Kolejny dzień urlopowego szaleństwa na Mazurach. Niby słonecznie ale wietrznie. Dziś na raty zmierzamy za namową Teresy zwiedzić Mikołajki. Późnawo się wstało z wiadomych względów, a co nikt nas nie rozlicza z kilometrów. Wreszcie ruszamy na raty w ustalonym kierunku. Od momentu wyjazdu z obszarów leśnych na otwartą przestrzeń jazda szła opornie. Trzeba było nieźle się urobić przy bocznym wietrze. Przy fontannie łączymy się z ekipą która przed nami dotarła i regenerujemy siły. Zwiedzając marinę, starówkę i futrujemy obiadek posilając się rybką. Powrót nieco terenem i lasem. Zachciało się co poniektórym terenu taki też przybrałem azymut. Po drodze podziwiamy widoczki z ambon widokowych na jezioro Łuknajno i Śniardwy. Od Jagodnego powrót na asfaltową nawierzchnię i zwrot na Wilkasy. Wieczorkiem gill z nowo poznanymi Beatą i Pawłem. Dziś zmęczenie mnie wcześniej dopada i za przykładem Marcina idę przykleić się do poduszki.
ICM-owskie prognozy się sprawdziły załamanie pogody wietrznie i deszczowo. Niektórzy zlotowicze gdzieś lokalnie się kręcili, a większego forum wedle programu do wyboru trasa rowerowa przez Puszczę Borecką, rejs statkiem po mazurskich wodach lub wycieczka autokarowa w rejony Węgorzewa, Gierłoży i Świętej Lipki.
My korzystając, że mamy jednak blachosmordy ze sobą by nie zmoczyć się za bardzo ruszyliśmy na zwiedzanie samochodami. Na początek za cel przybraliśmy główną Kwaterę guru III Rzeszy Adolfa w Gierłoży. Tutaj się znów sprawdza fakt, że czasem najgorszy teren dzięki dobremu przewodnikowi staje się ciekawy i godny uwagi. Z Gierłoży do Kętrzyna. Kolejne punkty Zamek Krzyżacki i Bazylika św. Jerzego z Marcinem zdobywamy wieżę pseudowidokową za którą jeszcze chcą zapłaty. Ah polska mentalność nic zachęty ino sępią kasę. Ale niewarta polecenia małe okienka przez które rozciera się skąpy widok na panoramę starego miasta.
Pora się zbliża pozwiedzali, obiadowy futrunek i lecimy do ostatniego punktu w naszym programie Twierdzy Boyen w Giżycku. Według mnie najciekawszy obiekt i najwięcej wiadomości z poznania jej wyniosłem.
Wieczór już pogodny. Robimy sobie małe rozgrywki ping-pongowe. Potem dalsza integracja Karaoke i szantowe tany w Tawernie do późnych godzin nocnych.
Dzień roboczy zlotu czyli czas na pierwszą krajoznawczą trasę zlotową.
Po wieczornych analizach trasy po 9:00 ruszamy na wyznaczoną trasę zlotową Giżycko - Szynort - Pozedrze - Giżycko.
Wyrównanie ciśnienia w kołach na stacji i w drogę. Już na pierwszych kilometrach mijamy mniejsze podgrupki inni nas i tak do Szynortu po drodze focenie, pieczątki i dalej. Czas w punkcie zwrotnym dość dobry więc zbaczamy z trasy i realizujemy wariant B - czyli dodatkowo objazd jeziora Mamry. Po drodze zaliczamy Kwaterę Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych III Rzeszy w Mamerkach. Kolejny punkt zwrotny Węgorzewo z futrunkiem obiadowym i wracamy na Szlak pierwotny w Pozedrzu. Tu też penetrujemy kolejne schrony nazistowskiej elity tym razem Kwaterę Heinricha Himmlera zwaną Czarnym Szańcem. Z Pozderza na Giżycko po zapasy żywnościowe i powrót do Wilkas na kwaterunek.
Dziś zupełnie inna aura wczoraj Mazury przywiały nas deszczykiem, a dziś słonecznie. Wedle rozpiski uroczyste rozpoczęcie zlotu przewidziane na 11:00.
Po nocnych wojażach udaje się sensowne wstać i odziani w klubowe kamizelki pod Amfiteatr w Wilkasach na uroczyste otwarcie już 62 Centralnego Zlotu Turystów Kolarzy. Kolarze i Kolarki jak to włodarze sklasyfikowali powoli zjawiają się i skarpa z widokiem na Jezioro Niegocin powoli się wypełnia Kolarzami z innych polskich miast i również z zagranicy. Według oficjalnych danych ponad 600 uczestników. Po przemówieniach oficieli i organizatorów ruszamy całą tą chmarą do Giżycka. Na początek pod Krzyż Brunona na zbiorowe foto pamiątkowe.
Po uwiecznieniu się ruszamy już sami klubowi zlotowcy w składzie Marcinów Gozdków dwóch, Limit, Waldi, Darq, Ela, Janusz i Stasiek na objazd Niegocina. W Rogowie zatrzymujemy się na pierwszy mazurski obiadowy futrunek. Tanio, dobre i do syta. To lubię. Degustacja zakończona kręcimy dalej na Giżycko. Dziś mniej zwiedzania. W sumie przejazd taki na rozkręcenie. W Giżycku zakup Grilla ochrzczonego na klubowy. Wieczorem odprawa i omówienie pierwszej trasy zlotowej, a potem czas na wypróbowanie grilla.
Dopinanie wszystkiego na ostatni guzik i pakowanie się na ostatnią chwilę sprawia, że w kimę idę dość późnawo, a o 6 zaplanowałem zbiórkę na wyjazd. Pobudka w godzinie W. no ładnie ogarniam się na biegu i ruszam na Stary Sosnowiec na zbiórkę. No cóż Prezes tym razem ostatni i jeszcze spóźniony. Już w komplecie na 3 auta zmierzamy w kierunku Giżycka. Za oknem nie za specjalna pogoda do jazdy, ale udaje się bezpiecznie dotrzeć. Z Waldkiem docieramy pierwsi i załatwiamy wszystkie formalności związane z zameldowaniem się w domkach. Gdy już docieramy wszyscy rozlokowujemy się i jak przestaje padać idziemy zarejestrować się u organizatorów zlotu. Potem już kto co woli Szanty, dyskoteka i impreza do rana.
No i dwutygodniowy wypad wakacyjny dobiega końca. Nie udało się załapać na wczorajszy pociąg przez co dziś możemy na odchodne zwiedzić starówkę Torunia. Gdyby nie pogoda, gdyby nie przeziębienie, gdyby nie tyle przygód po drodze pewnie bylibyśmy jeszcze w trasie powrotnej, ale nie ma co gdybać i tak udało nam się zrealizować cel minimum dotrzeć do najdalej wysuniętego miejsca w Polsce, przeżyć fajną przygodę pełną wrażeń, wspomnień, wspaniałych i niezapomnianych widoków które na długo pozostaną w pamięci, dojść do wniosku, że jednak w Polsce jest jeszcze dużo obiektów i obszarów, które warto odwiedzić, poznać na swojej drodze życzliwych i ciekawych ludzi. To też fajna lekcja czego unikać, co się przyda, a co służy jako zbędny balast oraz jakie wnioski wyciągnąć na przyszłość.
Ostatni dzień naszej wyprawy też nie był spokojny. Korzystając, że doba w domu turysty PTTK trwa do 12:00, a pociąg powrotny mamy dopiero po 15:00 więc sobie folgujemy i byczymy się dłużej. Lekkie śniadanie i ruszamy na starówkę. Korzystając z uprzejmości tutejszego oddziału PTTK zostawiamy nasze pojazdy i dość żwawym tempem ruszamy obejrzeć najciekawsze obiekty gotyckiego Torunia. Na początek kościół NMP podziwiając ogromną powierzchnię tego gotyckiego obiektu oraz jego ołtarze oraz zachowane figury i obrazy. Dalej do it gdzie łapię jak to ja jedną z ostatnich pieczątek wyprawy oraz mapkę starówki. Następne w kolei muzeum miejskie na które schodzi nam dużo czasu ale jak tu się oprzeć takim eksponatom z XVII w. i starszym. Kawałek namacalnej historii. Dalej wodzeni za mapą do kościoła św. Janów ale był w trakcie renowacji i lecimy do domu Kopernika. Czasu coraz mniej więc rezygnujemy z wzgórza zamkowego i idziemy obejrzeć tą toruńską krzywą wieżę. Pora już późna, trzeba tutaj na spokojnie przyjechać i obejrzeć resztę. W podskokach do PTTKu po rowery dziękujemy za gościnę i gonimy na dworzec, ogarniam połączenie bilety i już spokojnie z 10 minutowym zapasem czasu na peron. Jak zwykle przedziałów dla rowerów u naszej PKP jak na lekarstwo więc wrzucamy nasze pojazdy na sam koniec składu i do Łodzi zmieniając pozycje (kucki, stojąca, opierająca, chodząca) jedziemy na końcu przy WC-cie :D. W łodzi zwalniają się boksy i pakujemy się do ostatniego z rowerami i tym całym zapleczem naszym zapleczem bagażowym, ale trafił się nam jakiś służbista i rowery musieliśmy z powrotem odstawić na koniec pociągu. Ruchu na końcu pociągu za dużo nie było i podróż mijała spokojnie. Od Częstochowy już szarówka za oknem. Ja już wyprawiony w boju podróżnik naszą polską koleją ogarniałem ile nam pozostało do wyjścia. Ruszamy z Zawiercia pora przygotować się do wyjścia. Na następnej pora wysiadać. W końcu Dąbrowa sprawnie się wyładujemy z pociągu, a tu niespodziewany komitet powitalny, gdzieś nas przylukali Wili i Dydek, no to pamiątkowe foto na odchodne oraz opis przygód w pigułce. Starczy tego dobrego, Adam rusza do siebie na Psary, a Ja z chłopakami na Zagórze. Pokazując jak "ciężarówką" szybko idzie się rozpędzić.
Więcej nie ma co dodawać łącznie w dwa tygodnie przejechane ok. 1300 km. Wstępne podsumowanie w opisie z dnia ósmego. Cztery dni przerwy i znów w trasę tym razem Góra św. Anny.
Etap dzisiejszy Grudziądz - Toruń. Wczorajsza próba wydostania się z Grudziądza pociągiem się nie udała i wyszło to na plus bo mieliśmy przynajmniej czas na poznanie miasta.
Po nocy spędzonej w Bursie, wpisanej w szereg schronisk młodzieżowych dzień zaczynamy od zwiedzenia starówki. Rano odszukuję gdzie tu jest it i tam zmierzamy. Gościnni pracownicy opowiadając co warto zwiedzić i umożliwiają nam pozostawienie naszych maszyn i na spokojnie zwiedzić miasto. Na początek ruszamy do muzeum, gdzie przy ponad godzinnym zwiedzaniu oglądamy różnotematyczne ekspozycje. Po zwiedzeniu udajemy się po nasze pojazdy i już na rowerach na wzgórze zamkowe. Co prawda po zamku zostały tylko fragmenty ale stamtąd rozciąga się panorama na miasto oraz deltę Wisły. Długo się nie cieszymy tymi widokami bo zaatakował nasz deszcz i chronimy się pod jedną z bram. Pół dnia już nam uciekło, a pogoda nie wygląda na taką by się poprawiła więc podążamy do Torunia, żeby tam dopaść pociąg. Przy tej aurze i bocznym zimnym wietrze schodzi nam cały dzień. Ku regeneracji sił po drodze zawitaliśmy do Chełmna na obiad. Garmin tak nas poprowadził, że zdobywając miasto musieliśmy się wtoczyć pod schody "pokutne" by dotrzeć pod bramy starego miasta. Pod Urzędem miasta przeglądam mapę gdzie jest informacja aby załapać się na kolejną pieczątkę. Według niej it znajdowała się na Rynku, który jak w większości polskich miast przechodził generalny remont i w tym chaosie oprócz elektronicznego info nie znajduję tego co bym chciał. Po degustacji ruszamy dalej w kierunku miasta Kopernika. Po drodze kilka podjazdów (jeden 11%) dało nam możliwość się rozgrzać, a popalić boczny wiatr który w maksymalnych porywach szarpał nami jak chciał. Ilość ścieżek rowerowych na tym obszarze Polski jest oszałamiająca na 20 km przed Toruniem bezpiecznie wzdłuż drogi wojewódzkiej mogliśmy dotrzeć do miasta. W samym Toruniu też ścieżki pierwsza klasa, szerokie, asfaltowe, a obok chodnik z kostki brukowej. Da się da, a u nas taką chałę odwalają. Do Torunia docieramy coś po 20:00, krótko gościmy na Rynku - foto kamienic i oczywiście Kopernika po czym jedziemy na drugą stronę Wisły by dotrzeć do Dworca PKP, znów na moje szczęście pociągu bezpośredniego już nie ma i jutro najwcześniejszy o 7:00, a następny po 15:00. No i bardzo dobrze przy pomocy Garmina kwaterujemy się w domu turysty PTTK i będziemy mieli czas bliżej poznać uroki Torunia. Aha w drodze do kwatery PTTKu na dobranoc podziwiamy miasto nocą. Widok oświetlonej starówki widziany z mostu bezcenny. Wyprawa powoli dobiega końca jutro pakujemy się w pociąg. Na zakończenie tej pełnej przygód wyprawy zatrzymujemy się jeszcze przy jednej z fontann, która światłem i dźwiękiem niczym fajerwerki spuentowała to czego dokonaliśmy.
Po wczorajszej ponad 3 godzinnej lekcji historii na żywo na Zamku w Malborku, dzisiejszy dzień poświęcony był zwiedzeniu pozostałych jakie będziemy mijać na naszej trasie w drodze do Torunia.
Czasu coraz mniej na powrót, pogoda się popsuła więc zmieniamy nasz program powrotu, zwiedzamy ile się da i potem w pociąg. Do tego Limita złapało jakieś przeziębienie i nie ma sensu dalsze męczenie organizmu.
Zrealizowany dzisiejszy etap: Malbork - Grudziądz. Wstajemy później niż zwykle i z Malborka wyruszamy coś po 11:00. Aura nie za ciekawa - boczny wiatr przelotne i upierdliwe deszcze i niska temperatura nie ułatwiają tego. Garmin dziś pod moje dyktando prowadził trasę. Pierwszym punktem jaki mieliśmy na trasie był Sztum. Jest tam zamek, ale remontowany i większość już prywatna więc nic oprócz focenia z zewnątrz nic nie załatwiliśmy, nawet nie złapałem pieczątki. Chmury coraz ciekawsze, ale z myślą, że jakoś prześlizgniemy się ruszamy w kierunku kolejnego zamku tym razem w Gniewie. 3 razy udało się uchronić przed deszczem, a dziś za 4 razem w wiosce Gurcz nas dopadło. Na domiar złego przystanek był jakieś 300 metrów dalej. Na odcinku do Janowa udaje się nam troche wysuszyć i w nagrodę mieliśmy wycieczkę promem po Wiśle i to w obie strony. Najbliższe mosty oddalone o ok. 40 km więc była to jedyna drogą aby dostać się do Gniewu. Z pomocą miastowych udaje się dojechać do bramy wjazdowej. Kupujemy bilety i udajemy się zdobyć kolejny Zamek. Krótsza ale również ciekawa ekspozycja zajęła coś koło godziny. W brzuchach pusto więc na runku zamawiamy sobie obiad i dumamy nad dalszą trasą. Jak by dojechać do dalszego punktu. Pomimo innych kombinacji wracamy w kierunku przeprawy promowej i wschodnią stroną Wisły docieramy z przerwami do Kwidzyna, gdzie docieramy trochę po czasie i nie udaje się zwiedzić Zamku i kończy się na foceniu z zewnątrz. Czasu jeszcze trochę zostało wiec jedziemy do Grudziądza i tam poszukamy noclegu. Aura była trochę lepsza niż przez cały dzień i parę minut po 20:00 docieramy do ów miasta. Limita coraz bardziej rozkłada więc zamiast szukać noclegu najpierw jedziemy na PKP zobaczyć czy koleją już dotrzemy w kierunku domu. Akurat z Grudziądza nie ma połączenia dobrego więc szukamy kwatery. Kończy się na tym, że lądujemy w Bursie studenckiej w Grudziądzu. Jutro chyba tylko do Torunia i pakujemy się jak zdążymy w pociąg na Dąbrowę. Ambicja ambicją i chęć rowerem dotarcia do domu duża, ale zdrowie najważniejsze i wybieramy taki sposób dotarcia do domu. Plan min. dotarcia nad Bałtyk i zwiedzenie Malborka zaliczony więc i tak są powody do zadowolenia.
Wczorajszy dzień zakończony w Pszczółkach, nocleg rewelacja internet śmiga więc nadrabialiśmy zaległości w galerii wrzucaliśmy fotostory z kolejnych dni.
Plan na dziś był dotrzeć do Malborka zwiedzić zamczysko i jak się uda dalej uderzyć na południe.
Z przyzwyczajenia wstajemy dość wcześnie coś koło 6:00 za oknem pada więc dolegiwania ciąg dalszy, w końcu zaczyna się rozpogadzać i wiemy już, że chyba na Malborku się dzień skończy.
Czyszczenie rowerów po wczorajszym błotnistym odcinku specjalnym i ruszamy. Kurs na Tczew. Wiatr z zachodu więc połowę drogi jechało się w miarę, gorzej jak droga szła na południe wtedy walka z bocznym wiatrem. Z drobnymi przerwami docieramy do Tczewa. Jak to już w każdym mieście jedziemy do centrum szukać informacji co bym złapał pieczątkę. Na jednej z ulic trafiam na mapę i kierujemy się w kierunku punktu z literką i. Kolejna chmura nas dopada więc zatrzymuję się pod dachem. Nagle olśnienie jest to muzeum a dokładnie Muzeum dolnej Wisły w Tczewie, tutaj zdobywam pieczątkę, przy okazji dowiaduję się, że wstęp wolny i korzystamy z zaproszenia portiera i udajemy się zobaczyć bardzo ciekawą interaktywną ekspozycję. Również natrafiam na informację, która była za rogiem i tam łapię parę materiałów promocyjnych i oczywiście pieczątkę. Po zwiedzeniu ekspozycji, którą około godziny zwiedziliśmy ruszyliśmy dalej. Garmin prowadzi od razu na krajówkę, a Ja modyfikuję tą trasę i jedziemy najpierw na rynek i dalej na słynne tczewskie mosty na Wiśle, wprawdzie zamknięte dla ruchu samochodowego ale z rowerkami udaje się przedostać na drugą stronę. Coś pięknego po takim moście przejechać. Oczywiście focimy ten obiekt i gonimy do Malborka.
Uciekając przed kolejną chmurą na wysokości Kończewic wpadamy na krajówkę i z pomocą wiatru na plecy 10 km odcinek pokonujemy w rewelacyjnym czasie.
Szukamy kwaterunku udaje się znaleść pod samym Zamkiem więc zostawiamy bety i idziemy najpierw na oblężenie Biedronki skąd wyciskamy ostatnie soki z tego owada i zbieramy się na zdobycie zamku.
Ogarniamy gdzie w tym molochu są kasy i czekamy jak się rozpocznie nasze wejście z przewodnikiem. Ruszamy samego zwiedzania na 3 godziny. Trafiamy na przewodniczkę, która zafundowała nam zwiedzanie w przyśpieszonym tempie aby zdążyć cały program zrealizować. I tak nie udało się wszystkiego zobaczyć, z racji późnej pory nie udaje się zobaczyć wszystkiego.
Etap na dziś krótki Pszczółki - Malbork, a od jutra chyba zmienimy program. Do domu raczej nie dociągniemy i skupimy się na zwiedzaniu i dojechaniu ile się da, a potem na pociąg.
Cel my osiągnęli, czas zawijać do portu i udać się w drogę powrotną. Etap dzisiejszy Jastrzębia Góra - Pszczółki. :D
Z myślą dotarcia dzisiaj do Malborka, chcieliśmy wcześniej ruszyć i przy okazji wschód słońca zobaczyć nad brzegiem Bałtyku. Co prawda na wschód zaspaliśmy ale i tak o 6:00 rano dzień zaczęliśmy od spacerku brzegiem morza. Szum i fale tego mi było potrzeba, odprężeni wracamy na śniadanie, pora się pakować i ruszać dalej w Polskę.
No cóż kamele załadowane więc ruszamy z myślą, że i tak jak kawałek za trójmiasto wyjedziemy to będzie dobrze. Jak na poniedziałek na ulicach tłok i na chodnikach wcale nie lepiej. Slalomem między tym wszystkim jakoś przebijamy się do Władysławowa. Analiza Garmina co on nam dziś za trasę wyznaczył i ruszamy do Pucka. Trafia się fajnie do samej mariny w Pucku docieramy puściutką ścieżką rowerową omijając te wszystkie korki i robiąc zdjęcia urokliwym miejscom wokół zatoki. Tam krótka przerwa na Rynku, próbuję w punkcie i dostać pieczątkę, ale odchodzę z kwitkiem, próbuję jeszcze w muzeum ale dziś nie czynne wiec też się nie udało. Ruszamy dalej przed nami przeprawa przez Trójmiasto. Bocznymi drogami, przez Kossakowo, gdzie robimy tankownie docieramy do Gdyni od strony Portu do końca sobie nie zdając, że już w niej jesteśmy. Przy pomocy mapy i Garmina przedostajemy się na główną drogę prowadzącą do centrum. Po tylu dniach jazdy bocznymi drogami ciągnącymi się kilometrami czekał nas nie lada wyczyn, światła, ludzie samochody i inne wariactwa miejskie. Nie było tak źle nie które odcinki udawało się przejechać rowerową ścieżką, którą później wjechaliśmy do Sopotu. Nie było za ciekawie w mieście opery leśnej, drogą nie można bo zakaz jazdy rowerem, chodniki wąskie ale się powoli, czasem bardzo powili przedostawaliśmy w kierunku Gdańska.
W Sopocie zakręcamy, ze szlaku i jedziemy na molo, na które nie wchodzimy z racji nadchodzącej burzy. Ja na szybko wpadam do punku i turystycznej przy molo i łapie pierwsze pieczątki dzisiejszego dnia. Zaczyna padać więc ścieżką rowerową wzdłuż wybrzeża (z ciekawą infrastrukturą - ronda, oznakowanie poziome "zwolnij piesi", pasy i progi zwalniające oraz ronda w newralgicznych miejscach) byłem pod wrażeniem jedziemy gdzieś poszukać miejscówki na obiad i jak przestało padać ruszamy w kierunku Gdańska. Tu dopiero był Meksyk. Najpierw tak nas trasa prowadziła zajechaliśmy pod bramę Stoczni Gdańskiej, gdzie udało mi się parę słów zamienić z Panią ze słynnego na całą Polskę kiosku w którym sprzedawane są różne gadżety związane z Solidarnością. Czas leci nie ubłaganie nic prawie nie zwiedziliśmy, a tu już w okolicach 17:00, jedziemy na stare miasto. Za mało czadu by to piękne historyczne miasto bliżej poznać wszystkie alejki po zapychane ludźmi i kramami bo udało się nam załapać na porę jarmarku dominikańskiego. W końcu odbijamy w jedną z uliczek i udaje się załatwić dwie pieczenie na raz. Wpadam do PTTK-u w wiadomej sprawie - rzecz jasna pieczątkowej i robimy sobie foto z Neptunem, przez telewizor wydawał się większy. Wydostajemy się ze strefy ścisku i wbijamy Garminowi trasę by nas z miasta wyprowadził. Nawet mu się to udało, może za małym szkopułem trzeba było znaleść miejsce, gdzie można przeciąć krajową 7. Za pierwszym podejściem trafiamy w total błoto, a potem jedziemy na mojego czuja znajdujemy miejsce, które w cale nie wiele mniej było offroadowe. OS specjalny pokonany i jedziemy do cywilizacji. Jeszcze trochę dnia nam zostało, ale do Malborka nie dociągniemy więc jedziemy ile się da w kierunku południa. Znów trafiamy na lokalną ścieżkę - szlak rowerowy i turlamy się do przodu.
Po drodze w Grabinach mijamy zamek krzyżacki, który jest już w posiadaniu os. prywatnej. Robi się szarówka więc znów pytanie do wielkiego brata Garmina, gdzie ma fajne noclegi. Po analizie mapy pada na Pszczółki. Do noclegu ok. 10 km. Lecimy przez Suchy Dąb, gdzie trafiamy na sklep i robimy zapady żywnościowe. Dalej na Krzywe Koło i długą prostą docieramy Pszczółek, gdzie się zakotwiczamy w gospodarstwie agro.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym