Coroczny tradycyjny wypad rowerem na wieś
Sobota, 29 września 2012
· Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Wakacje tak napchane terminami rowerowymi, że nie było się kiedy wyrwać, na koniec studenckich wakacji udało się znaleść czas i się wyrwać znów z miejskiej pogoni za nie wiadomo czym. Pierwszy termin weekend wcześniej ale pogoda kapryśna i przełożyliśmy na 29-30.09. Analiza ICM-a pogoda jest wiec w drogę. Cel Huta Porajska dystans ok 140 km.
Start dość późno bo równo w południe. Tata z nocki musiał trochę odespać, a młody jeszcze miał jakieś sprawy do załatwienia. Zapakowani w sakwy - Ja najbardziej bo na dłużej tam posiedzę i w składzie Ja, tata i Adam ruszamy. Tym razem zmodyfikowaną trasą niż w zeszłe wypady. Wszystko zabrane no to w drogę. Trasa przebiegała spokojnie lekki wiaterek na plecy pozwalał się rozbujać i lecieć ok. 35 km/h.
Początkowo z Zagórza na Gołonóg i przebijamy się z tyłu P3 na Okradzionów po drodze na wertepach przed przejazdem spotykamy Jacka z córą w przyczepce. Czas goni, żeby przed zmierzchem dojechać wiec krótkie przywitania i gonimy dalej. Krótki postój przy Siewierskim Zamku na Pieczątkę do kolekcji i na Myszków wojewódzką. W Myszkowie miało być kolejne potwierdzenie ale dobrze rozbujani kierujemy się nadal asfaltami na Żarki, tam załapujemy się na końcówkę zlotu zabytkowych samochodów, już 50 km za nami pora wrzucić coś na ruszta. Po przerwie co by się nogi nie zastały trzeba jechać dalej. Asfaltem równym jak stół i pustym do 15:00 pora obiadowa przez dolinę między lasami mijając ruiny Zamku Ostrężnik docieramy do Złotego Potoku, trochę tu do obejrzenia, ale czas goni więc bez zatrzymania do Janowa i Świętej Anny, gdzie chwilę się zatrzymujemy w tamtejszym Klasztorze, korzystając łapię kolejny stempel. Patrzę, że da się trochę ściąć trasę, którą zaplanowałem z wujkiem Google i zamiast przez Dąbrowę Zieloną to przez Garnek zmierzamy na Gidle. Analiza mapy i jedziemy do Pławna, kontrolka się zapaliła i trzeba kolejną porcję kalorii do organizmu wrzucić. Po porcji bułeczek poprawionych wysoko oktanową gorzką czekoladą jedziemy do Radomska. Na parę km przez Radomskiem wychodzi szarpanie tempa i zaczyna mnie pobolewać Udo mięsień się zagrzał i na jednym KM nie przeciążając drugiej nogi docieramy do kolejnego punktu postoju. Temperatura spada i wieczór już bliski do celu, przy jednym z przystanków autobusowych rozmasowuję mięsień i zarzucamy na siebie dłuższe warstwy ciuchów. Do celu już niedaleko stopniowo zwiększając tempo krajową 91 docieramy do Kamieńska, telefon do wója, że już niedaleko niech grilla rozpala. Łyk wody do chłodnicy i gnamy do mety. Na miejscu jesteśmy ok. 19:00.
Cel osiągnięty. Roboty na wsi sporo więc praktycznie cały tydzień rower sobie odpoczywa. Powrót też planowany na rowerze, ale napięty grafik i wydłużony pobyt na wichurze zmusił do piątkowego powrotu pociągiem.
Start dość późno bo równo w południe. Tata z nocki musiał trochę odespać, a młody jeszcze miał jakieś sprawy do załatwienia. Zapakowani w sakwy - Ja najbardziej bo na dłużej tam posiedzę i w składzie Ja, tata i Adam ruszamy. Tym razem zmodyfikowaną trasą niż w zeszłe wypady. Wszystko zabrane no to w drogę. Trasa przebiegała spokojnie lekki wiaterek na plecy pozwalał się rozbujać i lecieć ok. 35 km/h.
Początkowo z Zagórza na Gołonóg i przebijamy się z tyłu P3 na Okradzionów po drodze na wertepach przed przejazdem spotykamy Jacka z córą w przyczepce. Czas goni, żeby przed zmierzchem dojechać wiec krótkie przywitania i gonimy dalej. Krótki postój przy Siewierskim Zamku na Pieczątkę do kolekcji i na Myszków wojewódzką. W Myszkowie miało być kolejne potwierdzenie ale dobrze rozbujani kierujemy się nadal asfaltami na Żarki, tam załapujemy się na końcówkę zlotu zabytkowych samochodów, już 50 km za nami pora wrzucić coś na ruszta. Po przerwie co by się nogi nie zastały trzeba jechać dalej. Asfaltem równym jak stół i pustym do 15:00 pora obiadowa przez dolinę między lasami mijając ruiny Zamku Ostrężnik docieramy do Złotego Potoku, trochę tu do obejrzenia, ale czas goni więc bez zatrzymania do Janowa i Świętej Anny, gdzie chwilę się zatrzymujemy w tamtejszym Klasztorze, korzystając łapię kolejny stempel. Patrzę, że da się trochę ściąć trasę, którą zaplanowałem z wujkiem Google i zamiast przez Dąbrowę Zieloną to przez Garnek zmierzamy na Gidle. Analiza mapy i jedziemy do Pławna, kontrolka się zapaliła i trzeba kolejną porcję kalorii do organizmu wrzucić. Po porcji bułeczek poprawionych wysoko oktanową gorzką czekoladą jedziemy do Radomska. Na parę km przez Radomskiem wychodzi szarpanie tempa i zaczyna mnie pobolewać Udo mięsień się zagrzał i na jednym KM nie przeciążając drugiej nogi docieramy do kolejnego punktu postoju. Temperatura spada i wieczór już bliski do celu, przy jednym z przystanków autobusowych rozmasowuję mięsień i zarzucamy na siebie dłuższe warstwy ciuchów. Do celu już niedaleko stopniowo zwiększając tempo krajową 91 docieramy do Kamieńska, telefon do wója, że już niedaleko niech grilla rozpala. Łyk wody do chłodnicy i gnamy do mety. Na miejscu jesteśmy ok. 19:00.
Cel osiągnięty. Roboty na wsi sporo więc praktycznie cały tydzień rower sobie odpoczywa. Powrót też planowany na rowerze, ale napięty grafik i wydłużony pobyt na wichurze zmusił do piątkowego powrotu pociągiem.