Meridian wczorajszą jazdę testową w ruchu miejskim przeszedł pomyślnie więc poprawek nie było.
Dziś tylko mało ambitna jazda czyli stała trasa na linii praca - dom. Na powrocie kolano lekko doskwierało, ale mam nadzieję, że jutro stawy się naoliwi.
Wczorajszym wieczorem odbyły się ostatnie kontrolne jazdy Meridiana. Dziś próba jazdy w ruchu miejskim.
Start z domu poza oknem startowym 8:45 i od razu trzeba było gonić. Nawet jakoś to szło i do centrum udało mi się prawie wskoczyć w ramy czasowe. Ale nie docieram pod Naftową, a tu szlaban w dół i kula się towarowy. Jak na złość to co nadrobiłem, przyszło ustać.
Do pracy docieram z 8 minutowym spóźnieniem.
Dziś pracy trochę więcej i Morawę opuszczam dopiero o 18:00. Zakolem do domku na strawę. Jan na pierwsze kilometry rower się sprawuje.
Wieczorem, gdy prezesowa narzeczona wróciła z pracy odpalamy i drugą Meridę.
Objazd nocnej pętelki spokojny przez Mydlice, Ksawerę. P4, P 3 i szpi, do domku.
Dziś godzinę później wyjazd na Morawę. Wiatr lżejszy lecz też wnerwiający. Start z domu 8:40. Nim dociągam do firmy wpadam do PTTK zostawić do podbicia legitymację Piotra.
W robocie dziś chilout nim się ogarnąłem już po 15:00. Pora wracać. Wskakuję na Authora. Do pracy była rzeź ale w tą stronę wcale nie ma lepiej. Tuż przed 16:00 zawijam jeszcze raz do Oddziału odebrać legitkę i sru zakolem przez Pogoń do domu.
Przy Żylecie jakiś goguś na gliwickich blachach stanął na przecięciu ścieżki, chyba trzeba wrócić do propagandy "Karne uje za ujowe parkowanie". Aparatu akurat nie miałem by sweet focie w net posłać, ale po powrocie do chaciendy zaraz piszę do Urzędu maila z dokumentacja foto tegoż miejsca o rozwiązanie problemu z blachosmrodami.
Niby ładnie i bezdeszczowo, ale ten wiatr - jak on mnie dzisiaj irytował. Start z bazy 7:30 początkowo osiodłany już Meridian, ale po przejechaniu kilometra coś mi jeszcze nie pasowało. W tył zwrot, przesiadka na Authora i poszedł. Światła dziś w miarę współpracowały, ale co z tego jak nie pisane było jechać z normalną prędkością.
W pracy z lekkim opóźnieniem.
Natłok pracy sprawił, że dniówka przedłużona o godzinę. Jutro sobie odbije i godzinkę dłużej pośpię :D.
Myślę sobie trochę zagnę przy powrocie. ale gdzie tam obiad już się szykuje i wiatr nadal nie odpuszcza to sobie manewry podarowałem. W drodze powrotnej odbiłem na Stawy Hubertus, skąd przebiłem się na czerwony szlak zobaczyć czy Magistrat wywiązał się z umowy i usunął zwalone drzewo. Pozytywny odbiór ekipa z MZUM poczyniła starania i przeszkodę usunęła.
Dociągam do Ostrogórskiej, następnie zwrot na Park Harcerski, szczytem koło ZUS u i już ścieżką rowerową od 1 Maja po Kombajnistów. Przecinam Park na Środuli i przecinka przez Orion i Małe Zagórze do domku.
Dzień zaczął się od nieplanowanego przejazdu do pracy. Start 9:15 dosiadam jeszcze Authora i w drogę. Trasa standard bez ekscesów, jedynie wiatr dawał się we znaki. Tak to na bazie zlatuje do 13:00. Opuszczam bazę i zbieram się w drogę powrotną do domu. Trasa do Zagórza niemalże identyczna jak dojazd do pracy. Nim jednak do domku zajechałem wpadam na półgodziny do PTTK-u odebrać podbite legitymacje chłopaków, przy okazji robię zakupy w Plastrach w postaci: nowych gripów do kierownicy, oraz kasety CS - HG 31 jako nowe organy do Meridiana. Gadu gadu w Oddziale lecz pora wracać i robić rower. Do zakupionych organów dołączył zakupiony w zeszłym tygodniu SRAM-owski łańcuch PC 830 i również dziś nowa przerzutka tylna ACERA RD M390.
Docieram do domku i licznik wybija tysięczny kilometr. Po sfutrowaniu obiadku przystępuję do operacji wymiany wyeksploatowanych części na nowe. Wczoraj robota się nie kleiła po mimo poświęconego całego dnia na grzebanie przy jednośladach. Dziś wyjątkowo to poszło, hmm może dlatego, że moja pani ma dobre fluidy i służyła mi jako asystentka przy operacji. A to podała, a to przytrzymała, a to byłoby kogo opierniczyć, nawet jak nie jej wina.
Mimo jednak tak perfekcyjnej pomocy czas uciekał między palcami i wieczór nastał. Oprócz Meridiana prace trwały przy jeszcze jednym rowerze. Obydwa złożone i zwarte do pracy. Jazda próbna pod blokiem - wszystko fajnie śmiga co oznacza, że po powrocie z Warszawy od poniedziałku Meridian zacznie kilometry sadzić.
Weekend nie rowerowy spędzony w Nowym Sączu. Znaczy się w pracy, chociaż pogoda na tyle sprzyjająca była, że mogłem sobie spacerem w międzyczasie miejscowość pozwiedzać.
Dziś prognozy nijakie, w miarę ciepło, ale z porywistym wiatrem. Ruszam na firmę dopiero na 10:00. Przez upierdliwy wiatr w twarzoczaszkę czas przejazdu nieco gorszy niż standard, ale spóźnienie jednak wyszło. Rozliczam się z targów, dopraszam się wreszcie urlopu na weekend rajdowy do Krakowa i zbieram się o 13:00 do domu. Jazda niemalże identyczną drogą jak przyjechałem, ale wiatr nie zachęcał do zakosów i do tego od center zaczęło padać więc został wariant jazdy po najmniejszych oporach.
Jak docieram pod dom deszcz ustaje - cóż za ironia. Zmykam na obiad, godzina przerwy i znów na koło i powrót na center. Nim jednak do tego doszło zgaduję się z Limitem i razem ruszamy na center do siedziby cyklozowiczów. Pod dworcem ciasno, ale nie robi na mnie to żadnego wrażenia i sprawnie slalomem przedzieram się pod krzyżówkę z Dęblińską. Spoglądam za siebie Limit się stracił, a zamiast niego wyłania się Mario. No ciekawe wsysło Adama. Wtaczamy się do Oddziału, a jego nie ma. Okazuje się, że zachciało mu się wizję lokalną sporządzić z postępów prac na Piłsudskiego.
Obrady zleciały do 18:00. Opuszczamy lokal i na objazd. Z racji, że jeźdźców tylko trzech było, to tak ustawiamy marszrutę by każdemu było po drodze. Najpierw odwozimy Mariusza na Stary Sosnowiec (dzielnica Kiepurolandu :D), następnie powrót na szlak pogranicza i w dwóch bujamy się na Milowice. Powrót na asfalt i wlot do Czeladzi. Dalej za Strusiami przecinamy Brynicę i wpadamy do sąsiadów zza rzeki. Przez Przałajkę na Wojkowice i lądujemy u Limita na włościach. Chwila pogaduch i już samemu z Psar śmigam przez Preczów na P4. Przeskok na bieżnię w celu zlokalizowania znakomych. Nikogo niet to jadę dalej. Przecinką przez Łęknice w rejon Kauflanda i już prosto wzdłuż głównej drogi z Gołonoga na Zagórze.
Myślałem, że uda się już dziś do 1000 dokręcić, ale aura nie sprzyjała to na jutro zostało jeszcze dwie dyszki dokręcić.
Znów dłuższy przestój od bika. Dziś jazda wyłącznie do pracy i z lekkim zagięciem w drodze powrotnej.
Start z domu idealnie 7:30. W miarę dobrze się kręci. Miejscami lokalnie jeszcze ścięta woda powodująca małe poślizgi. Docieram 20 minut później na bazę. Spoglądam na licznik, a tam godzina 6:53. Co jest czyżby jakimś cudem za szybko wystartował. Niee wszystko jasne licznik nie ma automatycznej zmiany strefy czasowej i tu mi się godzina straciła.
Dniówka się nieco przeciąga i kończę dziś o 18:00. By nie wracać tak samo, azymut powrotny przebiegał, przez Stawiki, Mireckiego, Ścieżkę wzdłuż Będzińskiej, aż do granic miasta i szczytem przez osiedle Środula aż pod dom.
W telegraficznym skrócie: tam i nazad. A po prawdzie start w oknie startowym 7:35. Decyzja jazdy z kominem na szyi była stosowna, iż ponieważ O stopnia i chłodny wiatr mimo słońca były odczuwalne. Czas dojazdu w normie 22 minuty.
W trakcie dniówki nieoczekiwana informacja dot. zmiany bieżącego tygodnia pracy. Ciśnienie mi się podniosło bo człowiek zaplanuje co nie co, a potem musi przestawiać bo firma nie umie ułożyć stałego sensownego grafiku.
Z racji, że jutro wyjazd służbowy na tydzień do stolicy to skracam dniówkę o 3 godziny i przed 15:00 opuszczam Morawę.
Droga powrotna "ciągiem" ścieżek rowerowych zaczynając od 1 maja na wys. Sądu. Nim się wbiłem na ścieżkę to zakręcam jeszcze pod bike shopy zakupić kolejny przyrząd do zestawu naprawczego. Ścieżką na Ludwik, następnie Narutowicza, Kombajnistów, Park na Środuli i szczytem przez BMC na centrum Zagórza.
Start dziś z lekkimi oporami 7:45, jakoś nie mogłem zebrać się sensownie i w efekcie start 5 minut później niż planowo w oknie startowym. Droga w miarę bez przygód za wyjątkiem jednej baby, która wcisnęła mi się na zwężce przy Parku Sieleckim próbując wyprzedzić nie wiadomo po co skoro przed nami i tak sznur samochodów. Ciśnienie na tyle mi się podniosło bo musiałem awaryjnie hamować i skończyło się na "delikatnym" zwróceniu uwagi.
Dniówka wydłużona o godzinę, którą to wczoraj sobie odebrałem na załatwianie prywaty i wyjazd z bazy po 17:00. Powrót dziś spontaniczny na okrętkę przez Hubertusy, skąd wpadam na Szlak graniczny. Jakieś inwestycyje się robią bo łącznik między Ostrogórską, a Mikołajczyka z kijowym podłożem z muldami i sypkim piachem. Ze szlaku odbijam na Wojska Polskiego w rejon budowy ronda na Niwce, skąd już prosto przez Pawiak, Dańdówkę i Pekin zmierzam do domku.
Dzisiejszy dzień z tendencją na jazdę z wiatrem. Niestety w 40 % towarzyszył albo boczny, albo wmordewind.
Start dniówki 6:30 i godzinę później śmigam na firmę. Wedle pomiarów 3 na plusie i boczny wschodni wiatr miejscami nie odczuwalny. Po kilku dniach absencji od roweru znów się miło śmigało i przyjazd z czasem 20 minut na bazę.
Dostawa z rana potem trochę roboty na firmie i ok. południa w ramach przerwy wskakuję na bika i zawijam do sosnowieckiej skarbówki podrzucić PITy. Powrót na bazę, a tu bonus - znaczy się rundka kurierska - tym razem z papierami firmowymi do centrum Kato. Z Morawy lecę, przez Dąbrówkę i Bogucice do Śródmieścia, gdzie w Pierwszym US, zostawiam jedną przesyłkę. Sprawnie mi schodzi, po czym odbijam na Powstańców i przebijam się na Padarewa do Drugiego US. Tu też kolejki nie ma toteż i tu szybko załatwiam i powrót na firmę. Przebierka w cywil ciuch - kolejna dostawa. Dobrze, że blisko. 17:00 wybija koniec pracy i azymut przez Pogoń i Konstantynów do domu.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym