poszedł Patyk, który wyszedł mi z pomocą w odzyskaniu danych. Z uwagi, że Marcin ma jeszcze parę punktów do zrealizowania to po 19:00 się żegnamy i ruszam na mały objazd na Park w Kazimierzu i dalej na P3, gdzie objeżdżając zbiornik 4-krotnie spotykam koleżanki z osiedla na rolkach (jednoosiowych czterokołowcach), Pawła, z Hańkiem w przelocie oraz Maćka i Staśka. Z Pogorii bez zbędnego kręcenia po zachodzie słońca do siebie na Zagórze.
Dzień bez końca, ale spędzony w doborowym towarzystwie i pomimo porannego przepłukania deszczem humor towarzyszył do samego końca.
Opis w wolnym czasie narazie idę w kimę.
EDIT: Pora nadrobić wpisem ten sobotni zwariowany dzionek. Zaczęło się dość niepewnie. Pobudka standardowo jak do pracy czyli 6:30 spoglądam za okno, a tu słota i padający mżysty deszcz. Nie będzie za ciekawie, ale cóż jechać trzeba. Przyszła 7:30 przyszło ruszać i deszcz ustaje. Trochę okrężną drogą przez Pekin i Kukułek do Centrum pod fontannę. Ekipa już prawie w komplecie. Z Darkiem analiza kogo brakuje, a kto ewentualnie przestraszył się pogody lub z innych względów musiał zrezygnować. Czekamy jeszcze na mojego drugiego "Ja". Kwadrans studencki minął więc ruszamy by planowo zgarnąć po drodze kolejne osoby. Na Bogucicach punkt kulminacyjny opadów, jak to bywa na strefie buforowej terenu przybrynicznego. Przecinamy chmurę i zmoczeni docieramy pod Silesię, gdzie dołącza Teresa. Od tego momentu aura zaczęła z nami współpracować przestaje padać i w dodatku powoli zza chmur zaczynają przebijać się jeszcze znikome ale progresywnie promienie słońca. Chwila postoju i lecimy pod Wesołe Miasteczko, gdzie do wesołej kompani dołącza Rysio. Po drugiej stronie parku miał na nas czekać jeszcze jeden uczestnik więc decydujemy się jechać główną alejką przez park. Już się fajnie rozkręcamy a tu halt (co jest) okazuje się, że Posłowie najechali Śląsko-Zagłębiowską ziemię. W Parku miejsce na swój kongres wybrała Platforma z kolei u mnie na Zagórzu w halach Expo debatują na Kongresie PiS-owcy. Tyle na temat polityki. Wracając do wątku Środek Parku w obrębie hali Kapelusz okratowany więc tą całą strefę zero jakoś bokami musieliśmy ominąć. Przy AKS-ie okazuje się, że ów uczestnik jest dopiero w Siemcach to abyśmy nasz plan po drodze zrealizowali dogadujemy się, że spotkamy dopiero pod Guido. Kto miał dotrzeć dotarł więc w całości zakręcamy w Chorzowie pod Szyb Prezydent znajdujący się również na szlaku i podbijamy książeczki. Dalej prowadzeni przeze mnie do Rudy by chwilę odsapnąć przy Dworcu w Chebziu. Kolejny przykład budynku który z wierzchu jeszcze w miarę wygląda, a środek to ruina. Nadgoniliśmy trochę czasu to koryguję plan i po drodze docieramy już w Zabrzu by podbić się w Skansenie Górniczym Królowa Luiza. Niestety w weekendy w większości obiektów na szlaku konieczne jest wcześniejsze uzgodnienie i pozostaje nam jedynie zwiedzenie obiektu z zewnątrz jak i wystawy pojazdów militarnych znajdujących się również na placu. Zbliża się pora naszego wejścia do Guido to ruszamy do głównego punktu dzisiejszego dnia. Formalności chwilowa zamiana naszych kasków na górnicze, przywitanie z przewodnikiem i ruszamy pod ziemię spenetrować poziomy 170 i 320. Nie zawsze udaje się trafić na ciekawego przewodnika, ale Pan Romuald stanął naprawdę na wysokości zadania opowiadając historię oraz życie na kopalni puentując każdą ciekawostkę śląskim humorem. Niewiadomo kiedy ucieka nam przeszło 3 godz. i pora wyjechać na powierzchnię. Wychodząc z szybu zupełnie inna pogoda prawie bezchmurne niebo i słońce które towarzyszyło nam do wieczora. W Zabrzu próba złapania jeszcze pieczątek w Muzeum Górnictwa oraz przy Szybie Maciej, ale już po czasie i kończy się tylko na oględzinach zza płota. Przy Macieju mała rotacja i podział grupy. Pod przewodnictwem Darka przez Katowice odłączają się Teresa i Andrzej, a reszta czyli Ja i drugi Ja, Limit dwóch Ryśków i Adrian ruszamy na Azymut - gdzie droga poprowadzi. Objeżdżamy wokół ogrodzenia kąpielisko na Maciejowie i lądujemy w lesie, dalej przez łąki pokradła i bagienko wyjeżdżamy gdzieś w polach. Dalej kawałek niebieskim szlakiem wokół Zabrza i objazdami docieramy do drogi na Bytom. Na Rynku przerwa dla lodożerców. 18 wybija na wieży pora turlać się dalej. Kierunek Piekary Śląskie i dalej Wojkowice. Pod Netto już na terenie Zagłębiowskiej ziemi przerwa na tankowanie. Z Ryśkiem wpadam do Netto po zapas płynu wychodząc dostrzegamy znajome gęby. Któż to - a to nikt inny jak Frey i Jagaryba za namową których ruszamy do Bobrownik na imprezę plenerową z okazji święta Gminy. Docieramy na scenie lata 80 czyli Sztywny Pal Azji, śmiechy, rozmowy i dzień chyli się ku końcowi następnie po dłuższej przerwie wchodzi na scenę Robert Gawliński i rozpoczyna się finałowy koncert Wilków. W rytmach Baśki, Bohemy i innych przebojów ucieka do 22:30. Koncert powoli się kończy uniknąć przeciskania się przez bramy na Bisach opuszczamy Stadion, Rysiek ciągnie do siebie na Załęże, a my nocne marki przez Rogoźnik wtaczamy się na Górę Siewierską, gdzie podziwiamy Zagłębie nocą. Dalej na Psary, gdzie odstawiamy Limita i już w trójkę Ja, Frey i Jadzia przez Gródków, Łagiszę do Będzina, gdzie przy targowisku odłączam się i samotnie na DG i do domku.
Pomimo falstartu pogodowego dzień miło spędzony trasa pętlą wyszła następująco: Sosnowiec - Katowice - Chorzów - Świętochłowice - Ruda Śląska - Zabrze - Bytom - Piekary Śląskie - Wojkowice - Bobrowniki - Rogoźnik - Strzyżowice - Góra Siewierska - Psary - Gródków - Będzin - Dąbrowa Górnicza - Sosnowiec.
Ta pogoda przechodzi sama siebie już miało być ładnie wczoraj znośnie ale zimno, a dziś znów ni w 3 ni w 5. Pochmurno, co chwilę deszcz, ale stosunkowo w miarę ciepło.
Rano budzę się za oknem ciemne chmury ale to co z nieba leci nie wygląda groźnie i decyduję się na rowerowy dojazd do pracy. Trasa standardowa. Powrót lekko objazdem wstępując do PTTK-ku, a następnie do Auchana ogarnąć czy są tusze do Canona. Zwiad zrobiony - do domku na obiad i przed 19:00 ruszam znów na Auchan po zakup owych tuszów. Powrót w rzęsistym deszczu. Oby jutro pogoda dopisała.
7:30 wyjazd do roboty trasa standard.Rześko mogłoby być trochę cieplej. W robocie zgaduję się z Tomkiem na wspólny powrót. Parę minut po 16:00 Tomek stoi już n pod bramą. Na początek do PTTK-u odebrać legitymację. Dalej różnymi zakosami przebijam Tomka do Parku na Środuli i dalej na Zagórze. Gdzie się żegnamy.
Wieczorem na dokrętkę Pogoria, Zielona, Ksawera, DG i na Zagórze.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym