Dziś na bazę śmigam o godzinę wcześniej.Pobudka jak jeszcze ciemno, ale w trakcie obrzędów przedstartowych zrobiło się na tyle klarownie, że nie było konieczności jechać z oświetleniem.
W sumie dziś na firmie to tylko jazda na montaż fotela w moje rodzinne strony. Potem to już miałem więcej luzu na placu i mogłem się zabrać na ciąg dalszy serwisowania Darkowego pojazdu. Ehh, chyba przestanę serwisować te marketowe sprzęty. Nic nie idzie idealnie zgrać. Trochę czasu mi na tym schodzi, ale wreszcie dochodzę do ładu z tym ustrojstwem.
Potem powrót do rodziców, gdzie czekał na mnie jeszcze rower brata do lekkiego serwisu. Akurat tutaj to tylko poprawa tylnego hamulca i manetki od przedniej przerzutki.
Uporawszy się ze wszystkim śmigam już do siebie na kwadrat.
Po wczorajszej ustawce wstaję jakiś taki obolały, ale jak przyszło jechać do pracy nawet nie czułem jakiegoś dyskomfortu. Na bazę docieram co prawda lekko spóźniony, ale bez konsekwencji.
Kończę pracę o 16:00, a do zebrania klubowego jeszcze trochę czasu, więc montuję na bagażnik koło od serwisowanego roweru i kręcę z nim do Plastrów z próbą rozkręcenia wolnobiegu. Chłopaki z serwisu się też nagłowili, ale udało im się odkręcić ową część przy pomocy nieco już zużytego klucza. Skoro się udało to nie ma sensu zabierać koła do domu i ratować się sprzętami od pana Roberta. Mam jeszcze chwilę do 17:00, to zawracam na Morawę odstawić kółko. Potem nawrót i już prosto na Dęblińską.
Po zebraniu nabijam kalorię zapiekanką z Zapiekarnika, po czym odprowadzam Martynę na busa, a sam sunę jednośladem na kwadrat.
Mobilny serwis rowerowy. Przy okazji robienia na firmie przeglądu roweru od Darka, korzystam i wymieniam zużyte kółeczka od tylnej przerzutki.
Na dziś miałem zaplanowane, że będę prowadził rajd dla Seniora, a tu okazało się, że akurat na tą sobotę wypada mi dyżur na firmie i musiałem w godzinach rajdu jechać na montaż.
Dlatego zamiast objazdu miasta dziś tylko poranny kurs na Morawę i w drogę na montaż, a jak wróciłem rajd się skończył i udało mi się spotkać z Maćkiem, który zredagował mi jak sobie poradził jako prowadzący. Chwilę gadamy, po czym odprowadzam go na Kilińskiego, a sam bokami tnę na Zagórze. Myślałem coś popołudniu pokręcić, ale jakoś zaś tryb leń się załączył i sobie odpuściłem. Za to jutro się ustawka jakaś szykuje to sobie w końcu odbiję.
Większość miesiąca jak miałem dostawy to głównie jednodniowe, aż się nazbierało i przyszło mi jechać na dwa tudzież trzy dni. W zależności jak nam zejdzie z montażem.
Nie chciało mi się też rozdrabniać z wpisami dlatego łączny wpis wtorkowo-czwartkowy. Zaczęło się od wtorku. Pobudka, gdy za oknem jeszcze ciemno. Wcinam śniadanko i 6:30 wrzucam ładunek do sakwy i kręcę na Morawę. Sporawy ruch już o tej porze. Nawet na Sobieskiego, raz że kręcą tędy do Unilever'a, a dwa omijają zatłoczoną 86. Dobrze, że jest ścieżka i nie muszę się z nimi przepychać. Po 19 minutach osiągam cel. Rower do garażu, a ja przesiadka na busa i w drogę.
Plan na wtorek zrealizowany, za to środa się przeciągnęła na tyle, że wydłużyło się o jeszcze jeden nocleg i czwartek minął głównie na przelocie z Kaszub do Sosnowca.
Mimo, że wróciłem na bazę w granicach godziny 14:00 jakość nie miałem chęci na objazdy i tylko bocznymi drogami udałem się prosto na kwaterę.
Weekend pasywny od dwóch kółek. Dziś dopiero dosiadam Meridiana, żeby dokulać się na Morawę. Ubiór już jesienny. Ruch spory, ale wiatr sprzyja, przez co jedzie mi się dość płynnie i w efekcie znów udaje mi się zbić czas i droga zajmuje mi 18 minut z groszem.
Dniówka w plenerze, ale udaje się wrócić na 16:00. Aura jakoś nie sprzyja na objazdy i bocznymi drogami, przez Stawiki, Piastów, Grabową, Gospodarczą, Staropogońską docieram pod Żyletę, następnie przeskok przez Chemiczną na Konstantynów i przelatując szczytem przez Środulę ląduję na Zagórzu. Powrót już szedł bardziej opornie, bo nerwował zimny wmordewind.
Wczoraj pauza od rowerka. Trochę innych sprawunków się nazbierało. Dziś ruszam do pracy już na normalną godzinę. 7:30, a na drogach jakoś dziwnie duży ruch, albo jazda tych blachosmrodów sprawia, że czuję się dość niekomfortowo na jezdni. Udaje się jednak dotrzeć na Morawę bez ekscesów.
Po pracy mając jeszcze chwilkę błąkam się bo terenowych ścieżynkach wokół stawów Hubertus i jak bliżej było 16:30 udałem się na Dęblińską na zebranie zarządu.
Obrady głównie nt zbliżającej się kampanii sprawozdawczo - wyborczej.
Tak to zlatuje do 19:00. Pora zawijać na kwadrat. Po drodze jeszcze zjazd do jednego z Lidlów po pieczywo.
Dziś dla odmiany wyjazd na Morawę jeszcze przed wschodem słońca 5:30. Mimo tak wczesnej pory ruch spory się wydaje. Dość rześko. Dojazd na bazę i ruszam w Polskę z dostawami. Sporo punktów i nim się obejrzałem uciekł dzień między palcami i powrót na kwadrat również nastąpił bez udziału słońca.
Magazynowej pracy ciąg dalszy. Zaś jak chomik w kołowrotku. Pobudka, śniadanie, wyjazd i dotarcie na Morawę. Sporawy ruch, ale da się spokojnie jechać.
Kolejny dzień uzupełniania stanów magazynowych dotarły z fabryki kolejne fotele i zaś kontener do rozładunku. Roboty tyle na placu, że się obrobić nie idzie. Jutro w trasę, więc udaje mi się godzinkę wcześniej wyrwać z pracy.
Korzystając z okazji, a wiedząc, że jutro nie dam rady to śmigam na Staromiejską do Pracowni regionalnej PTTK podrzucić plakietki dla członków klubu HUZY, którym brakło jak byli na naszym klubowym wypadzie po mieście.
Następnie zaglądam do małżonki na Rawę zobaczyć jak tam jej się pracuje, po czym czynię sobie zagięcie do domu nieco podobną trasą jak wczoraj z tym, że zamiast na Siemce, kręcę prosto na Czeladź i tuż przed Brynicą skręcam w teren i kręcę, aż do Galerii Elektrownia. Przy okazji rozglądam się za muralem Żołnierzy Wyklętych, ale nie wpada mi w oko. Nie mówcie gdzie jest sam znajdę.
Czas mnie trochę goni i nie skupiając się za bardzo, gdzie on może się znajdować śmigam na Rynek w Czeladzi zobaczyć sławetną czeladzką wiedźmę. Dalej odbijam na Grodziec i przed wiaduktem nad dawnym torowiskiem odbijam w pola i śmigam nimi aż do momentu, jak zaczyna się ścieżka rowerowa prowadząca z Grodźca do DK 86. Zjazd do targu i ulicą Siemońską (początek tej arterii to ul. Brzozowicka) kręcę na Ksawerę. Przymusowy pitstop na przejeździe i już do DG i dalej docelowo na Zagórze.
Jak to poniedziałek, zaś do pracy. Droga na Morawę przebiegła bez problemów. Po pracy zawijam na Rawę do żonki przekąsić sobie małe co nie co w ramach popołudniowego lunch'u. Posilony czynię sobie objazd drogi powrotnej przez Siemce (bażantarnia i Przełajka), przeskok na drugą stronę Brynicy i w Wojkowicach za Orlenem odbijam na Grodziec. Podjazd pod Dorotkę i zjazd do Będzińskiego targu. Na nerce wpadam na Kołłątaja i prosto przez dwa wzniesienia do granicy z DG. Wpadam na chwilę do Auchan zakupić jakiś ciekawy złocisty procent i już prosto przez Park Hallera zawijam na Zagórze.
Wyjazd z domu wczas - 5:30. Dzień powoli budzi się ze snu. Przesiadka na bazie do busa i w drogę. Jak to na dostawach dzień cały uciekł między palcami. Po powrocie na bazę znów rower i sunę do domu.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym