Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:1193.00 km (w terenie 277.00 km; 23.22%)
Czas w ruchu:64:53
Średnia prędkość:18.39 km/h
Maksymalna prędkość:58.70 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:51.87 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Rogoźnik z Kariną i Duchami

Środa, 20 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
Z dziennika pokładowego. 20 czerwca. Od rana pełne ręce roboty ciąg dalszy przy dłubaniu zapasowego bika Taty. Gdy się z tym uporałem większość czasu do obiadu spędziłem na bikeserwisie u Dziadka pomagając mu przy robocie, a przy okazji czegoś nowego się nauczyć.

W między czasie dostaje dziwnego smsa od Limita, pisze że w drodze do Pracy miał bliskie spotkanie z blaszakiem i leży na obserwacji w szpitalu w Czeladzi. Biorę za telefon dopytując się co się stało i czy jest cały. Całe szczęście nie miał poważnych obrażeń bynajmniej przez tel tak twierdził i że jak wszystko przez noc będzie w porządku to go rano wypuszczą. Nie dopisuję szczegółów bo nie znam ich na tyle i mógłbym coś przekręcić. Jak wyjdzie pewnie zapoda o tym na BS.

Po obiedzie trochę serfowania po necie wchodzę na forum Ghostów na którym to Karina napisała o wypadzie jak nie będzie padać.

Jak zwykle spóźniony jadę na wyznaczone spotkanie, grupa mi uciekła, spotkaliśmy się przy Orlenie na Centrum Czeladzi. Dalej już w składzie Ja, Karina Hadzis, Niecki i Włodek jedziemy już razem. Pogoda z dupy chmury się gdzieniegdzie pokazują ale deszczu nie ma. Duchota straszna ale i tak tempo trzymaliśmy ok 30 km/h. Trasą obok Szpitala jedziemy do Wojkowic, gdzie na wysokości parku skręcamy w prawo na Rogoźnik. Na trasie Karina debiutuje na SPDach co się później okazuje zalicza dwie niegroźne gleby. Przy stawach na Rogoźniku postój Duchy kosztują zimne dopalacze, a ja z racji dawki 2 przeciwbólowych tabletów tylko własnej produkcji napojem zaspokajałem pragnienie. Po odpoczynku i fotografii dokumentacyjnej(jak dostanę to zamieszczę) objeżdżamy zbiornik. Terenowa trasa z przeszkodami połączona z jazdą na SPD kończy się upadkami. O 20:00 Karina miała spotkanie w Czeladzi więc dalej już nie kręciliśmy. Drogę powrotną prowadzę Ja zwalniając co jakiś czas odbierając tel. od ludzi zainteresowanych niedzielną wycieczką do Ogrodzieńca. Żeby nie było cały czas asfaltem to prowadzę grupę przez Bobrowniki do Wojkowic, gdzie odbijamy w teren co odkryliśmy z Limitem na któreś ze wspólnych wypadów prowadzącym do drogi na Przełajkę. Miałem niecny plan pociągnąć ich jeszcze terenem przez Grodziec, ale że czas gonił no to drogą do Czeladzi. Żegnamy się z Kariną, chłopaki przodem pojechali, a ja spokojnym tempem za nimi. Pod M1 tel. do Łukasza czy na rower czasem się nie wybiera, ale wrócił z roboty i nic mu się nie chciało. Nad Dorotką zawisła burzowa chmura, która wędrowała w moim kierunku.No to jej uciekam. Z tyłu M1 asfaltem do świateł, przecinam 86 i podjazd na Syberkę. Za Bleckiem w prawo na 12% zjazd na Małobądzką, gdzie zmierzam ku wisience. Docieram chłopaki już są no to chwilę zamieniam parę zdań. Burza zbiera na sile więc zwijam się na chatę. Pod domem okazuje się, że tylko postraszyło, parę razy konkretnie zagrzmiało i tyle z tego było.

Jutro najprawdopodobniej zakup nowego rumaka.Jaki pozostawiam narazie dla siebie.

Poszukiwania bika cd.

Wtorek, 19 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
Rano pobudka od Hadzisa, myślę co on chce o tej porze (9:00). Okazało się, że dziś wypada odbiór zezwoleń na kierowanie ruchem. Dobrze, że przypomniał. Jakieś szybkie śniadanko, zbieram rower i najszybciej koło Decathlona do Będzina, gdzie to w Urzędzie Miasta wydawali owe zezwolenia. Powrót przed Warpie do Dąbrowy, trochę błąkam się po parku Hallera i do domu tacie przy rowerze porobić. Po obiedzie w planie dalsza część błąkania się tym razem po sklepach rowerowym.

cdn. nastąpi wieczorem.

Z racji uzupełniania bloga i innych spraw w domu dość późno po obiedzie na sklepy wyskoczyłem dość późno do tego jeszcze do PTTK załatwić parę spraw. Po 16:00 do Oddziału przyjeżdża Paweł i razem uderzamy na Katowice po penetrować tamtejszy rynek rowerowy. Najpierw przez Szopki pod Uniwerek Ekonomiczny, gdzie nawijamy się wzdłuż DK 86 na dolinkę 3 stawów delektując się roznegliżowaną płcią piękną docieramy do GO Sportu. Nic nie znajdujemy ciekawego, z drugiej strony w CUBEach też nic na moją kieszeń. Dalej trochę po Centrum, coś z Treka może ale szukam dalej. Przerwa pod żabką na uzupełnienie elekrolitów. Wlewam w siebie O,5 jogurta, przepijając izotonikiem. Paliwo zatankowane. Kręcąc po uliczkach nie znajdujemy już więcej otwartych bikeshopów. No nic pora wracać. Docieramy pod spodek. Rozkmina wybór trasy powrotnej wypadło na Siemce. Wiec obok Spodka na Petlę Słoneczną i dalej za drogę do Siemianowic. Przed Bańgowem w prawo na rondku i kierujemy się na skrót co to Limitem go odkryliśmy wracając z kwietniowej masy z Zabrza. Docieramy do Czeladzi pod Pałac Saturna. Plan był taki by obok cmentarza skręcić na drogę prowadzącą do Sosnowca. Trochę nam się pomajgało i zamiast tam pojechaliśmy drogą w kierunku Milowic. Jadąc tamtędy odkryłem, że w pewnym momencie na wzniesienie prowadzi jeden z szlaków czeladzkich. Wiec zbijamy z asfaltu i tudzież tym szlakiem docieramy na Piaski. Pod Lidlem w lewo i przez osiedle Dziekana jedziemy na Pogoń do Pawła. Patrzę na zegarek (w liczniku - do zwykłego mam jakiego pecha, albo zgubię, albo się popsuje) godzina do końca dniówki mojego staruszka. Zsanie się włączyło więc bunkrujemy się u Pawła i kosztujemy dużą pizzę przepijając browarkiem i oglądając pierwszą połowę meczu Anglia - Ukraina.

22:00 się zbliża więc podchodzimy z Pawłem pod Timkena z oczekiwaniem na Tatę. Trochę pogaduch odprowadzamy kawałek Pawła i dalej już rowerkiem do domu.

Jurto kolejny dzień szukania i wyboru najlepszej oferty bika zaspokajającego moje potrzeby.

Poniedziałkowe rowerowanie z Kariną

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Dzień się zaczął specyficznie, gdyż musiałem sprostować sprawy związane z wycieczką do Ogrodzieńca. Całe przedpołudnie układałem trasę, regulamin i program oraz trzeba było powiadomić zainteresowanych o nagłej zmianie terminu i wycieczka odbędzie się w niedzielę. Gdy emocje już opadły obiadek. Telefon dostaję, że kurs do Jaworzna z przesyłką się szykuje. Po pracy zadzwoniła Karina, okazało się, że w końcu znalazł się czas na wspólną przejażdżkę. Przedstawiam mój plan i ustawiamy się paręnaście minut później pod halą na Zagórzu. Chwila pogaduch i ruszamy przez Las Zagórski, Kazimierz, Maczki na Szczakową, gdzie na 18:00 musiałem dowieść paczkę. Docieramy nadając co chwilę sobie zmiany i gdzie się dało to obok siebie na miejsce parę minut przed czasem. Chwilowo pozostawiam partnerkę dzisiejszego wypadu i lecę na 4 piętro przekazać pakunek. Nie było już dalej planów więc zakręcamy do Biedronki po napój do chłodnicy. 1,5L butelkę niegazowanej wlaliśmy w siebie. Mi przypadła ta większa połowa butelki do wyzerowania. Po tankowaniu na Sosinę. Tam pętelka wokół zbiornika i przez płyty wracamy na Maczki po drodze pokazując nasze schrony co to się w nich jak partyzantka chowaliśmy przed deszczem (fotografia z tego miejsca w opisie majowym "majówka z CYKLOZą")

Od Maczek jedziemy terenem wzdłuż torów na Juliusz. Dalej na Klimontów. Za niebieskimi czyt. Komisariatem skręcamy przez Fińskie domki na Zagórze pod plac Papieski. Następnie przecinamy rondo, Zaruskiego przez 3 magiczne rondka na Środulę. Wisienki z racji już braku czasu nie zahaczamy więc obok "hotelu" dla lubiących za dużo wypić docieramy do Będzina. Odprowadzam Panią jeszcze pod drzwi na Syberce. Chodziło mi jeszcze uderzyć gdzieś dalej, ale od tego słońca jakoś już mi się szwędacz nie włączył. Żeby ominąć podjazdy pod Warpie nadkładam trochę drogi skręcając na Wały i jadę na Zieloną. Podkręcam tempo i bateria wytrzymała dosłownie do Centrum Sportów Letnich. Zapłon odłączyło i już na rezerwach najkrótszą drogą przez Korzeniec, Centrum i Park Hallera do domu.

Popołudnie bardzo udane dystans minimalny pow. 50 zrobiony, a najważniejsze w jakim towarzystwie.
Jutro ciąg dalszy poszukiwania new Bika

Nieplanowana rowerowa Niedziela.

Niedziela, 17 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Dziś miał być post od bika bynajmniej od dłuższej jazdy, z przyczyn znów napiętego grafiku. Niespodziewanie telefon od Limita i dogadujemy się, że obydwóm w planach chodził Decathlon po głowie. No to korzystając z wolnej chwili tam się udałem. Trochę zakupów i penetrowanie rowerowego działu.
Po wszystkim wychodzimy ze sklepu, spoglądam na zegarek jeszcze trochę czasu mam więc jedziemy pod Real na Katowickiej, gdzie odbywał się festyn militarny. Niestety załapaliśmy się już na koniec. W ramach pocieszenia załapaliśmy się na moment jak jeden z pojazdów bojowych ładowany jest na lawetę. Widowisko fajne, chodź krótkie, uroku dodaje fakt, że za sterami tego pojazdu kierowała płeć piękna.
Plan był jeszcze uderzyć na pogę lub Kazimierz ale czas gonił. Więc za cmentarzem wbijamy w Lasek Zagórski wylatując na Dmowskiego, gdzie jeszcze kawałek zamiast tłucz się asfaltem pojechaliśmy przez działki.
Pod domem żegnam się z Limitem i wracam do swoich zajęć.
Wieczorem też nic nie pojeździłem bo z dobrej nieprzymusowej woli podróż do Goczałkowic braci odholować mi przyszła.

Dni Będzina 2012 (sobota)

Sobota, 16 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
tytuł i resztę jutro znaczy jak wstanę uzupełnię. Pójdę w ślady Nekora
DZIŚ WPIS JUTRO OPIS, hmm już 01:51 to chyba W NOCY WPIS, A RANO OPIS

Edit:
Z dziennika pokładowego.
Plan na dzisiejszy dzień miał się kręcić w rytmach I Będzińskiego Rajdu Rowerowego z okazji Dni Będzina. Niestety nie spodziewanie plany się zmieniły i wyskoczył [nierowerowy] wypad do Goczałkowic. Szybko sprawy pozałatwiałem, łapię najwcześniejszy pociąg powrotny. Po woli mnie zaczyna dobijać system różnych przewoźników na jednych torach. Mowa o PR i KŚ. Jak by się dwie spółki nie mogły dogadać odnośnie akceptowania biletów innej spółki zwłaszcza, że cenowo się nie różnią. Komfortem owszem, ale bilety mało zauważalne. Na Skargi w Mercedesa wsiadam, szofer podjeżdża tylko skąd tylu ludzi w tej furze kto ich zapraszał. Uroki sobotniej jazdy busem kiedy to raz na półgodziny jeżdżą. Zmieniam odzienie i na ślub do "bliźniaczki". Po uroczystości nareszcie przyszła pora na bika. Za dużo nie pojeżdżę bo o 20:00 ustawiłem się u Ghostów na strefę. Żeby człowiek wiedział jak się to potoczy to plan był by zmieniony. Było minęło przygoda z Euro Orłów Smudy się skończyła, plus tego, że Zborni też nie przeszli. Rosja wraca do domu. Dość tej piłki, czas na rower. Po spotkaniu Orłów trochę pogaduch z Duchami nt. imprezy i zawijam na poprawę nastroju na Dni Będzina, po meczu koncert Zakopower. Bułecka ten to ciągle boso. Ale fajny koncert dali. Zwieńczeniem dnia był pokaz sztucznych ogni. Ostatnio znów jakoś dużo po nocach krążę pokaz zakończył się o 0:40, młoda pora ale w głowie szumi więc zawijam w drogę powrotną przez Dąbrowę. Po drodze znów na podjazdach mijanko dwóch kolarzy, którzy nie odpuszczali mnie na krok. Ciągnąłem nicponi za kołem aż do Warpia. Chłopaki jednak chwilowo zwątpili w swoje siły (może dlatego, że bez homologacji po ulicy jechali, a nas wóz patrolowy mijał). Mi to zawsze palma odbija, niebieski transporter nawet szybko nie jechał, a ja światełka miałem więc na zjeździe korzystam z jego tunelu areo i tak do samej DG. Panowie Policjanci skręcają na 3 Maja szukać, pijanej młodzieży co by parę mandatów rozdać, a ja do Ronda Merkury i prawo na Zagórze do Domu.
No to tyle wrażeń z dnia owego.

Objazdówka z Limitem - setka po raz ósmy

Piątek, 15 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria rekreacja
Na początek trochę liczbowo:
- kolejna 100 od początku sezonu, w sumie ósma,
w rankingu setek dzisiejszy dystans w przedziale 6-8
- nie jako pierwsza 100 na Corratecu, co daje nowy rekord dystansu na tym rowerze
- dziś napisałem setnego posta na forum Ghostów :D
- jeszcze dwie setki i atakuję 200 (najprawdopodobniej już na nowym biku, w przyszłą niedzielę),

a teraz przyszła pora na dzisiejsze sprawozdanie z rowerowego życia Prezesa :P

Dzień od rana stricte rowerowy. Faktem na dzień dobry zostałem zasypany kolejną stertą faktur do opłacenia, jak już się z tym uporałem rowerkiem do Reala i powtót z zakupami z Reala. Z racji, że w końcu jakaś sensowna pogoda i pora odpowiednia tel. do Limita jaki planuje okrężny powrót do domu. Miał już niecny plan przedstawił mi go, ja swoją małą alternatywę koniec końców wyszło na jego.
Furtuję obiad i kwadrans po 15:00 wybywam na trasę. Na początku zakręcamy do Meridy na Mydlicach, zorientować się czy są jakieś sensowne maszyny na mój gust co będą więcej w stanie przejechać niż 10 tys w sezonie i się nie rozwalały. Konsultacja z Pracownikiem i jedziemy dalej.
[Hmm jak to było po kolei] [Aha wiem] Z Mydlic jedziemy na Ksawerę, gdzie przed domki docieramy do Przemszy, dalej wzdłuż Rzeki do Pogorii IV. Z racji, że profil
2,25 opony z bólami toczy się po asfaltowych trasach proponuję etap leśny, coś dzisiaj moja siła perswazji mnie zawodzi i jedziemy asfaltem o dziwo nawet w miarę się jedzie. Tempo też w normie. Pocieramy do Wojowic Kościelnych, skąd się kierujemy na Podwarpie. Z tamtąd w kierunku DK 86, którą przecinamy i jedziemy dalej za krzyżówką. Po drodze jak dobrze pamiętam mijamy miejscowość Hektary czy coś jeszcze nie pamiętam. Docieramy do Zalewu Przeczyckiego. Dobrze się kręci więc jedziemy dalej. Najpierw w kierunku większej tamy, skąd lekkim terenowym zjazdem docieramy do mostku koło stawów rybnych. Przejeżdżamy go i dalej podążam za Limitem. Docieramy do drogi, którą przecinamy i na azymut przed siebie.
Po drodze mijamy znów jakieś poboczne mieściny, (dokładne nazwy u Limita w opisie bo sam nie byłem w stanie ich spamiętać). Dość pagórkowaty ten teren ma Limit w okolicach swojego miejsca zameldowania w promieniu 10 km. Przeciągnął mnie po drogach, na których trzeba było się czasem mocniej napracować na podjeździe. Zwłaszcza na takowych oponach jak się na węższych jeździło.

Docieramy do Toporowic, gdzie w tamtejszym ABC zaopatruję się w półlitrową oktanówkę zwaną Kroplą bez Kitu :D oraz dwa soki z gumijagód jako dopalacze. Chwila odpoczynku i jedziemy dalej. W Siemioni znów jakimiś bocznymi drogami znanymi Limitowi docieramy do Rogoźnika pod kolejny zbiornik wodny, gdzie spożywamy dopalacze.
Trochę kręcenia po parku w Rogoźniku i zmierzamy na Wojkowice. W Wojkowicach kolejny raz się tryb szwędacz załącza Limit prowadzi przez kolejne wertepy z próbą wjazdu do Centrum Wojkowic, tym razem nareszcie wyszło na moje, nie zmierzamy do Centrum lecz jakąś znów nową drogą. Okazuje się nawet ciekawa, Limit jej nie znał, Ja tym bardziej, więc kategorię jej nadaliśmy jako droga dziewicza. Przez jakieś pola, błotka i wąwozy docieramy w okolice mostka na Przełajce. Aha jesteśmy już na znanym gruncie. Kolejna droga poznana.
Pomysły się skończyły .Rozkmina, co dalej [myślą] [żarówka się zaświeciła] zmierzamy w kierunku Grodźca, gdzie Limit chciał mi udowodnić i zarazem przypomnieć gdzie to jechaliśmy odprowadzając Ryśka z udanego wypadu do Siewierza i upojnego aferu w TSG. W Grodźcu skręcamy w kierunku Rozkówki i objeżdżając górą park przez polne ścieżki docieramy do drogi z Grodźca do Czeladzi przecinamy ja i znów terenami przez pola. Oj tu było offroadowo, błoto total. Jakoś się udało. Przed dotarciem do tego małego skrawka klinkieru co mi tak wypominał, że go po ciemku mijaliśmy Limit łapie panę. Jak tu pitstop zrobić jak koło całe w błocie. Jakoś się udało, przyczyną tego zajścia był nieszczęsny mały kawałek szkła, a nie jak podejrzewaliśmy na początku pęknięta szprycha. On to ma jakiegoś niefarta z tym tylnym kołem; już kolejna mu poszła. Naprawiamy sprzęt by mógł dalej jechać, ale z dalszego szwendania już za dużo nie pokręcimy. Odprowadzam Adama jeszcze kawałek pod OSP w Psarach, gdzie po pogaduchach udajemy każdy w swoją stronę. Aha po drodze faktycznie mijamy klinkier i wyszło znów na jego. Z racji, że na liczniku dopiero 70 km dziś to to wpadł mi do głowy pomysł co by już do 100 dociągnąć skoro jeszcze w miarę widno było. Zjeżdżam kawałek w dół, gdzie na skręcie w kierunku Sarnowa odbijam w prawo na teren i przez pola docieram do Lwa przy drodze z Gródkowa. Na dorotkę kręcić się nie chciało już więc jadę w kierunku Łagiszy, gdzie znów odbijam na bok. Tym razem do Lasku Grodzieckiego. Dalej przez osiedle zamkowe pod Syberkę. Na strefie kibica pustki już po Strong Manachi wszystko się rozeszło. No to jadę na wały i do domu złego Ghostów na Słowiańską. Półgodzinna przerwa pogadanka wstępna w sprawie wycieczki do Ogrodzieńca. Zbieram się w drogę powrotną. Jakoś mi się odechciało już krążyć. Patrzę na licznik zostało jeszcze 15 km. No to znów chęci się wzięły. Do domu braknie więc dłuższym objazdem do domu. Nawijam się pod dworzec Będzin Miasto, skąd Małachowskiego do Kołłątaja. Dalej na DG. W centrum okazuje się, że brakuje jeszcze 10 km. No to dalej krążymy. Na rondzie Hendrixa w lewo (fachowo na 3 zjeździe w prawo) obok Dworca PKP w Dąbrowie do przejazdu, (znów postój trafiłem na ciufcie) i na Pogorię 3 pod Molo. Następnie prawym brzegiem załączam długie światła i ścieżką rowerową w egipskich ciemnościach docieram do Łęknic, skąd dalej do Gołonoga. Omijam kolejny już dzisiaj Dworzec PKP tym razem na Gołonogu. Wiśniową jadę do ul. Piłsudskiego i jak droga prosta, środkiem pasa na Zagórze do Domu.

Dzień total pro rowerowy, tak jakoś wyszło i 100 się uzbierała. W ramach ciekawostki w domu dopiero byłem 22:50, a wpis dodaję, a właściwie skończyłem pisać i dodaję o 02:30. Na dzisiaj wystarczy idę w kimę.

Operacja zakończona pacjent będzie żył

Czwartek, 14 czerwca 2012 · Komentarze(5)
Kategoria rekreacja
Przy takiej pogodzie to znów dystans nie za duży. Gozdi jeżdżący między chmurami.
Od rana pada :(, w planach operacja bika, ale jak tu jechać jak ciągle deszcz. Wchodzę na pogodę meteo, co to z niej Limit korzysta, rozkmina i dobra wiadomość koło południa opady według tych wykresików miały chwilowo ustąpić. Pogoda się poprawia no to najpierw do przychodni zapisać tatę na wizytę do lekarza, powrót zbieram tatę i na dwa rowery lecimy do spawacza. Operacja trwała około 20 min. W między czasie znów się jakaś chmura zaciągła nad Zagórze i fest polało (co ciekawe w prognozie tego nie było, miało zacząć padać po 15). Co jak co,ale to się nazywa fachowiec, co z polecenia to z polecenia. Rama prawie jak nowa. Wracamy już po ulewie do domu.
Coś czuję, że rower na dzisiaj już ma fajrant. Od jutra poprawa pogody więc na nowo się będzie km kręcić.
Co dalej z Bikiem hmm
Krosika przekażę siostrze, niech też się Cyklozą zaraża, a Ja jutro na poszukiwanie nowego sprzętu. Ile mogę korzystać z uprzejmości Olka.

A jednak spontan

Środa, 13 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria rekreacja
Po niedzielnym bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z asfaltem parę dni wolnego dla regeneracji kolana.
Dziś też dzień miał być zaliczony do tych bez rowerowych, ale normalnie nie wytrzymałem.

Do południa zabawa przy tworzeniu regulaminu klubu (nadal prace trwają). Po 15:00 ustawiłem się z Limitem, co by w końcu ustalić, a właściwie potwierdzić noclegi na wakacyjny trip nad Bałtyk.
Rozkminiając różne oferty, dzwonię po ludziach, doszło do tego, że z zadeklarowanej 6 osobowej ekipy tylko Ja i Limit, są na tyle zdeterminowani, by ten cel zdobyć. Reszta jakoś się nadal zastanawia. Wiec dochodzimy do wniosku, że na dwóch nocleg zawsze się znajdzie i jedziemy na spontana. Miały być rezerwacje, ale w tym przypadku lepsze rozwiązanie się wydaje. Dojedziemy do mety każdego etapu i wówczas wtedy będziemy się martwić. Jak przygoda to przygoda. W międzyczasie dostałem info, że mamy już zaklepaną domenę internetową. Sprawy biurowe idą na pro do przodu. Pora teraz tylko na klubowe koszulki.
Z racji, że dzień deszczowy z rana był to nawet Adaś busem do roboty jechał, toteż gdy już konkretna godzina wybiła odprowadzam go na przystanek. Wracając dostaję cynk, gdzie mogę swojego zielonego rumaka oddać od chirurga by go poskładali.
No to nie namyślając się szybko, na dworze nie pada, więc wsiadam na Corrateco i jadę zlokalizować tą lecznicę. Tempo delikatne, obtłuczone kolano, nie chciało z początku współpracować, ale jakoś się rozruszało.

Trasa przez Szymanowskiego na Porąbkę, gdzie jutro bike pójdzie na spawanko. Powrót miał być adekwatnie tą samą trasą, ale musiało być inaczej. Przez Wiejską zmierzam w kierunku Kazimierza. Po drodze odbijam na Las Zagórski, nie był to dobry pomysł, gdyż błoto niesamowite i nogi miały kąpiel błotną. Jadąc przecinką docieram do Modrzewiowej, gdzie przez park na Zagórzu kieruję się stronę domu.
Odwracam się, a na Dąbrowie czarne chmury, alert trzeba tempo podkręcić. Ledwo schowałem bika i burza na dobre się rozkręciła. Nalot żab z nieba więc już dziś więcej się nie ukręci. Mogło by już się rozpogodzić.

Oto nowa domena klubu: www.cykloza.sosnowiec.pl zapraszam chętnych do grona tych co CYKLOZA ich dopadła. Najbliższe spotkanie 22 czerwca w Piątek szczegóły na stronie.

Oraz nasze nowe logo autorstwa Grzegorza.

Rodzinne kręcenie z pierwszą glebą w sezonie

Niedziela, 10 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria rekreacja
No dzisiejszy dzień przeszedł samego siebie miałem chęć się pouczyć, ale gdzie tam rano odpalam bika i wspólnie z braćmi i staruszkiem do Dąbrowy na targowiska po zaopatrzenie. Z jednym bagażem i Tomkiem wracam do domu, zostawiam i powrót do DG tym razem do Reala po kolejny pakunek do dotransportowania do domu.

Po obiedzie co się rzadko u nas zdarza prawie cała rodzinka z wyjątkiem chudego co się miał dokształcać, jedziemy na przejażdżkę. Początkowo do Klimontowa na spotkanie naszego stowarzyszenia.
Po uroczystościach pada pomysł co by się na Kazimierz do Parku jeszcze przejechać. Może i byśmy tam dotarli, ale plany się trochę pozmieniały. Chciałem być mądrzejszy niż ustawa przewiduje. Nim się wszyscy zebrali postanowiłem nabić dzisiejszego maxa ze zjazdu. Pierwsza próba poszła elegancko 44,5 ale patrzę reszta jeszcze u góry więc nawrót i napinka do góry. Czas na drugie podejście. Tym razem już nie było tak różowo, chciałem lepiej ściąć zakręt, a to zakręt podciął mnie. Zciągło mnie na wirażu i skończyło się bliskim spotkaniem 3 stopnia z asfaltem. Chciałem się ratować i polecieć na trawę. Rowerkowi się to udało, a Ja prawie kontrolowanie ratowałem się przed poważniejszymi obrażeniami ze spotkaniem z betonem. Skończyło się na obdartym kolanie i lekko zarysowanym ramieniu. Sztuka latania z roweru czasem się przydaje.
No i miałem kolejny przykład na to, że głupota ludzka nie zna granic. Zamiast poczekać sobie na dole brakowało mi czegoś to się doigrałem. No i oczywiście pierwsze co patrzę na bika czy cały dopiero sobie rany opatrywałem.
Koniec końców skończyło się tak, że zamiast na Kazimierz, bocznymi drogami zmierzaliśmy do domu, aby zdążyć przed ulewą. O minutę się zmieściliśmy, bika schowałem i żaby zaczęły z nieba lecieć. Na tygodniu chyba trochę delikatniej pokręcę by kolano do stanu używalności doprowadzić.

VI Rodzinny Rajd Rowerowy i Teken part 2

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczki
Dzisiejszy dzień przebiegał głównie wokół imprezy rowerowej jaką była szósta edycja Rodzinnego Rajdu Rowerowego.

Po wczorajszym pobycie w naszej strefie kibica i dywagacjom na temat pogody były wątpliwości czy nasza ekipa będzie w stanie dzisiaj jechać.
Rano słońce świeci telefony w ruch i budzimy siebie nawzajem co by nikt nie zaspał na umówione miejsce zbiórki pod Dyskobola. Będziniaki mieli najbliżej to te parę minut mogli jeszcze się jeszcze wybyczyć. Najwcześniej to chyba z całej paczki wystartował Rysiek, który dotarł do nas z Katowic. Pod greckiego atletę zjechało się nas trochę; jedna mniejsza ekipa z center S-ca oraz my z Zagórza: Ja, tata i najmłodszy brat, Wili, Dydek, Łukasz i jego tata wyruszyliśmy o 8:00, co by wspólnie z Ghostami o 8:30 wyruszyć na start rajdu.

Na miejsce zbiórki do Lasku Grodzieckiego docieramy bez żadnych komplikacji po drodze rozkminiając co to się wczoraj w W... działo. Jak na tę chwilę jesteśmy najliczniejszą ekipą. Parę minut później zostaliśmy zdetronizowani przez kolejną liczną grupę małolatów. Zapisy, pobieranie kuponów, naklejek i ruszamy. Miałem się nie angażować w organizację, ale mi to zawsze palma odbije i muszę być w centrum zainteresowania. Jeszcze dobrze nie wystartowaliśmy i pierwsza awaria, jednemu z uczestników poszła śrubka mocująca siodełko. Niestety nie byłem w stanie pomóc i ruszam dalej goniąc peleton. Za kawałek spotykam paparazzi w postaci Hadzisa czekał na mnie robiąc zdjęcia uczestnikom. Chcemy ruszać, a tu kolejna usterka złapał panę i tak to się zaczęło, że stałem się mobilnym serwisem i obstawiaczem w jednym. Szybka wymiana i gonimy. Kolejny pitstop Hadzis poszedł przodem, a ja do następnego Pacjenta, tym razem łańcuch się zaklinował, z tym sobie poradziłem, próbowałem gonić naszych ale odpuściłem, patrząc jak co chwilę na poboczach ktoś z defektami, a i obstawiaczy jakoś mało było no to się już ciągłem na końcu, aż do Rozkówki, gdzie była meta. Pierwszy punkt kontrolny mieliśmy na Dorotce, krótka przerwa podbicie kuponów i ruszamy dalej do następnego punktu pod jakimś źródełkiem gdzie mnie jeszcze nie było. Praktyka w prowadzeniu takiego stada nie poszła na marne poganiacz ze mnie dobry wprawdzie dziś głównie za serwisanta robiłem i zamykacza trasy. Około 200 osób co to jest przy półtora tysięcznej masie, którą się prowadziło.
W między czasie trochę deszczyku, trochę słońca, terenu, asfaltu dla każdego coś miłego. Fajna zróżnicowana trasa przyjemnie się jechało.
Po 2 godzinach kręcenia i zdobycia dwóch punktów kontrolnych wjeżdżamy na metę, a tu grochóweczka, dobra muzyczka, kiełbaski z ogniska również było i na słodko. Życie jak w Madrycie. Padający przelotnie deszcz nikogo nie odstraszał. Zwłaszcza gdy się jest w takim gronie. Po konsumpcji losowanie nagród. Rower jako główna nagroda poszedł na pierwszy ogień, dalej posypały się już mniejsze ale i też atrakcyjne nagrody (m.in. tablet, zegarki, aparaty Olympus, nawigacja) . Mi udało się wygrać materac dmuchany. Dzięki licznym sponsorom żaden z uczestników nie odszedł z gołymi rękoma.

Po całej zabawie ekipa ze startu się rozdziela i każdy z swoją stronę. Teamowi Duchów oraz Mi i Rysiowi się nie spieszyło więc dalej w trasę. Punktem programowym była mała stadnina w Psarach, gdzież to Martini z Lenym mają swojego Qnia. Popijając złoty trunek czekamy na Kowala, który pedicurie Quniowi robił. Po zmianie ogumienia. Nagradzamy kowala brawami i zbieramy się w drogę powrotną na Słowiańską.

W TSG (tajnej siedziby Ghostów) odpalamy RTV podpinka konsoli i rozgrzewamy joypady i turnieju ciąg dalszy. Nowym zawodnikiem Rysiek, jak na pierwszy raz to ładnie mu szło, Ja miałem jakiś gorszy dzień więcej porażek niż wygranych pojedynków ale łatwo ze mną nie mieli. No chyba, że Niecki ale to stary wyjadacz w te klocki. Telefon od staruszka dopijam drugą kolejkę, parę szybkich walk i się zbieram. Zbiorowe CZEŚĆ wszystkim i w drogę powrotną.

Dzień miło spędzony nawet chwilowa nie dyspozycyjność pogody w postaci przelotnego deszczu nie popsuła tego. Dzięki wszystkim za wspólne dzisiejsze harce. Foto myślę, że jeszcze jakieś niebawem się ukaże.