Weekend śródtygodniowy mało rowerowy. Dziś na zakończenie sierpniowej jazdy nieco ukręcone.
Wyjazd do pracy 8:15. Nim wskoczyłem na standardową drogę na Morawę na początek podjazd do administracji podać stan liczników. Potem już prosto na bazę. Zestaw odzieżowy na długo i nawet nie zdążyłem się dobrze spocić :d.
Z bazy wyjazd dopiero po 16:00. Powrot nieco okrężną drogą przez gieldę mysłowicką, park harcerski,ludwik i ptasie osiedle do Zagórza.
Wieczorem, a wlaściwie już po zmroku bo o 20:00 nocna rundka po pojezierzu dąbrowskim i okolicach. P4 do Wojkowic Kościelnych, Ujejsce,Antoniów, piekło, P3, Gołonóg, Reden i powrot na Zagórze.
Miesiąc skończony na ośmiuset km i 5600 km za cały tegoroczny sezon.
Pobudka 7:00 i od razu wiedziałem, że będzie to dobry dzień na ukręcenie kilometrów.
Wybija 9:00 dosiadam Meridiana kierunek Szopienice/baza rozładować auto i rozliczyć delegacyjną Wisłę. Z bazy udaje się wyjechać po 13:00. Objazd wyszedł total na spontana i prowadził praktycznie wzdłuż południowych i wschodnich granic Sosnowca. Na początek z Morawy na Hubertusy. Docieram na Ostrogórską, skąd wpadam na czerwony szlak graniczy którym to jadę na TTC. Chwila przerwy przy Obelisku i dalej projektowanym (czarnym) szlakiem na Juliusz. Trochę nowego pora poznać i na Julku docieram na tereny wyrobiskowe CTL Maczki-Bór próbując przebić się skarpą na tyły Maczek. Ścieżka mi się w pewnym miejcu urwała i wylądowałem na znanej już drodze z Julka na Maczki na wysokości tartaku. Jadąc wzdłuż torów dojazd na Maczki. Na dłuższą chwilę rozstaję się z terenem i za drogą na Ostrowy i zwrot na Kazimierz. Rundka po parku Kuronia i za niebieskim szlakiem przelot do Zagórza.
Przerwa na obiadowanie. Akumulator podładowany. Rundka na Mec na włosokosy. Powrót zmiana odzienia na długi zestaw i o 19:00 czas na nocny trip jutro deszczowo to trzeba skorzystać z pogody.
50 km ukręcone pora na drugie. Trzymając się już asfaltów ruszam plan wcielić w czyn. Z kwatery na Dąbrowę zwrot na rondzie przy Nemo i azymut Będzin. Dalej za drogą przez nerkę wjazd na syberkę i do Czeladzi. Rzut okiem na rynek i wzdłuż Brynicy na tyły Milowic. Przecinam Brynicę i obok schroniska za Drogą na Dąbrówkę. 20:00 na zegarze podjazd pod Rawę i spacer z lubą do centrum Kato. Panią do busa, a ja dalej jadę dokręcać do setki. Zwrot na 79 i jazda do Mysłowic i powrót na Sc. Pętla wokół miasta zrobiona. Z Niwki nie najkrótszą drogą już na Zagórze. Wariant objazdowy bo by kilometrów brakło. Na Dańdówce odbijam w kierunku ronda na Ludwiku, skąd na Wawel i estakadą na Pogoń. Z przeciwka dostrzegam ludzia na Szosie już go chcę wyszydzić gdzie lampki zgubił, a ten mi macha. No tak jedzie bliźniak zwrot na światłach i doganiam Marcina. Pitstop przy Gastro i się żegnamy bo zimno ciemno i senność dopada. Spod Gastronomika szczytem przez park sielecki i przebijam się na Kombajnistów, skąd już na Zaruskiego i ostatnia prosta na kwaterunek. Na finiszu 9 stopni ale już bez wiatru to nawet się tak chłodno nie wydawało. 100 % normy zrobione teraz dwa dni wolnego tylko czemu deszczowe.
Kolejny weekend w Wiśle (nierowerowy i w pracy), heh nawet udaje się znajomków spotkać. Na ten weekend przypadkiem wpadam na Darka i Pawła objeżdżających tereny Ustronia i Wisły. Ale, że ja w pracy to skończyło się na krótkich pogaduchach i się żegnamy.
Poniedziałek jak to poniedziałek wstaje się opornie. Ogarniam się i o 9:00 na bika i ruszam na Morawę rozliczyć roboczo-weekend. Przejazd bez ekscesów. Na bazie trochę roboty ale i tak do południa udaje się wszystko zrobić to korzystam z pogody choć pieruński wmordewind dawał się we znaki na objazd nim do domu zjadę. Z bazy na chwilę na Rawę, która to chwila zleciała do godzin dwóch.
Pora się zbierać. Z Rawy azymut Siemce podpinam się za TIRA i w tunelu sprawnie się tam przedostaję. Na Siemcach kieruję się na Bażantarnię ogarnąć jak ta droga za widoku wygląda jakoś przez trzy poprzednie podejścia jechałem tam po nocy.
Wylatuję przy DK 94 na wysokości Bańgowa skąd dalszy cel objazdu Przełajka. Miałem odbić na mostek na Brynicy, wylecieć w Czeladzi i dalej udać się na Rozkówkę, ale gdzieś to odbicie przegapiam i dalej kręcę wzdłuż "granicy" Brynicy przez całą Przełajkę, aż do Wojkowic. Potem za drogą na Grodziec i podjazd na Dorotkę, heh przez ten kierunkowy wiatr lepiej mi się na wzgórze wjeżdżało niż zjeżdżało drogą w kierunku będzińskiego targu.
W planach miałem włosokosy to już nie odbijam na dąbrowskie pojezierze tylko szczytem przez wzgórze zamkowe odbijam na drogę prowadzącą do Decathlona. Podjazd pod sklep i jestem w szoku wreszcie doczekałem się profesjonalnego parkingu rowerowego i to z zadaszeniem. Wchodzę i rozglądam się za tamponami :D do kasku po poprzednie gąbeczki już mocno wyeksploatowane. Kompatybilnych do mojego kasku już nie mają ale udaje mi się załatwić połowicze na skronia i czoło.
Montuję od razu i pasuje od razu wygodniej się na deklu trzyma :P. Z Dk na finisz dzisiejszej jazdy odbijam na lasek z tyłu Józefowa i po raz kolejny motają mi się drogi i ląduję zamiast na środku Józefowa to na Dąbrowskich Mydlicach. Muszę sobie tam więcej pośmigać bo jest tam jeszcze kilka nie sprawdzonych odnóg. Z Mydlic pod Castoramę i już prosto na Zagórze.
Jakiś miałem taki niedosyt jazdy ale zajęć trochę na popołudnie i trzeba było spasować.
Rano w sumie to już po 9:00 ruszam na Morawę spakować autko na weekend wyjazdowy do Wisły.
Wyjście z domu się jakoś dziwnie przeciągało, wybija 9:30 po rower do chaciendy rodziców okno startowe przekroczone to zamiast trasą podpinam się praktycznie od bloku za 811 i sprawnie przedostaję się do Centrum Sosnowca.
Jakieś licho mnie podkusiło, coby zdążyć wcześniej być na firmie i ścinam na Sobieskiego na teren budowy torowiska. Jak na złość zaczął się kolejny etap prac i baza ułożenia zabezpieczeń terenu budowy pozmieniana. Początek jakoś fajnie idzie schody zaczęły się od przekroczenia Brynicy. Pas którym z reguły jechałem zablokowany przez ciężarówkę. Rozpędzony do niemalże 30 km redukuję prędkość na szutrze i chcę odbić na teren stawików. Słyszę jakieś okrzyki po czym nagle wystrzał jak z procy przed rower WTF i rozkmina co się stało. Podnoszę się i doszło do mnie o co pomarańczowym chodziło teren wylania nowego betonu odgrodzili metalowymi linkami, której jakoś w amoku nie zauważyłem. Chłopaki z budowy zaraz mnie dosiedli i zaczęli wystawiać noty za lot :D.
Ogarniam się stan zniszczeń roweru nie zauważalny, ciała lekko zdarta polichromia na prawym łokciu po za tym cały w pyle. Przenoszę już na spokojnie rower przez "wnyki" i już nieco spokojniej wbijam na Stawiki i przebijam się terenem na Staw Morawa i zjazd do bazy. Oczywiście komentarz co się stało, a ja jak niby nigdy nic, a ćwiczyłem loty i uzyskałem nowy rekord.:D
Spakowany bika do firmowego busa i powrót na kwaterę po rzeczy, wtrąbić jakąś stawę i kierunek Wisła.
Dziś już trochę lepiej witaminka C pomogła. Pobudka 7:30, ale nim się udaje z wyrka wyrwać dochodzi 8:00.
Powoli wchodzę na obroty, śniadanko i o 9:00 ruszam po bika przy okazji robiąc zakupy na kolejny roboczo-dzień. Wyjazd z kwatery 9:30. Wiatr z północy to i wariant trasy ekspresowy czyli od razu pod Makro i na krajówkę. Pobocze szerokie to się śmiga fajnie poza tym, że spory ruch. Z 94 na węźle przy górniczym zjazd na DK86 i dalej prosto na Kato by za pięć 10:00 wjechać na parking przy Rawie.
Dniówka do 20:00 do zaś mi zostanie oglądać finisz touru na PC-cie.
Po pracy spacerkiem na center Kato obejrzeć czy cosik jeszcze zostało po mecie 4 etapu. Trzy godziny po finiszu i śladu nie ma, że był wyścig z wyjątkiem gdzieniegdzie taśm odgradzających. Od dworca zwrot i nawijka w stronę domu przez Bogucice, Milowice, Center Sc i Środulę.
Jutro wolne to ruszam na sklepy zakupić nowy wkład suportowy bo ten już jest mega zużyty.
Dziś powrót na salony. Wczorajsze prognozy ICM jakoś odradzały dojazd na biku do pracy, rano widzę nie pada i na wykresach też zupełnie inna sytuacja przez co rower jednak pójdzie dziś w użycie. Nim poszedłem po bika do garażu, kurs do Deli po upgrade śniadaniowy na długą dniówkę. Start z pod domu 9:20 kurs na Nowy Roździeń, gdzie to dzisiaj wypada dnióweczka do 19:00.
Pod koniec intensywnego oczekiwania do zamknięcia galerii odwiedza mnie moja M. i to na biku. Wybija 19:00 zamykamy warsztat i kręcimy na chwilę na drugi salon. Zostawiam cywil ciucha co by do domu nie taszczyć jak i tak jutro dyżur na Rawie.
Wieczór jeszcze ciepły to trochę slowly szwędania po Katowicach. Finiszujemy na D3S po czym kierunek Panewniki odprowadzam Martynę i mykam do domu bo coś czuję, że mnie delikatnie rozkłada.
Standardowy kurs na linii Dom-Praca-Dom, czyt. baza na Morawie. Standardową trasą, Powrót nie standardowy bo tą samą trasą, jakoś nie chciało mi się standardowo wracać inną drogą. Aura na dworze również przy powrocie nie zachęcała do objazdów.
Ostatnia nadliczbówka przed wolnym. Wstawanie idzie opornie - w końcu niedziela pasowało by trochę dychnąć. Nic z tego 10:00 dochodzi ruszam po bika i kierunek Morawa. Po pracy do pracy mojej pani.
W planach było zjechanie do dom trochę wcześniej i zacząć powoli szykowanie do wyjazdu, a tu wyszło jak zawsze czyli powrót już po nocy, że też wybrałem powrót przez Stawiki. Zamiast do domu to wpadam na znajome towarzystowo i to przy jakiej okazji. A okazja zacna bo akurat natrafiłem na wieczór kawalerski i to niezwykły bo to rowerowy wieczór kawalerski, który dość wczas się dla mnie kończy, bo jutro wczas trzeba wstać.
Wczoraj dałem się omamić deszczowej aurze, do roboty zbiórkomem i powstał kolejny nierowerowy dzień. Mogłem jednak zaryzykować bo jak już dotarłem na Morawę to już nie padało.
Dziś z rana pochmurno ale nie pada więc innej alternatywy nie przewidywałem jak tylko wsiadać na bika i drałować na trzecią już w tym tygodniu 12 godzinną dniówkę. Mimo, że wyjechałem dzisiaj nieco później niż zwykle to wyjątkowo płynnie się gnało i punkt 8:00 melduję się na bazie. Szansa na wcześniejsze wyjście była, ale wypadała jeszcze dostawa i z bazę opuszczam dopiero 19:55
Na dworze nosi się na burzę, no i tak się zaniosło, że znów padało wszędzie tylko nie na mnie :D. Ma się te chody u góry. Z bazy ruszam na dobre ciacho do Martyny. Trochę słodkości bo ciężkim tygodniu było potrzebne. Odprowadzam moje słońce na busa, zamiana w night bikera i mykam zakosami w stronę domu. Na kwaterze zaś o północy. Jeszcze tylko dwie dniówki i tygodniowy chilout urlopowy z bazą na Annabergu.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym