W sumie niedziela zachęcała do dalszej jazdy nawet były ku temu odpowiednie ustawki ale jakoś leń mnie ogarnął i z wyrka zwlokłem się coś przed 10:00. Na ustawkę nie ma co gonić.
Zmiana planów czyli niedzielny obrzęd -> kościół, obiadek i się zobaczy dalej.
Nim się człowiek ogarnął to już prawie 16:00 biorę mapę ale jakoś sensownego azymutu nie wynalazłem. Czyli Pogoria i się zobaczy. Wiadomo niedziela tłok na ścieżce. Kręcę połówkę i dalej w las na P4. Docierając prawie pod Wojkowice Kościelne dostrzegam Łukasza. Nawrót i za nim. Też kręci bez celu. Wspólnie kręcimy dalej i pauza na ławce przy molo. Nie ma nikogo jeszcze jedno okrążenie wokół P3 i lecimy na małe co nie co do Maca. Upychamy się szejkiem i czym się jeszcze da. Posileni ruszamy do kwaterunku Łukasza, gdzie zmienia rower na rolki, a ja wrzucam długi ciuch i po telefonie od Krzyśka wracam na Zagórze przekazać mu klubową kamizelkę. Kolejny tele-kontakt i skorelowany z Adi ruszamy z Krzyśkiem na Center przekazać Adiemu ową kamizelkę. Krzychu zmyka do żonki, a Ja z Adim w barwach nocy ruszamy na obchód miasta. Z Legionów na Sielec. W parku cisza. Może AK ale tam też przy niedzieli cisza. No nic dalej na Stawiki tu trochę biegaczy. Dalej wąską skarpą przebijamy się na Hubertusa i bokami wracamy na granice Sosnowca przy Naftowej. Na zakończenie zawijamy na Patelnię. W mieście cisza wiec wracamy do Parku Sieleckiego. Adi zbija na Pogoń, a Ja podpinam bikeaudio i kierunek Zagórze kręcić pauze :D.
Generalnie dzień bez większych inwencji kluczeniowych po okolicy. Tyle co konieczne. Na początek na center zawieść lapka do serwisu, może coś się z niego uda uratować. Następnie zajrzeć na firmę i powrót do domku. Miała być dokrętka popołudniowa, a skończyło się na wypadzie samochodem z tatą do Waldka na działkę.
Do 14:00 zajęcia około domowe korzystając z jeszcze paru dni wolnego. Obiadu nie chciało mi się za mądrego kombinować i na łatwiznę uruchamiam frytkownicę.
Posilony pora pokręcić trochę na kole. Najpierw do organizatora sobotniej imprezy ustalić ostateczne szczegóły, potem na chwil pare do PTTK. Zbliża się 16:30 kierunek Urząd Miasta na spotkanie z cyklozowiczami w celu objazdu trasy sobotniego przejazdu. W oczekiwaniu na niektórych pogaduchy nt mazurowania. Z paroma postojami docieramy na Górkę Środulską, skąd po krótkich pogaduchach każdy w swoją stronę.
Godzina jeszcze młoda więc z Patykiem krążymy jeszcze do Waldka ocenić jak mu idzie robota na działce. Na deser już w barwach nocy zawijamy na AK i powrót na kwaterunek.
Dalszy ciąg aktualizacji na stronie klubowej spowodował, że dzień przemknął między palcami. Może nie cały bo tylko do 16:00. Potem obiadek i kierunek Real uzupełnić braki lodówkowe. Wieczorem na dokrętkę zawieść Patykowi przesyłkę z myślą jeszcze pokręcenia skończyło się, że utknąłem na dłuższej na Kazimierzu ale i tak jakoś do jazdy zbytnio nie było chęci. Powrót wrażenie jakby jesienią mgiełka zimno. Dobrze ze tylko parę km w takich warunkach.
Dziś jeszcze dzień wolny od pracy więc korzystam z chwili i ruszam na biku pozałatwiać parę spraw na mieście.
Na początek Sc i podpisanie umowy, dalej na firmę i powrót objazdem przez Hubertusa na Sosnowiec do PTTK rozliczyć koszty zlotowe. Tutaj też zlatuje najwięcej czasu.
Gdy już się uporałem do domku po materiały i kierunek Białostocka dostarczyć przesyłkę Grześkowi.
W sumie miało być na tyle, a tu nieprzyjemny telefon od matuli, że tata zaliczył konkretną wywrotkę na P3. Wrzucam 8 blat i pędzę ile sił zorientować się co się stało. W skrócie chcąc uchronić jakiegoś szkraba który niespodziewanie zmienił tor jazdy gwałtownie zahamował i wyskoczył przez kierę zdzierając sobie dość poważnie naskórek. Dobrze, że młodemu udało się prawko zrobić i w astrę wpakowaliśmy go i rower. Ja jeszcze z rozpędu na szybko 3 kółeczka wokół P3 i powrót ok. 22:00 do domu. Po telefonie od mamy dowiaduję się, że ma pęknięte żebro co jeszcze się zobaczy. Bo jeszcze ma jakieś badania. Ale feler. Początek dnia w miarę ale końcówka z dreszczykiem emocji. Oby gorzej nie było.
Dziś dzień na regenerację i nadrabianie wpisów BS za nieobecny tydzień.
Wieczorkiem ruszam skontrolować co nasi urzędnicy wyczynili oznaczając kolejny szlak tym razem po Lasku Zagórskim od Mortimera po Park w Kazimierzu. Na ich nieszczęście znalazło się sporo rzeczy do poprawy. Potem rundka po parku i jadę na P3 zobaczyć czy woda jest mokra. Paznakomych nie ma więc kółeczko po zmroku i powrót przez Zieloną na DG i na Zagórze.
Ten pierwszy w sierpniu weekend nie wypadł rewelacyjnie jeśli chodzi o dystans. Znów nie za dużo, ale zawsze coś.
Dziś znów większość dnia w domku przesiedziana, rano niedzielne obrzędy kościelne, potem zabawa z rachunkami i dopiero po tym całym bałaganie wybywam ok. 18:00 do Decathlona ogarnąć czy są jakieś fajne promocje, powrót pod domek i ruszam z rodzinką na przejażdżkę po okolicy.
Na początek kierunek Park na Kazimierzu, po drodze pogawędka z Panem_P. Rundka po parku w poszukiwaniu kangura. Skubaniec nie lubi komarów i zamknął się w swojej kwaterze. Za to Szopy wariowały za trzech. Z parku kierunek Dg i P3. Pod molo mamuśka z siostrą kręcą pauzę, a ja z fatrem dwa kółeczka wokół zbiornika. Ciemnawo się zrobiło to zawijamy z powrotem na Zagórze.
W głowie po dniu dzisiejszym nasuwa się apel do niedzielnych rowerzystów i innych uprawiaczy wszelakiej aktywności na dąbrowskich akwenach.
DNI SĄ CORAZ KRÓTSZE, A CHĘTNYCH DO RÓŻNEJ AKTYWNOŚCI SPORO SZCZEGÓLNIE PO ZMROKU. CO PRAWDA NIE MA OBOWIĄZKU JAZDY NA TERENACH POZA ULICĄ ZE ŚWIATŁAMI, ALE MOGLIBYŚCIE ZAINWESTOWAĆ GROSZE NA NAJTAŃSZE OŚWIETLENIE I KAWAŁEK ODBLASKU, ABYŚMY BARDZIEJ KOMFORTOWO I BEZPIECZNIE MOGLI SIĘ MIJAĆ I CZERPAĆ RADOŚĆ Z UPRAWIANIA SPORTU. ROZUMIĘ BIEGACZY NIE KOMFORTOWO SIĘ BIEGA Z LATARKĄ NA GŁOWIE ALE CHOCIAŻ MAŁY ODBLASK NA NOGĘ I JUŻ JADĄCY ZE ŚWIATŁAMI WAS DOJRZY.
Na dłuższą jazdę chodź by się chciało nie można pozwolić. Po 3 dniowej delegacji nadrabianie różnych zaległości domowych (kiedyś to trzeba zrobić). Przed południowym szczytem grzejącego słońca rowerkiem do Reala po zaopatrzenie. Potem sprzątanko i inne zajęcia domowe. Po południu znów rowerem do Oddziału uzupełnić papierzyska. Po drodze spotkanie z Januszem na górce środulskiej i rzut okiem na kino pod chmurką, gdzie leciała kolejna część Bonda.
Wtorek znów objazdowy (wschodnia granica), dopiero dziś udało się pokręcić załatwiając sprawy na mieście, a potem zupełnie rekreacyjnie wieczorem na P 3. Miały być kółeczka, a tu pac na ławeczce Frey i JAga tak że halt na małe pogaduchy, które przeciągnęły się do 23:00.
Po wczorajszym całodniowym dostarczaniu foteli i innych produktów, dziś dzień wolnego na firmie, a jutro znów trasa okolice Gniezna i Olsztyna (mazurskiego).
Do 10:00 wyleguję się w wyrku, potem przyszła pora na nadrobienie i uzupełnienie wtorkowego wpisu. Przed 13:00 za oknem nie pada to na bikach ruszam z tatą do ZUS-u, po drodze podrzucając na Środulę Adiemu pendrive. Załatwianie w miarę szybko schodzi i zgaduję się z Kocurem aby wskazał mi jedno miejsce, gdzie tanio mogę naprawić lapa. Niestety zawarte i nic nie załatwiamy. Dalej w trójkę ruszamy na Morawę do firmy. Ugaduję się z kiero co do jutrzejszego wyjazdu i wracamy z powrotem za Brynicę. Pod Humanitasem, żegnamy się z Czarnym i już sami powrót na Zagórze. W domu obiadek i dalszy ciąg robienia domowej księgowości.
Na wieczór znów dokrętka kilometrów tym razem samemu. Za cel przybieram sobie czarny szlak wokół pojezierza dąbrowskiego czyli objazd w pakiecie wszystkich 4 pogorii. W drodze na Ząbkowice łapie mnie mała niegroźna mżawka po której wyszła rewelacyjna tęcza. Z głowie zrodził się nie osiągalny wręcz pomysł dotarcia do końca tego zjawiska pogodowego i tak idąc tym tropem docieram pod Łosień. Niestety czym "bliżej" się mogło wydawać byłem odnalezienia końca tęczy ta zaczęła się podnosić i znów garniec złota przemknął koło nosa. Ale żeby na pociechę znalazłem dotarłem do ogrodowego krasnala, a obok niego na ulicy przyuważyłem piątaka więc chyba gdzieś tu musiała się kończyć. Z granicy Ząbkowic i Łośnia wracam na zaplanowaną trasę. Kawałek wzdłuż torów przy P1 dalej na Antoniów i polną drogą wzdłuż gierkówki na P4. Objazd asfaltem największego z 4 zbiorników i z Piekła na P3. Po pierwszym okrążeniu pitstop na pogaduchy z panem Henrykiem, do grupy dołączył również Domino długobrody wracający z zapomnianej przeze mnie ustawki lodożerców. Dalsze pogaduchy do zachodu słońca. Domin rzuca hasłem o kolejnej ustawce z nalotem na Bidę. Chyba się skuszę. Wreszcie przyszła pora się zbierać towarzysze pogaduchy się rozjechali, a ja na odchodniaczka jeszcze szybszym tempem 2 kółeczka w koło P3 i powrót na Zagórze.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym