Wczoraj trochę pauzy od bika. Aura niewyraźna i do tego lekki ból kolana sprawiły, że na Zebranie Rady pojechałem zbiórkomem.
Na dziś również pogody nijakie, a tu się okazał całkiem dobry dzień bez kropli deszczu. Mimo, że wstałem bez problemów to wyjście trochę się przeciągnęło i wyjazd do pracy wypadł lekko poza oknem startowym 8:45. Wiatry sprzyjające za pleców, to i czas dojazdu udało się ukręcić podobny jak we wtorek. Nadal walka z czasem by zejść z czasu dojazdu do pracy poniżej 20 minut.
Sprawnie udaje się uporać z robotą na bazie co w efekcie sprawia, że kończę dniówkę o 14:00. Jak do pracy leciałem to zastanowiło mnie co tyle wiary czeka pod Lidlem na Środuli, jeszcze przed otwarciem. Po drodze przypomniało mi się, że dziś w ofercie akcesoria i odzież rowerowa.
Pora jeszcze przez popołudniowym szczytem zakupowym postanawiam pobuszować po okolicznych sklepach sieci LIDL. Na początek na cel pada LIDL - Szopienice. Tu udaje mi się zakupić koszulkę i spodenki plus licznik dla Julci. Niestety nie mieli jeszcze na stanie koszulki zielonej. Jak nie tu szukam dalej. I tak się urodziła trasa nawiedzania LiDLa.
Z Szopienic śmigam na nowo otwarty LIDL koło Os. Gwiazd, wzór koszulki, którą chciałem jeszcze nabyć znalazłem, ale na złość nie było już rozmiaru. No cóż jedziem dalej. Następnie przybieram kurs na Rawę, krótki postój i śmigam przez Dąbrówkę na Czeladzkie Piaski do tamtejszego LIDLa. Tu też nie znajduję tego co chcę. W tył zwrot i azymut Będzin. Ten LIDL też mocno przetrzebiony. Korzystam znów, ze sprzyjającego wiatru i sprawnie wpadam do Sosnowca. Przez Pogoń przebijam się na Piastów. Tu też kicha. Wariantów znalezienia coraz mniej, a rydz może się gdzieś jeszcze natrafi. Z Piastów na Ludwik, potem Środula. W nich też kicha. Na koniec został LIDL pod domem. Tu też kiszka osiedlowi klienci byli szybsi.
Na koniec spoglądam na licznik i oczom nie dowierzam, że do pracy tylko dyszka. a tu przy powrocie objeżdżając pobliskie markety uzbierało się kolejne 40 km.
Cel na ten miesiąc (dobić do 1000 km), w trakcie realizacji. Przy założeniu, że weekendy mi niestety odpadają w tygodniu muszę nieco podgonić.
Słońce już po 6 w okno świeci to i się dobrze wstaje i biorytm coraz lepszy. Ogarniam lekkie śniadanie i o 7:40 lekko po za oknem startowym wyjazd do pracy. Z punktu balkonu wydawało się ciepło, ale jednak na dole realia były nieco gorsze tylko 2 stopnie na plusie. Chociaż tyle dobrze, że nie wieje. Na młynkach pod Makro by się rozgrzać i potem cała na przód.
W porównaniu do wczorajszego dnia pomimo rześkiego powietrza leciało się całkiem całkiem. Do tego stopnia, że wpadł nowy rekord dotarcia na bazę w czasie 0:20:21. Gdyby nie jeden blachosmród, który zajechał mi tor jazdy to pewnie bariera 20 minut by pękła.
Dniówka odbyta, 15:00 wybija. Znaczy fajrant. Do domu jakoś mi nie po drodze więc realizuję plan miesiąca - czyli zapętlanie. Z Morawy lecę na Mysłowice i wpadam na DK 79, którą to przez Sosnowiecki Modrzejów docieram pod Stadion AKS-u. Jaworzno sobie odpuszczam i obieram kurs Juliusz podążając trasą projektowanego przeze mnie szlaku wzdłuż wschodniej granicy Sosnowca. Miejscami trochę podmokłe tereny po zimie, ale poza tym na Juliusz docieram bez problemów. Dalej pod Balaton i zwrot na Ostrowy, skąd na wysokości Chaty w Niemcach śmigam przez Szałasowiznę na Strzemieszyce. By za prosto nie było testuję nową drogę, którą jeszcze nie miałem okazji jechać na biku. Dokładnie to odnoga od głównej ulicy Strzemieszyc ( Majewskiego) ciągnąca się wzdłuż torów kolejowych. Ciągiem ulic: Kruczej, Myśliwskiej i Podlesie docieram w rejon dąbrowskiego WORD-u. Swoją drogą trochę na okrętkę, ale za to bezkolizyjnie z S1 i DK 94 można by ten ciąg ulic wykorzystać do zaaranżowania na Szlak rowerowy łączący Sc i DG. Wracając do trasy spod WORD-u zawijam w okolice Stacji PKP na Gołonogu. Szlaban w dół i przymusowa pauza. Korzystam z okazji i wrzucam na siebie termoizolację bo słońce chyli się ku zachodowi i się chłodno robi. Pociąg przejechał i ruszam dalej. Piekło i zjazd na bieżnię. Kręcę się chwilę przy molo, ale znajomków nie ma to zawijam powoli do domu.
Powrót przez Zieloną i stację PKP DG Główna. Tam też dostrzegam Damiana. Machnięcie na pozdrowienie i każdy w swoją stronę. Coby nie krążyć jeszcze pod domem dla równych kilometrów zjazd do domu zakosem przez Mydlice.
Powrót z Łodzi i z rana, może nie tak dosłownie bo na 10:00 ruszam na Morawę się rozliczyć z targowania. Za okna budzi mnie słońce - wiosna w obwodzie. Wskakuję w bike wdzianko jeszcze nadal długi zestaw ciuchów i w drogę. Standardowa trasa z nieco gorszym czasem przejazdu z racji upierdliwego wmordewindu. Trzy godzinki zabawiam na firmie i powrót na obiadek. Powrót oczywiście okrężną przez Borki, Stawiki i bocznymi drogami licząc od Mireckiego przebijam się na ścieżkę przy Będzińskiej. Do granicy z Będzinem edukuję 3 piechurów po co jest ścieżka dla rowerów. Przy Kiepurolandzie (Klubie Kiepury II), odbijam na Chemiczną, skąd już szczytem przez osiedle Środula i prosto do domu.
Regeneracyjna strawa obiadowa wciągnięta, godzinna sjesta i znów na bika.
Tym razem już w dwójkę Author za przewodnika i Julka za nim w ramach treningu przygotowawczego przez wypadem na Kraków. Na rozgrzewkę. Jazda po drodze przy ruchu samochodowym w godzinach szczytu. I tak główną nitką dąbrowskiego układu ulic docieramy na Gołonóg. Nogi rozgrzane to podjazd pod kościół pw. Św. Antoniego. Chwila oddechu. Zjazd i lecim pod Ząbkowice, skąd zaczynamy objazd dąbrowskich kałuż. Zaczynamy od najstarszej P I, przejazd wzdłuż torów, aż pod Piekło i zaczynamy objazd największej. P IV w sumie to jako jedyną okrążamy całą. Wracamy do punktu wyjścia i jedziemy na P III. Spod przystani na molo i już powrót do domku, bo się w międzyczasie zdążyło zrobić ciemno i zimno.
Luty buty spalił minął nie wiadomo kiedy. Patrzę na tabelę, a tu szok raptem 5 wypadów w lutym zdążył człowiek zrobić w tym tymczasowy tegoroczny rekord dystansu - 72 km w wietrze i chłodzie.
Według ICM pogoda nie za ciekawie się zapowiadała na pierwszy wiosenny miesiąc. Najważniejsze, że do pracy człowiek na sucho dojechał. Start z domu 8:30 i 23 minuty później jestem na Morawie. Rozładowanie autków po targach i nim wybija południe jestem już wolny.
Planowo o 10:00 deszczyk wyskoczył i też o odpowiedniej porze zaprzestało sikać z nieba. Z Morawy terenem przebijam się pod Stadion na Kresowej, skąd już wzdłuż Szlaku Pogranicza na Naftową i zjazd do PTTK-u.
Czekam chwil parę na mojego skarba i z buta idziemy do Plastrów po zamówionego nowego rumaka do naszej rodzinnej stajni jednośladów.
Powrót do Oddziału dokończyć trochę papierologii i pora ochrzcić bika po po mojemu czyli jazda próbna.
Z Oddziału objazdem przez Mireckiego i Kilińskiego do Fiskusa pobrać druki zeznań PIT. Pogoda nijaka lecz nie pada to śmigamy dalej. Zwrot na Pogoń i tym razem zakosem przez Będzin zmierzamy do Decathlonu Oj jak dobrze, że ten dyskont sportowy wyposażony jest w profesjonalny zadaszony parking dla rowerów. Przemierzając poszczególne działy dochodzi do mnie niepokojący dźwięk grzmotu. Znaczy się leje i mamy pierwszą burzę. Udaje się parę promocji wyhaczyć. Na dworze przestaje padać. Pora do domku zmykać. Żeby nie było za prosto jeszcze pętla przez Józefów i domki na Mydlicach, zwrot przy Nemo i już od Expo zjazd Mieroszewskich prosto na kwaterę. Wisienką na torcie był finisz czyli wjazd z pełnym impetem w rozlewisko na wysokości Stadionu na Zagórzu. Deszcz nas nie złapał, a tu się człowiek wjazdem w big kałużę załatwił.
Pierwsze koty za płoty. Chrzest zaliczony. Julka się spisuje, na jej konto jak na razie 16 km. Pora za Meridiana się wziąć bo się tam chłopak obrazi.
Jakoś dziś bez weny opisowej. Więc tylko tyle: Dojazd do pracy standardem bez newsów na drodze, po pracy powrót trasą okrężną przez Zawodzie, Dąbrówkę Małą, Milowice, Pogoń, Środulę i Orion.
Wtorkowy poranek warunki pogodowe za oknem wydają się lepsze od wczorajszych. Myślę ukręci się jaką fajną trasę, a tu psikus telefon z firmy, że jest zapotrzebowanie na mą personę. No cóż bańka mydlana pękła dosiadam Authora i na 10:00 uderzam na Morawę.
Powrót do domu jednak na czterech kółkach. Jutro dzień odpoczynku, a w czwartek kierunek Łódź.
Dłuższa przerwa od roweru spowodowana niesprzyjającymi warunkami na drodze do jazdy oraz lekkim przeziębieniem przyczyniła się do dzisiejszego dystansu.
Warunki na drodze zdecydowanie lepsze, jedynie ten niesprzyjający zimny wiatr w twarzoczaszkę strasznie irytował. Start z domu 7:30 i najkrótszą drogą na firmę. Ruch spory na drodze. W rejonie centrum Tramwaje Śląskie poczynają kolejne prace modernizacyjne co wpływa na zwężki i zmianę organizacji ruchu. Dla jednośladu to jednak nie za specjalne niedogodności z tego tytułu.
Na firmie melduję się o czasie. Rozliczenie się z targów i o 13:00 jestem wolny. Czasu sporo dzień dłuższy to korzystam z możliwości nieco zagięcia powrotu do domu.
Z Morawy zmierzam na Dąbrówkę Małą, skąd przybieram kurs na Czeladź. Leci się w miarę. Zwrot rozpoczyna się się przy Pałacu Saturna, gdzie odbijam w kierunku Galerii Elektrownia. Książeczki Szlaku Zabytków Techniki znów nie mam przy sobie to się nie zatrzymuję i kieruję się na bokami wzdłuż Brynicy na Wojkowice. Trochę to nie przemyślałem, bo jednak teren dość zmrożony sporo na nim lodu przez co dość opornie się przedzierało z prędkością nie przekraczającą 10 km/h. Wreszcie po tym OS-ie specjalnym wylatuję za Cmentarzem Komunalnym na pograniczu Czeladzi i Wojkowic. Znów asfalt to tempo wzrasta i kręcę dalej.
Za Orlenem odbijam w prawo by terenowym skrótem przedostać się do Psar. Kolejny OS ale już nieco łatwiejszy do pokonania. Początkowo miałem koło Limita odbić Szkolną na P4, ale jakoś mi się tak dobrze leciało, że pognałem Graniczną, aż pod Górę Siewierską. Dalej to już same asfalty, zjazdy i podjazdy. Goląsza Dolna, Dąbie, Toporowice, Targoszyce i kilkunastominutowy popas w knajpce w Mierzęcicach. Herbatka i wsad fastfoodowy dodały siły na powrót i na dalszy ciąg walki z wmordewindem.
Posilony ruszam dalej krajową 78 do Siewierza. Telełączność z panią M., krzątam się trochę po rynku i pora ruszać dalej. Z Siewierza już prosto przez Trzebiesławice. Ujejsce, Piekło na P3. Na bieżni już sporo czarnej nawierzchni, ale i się zdarzyły pułapki w postaci miejscowych lodowych połaci.
Przy molo powoli zaczynam się wychładzać to już bez większego zaginania prosto na kwaterunek na kolejną porcję rozgrzewającej herbaty. Gdyby ku wieczorowi siła wiatru ustała to bym się o stówkę pokusił.
7:35 start na Morawę. Już dużo jaśniej niż na początku roku. Mgliście i drobno padający śnieżek. Całe szczęście wiatru nie wyczułem przez co jazda przy - 5 stopni nie była tak tragiczna.
Przy wlocie do Centrum przy Ślimaku, jak i przy światłach na wysokości Plastrów zwężenia i miejscowe większe zatłoczenia blaszaków. Jak zwykle rower w takich przypadkach najsprawniej przedostaje się do czoła zatoru i się sprawnie przeszkody omija. Poza tym bez większych przygód na dojeździe.
Po pracy postanawiam przebijać się do domku od strony zachodniej miasta. Terenem przebijam się na Borki. Śnieg dobrze udeptany to się mile śmigało. Dalej w okolice Grabowej zobaczyć jak tam prace nad kolejnym rondem w mieście. Korzystać z przejścia podziemnego mi się nie chce to mknę na przelot do krzyżówki z Mireckiego. Następnie pod Roweckiego, przecinam znów przelotową drogę i bocznymi drogami przemykam się pod Akademiki. skąd już na Suchą, Północną pod Auchan. Szczytem przez Józefów i prosto do domku. Przy powrocie temperatura w granicach 1 stopnia na plusie.
Warunki drogowe nieco się poprawiły, przez co skorzystałem z możliwości i użyłem najtańszego i najbardziej mi odpowiadającego środka transportu by się przedostać do pracy.
Wyjazd dość późno bo jakoś się zebrać nie mogłem 7:45. Trasa standard i półgodziny później melduję się na firmie. W czasie dniówki trochę posypało, ale nie na tyle by warunki jazdy się pogorszyły.
16:00 wybija w tył zwrot i do domku. Trasa nieco odmienna od porannej. Powrót przez 1 Maja. Narutowicza, Kombajnistów i Mieroszewskich od Ronda JP2, aż pod kwaterunek.
Dzień w pracy z cyklu robota w plenerze. Na 12:00 dopiero na bazę, to korzystam z wolnego przedpołudnia i ruszam pozałatwiać jeszcze kilka spraw na mieście przy okazji.
Wybija południe wpadam na bazę, przebierka w cywil ciuch, załadunek Trafica i kierunek Kielce. Powrót na bazę już pod przykryciem nocy. Już się nie pośmiga więc najkrótszą drogą do domku.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym