Dookoła Woj. Śląskiego - dzień 3, Zwardoń - Gorzyczki.
Środa, 19 sierpnia 2015
· Komentarze(0)
Kategoria wyprawy rowerowe
Kolejny dzień ze wzniesieniami.
Spakowani ok. 8:00 rozpoczynamy kolejny dzień zmagań. Azymut Jaworzynka. Korzystam ze wskazówki Pawła i ze Zwardonia kierujemy się na drogę, którą nam polecił. Równoległa droga przez lasy do drogi wojewódzkiej 943.
Najpierw trochę rzeźbienia pod górę, by zjechać pod Jaworzynkę i znów pod górę, by dojechać do Trójstyku. Kiedyś tam strefa graniczna, teraz przechodzisz, gdzie chcesz bez żadnej obawy i kontroli granicznej.
W drodze powrotnej z Trójstyku, udaje mi się załatwić ładną pieczątkę w sklepie z pamiątkami. Śmigamy do Istebnej. Widzisz siodło, ale z impetem się nie wbijesz bo na dole rondo i od początku pod ścianę trzeba rzeźbić. Nogi pracują mi wyśmienicie na podjazdach, aż się sam dziwię. Łapię pieczątkę w punkcie i, chwila oddechu i kręcimy na Przełęcz Kubalonka. Przez Szczytem foto kolejnego drewnianego kościoła i przy Sanatorium, w barze Beczka się podbijamy i suniemy serpentynami do Wisły. Tą drogę też znam to mogłem sobie pozwolić na nieco pewniejszy zjazd. Docieramy do centrum Wisły. Podbitki w Muzeum i Informacji oraz ściana płaczu i uzupełnienie budżetu. No można powiedzieć, że góry zaliczone. Z Wisły lecimy wzdłuż Wiślanej Trasy Rowerowej do Ustronia. Nagle trach, awaria - poszła Limitowi linka od tylnej przerzutki. Szyderczy poszedł w ruch, po czym bierzemy się za naprawę.
Troszkę minutek nam uciekło na naprawie. Jazda kontrolna wszytko działa to śmigamy do centrum. Ja podbijam dodatkowo książeczkę ze szlaku zab. techniki w Muzeum Ustońskim i objazdowe w punkcie i na rynku.
Gdybyśmy nie mieli obsuwy czasowej pewnie by się skończyło, że byśmy zaliczyli jeszcze Równicę, ale tą przyjemność innym razem.
Z Ustronia kręcimy bocznymi drogami do Cieszyna. Ostatni raz tu byłem 2011 roku, kiedy to z sosnowieckim PTTK przyjechałem na Wojewódzki Zlot Oddziałów PTTK. Podbijamy się w Informacji i kręcimy do PTTK w odwiedziny. Tam też się podbijam, a że już pora obiadowa podpytuję się o sprawdzony lokal. Zostaję skierowany na ul. Limanowskiego, gdzie mieści się Restauracja "Obiady jak u Mamy". Nisko budżetowo, ale po raz kolejny smaczne i do syta. Posileni ruszamy w dalszą drogę,
Opuszczamy Cieszyn i kierujemy się do kolejnego PK Zebrzydowice. Po drodze postój w Kaczycach przy kolejnym drewnianym kościele. Od tego momentu przez kolejne dni zaczyna dawać się nam we znaki zimny wiatr ze wschodu. W Zebrzydowicach jesteśmy już w godzinach, gdzie Urzędy nie pracują. Udaje się złapać potwierdzenie u księdza w Parafii Wniebowzięcia NMP.
Chcący nadgonić nieco kilometrów omijamy Jastrzębie Zdrój, które nie jest obowiązkowym PK i ścinamy drogę przez Marklowice, gdzie wpadamy na chwilę do Czechów, by wyskoczyć znów w macierzy w miejscowości Skrbeńsko. Na granicy znajduję 2 groszówkę z 1939 roku. W Gołkowicach natrafiamy na przydrożny drewniany kościół św. Anny. Pieczątka jest ogólnodostępna dla nawiedzających obiekt podbijamy się i jedziemy do Godowa, gdzie znajduje się kolejny PK. Jednak nie ma tu gdzie się podbić. Dzień chyli się ku końcowi. Spoglądam na mapę, gdzie tu się można zakotwiczyć. Limit obdzwania klubowiczów i z pomocą przychodzi Paweł, który podrzuca nam namiary na nocleg w Gorzyczkach. Stwierdzamy, że jedziemy w ciemno - środek tygodnia nie powinno być problemu.
Zajeżdżamy na miejsce, a tu nie za ciekawa informacja. Pokój wstępnie zarezerwowany na jakieś firmy i mamy jakiś kwadrans niepewności czy dojadą. Zaczyna się szukanie awaryjne, w tych rejonach za dużo bazy noclegowej nie ma. Po niecałym kwadransie mamy zielone światło. Firma nie dojedzie przez co my korzystamy z gościny w już sprawdzonym noclegu.
Spakowani ok. 8:00 rozpoczynamy kolejny dzień zmagań. Azymut Jaworzynka. Korzystam ze wskazówki Pawła i ze Zwardonia kierujemy się na drogę, którą nam polecił. Równoległa droga przez lasy do drogi wojewódzkiej 943.
Najpierw trochę rzeźbienia pod górę, by zjechać pod Jaworzynkę i znów pod górę, by dojechać do Trójstyku. Kiedyś tam strefa graniczna, teraz przechodzisz, gdzie chcesz bez żadnej obawy i kontroli granicznej.
W drodze powrotnej z Trójstyku, udaje mi się załatwić ładną pieczątkę w sklepie z pamiątkami. Śmigamy do Istebnej. Widzisz siodło, ale z impetem się nie wbijesz bo na dole rondo i od początku pod ścianę trzeba rzeźbić. Nogi pracują mi wyśmienicie na podjazdach, aż się sam dziwię. Łapię pieczątkę w punkcie i, chwila oddechu i kręcimy na Przełęcz Kubalonka. Przez Szczytem foto kolejnego drewnianego kościoła i przy Sanatorium, w barze Beczka się podbijamy i suniemy serpentynami do Wisły. Tą drogę też znam to mogłem sobie pozwolić na nieco pewniejszy zjazd. Docieramy do centrum Wisły. Podbitki w Muzeum i Informacji oraz ściana płaczu i uzupełnienie budżetu. No można powiedzieć, że góry zaliczone. Z Wisły lecimy wzdłuż Wiślanej Trasy Rowerowej do Ustronia. Nagle trach, awaria - poszła Limitowi linka od tylnej przerzutki. Szyderczy poszedł w ruch, po czym bierzemy się za naprawę.
Troszkę minutek nam uciekło na naprawie. Jazda kontrolna wszytko działa to śmigamy do centrum. Ja podbijam dodatkowo książeczkę ze szlaku zab. techniki w Muzeum Ustońskim i objazdowe w punkcie i na rynku.
Gdybyśmy nie mieli obsuwy czasowej pewnie by się skończyło, że byśmy zaliczyli jeszcze Równicę, ale tą przyjemność innym razem.
Z Ustronia kręcimy bocznymi drogami do Cieszyna. Ostatni raz tu byłem 2011 roku, kiedy to z sosnowieckim PTTK przyjechałem na Wojewódzki Zlot Oddziałów PTTK. Podbijamy się w Informacji i kręcimy do PTTK w odwiedziny. Tam też się podbijam, a że już pora obiadowa podpytuję się o sprawdzony lokal. Zostaję skierowany na ul. Limanowskiego, gdzie mieści się Restauracja "Obiady jak u Mamy". Nisko budżetowo, ale po raz kolejny smaczne i do syta. Posileni ruszamy w dalszą drogę,
Opuszczamy Cieszyn i kierujemy się do kolejnego PK Zebrzydowice. Po drodze postój w Kaczycach przy kolejnym drewnianym kościele. Od tego momentu przez kolejne dni zaczyna dawać się nam we znaki zimny wiatr ze wschodu. W Zebrzydowicach jesteśmy już w godzinach, gdzie Urzędy nie pracują. Udaje się złapać potwierdzenie u księdza w Parafii Wniebowzięcia NMP.
Chcący nadgonić nieco kilometrów omijamy Jastrzębie Zdrój, które nie jest obowiązkowym PK i ścinamy drogę przez Marklowice, gdzie wpadamy na chwilę do Czechów, by wyskoczyć znów w macierzy w miejscowości Skrbeńsko. Na granicy znajduję 2 groszówkę z 1939 roku. W Gołkowicach natrafiamy na przydrożny drewniany kościół św. Anny. Pieczątka jest ogólnodostępna dla nawiedzających obiekt podbijamy się i jedziemy do Godowa, gdzie znajduje się kolejny PK. Jednak nie ma tu gdzie się podbić. Dzień chyli się ku końcowi. Spoglądam na mapę, gdzie tu się można zakotwiczyć. Limit obdzwania klubowiczów i z pomocą przychodzi Paweł, który podrzuca nam namiary na nocleg w Gorzyczkach. Stwierdzamy, że jedziemy w ciemno - środek tygodnia nie powinno być problemu.
Zajeżdżamy na miejsce, a tu nie za ciekawa informacja. Pokój wstępnie zarezerwowany na jakieś firmy i mamy jakiś kwadrans niepewności czy dojadą. Zaczyna się szukanie awaryjne, w tych rejonach za dużo bazy noclegowej nie ma. Po niecałym kwadransie mamy zielone światło. Firma nie dojedzie przez co my korzystamy z gościny w już sprawdzonym noclegu.