Objazdówka z Limitem - setka po raz ósmy
- kolejna 100 od początku sezonu, w sumie ósma,
w rankingu setek dzisiejszy dystans w przedziale 6-8
- nie jako pierwsza 100 na Corratecu, co daje nowy rekord dystansu na tym rowerze
- dziś napisałem setnego posta na forum Ghostów :D
- jeszcze dwie setki i atakuję 200 (najprawdopodobniej już na nowym biku, w przyszłą niedzielę),
a teraz przyszła pora na dzisiejsze sprawozdanie z rowerowego życia Prezesa :P
Dzień od rana stricte rowerowy. Faktem na dzień dobry zostałem zasypany kolejną stertą faktur do opłacenia, jak już się z tym uporałem rowerkiem do Reala i powtót z zakupami z Reala. Z racji, że w końcu jakaś sensowna pogoda i pora odpowiednia tel. do Limita jaki planuje okrężny powrót do domu. Miał już niecny plan przedstawił mi go, ja swoją małą alternatywę koniec końców wyszło na jego.
Furtuję obiad i kwadrans po 15:00 wybywam na trasę. Na początku zakręcamy do Meridy na Mydlicach, zorientować się czy są jakieś sensowne maszyny na mój gust co będą więcej w stanie przejechać niż 10 tys w sezonie i się nie rozwalały. Konsultacja z Pracownikiem i jedziemy dalej.
[Hmm jak to było po kolei] [Aha wiem] Z Mydlic jedziemy na Ksawerę, gdzie przed domki docieramy do Przemszy, dalej wzdłuż Rzeki do Pogorii IV. Z racji, że profil
2,25 opony z bólami toczy się po asfaltowych trasach proponuję etap leśny, coś dzisiaj moja siła perswazji mnie zawodzi i jedziemy asfaltem o dziwo nawet w miarę się jedzie. Tempo też w normie. Pocieramy do Wojowic Kościelnych, skąd się kierujemy na Podwarpie. Z tamtąd w kierunku DK 86, którą przecinamy i jedziemy dalej za krzyżówką. Po drodze jak dobrze pamiętam mijamy miejscowość Hektary czy coś jeszcze nie pamiętam. Docieramy do Zalewu Przeczyckiego. Dobrze się kręci więc jedziemy dalej. Najpierw w kierunku większej tamy, skąd lekkim terenowym zjazdem docieramy do mostku koło stawów rybnych. Przejeżdżamy go i dalej podążam za Limitem. Docieramy do drogi, którą przecinamy i na azymut przed siebie.
Po drodze mijamy znów jakieś poboczne mieściny, (dokładne nazwy u Limita w opisie bo sam nie byłem w stanie ich spamiętać). Dość pagórkowaty ten teren ma Limit w okolicach swojego miejsca zameldowania w promieniu 10 km. Przeciągnął mnie po drogach, na których trzeba było się czasem mocniej napracować na podjeździe. Zwłaszcza na takowych oponach jak się na węższych jeździło.
Docieramy do Toporowic, gdzie w tamtejszym ABC zaopatruję się w półlitrową oktanówkę zwaną Kroplą bez Kitu :D oraz dwa soki z gumijagód jako dopalacze. Chwila odpoczynku i jedziemy dalej. W Siemioni znów jakimiś bocznymi drogami znanymi Limitowi docieramy do Rogoźnika pod kolejny zbiornik wodny, gdzie spożywamy dopalacze.
Trochę kręcenia po parku w Rogoźniku i zmierzamy na Wojkowice. W Wojkowicach kolejny raz się tryb szwędacz załącza Limit prowadzi przez kolejne wertepy z próbą wjazdu do Centrum Wojkowic, tym razem nareszcie wyszło na moje, nie zmierzamy do Centrum lecz jakąś znów nową drogą. Okazuje się nawet ciekawa, Limit jej nie znał, Ja tym bardziej, więc kategorię jej nadaliśmy jako droga dziewicza. Przez jakieś pola, błotka i wąwozy docieramy w okolice mostka na Przełajce. Aha jesteśmy już na znanym gruncie. Kolejna droga poznana.
Pomysły się skończyły .Rozkmina, co dalej [myślą] [żarówka się zaświeciła] zmierzamy w kierunku Grodźca, gdzie Limit chciał mi udowodnić i zarazem przypomnieć gdzie to jechaliśmy odprowadzając Ryśka z udanego wypadu do Siewierza i upojnego aferu w TSG. W Grodźcu skręcamy w kierunku Rozkówki i objeżdżając górą park przez polne ścieżki docieramy do drogi z Grodźca do Czeladzi przecinamy ja i znów terenami przez pola. Oj tu było offroadowo, błoto total. Jakoś się udało. Przed dotarciem do tego małego skrawka klinkieru co mi tak wypominał, że go po ciemku mijaliśmy Limit łapie panę. Jak tu pitstop zrobić jak koło całe w błocie. Jakoś się udało, przyczyną tego zajścia był nieszczęsny mały kawałek szkła, a nie jak podejrzewaliśmy na początku pęknięta szprycha. On to ma jakiegoś niefarta z tym tylnym kołem; już kolejna mu poszła. Naprawiamy sprzęt by mógł dalej jechać, ale z dalszego szwendania już za dużo nie pokręcimy. Odprowadzam Adama jeszcze kawałek pod OSP w Psarach, gdzie po pogaduchach udajemy każdy w swoją stronę. Aha po drodze faktycznie mijamy klinkier i wyszło znów na jego. Z racji, że na liczniku dopiero 70 km dziś to to wpadł mi do głowy pomysł co by już do 100 dociągnąć skoro jeszcze w miarę widno było. Zjeżdżam kawałek w dół, gdzie na skręcie w kierunku Sarnowa odbijam w prawo na teren i przez pola docieram do Lwa przy drodze z Gródkowa. Na dorotkę kręcić się nie chciało już więc jadę w kierunku Łagiszy, gdzie znów odbijam na bok. Tym razem do Lasku Grodzieckiego. Dalej przez osiedle zamkowe pod Syberkę. Na strefie kibica pustki już po Strong Manachi wszystko się rozeszło. No to jadę na wały i do domu złego Ghostów na Słowiańską. Półgodzinna przerwa pogadanka wstępna w sprawie wycieczki do Ogrodzieńca. Zbieram się w drogę powrotną. Jakoś mi się odechciało już krążyć. Patrzę na licznik zostało jeszcze 15 km. No to znów chęci się wzięły. Do domu braknie więc dłuższym objazdem do domu. Nawijam się pod dworzec Będzin Miasto, skąd Małachowskiego do Kołłątaja. Dalej na DG. W centrum okazuje się, że brakuje jeszcze 10 km. No to dalej krążymy. Na rondzie Hendrixa w lewo (fachowo na 3 zjeździe w prawo) obok Dworca PKP w Dąbrowie do przejazdu, (znów postój trafiłem na ciufcie) i na Pogorię 3 pod Molo. Następnie prawym brzegiem załączam długie światła i ścieżką rowerową w egipskich ciemnościach docieram do Łęknic, skąd dalej do Gołonoga. Omijam kolejny już dzisiaj Dworzec PKP tym razem na Gołonogu. Wiśniową jadę do ul. Piłsudskiego i jak droga prosta, środkiem pasa na Zagórze do Domu.
Dzień total pro rowerowy, tak jakoś wyszło i 100 się uzbierała. W ramach ciekawostki w domu dopiero byłem 22:50, a wpis dodaję, a właściwie skończyłem pisać i dodaję o 02:30. Na dzisiaj wystarczy idę w kimę.