Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczki

Dystans całkowity:20236.00 km (w terenie 3132.00 km; 15.48%)
Czas w ruchu:1083:21
Średnia prędkość:18.68 km/h
Maksymalna prędkość:70.50 km/h
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:103.24 km i 5h 31m
Więcej statystyk

Pułap 5 tys przekroczony - zwariowany powrót do codzienności.

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · Komentarze(0)
O tym dniu można pisać i pisać ale jutro do roboty więc chwilowo tylko liczby jutro reszta rowerowo kolejowego powrotu do domu.

Edit:
No i 3 dzień laby. Dzień roboczy, a tu jeszcze można się pobyczyć trochę. Po śniadaniu puki słońce jeszcze nie jest tak wysoko z tatą ruszam jeszcze na Mierzyn by i u drugich krewnych i dziadków zapalić znicza.
Powrót trochę na azymut nieznanymi ścieżkami ale w efekcie i tak docieramy na znany grunt. Potem w gminie podatek zapłacić i powoli szykować się do powrotu. Także wstępnie uzbierało się z 30 km. Wybija 17:00 zbieram się na pociąg, a tata korzystając z wolnego jeszcze zostaje. Czekam na tej stacji wreszcie opóźniony pociąg dociera. Wsiadam na koniec starego składu i ruszam w drogę powrotną. W tym blaszaku pomimo otwartych okiennic ciepławo. A w mojej głowie chodzą dziwne myśli kontynuowania dalszej jazdy na rowerze. Tak też się staje. Sezon wakacyjny remontowane torowiska sprawiają, że co chwilę mój osobowy co chwile miał postoje przepuszczając jadące pośpieszne. Wniosek nasunął się jeden przez opóźnienia nie zdążę na szybką przesiadkę w Częstochowie, a na następny muszę ponad godzinę czekać od dotarcia. Szybka analiza czasu i w Radomsku swój niecny plan wprowadzam w życie. Wychodzę z pociągu i kręcę w kierunku Częstochowy na ten późniejszy pociąg. Zupełnie inne warunki niż w sobotę wiatr na plecy i trasa lekko z górki wpływa na to że w ekstra tempie jak na moje możliwości 40 km odcinek pokonuję poniżej 2h. W Częstochowie jestem raptem 20 minut później niż jakbym jechał pociągiem. Po głowie chodzi mi jeszcze by kolejny 70 km etap z Częstochowy do Sosnowca również ciągnąć na kole ale jakoś już późnawa pora sprawia, że jednak pociąg. Czy to była dobra czy zła decyzja nie wiem już po fakcie nie ma co rozpatrywać. Z półgodzinnego oczekiwania na pociąg zrobiła się znów prawie godzina bo kolejny osobowy już klimatyzowany skład KŚ opóźniony przez Pośpieszne. Wreszcie ruszam. Jakby tych wrażeń było mało przed Żarkami w składzie gaśnie światło. Po resecie całej elektroniki wreszcie ruszamy dalej. W Zawierciu dosiadł się kolejny kolarz na pogawędkach docieramy do Ząbkowic. Powoli się zbieram zapinam sakwy i szykuję się do wyjścia. Pociąg dociera na stację wysiadam i telefon od taty
- dotarłeś
- TAK
- długo
- NO FAKT Z NORMALNEJ DROGI CO ZAJMUJE MAX 3 H ZESZŁO 5, ALE ZARAZ TO NIE TA STACJA WIESZ CO WYSIADŁEM NA GOŁONOGU Z ROZPĘDU...

po konwersacji nie pozostało mi nic innego jak kręcić z Gołonoga, a nie z Centrum do domu. Już normalnie najkrótszą drogą pokonując dąbrowskie ulice wracam koło 23:00 na Zagórze. Radler dla relaksu przeładowanie sakwy wpisy BS i w kimę bo jutro znów robota czeka.

Gorzkowice i okolice - czyli odwiedziny rodziny i znajomych

Niedziela, 21 lipca 2013 · Komentarze(0)
Puki co dzięki Amatorka i Marta za wspólne kręcenie i miło spędzone popołudnie.

Wiadomo krótki czas na relaks więc dzień sensownie należy zaplanować. Z racji, że niedziela to wedle 9:00 do Kościoła. Potem sprawunki i przyjemności z jazdy na kole. Na początek kierunek Parzniewice zajrzeć na cmentarz i zapalić znicze. Dalej by nie wracać tą samą drogą zmieniamy azymut i udajemy się na Siódemkę. A rydz może ciotka będzie. I była na pogawędkach czas szybko leci, a tu jeszcze trochę mamy jeszcze do zrealizowania. Z Siódemki w kierunku hałdy bełchatowskiej i dalej przez Kamieńsk wracamy na obiad do Gorzkowic. Popołudnie należało do znajomych. Z tatą ruszam na tamę Zalewu w Cieszanowicach. Tata odbija Staśka, a ja na spotkanie z Amatorką, którą udało mi się wyłowić spośród bs-owych osobistości. Jak widać nie tylko wirtualnie ale i poza komputerem można się spotkać. Wspólnie robimy objazd po kolejnych wioskach umilając sobie czas na rozmowach. Przyszła pora na inne sprawunki więc odprowadzam Patrycję pod domek. Telefon do kuzyna ale nie odbiera więc wracam na jakąś strawę do tymczasowego kwaterunku w nogach o dziwo już się 70 km nazbierało. Docierając pod rynek w Gorzkowicach dostrzegam znajomą twarzyczkę. Dociągam bliżej by gafy nie strzelić. Jak to mówią z pewnymi osobami ciężko się umówić na spotkanie zważywszy, że tylko raz się je spotkało, a tu popatrz. Zarówno z mojej strony jak i nowo poznanej koleżanki Marty było wielkie zdziwienie i hasło A CO TY TU ROBISZ. Także wieczór również należał do bardzo udanych. Z nią to się człowiek nagadać nie może. A rozstać to praktycznie nie możebne, ale jakoś się udaje.
Wieczór jeszcze młody, a mi brakuje jeszcze trochę do setki. Kółeczko na dokrętkę co z sąsiadem robiłem wczoraj i wyjazd tacie na przeciw. Już po zmroku wracamy na kwaterunek. Stówka w nogach jest dzień w pełni udany. Jutro mniej kręcenia bo i pora wracać.

Początek rowerowego weekenu - VIII Ogólnopolska Pielgrzymka Rowererowa and trip to Gorzkowice

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(0)
Opis niebawem.

Pierwszy z parudniowych wypadów wakacyjnych na biku. Z uzbieranych nadgodzin udaje się uzbierać całą dniówkę w efekcie poniedziałek wolny i zyskuję jeden dzień wolnego. Ale o dniu dzisiejszym.
Plan był dość ambitny ale wyszło trochę inaczej. Zakładałem wyjazd dość wczas by na rowerku dociągnąć na kole i wziąć udział w mecie 8 ogólnopolskiej pielgrzymki rowerowej, a tu w piątkowy wieczór zasiedziało się trochę dłużej na AK i wstawanie wyszło opornie. W efekcie zostało się wspomóc koleją. Uszykowany zbieram się z tatą i gonimy na PKP do Dąbrowy. Widać nie tylko my skorzystaliśmy z tego wariantu są też znajomi zza Brynicy. Godzinny przejazd mija sprawnie. Z Dworca w Częstochowie grupką udajemy się pod Katedrę, gdzie wszystkie grupy się zbierały. Ludzi jeszcze mało, ale z biegiem czasu i zbliżaniu się godz. 10:00 ze wszystkich możliwych ulic zjeżdżały się barwne grupy cyklistów z różnych stron Polski. Są też znajomi z Ostrowa Wielkopolskiego z którymi miałem okazję się spotkać w zeszłym roku jak z Limitem torowaliśmy drogę do Bałtyku. Wybiła 10:00 ks. Grochowski główny organizator i pomysłodawca wita wszystkich i w środku Katedry następuje oficjalne przywitanie i przedstawienie przybyłych grup. Są pątnicy z Radomia, Lublina, Radomia, Radomska, Ostrowa, naszych okolic (Katowice, Gliwice, Racibórz) i wiele innych łącznie ponad 1000 rowerzystów. Po przywitaniu peletonem ruszamy aleją pod Jasną Górę, gdzie w Kaplicy cudownego Obrazu odbyła się msza w naszej intencji. Po całej ceremonii żegnamy się i ruszamy w miasto na małe co nieco uzupełnić kalorie. Fundujemy sobie z tatą porcję giga zapiekanki i burgera. Posileni ruszamy dalej w trasę. Podczepiamy się chwilę za grupą z Radomska z myślą poznania jakieś alternatywy drogi ale jakoś im ta jazda nie idzie więc się odłączamy i ruszamy znanym odcinkiem w kierunku Gorzkowic. Chwilowo rozkopaną krajową 1 by zjechać na starą trasę i boczną drogą DK 91 z oporem pokonujemy kilometry. Ciepło, wmordewind i drobne podjazdy nie ułatwiały zadania. Najważniejsze, żeby utrzymać średnią 20km/h. I tak po kolei z Częstochowy na Rędziny, Rudniki, Kłomnice, Radomsko docieramy do Kamieńska skąd już lokalnymi drogami do miejsca docelowego w Gorzkowicach.
Po mimo lekkich niedogodności o przyzwoitej porze docieramy do Babci. Pomimo tych 80 km w nogach jakiś niedosyt w drodze z ryneczku napatoczył się sąsiad i tak by zwieńczyć ten dzień luźnym tempem w barwach zachodzącego słońca robimy małą dokrętkę po okolicy.

Szlak Zabytków Techniki - pora na Zabrze czyli planowo-nieplanowane wydarzenia losowe.

Sobota, 29 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Dzień bez końca, ale spędzony w doborowym towarzystwie i pomimo porannego przepłukania deszczem humor towarzyszył do samego końca.

Opis w wolnym czasie narazie idę w kimę.

EDIT:
Pora nadrobić wpisem ten sobotni zwariowany dzionek.
Zaczęło się dość niepewnie. Pobudka standardowo jak do pracy czyli 6:30 spoglądam za okno, a tu słota i padający mżysty deszcz. Nie będzie za ciekawie, ale cóż jechać trzeba. Przyszła 7:30 przyszło ruszać i deszcz ustaje. Trochę okrężną drogą przez Pekin i Kukułek do Centrum pod fontannę. Ekipa już prawie w komplecie. Z Darkiem analiza kogo brakuje, a kto ewentualnie przestraszył się pogody lub z innych względów musiał zrezygnować. Czekamy jeszcze na mojego drugiego "Ja". Kwadrans studencki minął więc ruszamy by planowo zgarnąć po drodze kolejne osoby. Na Bogucicach punkt kulminacyjny opadów, jak to bywa na strefie buforowej terenu przybrynicznego. Przecinamy chmurę i zmoczeni docieramy pod Silesię, gdzie dołącza Teresa. Od tego momentu aura zaczęła z nami współpracować przestaje padać i w dodatku powoli zza chmur zaczynają przebijać się jeszcze znikome ale progresywnie promienie słońca. Chwila postoju i lecimy pod Wesołe Miasteczko, gdzie do wesołej kompani dołącza Rysio. Po drugiej stronie parku miał na nas czekać jeszcze jeden uczestnik więc decydujemy się jechać główną alejką przez park. Już się fajnie rozkręcamy a tu halt (co jest) okazuje się, że Posłowie najechali Śląsko-Zagłębiowską ziemię. W Parku miejsce na swój kongres wybrała Platforma z kolei u mnie na Zagórzu w halach Expo debatują na Kongresie PiS-owcy. Tyle na temat polityki. Wracając do wątku Środek Parku w obrębie hali Kapelusz okratowany więc tą całą strefę zero jakoś bokami musieliśmy ominąć. Przy AKS-ie okazuje się, że ów uczestnik jest dopiero w Siemcach to abyśmy nasz plan po drodze zrealizowali dogadujemy się, że spotkamy dopiero pod Guido. Kto miał dotrzeć dotarł więc w całości zakręcamy w Chorzowie pod Szyb Prezydent znajdujący się również na szlaku i podbijamy książeczki. Dalej prowadzeni przeze mnie do Rudy by chwilę odsapnąć przy Dworcu w Chebziu. Kolejny przykład budynku który z wierzchu jeszcze w miarę wygląda, a środek to ruina. Nadgoniliśmy trochę czasu to koryguję plan i po drodze docieramy już w Zabrzu by podbić się w Skansenie Górniczym Królowa Luiza. Niestety w weekendy w większości obiektów na szlaku konieczne jest wcześniejsze uzgodnienie i pozostaje nam jedynie zwiedzenie obiektu z zewnątrz jak i wystawy pojazdów militarnych znajdujących się również na placu. Zbliża się pora naszego wejścia do Guido to ruszamy do głównego punktu dzisiejszego dnia. Formalności chwilowa zamiana naszych kasków na górnicze, przywitanie z przewodnikiem i ruszamy pod ziemię spenetrować poziomy 170 i 320. Nie zawsze udaje się trafić na ciekawego przewodnika, ale Pan Romuald stanął naprawdę na wysokości zadania opowiadając historię oraz życie na kopalni puentując każdą ciekawostkę śląskim humorem. Niewiadomo kiedy ucieka nam przeszło 3 godz. i pora wyjechać na powierzchnię. Wychodząc z szybu zupełnie inna pogoda prawie bezchmurne niebo i słońce które towarzyszyło nam do wieczora. W Zabrzu próba złapania jeszcze pieczątek w Muzeum Górnictwa oraz przy Szybie Maciej, ale już po czasie i kończy się tylko na oględzinach zza płota. Przy Macieju mała rotacja i podział grupy. Pod przewodnictwem Darka przez Katowice odłączają się Teresa i Andrzej, a reszta czyli Ja i drugi Ja, Limit dwóch Ryśków i Adrian ruszamy na Azymut - gdzie droga poprowadzi. Objeżdżamy wokół ogrodzenia kąpielisko na Maciejowie i lądujemy w lesie, dalej przez łąki pokradła i bagienko wyjeżdżamy gdzieś w polach. Dalej kawałek niebieskim szlakiem wokół Zabrza i objazdami docieramy do drogi na Bytom. Na Rynku przerwa dla lodożerców. 18 wybija na wieży pora turlać się dalej. Kierunek Piekary Śląskie i dalej Wojkowice. Pod Netto już na terenie Zagłębiowskiej ziemi przerwa na tankowanie. Z Ryśkiem wpadam do Netto po zapas płynu wychodząc dostrzegamy znajome gęby. Któż to - a to nikt inny jak Frey i Jagaryba za namową których ruszamy do Bobrownik na imprezę plenerową z okazji święta Gminy. Docieramy na scenie lata 80 czyli Sztywny Pal Azji, śmiechy, rozmowy i dzień chyli się ku końcowi następnie po dłuższej przerwie wchodzi na scenę Robert Gawliński i rozpoczyna się finałowy koncert Wilków. W rytmach Baśki, Bohemy i innych przebojów ucieka do 22:30. Koncert powoli się kończy uniknąć przeciskania się przez bramy na Bisach opuszczamy Stadion, Rysiek ciągnie do siebie na Załęże, a my nocne marki przez Rogoźnik wtaczamy się na Górę Siewierską, gdzie podziwiamy Zagłębie nocą. Dalej na Psary, gdzie odstawiamy Limita i już w trójkę Ja, Frey i Jadzia przez Gródków, Łagiszę do Będzina, gdzie przy targowisku odłączam się i samotnie na DG i do domku.

Pomimo falstartu pogodowego dzień miło spędzony trasa pętlą wyszła następująco:
Sosnowiec - Katowice - Chorzów - Świętochłowice - Ruda Śląska - Zabrze - Bytom - Piekary Śląskie - Wojkowice - Bobrowniki - Rogoźnik - Strzyżowice - Góra Siewierska - Psary - Gródków - Będzin - Dąbrowa Górnicza - Sosnowiec.

Niedzielna pętla po Jurze.

Niedziela, 16 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Niedziela stała pod względem zapytania jeśli chodzi o dalszy wypad rowerowy. Ofert dużo. Dwie imprezy w Bytomiu i Katowice swoją organizowały co tu wybrać do tego Maciek dzwoni z ciekawą ofertą na wycieczkę po Jurze. Do ostatnich chwil nie wiedziałem czy coś z tych imprez uda się ogarnąć. W ostateczności udaje się tak ułożyć niedzielny plan i wybrać najciekawszą propozycję. Po namyśle i analizie ofert wybieram propozycję Maćka. Organizacja szczegółów i niedziela ustawiona.

Pobudka o 6:00 małe śniadanko i lecę na Dworzec PKP w Dąbrowie, by dołączyć do chłopaków (Maćka i Dominika), którzy wsiadali w Sosnowcu. Do końca nieświadomy na który pociąg (czy o 7:00 czy o 8:00) się ustawiliśmy - wyleciało mi z głowy pojechałem na ten pierwszy. Się opłaciło o ten chodziło. Mało przygód pomyliłem się i zamiast do kupić bilet do Myszkowa Światowidu, kupuję do stacji wcześniej Mrzygłodu. Nie było by problemu dociągnąć stację dalej, ale reszta ekipy siadła z tyłu składu, a ja znalazłem miejsce na czole pociągu. Wysiadam na tak mi się wydawało dogranej stacji, a tu szok pociąg odjechał, a reszty nie widzę. Od razu za telefon, gdzie są mówiąc, że ja na stacji już stoję. Nagle śmiech przez tel. okazuje się, że miałem wysiąść na Światowidzie. Całe szczęście, że w miarę układ Myszkowa znam dla pewności rzut okiem na mapę i rura rowerem stację dalej by dołączyć do reszty. Także już na wstępie miałem 6 km ekstra dodatkowych kilometrów.

Wreszcie już w trójkę ruszamy na objazd czarnego szlaku rowerowego. Jako główny prowodyr Maciek prowadzi. Słońce ładnie przygrzewa więc nie ma co w drogę. Niektóre odcinki pokrywały się z terenami które już zdążyłem poznać. I tak z Myszkowa na Górę Włodawską, następnie Rzędkowice z małym postojem przy skałkach. Foto dla upamiętnienia. To na jakiś czas opuszczamy asfalt i dalej jak szlak prowadzi terenami przebijamy się do podnóża Góry Zborów. Tam w budynku przy Rezerwacje Góra Zborów łapię pieczątkę. U szczytu znów zbiorowe foto i tniemy pod Ośrodek wypoczynkowy "Orle Gniazdo" w Hucisku. Oczywiście lecę po pieczątkę i kierunek Bobolice. Przebijając się przez piaskowy teren prawie pod Zamkiem zaliczam kontrolowaną glebę na piachu. Początkowo opony się sprawdzały na zjeździe goniłem jak oszalały piach nie piach aż w końcu wpadłem na taką bryłę przy 40 km/h że stanąłem momentalnie zdrapując sobie delikatnie karoserię na nodze. Ogarniam straty jucha się nie leje. Można jechać dalej już tym razem więcej pokory na tym terenie. Przy zamku w Bobolicach foto, pieczątka i gonimy do Mirowa na naleśnika. Przysmak polecony przez Maćka okazał się bardzo smaczny. Po dłuższym odpoczynku ruszamy dalej. Na przemian asfaltem i terenami piaskowo zielonymi przez Łutowiec, Moczydło udajemy się pod pustelnię w Czatachowej. Z uwagi na niedzielę nie robimy zamieszania z pieczątkami i udajemy się dalej za szlakiem. A zapomniałem przed Czatachową. Do grona zaliczających glebę dołącza Dominik. Z Pustelni pod Strażnicę w Przewodziszowicach i wyjeżdżamy przy Sanktuarium w Żarkach Leśniowie. Godzina się zbliża więc korzystając z garmina trafiamy w centrum Żarek na Karczmę Wiejską, gdzie fundujemy sobie obiad. Dobrze się złożyło bo nie opuściliśmy szlaku. Posileni ruszamy dalej. Terenem przebijamy się do Żarek Letnisko, przecinamy tory kolejowe CMK i przez Oczko, Nową Kuźnicę docieramy do Koziegłów. Tutaj hasło dnia UWAGA TRAWA się sprawdziło. Pod rogatki miasta przebijamy się przez podmokłą łąkę. Foto na rynku, analiza mapy i następny cel Siewierz. W większości już asfaltami zmierzamy jak szlak prowadzi. A było to przez Koziegłówki, Mysłów, Pińczyce i Nową Wioskę. Omijamy Rynek Siewierski i ostatnia przerwa pod Zamkiem Biskupim. Odjeżdżając spod Zamku spotkanie ze Sławkiem i Anią (Aniutą). Krótka wymiana zdań i lecimy dalej. Asfaltem z racji ograniczonego czasu przebijamy się do Trzebiesławic i na wysokości Bukowej Góry kierujemy się na Pogorię czwartą od strony Wojkowic Kościelnych. Ludzi na czwórce sporo ale wężykiem dociągamy do tamy. Pierwsza rozkmina czy ktoś się odłącza wychodzi, że nie z Tamy na Zieloną i wbijamy się na wały. Dalej w osiedle i wylatujemy na Ksawerze. Wzdłuż torów pod Dworzec Będzin Miasto i dalej na Pogoń. Pod Dinozaurem odłącza się Maciek, a my w dwóję lecimy na Zagórze. Nagle jakieś durne fatum na prostej drodze na estakadzie łapię panę przy okazji zauważam, że kolejną oponę załatwiłem i pójdzie do wymiany. Przeskok na chodnik serwis wymiany dętki pompuję może z 2 atmosfery by tylko się dotoczyć i ruszamy dalej. Przez Wawel, Kombajnistów pod park na Środuli. Podjazd pod Zaruskiego i na Plac Papieski. Tam i ja się żegnam z Dominikiem i każdy w swoją stronę.

Dzięki chłopaki za wspólny trip. A co do czarnego szlaku super trasa chodź nie polecam od razu amatorom miejscami jest dość techniczna do pokonania.

Pierwszy postój w Rzędkowicach przy łapie skalnego stwora


Góra Zborów znajome tereny


Zamek w Bobolicach - rezydencja jak za czasów piastowskich


Po naleśnikach w Mirowie i Obiadku w Żarkach kolejny postój na rynku w Koziegłowach


Ostatnia przerwa pod zamkiem w Siewierzu

Poznajemy Szlak Zab. Techniki - etap 3 - Rudy

Sobota, 25 maja 2013 · Komentarze(1)
Cyklozowa wycieczka do Rud - Zabytkowej Stacji Kolei Wąskotorowej. Relacja po weekendzie.

Trochę z opóźnieniem ale wcześniej nie było siły i czasu uzupełnić trip.
Sobota 25 maja każdy z uczestników wycieczki z niedowierzaniem spoglądał na poranne bezchmurne niebo zwłaszcza, że prognozy nie były za ciekawe i do tego piątek był dość paskudny. Ja jednak wiedziałem swoje, że jak coś organizuję to pogoda powinna być.

Pobudka parę minut po 6:00 pakowanie i analiza icm czy to co za oknem to tylko tak na dzień dobry czy ta tendencja tak jak się później okazało dotrwa do końca dnia.

Kwadrans po 7:00 ruszam na Dworzec PKP w Sosnowcu, gdzie była zbiórka grupy wypadowej. Na wysokości Parku Sieleckiego dostrzegam Pana Henryka, rowerowe przywitanie przednią kończyną i śmigam dalej. Ku mojemu zdziwieniu dociąga do mnie i oznajmia, że jedzie razem z nami do Rud. Tak też razem dotarliśmy na miejsce zbiórki. W przejściu pod dworcem jest już moje drugie Ja czyli Marcin, Maciej za chwilę dociąga Waldek, a zaraz po nim Paweł. Telefonicznie dogadane, że Limit rusza do Gliwic na rowerze i kolejny news dołącza do nas Edyta, która do Gliwic dociągnie autem. Kupujemy bilety u lokalnego przewoźnika kolei śląskiej i na peron. Jak na złość nikt się nie spodziewał po mimo i tak dość durnej floty nie przystosowanej do przewozu większej ilości rowerzystów podstawiają taki oto pociąg



Dzięki wyrozumiałej obsłudze jakoś udaje się naszej szóstce wmontować do składu po mimo, że w nim już trochę cyklistów było, a on wogóle nie był przystosowany. Wreszcie ruszamy. W Zabrzu na stacji dostrzegam Darka, który już z nami jechał od Sosnowca ale w tych wąskich przejściach przyznam się go nie poznałem. Wreszcie Gliwice. Opuszczamy średnio komfortowy środek transportu i udajemy się przed budynek tamtejszego dworca, gdzie czekali już na nas Limit z Edytą oraz nasi dzisiejsi przewodnicy w osobach Alfreda i Artura z gliwickiego klubu HYZY. Przywitanie zbiorowe foto i ruszamy.


Pierwsze kilometry zgraną ekipą pokonujemy bez problemu, no w sumie jeden mały szkopuł - Limit wchodząc w wiraż poleciał na bliskie spotkanie 3 stopnia z powierzchnią asfaltową. Na szczęście nic poważnego się nie stało i mogliśmy kontynuować trasę. Pierwsza przerwa pod Tesco w celu uzupełnienia zapasów przed wjazdem na szlaki leśne. Pogoda sprzyjająca nie za zimno nie gorąco i tak pokonujemy kolejne kilometry. Prowadzeni przez Frediego docieramy do urokliwego miejsca w rezerwacie Dąbrowa, gdzie prowadzi "droga do nieba"



Po drodze jeszcze inne również ciekawe obiekty dotyczące niedalekiej przeszłości takie jak obelisk upamiętniający więźniów radzieckich, bunkry oraz krzyż leśniczego Maxa Mendla.

Kolejna dłuższa przerwa w Łączej na drugie śniadanie. Przed nami jeszcze trochę atrakcji posileni opuszczamy znów asfalt i leśnymi duktami jedziemy na Kozieławy, gdzie Alfred opowiada o stratach po wielkim pożarze tamtejszych lasów z 1992 roku. Dodatkowych wieści na temat tego zdarzenia mogliśmy się dowiedzieć z tablic tematycznych znajdujących się na ścieżce edukacyjnej nadleśnictwa Stara Kuźnia, gdzie był kolejny punkt przystankowy.

Z racji, że dzień związany z kolejnictwem Alfred zabiera nas pod lokomotywy przy kopalni piasku w Kotlarni. PROSZĘ WSIADAĆ DRZWI ZAMYKAĆ :d



Zbliża się taka pora, że organizm woła jeść, za rekomendacjami przewodników udajemy się do Goszyc, gdzie w Złotym Bażancie posilamy się do syta. Krótka sjesta i kręcimy dalej. Punkt kolejny Kaplica św. Magdaleny, miejsce też związane z pożarami 1992 i innymi tajemnicami. Po opowieści Freda żółtym szlakiem zmierzamy do punktu kulminacyjnego Rud Raciborskich. Na początek oglądamy z zewnątrz pałac cysterski i wewnątrz Sanktuarium MB Rudzkiej, pieczętujemy się u plebana i w punkcie IT ku weryfikacji po czym udajemy się do Zabytkowej Stacji Kolejki Wąskotorowej.

Półgodzina przejażdżka na trasie Rudy - Paproć - Rudy. W porównaniu do wycieczki wąskotorówką na trasie w Biskupinie to szału nie było ale również klimatycznie.

Kolejny punkt na szlaku zabytków odhaczony. Zbieramy się w drogę powrotną. Z racji, że ochłodziło się trochę droga powrotna wiodła już asfaltem przez Bargłówkę, Sośnicowice, Łany Wielkie, Kozłów pod dworzec w Gliwicach. Tutaj ogólne pożegnanie. Pociągu powrotnego możemy się spodziewać za godzinę więc decydujemy się na powrót na kole. Żegnamy się z naszymi przewodnikami, Maciej z Edytą zbierają się autem. A nasza szóstka głównymi arteriami kierunek Bytom przez Zabrze. W obszarze stacjonowania Badury, żegnamy się z Limitem i dalej już w piątkę krajową 94 przez Siemce do Czeladzi. Tu kolejne przetasowanie. Paweł, Marcin i Waldek skręcają w prawo na Sosnowiec, a ja z panem Heniem na DG. W Centrum i my się, żegnamy mały pitstop na jogurcik i w planach jazda do domu, a tu telefon kumpel dzwoni, że są na P3, a że miałem do niego interes tam też się udałem w świetle lampek rowerowych poszukuję grupy piechurów - są. Wspólnie dokończamy okrążenie i przy plaży chłopaki zmierzają pod molo do auta, a ja kręcę już najkrótszą drogą do domu. Wyrypany docieram do domu minutę po północy. Szybki prysznic wrzucenie tylko danych liczbowych na BS i jutro znów wczesna pobudka i wyjazd na komunię w łódzkie.

Koniec weekendu - pora wracać

Poniedziałek, 20 maja 2013 · Komentarze(0)
Plany od zamierzonych wyszły trochę inne. Po biesiadzie komunijnej z założenia mieliśmy się od rana pokręcić po okolicy pokazać tereny Panu_P, wrzucić coś na ruszt i ruszyć rowerami w drogę powrotną.

Niestety w łódzkim pogoda barowa - front burzowy przeplatający się ze słońcem i upierdliwym wiatrem z południa co by strasznie nas spowalniało.

Udało się zrealizować plan minimum czyli między chmurami burzowymi wyskoczyć na godzinę i oprowadzić Marcina po okolicach skąd moja familia przybyła na tereny Zagłębia oraz Zalewu Cieszanowice. Po powrocie akcja naprawy huśtawki ogrodowej i pakowanie się w drogę powrotną. Więc asekurujemy się koleją. Wyjazd z Gorzkowic o 17:30. W tamtych terenach jeszcze krążą kanarki to nie mieliśmy problemu z ulokowaniem się z naszymi sprzętami. W Częstochowie godzina przerwy to kręcimy się w okolicach dworca i podjeżdżamy na Jasną Górę. Przesiadka już na nasze koleje śląskie zupełnie nie przystosowane na przewóz rowerów. Udaje się nam znaleść wejście dla rowerów o tu akurat miejsce na 3 rowery na cały pociąg. Akurat był to poniedziałek i miejsca na nas czekały w weekend chyba nie było by tak fajnie. Od Zawiercia się momentalnie ciemno zrobiło spoglądając przez okna podziwiamy burzowe flesze z myślą, że uda się przejechać chmurę i w dąbrowie będzie spokojnie. Tak też się stało w DG mokro ale nie pada udało się na sucho dotrzeć na Zagórze.

Na komunię chrzestnicy

Sobota, 18 maja 2013 · Komentarze(0)
Na razie dane liczbowe po powrocie coś więcej na temat wypadu:
Czas ogólny start 10:00 - meta Szczepanowice 20:00
Czas jazdy 6:18
Trasa 99% asfalt przez Dąbrowę - Siewierz - Myszków - Żarki - Złoty Potok - Janów - Święta Anna - Gidle - Radomsko - Kamieńsk - Gorzkowice - Szczepanowice.

Skład trzyosobowy: Ja, brat i Patyk

Szlakiem Zabytków Techniki part 2 Tyskie Briwarium i pechowy finisz

Sobota, 11 maja 2013 · Komentarze(1)
Opis później.

EDIT:
Pora nadrobić sobotni wpis w niedzielą noc.

Hmm jak to było. Aha.
Prognozy na meteo nie były za owocne na drugi majowy weekend. Do końca nie byłem przekonany jak ten wypad nam wypali i jeszcze ta huśtawka pogodowa w tygodniu słonecznie nawet w piątek, a tu przyszła zaś sobota i załamanie pogody. Przed wyjazdem jeszcze analiza ICM i wychodzi na to, że słońca nie mamy się co spodziewać po drodze, ale całe szczęście i też na większe opady się nie zanosi.
Start dopiero na 9:00 więc na spokojnie pobudka i na 20 minut przed czasem zbieram bika i w drogę. Niepewny Łukasz również się decyduje i wspólnie ciągniemy na Dęblińską. Na Środuli zrasza nas mały deszczyk ale nie robi to za dużego wrażenia i robimy swoje. Stając na światłach przy Dęblińskiej dogania nas Limit ale coś mi nie pasuje gdzie reszta. A tu są łobuzy w bramie się schowali. Formalności, grupowe foto i ruszamy. Przez Stawiki, Szopienice docieramy na Nikisz. Mała przerwa przy Galerii Wilson na pieczątki i ruszamy na Giszowiec z myślą przywitania się i częściowej wspólnej jazdy z uczestnikami rajdu Na kole kole Nikisza. Okazuje się, że docieramy lekko spóźnieni i grupa zdążyła wystartować. Doganiamy ich w przejściu pod DK 86. Chwilę razem i się odłączamy zwiększając tempo kierujemy się lasami na Tychy. Przez Mucki i Hamerlę. Prowadzeni przez Maćka sprawnie ten odcinek pokonujemy przepuszczając biegnące stado saren przecinających nam drogę.
Pod browary docieramy nawet planowo. Ogarniam bilety. Zabezpieczamy rowery i siebie przed deszczem i ruszamy w przewodnikiem na ponad 2 godz. lekcję historii o produkcji izobronków jak i całego Tyskiego Browarium. Były też zagadnienia ekonomiczne mieliśmy okazję obejrzeć linię produkcyjną jak wygląda proces rozlewania piwa, w jaki sposób butelki, puszki i beczułki trafiają z Tych do konsumentów oraz jakie piwa są produkowane w Tychach oraz w Polskich i Zagranicznych browarach należących do Kampanii Piwowarskiej. Po teorii pora na praktykę zasiadamy w loży i smakujemy Złocistego napoju. Fajnie się siedzi,a tu pasowało by jeszcze coś na ruszta wrzucić i kilometrów zrobić. Opuszczamy browar i kierunek Paprocany. Tam przerwa na ciepły posiłek w różnych postaciach. Posileni ruszamy spontaniczną trasą z Tychów na Wyry i dalej na Mikołów. Przerwa na rynku i pora na dalszą jazdę. Z Miasta w Dolinie przebijamy się na Katowice, gdzie na Piotrowicach odprowadzamy Teresę i dalej już sama płeć męska rusza przez Dolinę 3 Stawów, Nikiszowiec, na Szopki. Skąd żeby nie wracać tą samą jedziemy na Dąbrówkę Małą i Bagry. Przerwa na elektrolity i ruszamy z powrotem na Dęblińską, gdzie się żegnamy.
Już w pomniejszonym składzie Ja, Łukasz, Domin i Waldi jedziemy w Kierunku Klimontowa. Nagle po jakiś 400 metrach od fontanny głośne syczenie. Byle nie to myślę. Okazuje się, że nie tylko dętka poszła ale i oponę uj trafił.
Na BP oględziny opony, analiza dalszej jazdy. Na szczęście udaje się jakoś tej awarii zaradzić pompując koło raptem na 2 atmosfery i jedziemy już delikatniej najpierw pod Cedlera, odprowadzając Waldiego i już prosto na Klimontów do Domina po pakunki ze sztafety Mittalu. Zapakowany w gadżety dla siebie i Limita wracam w lekkich opadach deszczu na Zagórze. Dla odstresowania kumple jeszcze wyciągają mnie na pokopanie sobie.

Cóż niedziela przestój, a w poniedziałek może uda się ogarnąć nowego laćka do tylnego koła.

Majówka ustawka na kopce dzień 2: Kraków - Sosnowiec

Niedziela, 5 maja 2013 · Komentarze(2)
Dziś zdecydowanie lepsza pogoda, dużo podjazdów zjazdów i super widoków. Więcej szczegółów z dwudniowej wyprawy niebawem.

EDIT:

Noc w forcie minęła spokojnie nawet szum lądujących i startujących samolotów z pobliskich Balic nam nie przeszkadzał.

Pobudka ok. 7:00, obozowe śniadanie i od razu inne nastroje na horyzoncie opadająca mgła świadczyła, że dziś da nam pogoda popalić tym razem od lepszej strony. Mapy w dłoń i z Darkiem konsultujmy plan na dziś. Serwis rowerków, smarowanie pucowanie i po 9:00 opuszczamy miejsce zakwaterowania. Na dzień dobry dla rozgrzewki krótki zjazd i wspinamy się pod Fort SKAŁA, gdzie mieście się obserwatorium astronomiczne Uniwerku Jagielońskiego. Czyszczenie rowerów na nie wiele się zdało, przyszła pora zdobywanie kopców. Na początek terenowym szlakiem pod górę wspinamy się pod kopiec Piłsudskiego. Nogi wypoczęte także na poziom 380 mnpm wjazd jedzie dość gładko. Po sesji foto ze szczytu kopca, dalej zielonym szlakiem po pofałdowanym terenie lasu Wolskiego zmierzamy na kolejny kopiec. Trochę od innej strony niż zamierzałem ale również kolejnym podjazdem wjeżdżamy pod Kopiec Kościuszki. Tutaj schodzi sporo czasu. Mgły już prawie zeszły także mieliśmy wspaniały widok na panoramę Krakowa i okolic. Oprócz samego podziwiania widoków ze szczytu Kopca czekały na nas wystawy figur woskowych oraz kopców krakowskie oraz tematyczne nt. Kościuszki jak i twierdzy Kraków.

Na forsowaniu kopców zlatuje sporo czasu pora się zbierać by po nocy nie wracać. Opuszczamy kopce i na chwilę wbijamy się w ścisłe centrum sfocić się ze Smokiem. Dalej już przez Błonia w kierunku Bronowic. Niestety Rydlówka w weekend majowy nieczynna to jedziemy dalej w kierunku zamku Tenczyn w Rudnie. Nadganiając trochę czasu decydujemy się odpuścić czerwony szlak i w Zabierzowie wjeżdżamy na DK 79 i gonimy do Krzeszowic skąd już na Tenczynek. W nadziei, że na parkingu pod Zamkiem będzie otwarty lokal gastro omijamy restaurację w Tenczynku i docieramy asfaltowym wjazdem do Rudna. Dokumentacja foto i jedziemy pod parking niestety buda zamknięta więc posilamy się się gorącymi kubkami. Już 16:00 nie ma co trzeba ruszać dalej może w Trzebini się coś nadarzy. Spod Zamku w Rudnie jedziemy pod kopuły w Alwerni skąd niebieskim szlakiem przez Puszczę Dulowską docieramy do Pałacyku w Młoszowej. Puszcza też nas trochę spowolniła, najpierw Paweł uszkadza przedni błotnik a potem zrasza nasze rozgrzane ciała porannym słońcem deszcz. Długo to nie trwa i pod Pałacem już nie pada. Dalej znów kawałek 79 do Trzebini ale tu nic nie znajdujemy. Przerwa pod Balatonem i już prosto szlakiem do jaworznickich Ciężkowic, gdzie Darek łapie kolejną panę tym razem w przednim kole i dalej na Sosinę. Wieczór już bliski oświetlamy się i przez płyty na Maczki. Pod sosnowieckim Balatonem żegnamy się z Panem_P i czeka nas podjazd pod Zagórze. Na Dańdówce przegrupowanie. Jarek z Markiem uderzają w kierunku Centrum, a reszta w kierunku Niwki.

Na Kalinowej odłącza się Waldi. Ja z racji chęci dokręcenia do 2000 jako gospodarz odprowadzam wszystkich po kolei. W Mysłowicach za wiaduktem odłączają się Darek z Pawłem, a Ja odprowadzam Kasię do Katowic. Przy Uniwerku Ekonomicznym i ja się odłączam skręcając na 86 i powrót na Sosnowiec. Przy Egzotarium ostatnia chwila oddechu i już prosto na Zagórze.

Dwudniowy wypad pozytywnie zakończony fort zdobyty, kopce zaliczone jedynie nie udało się wyjść na przeciw Limitowi i Maćkowi, którzy zmęczeniu już zmianą pogody zdecydowali się uderzyć już w sobotę docelowo na Sosnowiec.

Dzięki chłopki na wspólny wypad i gratulacje dla Kasi, która jako rodzynek na równi z nami pokonywała trudności wycieczki.