Dookoła Województwa Śląskiego - dzień 1, Sosnowiec - Porąbka
Poniedziałek, 17 sierpnia 2015
· Komentarze(0)
Kategoria wyprawy rowerowe
Oj tego mi było trzeba. Od czasu wyprawy nad Bałtyk w 2012 roku, dopiero teraz mogłem sobie pozwolić na dłuższe wyjazdy po Polsce.
W lipcu wyprałem się na parę dni pozwiedzać na rowerze Świętokrzyskie i Lubelskie z Martyną.
Na drugą część urlopu w sierpniu zaproponowałem tygodniowy wyjazd na pętlę dookoła Województwa Śląskiego w ramach Cyklicznego Wypadu w Polskę.
Pomysł na wyjazd właściwie podsunęli mi Paweł, który pętlę zaczął robić przed nami, ale na raty przez kolejne weekend robił określone etapy oraz Darek, który już tą odznakę zweryfikował.
Na propozycję wypadu odpowiedział jedynie Limit, reszta nie miała już na tyle urlopu lub z inkszych przyczyn nie mogła jechać.
Z racji, że w niedzielę jeszcze człowiek do późna pracował, pakowanie przyszło na ostatnią chwilę. Nim się ze wszystkim uporałem na zegarze 2 w nocy. Myślę no ładnie 4 godziny snu. Nie wiem, czy jakieś emocje, czy wskoczyłem w dobrą fazę snu, bo po 6 jak przyszło wstać nawet wypoczęty się czułem.
Minuty lecą tak szybko, wrzucam w siebie lekkie śniadanie i gonię pod DorJana , gdzie umówiłem się Adamem. Jestem pierwszy, ale chyba tylko dlatego, że miałem niecały kilometr do punktu startowego. Po kwadransie zjawia się i Limit, który również jak ja miał oporny start.
Z lekkim poślizgiem wreszcie ruszamy. Z Zagórza kierujemy się na Maczki, trochę terenowymi skrótami, ale głównie trzymamy się asfaltu. Z sakwami w terenie nie ma opcji podgonić. Jeszcze na Juliuszu zauważamy niesprzyjające chmury. Hmmm myślę sobie może jednak ICM się mylił i deszcz nas nie złapie. Wdrapując się na podjazd pod Szczakową łapią nas pierwsze krople, które na szczycie przeradzają się w rzęsisty deszcz. Chronimy się pod wiatą przystankową. Jednak ICM się nie mylił. Po przyodzianiu odzieży przeciwdeszczowej ruszamy w kierunku Geosfery. Po przejechaniu 2 km znów się deszcz rozkręca i po raz drugi dokujemy się na kolejne minuty pod wiatę przystankową. Ehh ledwo start, a tu jak na złość kapryśna aura. Kolejne minuty uciekły. Jak przestało marasić kręcimy kolejne kilometry do Centrum Jaworzna, gdzie znów się zatrzymujemy oczekując jak przestanie padać. Limit zakupuje kajet na pieczątki z punktów kontrolnych. Z racji, że Jaworzno jest na naszej trasie pierwszym punktem, to nim pojechaliśmy dalej podbijamy się w Bibliotece na Rynku i w PTTK-u oraz wrzucamy w siebie po drożdżówce. W drodze na Jeleń wreszcie robi się jakaś sensowa pogoda. Przelatujemy przez ryneczek w Jeleniu i udajemy do kolejnego PK. Przelatując bokiem Imielin, następnie Lędziny docieramy do Bierunia Starego. Na rynku kilka minut postoju, kiedy Limit ustawia nawigację na kolejny PK, ja śmigam do Magistratu podbić kajety. Cel obrany - ruszamy.
Z Bierunia trzymając się czerwonego szlaku kręcimy przez Bojszowy, Jedlinę, Wolę, Gilowice do Gminy Miedźna. Nim dotarliśmy do Urzędu Gminy zatrzymujemy się przy drewnianym kościółku pw.św. Klemensa, będącym na Szlaku Architektury Drewnianej. Rozglądam się za Farorzem, co by kajety podbił,ale go nie mogę namierzyć. Przeczekujemy chwilę deszcz i docieramy do Urzędu Gminy. Łapię potwierdzenie i lecimy dalej. Co prawda następnym PK miała być Pszczyna, ale nim tam docieramy zatrzymujemy się jeszcze przy drewnianych kościołach w Grzawie (Ścięcia św. Jana Chrzciciela) i Ćwiklicach (św. Marcina). Z obu obiektów udaje się łapnąć pieczątki. Potem już prosta drogą wojewódzką do Pszczyny. Podbijamy się w punkcie i. Już mamy jechać do Goczałkowic na obiad, ale deszcze nie dają za wygraną i decydujemy się obiadować w Pszczynie. Podjeżdżamy do sprawdzonego przez Adama lokalu. Dziś w menu porcja spaghetti bolognese plus zapiekanka pene z kebabem. Solidna dwuporcja makaronu w różnej postaci.
Wyglądało niepozornie, ale posiliło konkretnie.
Deszcze wreszcie ustały. Kręcimy do Goczałkowic. Postój na pieczątkę w Starej Pijalni. Kolejny PK to Wilamowice. Od Pszczyny poprawa pogody. Azymut ustawiony. Przelatujemy przez Czechowice, Bestwinę, na focenie i próbę dodatkowej pieczątki zatrzymujemy się w Starej Wsi przy kolejnym drewnianym kościółku (Podwyższenia Krzyża Świętego) i docieramy do Wilamowic. Pora już późna przez tą obsuwę, więc tylko focimy się przy kościele w Wilamowicach i śmigamy dalej. Przez Podlesie i Kobiernice docieramy do Porąbki. Po uprzednim telefonie Limit załatwia nocleg na Kozubniku. Robimy zakup popasowy w Lewiatanie i śmigamy na kwaterę u podnóża Góry Żar.
W lipcu wyprałem się na parę dni pozwiedzać na rowerze Świętokrzyskie i Lubelskie z Martyną.
Na drugą część urlopu w sierpniu zaproponowałem tygodniowy wyjazd na pętlę dookoła Województwa Śląskiego w ramach Cyklicznego Wypadu w Polskę.
Pomysł na wyjazd właściwie podsunęli mi Paweł, który pętlę zaczął robić przed nami, ale na raty przez kolejne weekend robił określone etapy oraz Darek, który już tą odznakę zweryfikował.
Na propozycję wypadu odpowiedział jedynie Limit, reszta nie miała już na tyle urlopu lub z inkszych przyczyn nie mogła jechać.
Z racji, że w niedzielę jeszcze człowiek do późna pracował, pakowanie przyszło na ostatnią chwilę. Nim się ze wszystkim uporałem na zegarze 2 w nocy. Myślę no ładnie 4 godziny snu. Nie wiem, czy jakieś emocje, czy wskoczyłem w dobrą fazę snu, bo po 6 jak przyszło wstać nawet wypoczęty się czułem.
Minuty lecą tak szybko, wrzucam w siebie lekkie śniadanie i gonię pod DorJana , gdzie umówiłem się Adamem. Jestem pierwszy, ale chyba tylko dlatego, że miałem niecały kilometr do punktu startowego. Po kwadransie zjawia się i Limit, który również jak ja miał oporny start.
Z lekkim poślizgiem wreszcie ruszamy. Z Zagórza kierujemy się na Maczki, trochę terenowymi skrótami, ale głównie trzymamy się asfaltu. Z sakwami w terenie nie ma opcji podgonić. Jeszcze na Juliuszu zauważamy niesprzyjające chmury. Hmmm myślę sobie może jednak ICM się mylił i deszcz nas nie złapie. Wdrapując się na podjazd pod Szczakową łapią nas pierwsze krople, które na szczycie przeradzają się w rzęsisty deszcz. Chronimy się pod wiatą przystankową. Jednak ICM się nie mylił. Po przyodzianiu odzieży przeciwdeszczowej ruszamy w kierunku Geosfery. Po przejechaniu 2 km znów się deszcz rozkręca i po raz drugi dokujemy się na kolejne minuty pod wiatę przystankową. Ehh ledwo start, a tu jak na złość kapryśna aura. Kolejne minuty uciekły. Jak przestało marasić kręcimy kolejne kilometry do Centrum Jaworzna, gdzie znów się zatrzymujemy oczekując jak przestanie padać. Limit zakupuje kajet na pieczątki z punktów kontrolnych. Z racji, że Jaworzno jest na naszej trasie pierwszym punktem, to nim pojechaliśmy dalej podbijamy się w Bibliotece na Rynku i w PTTK-u oraz wrzucamy w siebie po drożdżówce. W drodze na Jeleń wreszcie robi się jakaś sensowa pogoda. Przelatujemy przez ryneczek w Jeleniu i udajemy do kolejnego PK. Przelatując bokiem Imielin, następnie Lędziny docieramy do Bierunia Starego. Na rynku kilka minut postoju, kiedy Limit ustawia nawigację na kolejny PK, ja śmigam do Magistratu podbić kajety. Cel obrany - ruszamy.
Z Bierunia trzymając się czerwonego szlaku kręcimy przez Bojszowy, Jedlinę, Wolę, Gilowice do Gminy Miedźna. Nim dotarliśmy do Urzędu Gminy zatrzymujemy się przy drewnianym kościółku pw.św. Klemensa, będącym na Szlaku Architektury Drewnianej. Rozglądam się za Farorzem, co by kajety podbił,ale go nie mogę namierzyć. Przeczekujemy chwilę deszcz i docieramy do Urzędu Gminy. Łapię potwierdzenie i lecimy dalej. Co prawda następnym PK miała być Pszczyna, ale nim tam docieramy zatrzymujemy się jeszcze przy drewnianych kościołach w Grzawie (Ścięcia św. Jana Chrzciciela) i Ćwiklicach (św. Marcina). Z obu obiektów udaje się łapnąć pieczątki. Potem już prosta drogą wojewódzką do Pszczyny. Podbijamy się w punkcie i. Już mamy jechać do Goczałkowic na obiad, ale deszcze nie dają za wygraną i decydujemy się obiadować w Pszczynie. Podjeżdżamy do sprawdzonego przez Adama lokalu. Dziś w menu porcja spaghetti bolognese plus zapiekanka pene z kebabem. Solidna dwuporcja makaronu w różnej postaci.
Wyglądało niepozornie, ale posiliło konkretnie.
Deszcze wreszcie ustały. Kręcimy do Goczałkowic. Postój na pieczątkę w Starej Pijalni. Kolejny PK to Wilamowice. Od Pszczyny poprawa pogody. Azymut ustawiony. Przelatujemy przez Czechowice, Bestwinę, na focenie i próbę dodatkowej pieczątki zatrzymujemy się w Starej Wsi przy kolejnym drewnianym kościółku (Podwyższenia Krzyża Świętego) i docieramy do Wilamowic. Pora już późna przez tą obsuwę, więc tylko focimy się przy kościele w Wilamowicach i śmigamy dalej. Przez Podlesie i Kobiernice docieramy do Porąbki. Po uprzednim telefonie Limit załatwia nocleg na Kozubniku. Robimy zakup popasowy w Lewiatanie i śmigamy na kwaterę u podnóża Góry Żar.