Jakaś ta moja robota w kratkę. Dziś wolne to znów nadrabiam godziny snu nieprzespanej nocy. Po telefonie od Limita orientuję się która jest godzina, spoglądam na czasomierz a tu prawie 10:00 czyli, przespane 9 h snu.
Dzień zlatuje na błogim leżakowaniu i oglądaniu transmisji 13 etapu TdF, gdzie Rafał Majka zajął 2 miejsce.
Po transmisji na rozgrzewkę do Pogorii po większe zakupy. 19:00 wybija pora ruszać na nocne wojarze, które zaczynam od przejazdu do Rawy odebrać Pannę M z pracy. Spacerek wieczorową porą do centrum Kato. Na Mariackiej sporo wiary. Pomyślałem, że może Rysiek czasem, gdzie na rikszy nie krąży. Po konsultacji telefonicznej dowiaduję się, że nie jeździ, a szykuje się na noc do pracy, a że jedzie bikem to się zmawiamy, że i tak tamtędy będę wracał to go odcholuję.
Odprowadzam Martynę do autobusu i ruszam pod Wyspiana na punkt zbiorczy. Dociera Rysiek (na szosie) yhmm to chyba zamiast ja jego to on mnie będzie cholował za kołem. Spod Wyspiana na spodek i dalej przez pętlę Słoneczną, plac Alfreda kierujemy się na Siemce, przez które przebijamy się nieco inaczej jak Ja wczoraj. Żegnamy się na Bańgowie pod Jonsonem, Rysio do roboty, a ja dalej jak droga poniesie. I tak mnie poniosło, że w Czeladzi odbijam na Grodziec. Podjazd sprawnie pokonany w oddali wydaje mi się, że widzę któregoś z cyklozowych klubowiczów. Domniemywam, że mógł być to Limit, choć pora mnie zdziwiła. Spod Dorotki zjazd do Gródkowa i zwrot pod lwa, gdzie przecinam DK 86 dalej na Łagiszę i jak już droga prowadzi przez Zieloną na P3. Nikogo paznakomego to zwrot pod Żółwia, ale tu też po 22:00 pustki. Jutro wyjazd to lekkim zagięciem przez DG dojazd do domu.
Kolejny dzień wolnego, od jutra zmiana grafiku i niecny plan wykręcenia wszystkich dni w lipcu może spalić na manowce.
Wczorajsze leżakowanie odpowiednio naładowało akumulatory przez co dziś nie było problemów z porannym wake up. Ogarniam się nadrabiam wczorajszą notkę bs z nocnego tripu i biorę się za szykowanie śniadaniowej bomby witaminowo-energetycznej w postaci jajecznicy z 4 jaj, pomidorów i listków sałaty rzymskiej. Po ok. 10 minutach wyszło mi coś takiego:
Kolejne 15 minut i po kompozycji został pusty talerz. Pozmywać od razu bo potem nie będzie mi się chciało i ruszam kręcić kilometry załatwiając kilka spraw. Na początek trip na center Sosnowca do banku zobaczyć jakie są szanse nabyć większą many na drobne potrzeby. Wychodząc już z banku trafiam na burzę, by nie moknąć zjazd do przejścia na patelni i koło CIM-u przeczekuję największy deszcz.
Jak już się dało jechać ruszam w kierunku domu. Na Orionie dostrzegam kolejnego Szweda, hmm aparatu nie ma więc do domu po nikona i wracam w owe miejsce uwiecznić palacza na foto-story.
DEDYKACJA DLA PANA_P. .
Powrót do domu przeczekać największą duchotę i wieczorem kierunek Kato na spotkanie z nią i jej bikem w celu ustalenia przeglądu.
W końcu plan udało się zrealizować. Do obiadu 20 dyszki, a po nocy kolejne 50. Popołudniowa duchota ustaje i na kwadrans przed 19:00 ruszam na nocny trip. Na początek 94 i 86 zmierzam do Rawy spotkać się Martyną. Przesiadujemy do 20:00 po czym rolety w dół i na busa. 807 podjeżdża pani do busa, a ja kusem za autobusem. Na Moniuszki jestem pierwszy. 1 - 0 dla Mnie :D. Podnosimy poprzeczkę - dłuższy dystans i nie wiem do końca na którym przystanku mam kończyć. Z buta na busa pod Galerię dworcową. Chwila znów na pogawędki po czym dociera 48 i znów kusem za busem. Do autobany na zmianę ja prowadzę potem zmiana. Od Wujka trzymam się na dystans ale cały czas w zasięgu wzroku. Tak się miło ciągnie na holu, aż lądujemy na Ligocie.
Tym oto tanim sposobem bez korzystania ze zbiurkomu jeśli chodzi o mnie odprowadzam panią pod same drzwi. Godzina policyjna się zbliża pora opuszczać granice Śląska :D. Papa zawijam kiecę i lecę. Darek dobrze operuje światłami przez co na pętlę tramwajową na Brynowie docieram albo na pulsacyjnych pomarańczach, albo zielonej fali. Wracać podobną trasą się nie chce to azymut Giszowiec modyfikują trasę powrotną. Pokonuję 3 garby i docieram na Gisza, potem Nikisz i zjazd na 79 kierując się na Mysłowice, które również pokonuję na zielonej fali.
Przeskok na drugą stronę Przemszy i welcome to Zaglebie. W Sosnowcu to już prosta droga Modrzejów, Niwka, Pawiak, Dańdówka i znów pagórki zagórskie.
Na zjeździe z Mecu dostrzegam podnoszącego się rowerzystę, ruszam do niego zobaczyć czy wszystko w porządku. Na szczęście to tylko drobny upadek, zebrał się o własnych siłach, wspólnie turlamy się pod Orlena po czym każdy w swoją stronę.
Na koniec parafrazując klasyka CZY CIEMNO CZY JASNO śMIGAM BIKEM PRZEZ MIASTO. A teraz w kimę bo jutro zaś robota.
Dzień typowo spędzony na naładowanie akumulatorów.
Z wyrka wydostaję się po 11:00. Potem zlatuje czas na porządkach - czasem trzeba małą enklawę doprowadzić do ładu i tak zlatuje do pory obiadowej.
Człowiek z natury leniwiec to na obiad z buta do mamy, przy okazji robiąc opłaty.
Popołudnie dalszy czas na leżakowanie bo z oknem zbiera się na burze i nie chciałem ryzykować jazdy w ulewie.
Noc się zbliżała, a ja sobie obiecałem cały lipiec spędzić na dwóch kołach to zamieniam słowa w czyn i o 21:00 dosiadam Meridiana i w drogę.
Początek to szybki trip na P3. Tam chwila pogawędki z panem Muchą po czym dwie rundki po bieżni. Kontrola prędkościomierza i ruszam w miasto. Z mola ekortuję dwie dziewczyny do Będzina jadąc wałami. Po drodze doganiamy jeszcze dwóch cyklistów i w piątkę docieramy pod stadion Sarmacji.
Żegnam się i znów samotnie kierunek Pogoń. Ścieżką wzdłuż Będzińskiej pod Ślimak i zjazd pod sosnowiecki dworzec. Nawrót przy PTTK i od 1 Maja jak droga prosta na Dańdówkę. Droga pusta światła pulsacyjne to się fajnie płynnie jedzie. Na Dańcówce już ostatni zwrot 3 podjazdy i zjazd do domu gdzieś tak przed północą.
Do 10:00 wyrównywanie godzin przeznaczonych na sen.
Dalsza część godzin okołopołudniowych to przegląd Malinowego bika, który pochłania trochę czasu. Co się dało przesmarowane, wycentrowane i wyregulowane. Dla pewności, że nic się nie rozkręci Welturem rundka po osiedlu.
Popołudnie przesiadam się już na swego Meridiana i lecę na spotkanie z Panną M do DG, skąd żwawym tempem do Czeladzi pozałatwiać kilka sprawunków.
Dnia trochę zostało pogoda się unormowała to ruszamy na przełaj. Na początek przez Psary i Strzyżowice na punkt widokowy na Górze Siewierskiej. Odpoczniwszy zjazd do Goląszy i jak droga prosta przelatujemy przez Dąbie i dalej prosto na Toporowice. Zwrot za remizą i azymut Przeczyce. Trochę mi się orientacja w terenie mota i zamiast wyskoczyć przy tamie lądujemy w Warężynie.
Chłodno się robi i ssanie się włącza. Szukając sklepu docieramy do Kuźnicy W., przerwa na popas i ruszamy dalej. Przedzieramy się przez DK 86 na drugą stronę by przez łaki przebić się do bikostrady nad P4. Manewr się udał znów duże blaty i pokolei objazd czwórki potem przez Piekło na trójkę i zjazd na kwaterę bo noc krótka, a jutro wczas na koła i do przodu trip to Medalikowo.
Wtorek taki dusznawy, wszystkie pogodynki zapowiadają możliwość przejściowych intensywnych opadów deszczu, na ICM-ie również możliwy większy opad konwekcyjny. Znaczy pora się schłodzić deszczem po wczorajszym upalnym dniu.
Jak już się wygramoliłem z betów, po 11:00 spokojnym tempem +20 km/h, kręcę na firmę dowiedzieć się jak wypada grafik na drugą część miesiąca. Długo tam nie zabawiam i jak wybiło południe ruszam przed siebie podgonić trochę kilometrów.
Azymut P3. Z Morawy na Dąbrówkę, gdzie odbijam na drogę prowadzącą do Czeladzi. Sprawnie bez żadnych świateł i znikomym ruchu tam się przedostaję. Chwila przerwy na Rynku, gdzie dostrzegam nadchodzącą od Katowic w moim kierunku dość obszerną chmurę deszczową. Nie zrażony tym faktem mykam dalej na Dorotkę, skąd zjazd na Gródków i na światłach koło Lwa, przebijam się na Łagiszę.
Chmura jakoś dziwie krąży. Chyba będę jednak suchy. Z Łagiszy już prosto na Zieloną i ścieżką pod Molo. Łączność z Magdą, gdzie to się włóczy. Dogadawszy szczegóły spotkania, rundka po bieżni pochłaniając trochę czasu i zmierzam na Aleje na spotkanie.
Docierając bliżej miejsca zbiorczego zauważam, że tu padało, a na bieżni skończyło się na paru kroplach i wietrze i chmura mnie ominęła. Trochę pogaduch, mykam na jakiś obiad i po 16:00 powrót na Aleje po Magdę i wspólnie ruszamy do Waldka na działkę wspomóc go przy zbieraniu Wiśni. Przy okazji zabieram prezent urodzinowy, który nie miałem możliwości odebrać w zeszły weekend. Na działce trochę pokropiło zraszając ogródek. Obgadawszy szczegóły wycieczki do Częstochowy opuszczamy działkę i wracamy na Zagórze rozładować sakwy.
Już bez zaopatrzenia odwożę towarzyszkę na Dąbrowę i wracam na mieszkanie. Na zakończenie dzisiejszej jazdy przy EXPO na światłach dogania mnie Krzychu, który się wybrał na nocny trip po okolicy. Wspólnie, żwawym tempem kręcimy na Mec, skąd się nawracam na kwaterę spotkać się z właścicielem mieszkania. Gdyby nie to pewnie bym jeszcze po nocy pokręcił i dociągnął do setki.
A wniosek co do wpisu, gdzie nie bylem nie padało, gdzie nie zadzwoniłem, każdy mówi u niego pada na rower nie idzie. :d.
Jak na sobotę pobudka bezproblemowo o 7:00 ogarniam się i po 9:15 ruszam dziś na Rawę. Po przesmarowaniu nic już nie stuka, chrzęści oprócz szumu opon - zupełnie inna jazda.
Przy sobocie padło, że trasa przebiegała krajówkami 94 i 86. Pod Galerią jestem ze sporym zapasem czasu do otwarcia to rozkładam się na ławce i korzystam z uroków słonecznej aury.
W pracy spokój więc przez większość dniówki zleciała na aktualizacji klubowej strony. Wreszcie wyczekiwana godzina 20:00 zamykam warsztat. Na dworze pochmurno i dusznawo, całe szczęście z tych chmur deszczu nie było. Propozycja była zajrzeć do kota, ale jakoś mnie nosiło i wybrałem wariant objazd.
Objazd tylko hmm, jaki Czeladź, Będzin było ostatnio to stwierdzam jadę przed siebie, i tak podążając za kołem bocznymi uliczkami trafiam na tablicę 79 Jaworzno :). No to punkt zwrotny wybrany. Trzymając się owej drogi przemierzam kolejne kilometry mijając Mysłowice, gdzie na Bończyku jakiś ciul podnosi mi ciśnienie (ja z góry 50, on z dołu na podwójnej ciągłej wyprzedza zaraz za rondem przy BP) na centymetry się wymijamy oczywiście burak został solidnie otrąbiony przez innych użytkowników zdarzenia. Żeby było ciekawie za mną leciał autobus z prawej wyskoki krawężnik więc ze mną mogło by być niemiło jakbym w kleszcze wpadł. Daje miejsce do wyprzedzenia i przyklejam się za jaworznickim autobusem, za którym to docieram prawie pod Fashion House. Potem już samemu zwrot na Łubowiec i Osiedle Stałe. Osiedle przejechane i zmiana na Azymut Góra Piachu. Kolejny zwrot i zjazd do Maczek, szarówka się zrobiła pitstop na montaż oświetlenia i dalej heja na Ostrowy i Kazimierz. Przed Staszicem przecinam 94 by dostać się na ul. Tysiąclecia w Dąbrowie, skąd trip na P3 przejazd ścieżką wzdłuż plaży, zwrot na Zieloną, aby na dłużej zasiąść w Parku Hallera na plenerowym letnim kinie. Dziś w programie "Kwartet" leci. Spóźniam się na początek filmu, ale za to dotrwałem do końca.
Nieznany tytuł dla mnie, ale ogólnie film wywarł pozytywne wrażenie. Litery końcowe rozglądam się czy czasem, gdzieś znajomków nie ma. Po ciemku, każdy podobny ale bez efektów, nawijka i kręcę na kwaterę. Kino było, więc na dobranoc trochę sportu czyli Mundial dzień kolejny i końcówka meczu Holandia - Kostaryka.
Dwudniowy maraton i wolna niedziela sprawiają, że jest możliwość odesania.
Zegar biologiczny już ma swoje godziny snu i ustawiam się do pionu coś przed 11:00. Jak już wstałem no to na sumę do Kościoła potem obiad u rodziców i dalsze kimanie. Już zdecydowanie lepiej niż rano nadrabiam wpisa i po 17:00 wprost na nadchodzący deszcz ruszam na Rawę spisać grafik na przyszły miesiąc. Przy niedzieli to droga praktycznie trasą, najpierw 94 potem 86 aż do celu.
Pogoda na ICM się nie omyliła i wychodząc z salonu ładuję się na totalne oberwanie chmury. Opad konwekcyjny całe szczęście krótko trwały i po godzinie opuszczam zadaszenie i na Sosnowiec.
Deszcz jednak nie odpuścił i w efekcie zostałem przemoczony. Przerwa w Oddziale i potem prosto nq mieroszewskich zostawić bika.
Weekend na salonach to przynajmniej w poniedziałek nie było potrzeby wczas lecieć na bazę i rozpakować auto targowe.
Do pracy zbieram się dopiero po 10:00 bez kombinacji trasą wersja standard i to na zielonej fali. Na miejscu może siedzę z godzinę po czym ruszam dalej.
Z bazy do Rawy przekazać parę info potem Decathlon easy (Koodza), nie znajduję interesujących mnie rzeczy to kurs na 3 Stawy może w Go Sporcie, ale tu też nic. Odpuszam sobie szwędanie po sklepach i myślę jak fajnie zapętlić trasę (i tak wymodziłem).
Z Muchowca na dolinkę potem drewutnia i lasem na Janinę. Następnie Giszowiec i za drogą do Mysłowic. Przez chwilę jakieś zwarcie styków i się motam ale zaraz wracam na właściwy tor i kręcę w kierunku Modrzejowa. Nawrotka na rondzie i kierunek ludwik, rzeźnicza i ścieżką na Kombajnistów docieram na Zagórze i przerwa obiadowa.
Telefoniczna wymiana informacji gdzie kto jest LIMIT z Maćkiem i Pawłem drałują w kierunku Bełchatowa, a Krzysiek już w pociagu i wraca.
Odpoczniwszy na 19:30 jadę Krzyśkowi na przeciw odebrać go z dworca i pomóc się wyładować. 10 minutowe spóźnienie i TLK z Helu wjeżdża na peron - jest i Krzysztof. Powitanko i w bardzo drobnej pigułce podsumowanie po czym z tatą eskortujemy kolegę pod dom. Żegnamy się Krzysiek idze sobie trochę pomieszkać, a my znów inną pętlą do domu. Kierując się przed siebie przemierzamy Ludwik, Dańdówkę, Fińskie Domki i przez Gwiezdą docieramy do Mieroszewskich i na kwaterę bo jutro dłuższy trip wyjazd jak mi się uda przed 6:00 i kierunek Częstochowa przechwycić resztę składu.
Rowerowy dzień zaczęty już po 6:00, a właściwie to już po 2:00 jak wracaliśmy z Panem_P na Zagórze. Jednak licznik wyzerowany dopiero po powrocie z nocnych wojaży i kilometry liczone pod rana.
Słońce powoli wyłania się zza bloków, budziki drą się w niebogłosy by spełnić swoją powinność wreszcie się udaje i jakoś z Marcinem doprowadzamy się do porządku - bynajmniej próbujemy. W głowie jeszcze szumi, a tu do roboty pora.
Wypad z kwatery 6:30 i kierunek kato odholować Marcina pod robotę. Czasu mało od razu wbijamy się na 94 by ominąć miasto. Kawałek szczytem przez osiedle akademickie w celu odwiedzenia ściany płaczu i dalej od Timkena lecim ekspresówką. Właściwie to się przeciskamy slalomem bo zakorkowana przez wypadek na wysokości Brynicy. Dziwnie się mundurowi na nas patrzyli jak ich mijaliśmy trzymając się za plecami autobusu. Opuszczamy ekspresówkę i bokami przez Dąbrówkę, Bogucice docieramy do ul. Korfantego w Katowicach. Marcin tnie dalej pod Silesię do roboty, a ja nawrót załatwiać swoje. Wedle ICM-a została mi jakaś godzina by uniknąć deszczu. A miało się coś na rzeczy bo niebo przykryły chmurki. Rzut okiem jak idą roboty na rozkopanym centrum Kato i ścieżką rowerową przebijam się pod Uniwerek Ekonomiczny, zwrot i wzdłuż 86 już chodnikiem zaginam z powrotem na Sosnowiec.
9:00 godzina, a w nogach już 40 km. Zaglądam do mamy co tam u nich słychać i załapuję się na drugie śniadanie. Krótka rozmowa po czym na godzinę łapię reseta i wyrównuję nie przespaną nockę. Z prognozowanego deszczu wyszła tylko drobna mżawka także udało się na sucho wrócić. Obudziwszy się wspinam się na Mec do fryzjera. Szybka piłka i po 10 minutach jestem z powrotem.
Pod domem dostrzegam, że i na tylna opona też już się przetarła na tyle, że dętkę widać. Znaczy się nie ma rady trza sklep nawiedzić i nowe lacie nabyć. Kierunek DG. Mama podrzuca mi przy okazji garniak bym dostarczył do pralni. Także dwie pieczenie na raz. Najpierw Pogoria, nawrót i do Olimpijczyka. Z nowymi laćkami powrót do garażu w celu wymiany ogumienia. Trochę przy tym schodzi bo jakąś twardą mieszankę kupiłem i nie chciały bo dobroci wskoczyć na swoje miejsce.
Wieczorem na poprawkę kierunek Akademiki spotkać się ze znajomymi w Remedium. Najpierw mecz otwarcia Mundialu w Brazylii. a potem jeszcze jamprezowo i znów nad ranem powrót do domu, a jutro do roboty oj będzie ciężki dzień.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym