Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gozdi89 z miasteczka Sosnowiec. Mam przejechane 96337.00 kilometrów w tym 8986.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.25 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

Roczne osiągi:

2024

button stats bikestats.pl

2023

button stats bikestats.pl

2022

button stats bikestats.pl

2021

button stats bikestats.pl

2020

button stats bikestats.pl

2019

button stats bikestats.pl

2018

button stats bikestats.pl

2017

button stats bikestats.pl

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Znajomi - Pozytywnie zakręceni

Czym się zajmuję:

dodatkowo:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gozdi89.bikestats.pl

Archiwum bloga czyli Co?, Gdzie?, Z kim? i Kiedy?

Dane wyjazdu:
79.00 km 10.00 km teren
05:00 h 15.80 km/h:
Maks. pr.:50.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Meridian

OD KIELC PO LUBLIN, dzień 4

Piątek, 24 lipca 2015 · dodano: 25.07.2015 | Komentarze 0

Dzień czwarty okazał się dniem powrotu do domku.

Około 10:00 rozpoczynamy dzień od zwiedzenia Muzeum Przyrodniczego w Kazimierzu. 
Potem trzymając się czerwonego szlaku rowerowego opuszczamy Kazimierz i kierujemy się do stolicy województwa.

Szlak oznaczony na 4 +, miałem kilka zawahań, gdzie musiałem się posiłkować mapą, ale większość trasy dość dobrze oznaczona.
Przemierzając klimatyczne dolinki i wąwozy lessowe, prowadzeni oznaczeniami szlakowymi jedziemy przez Helenówkę, Witoszyn, Rąblów, Bartłomiejowice, Wąwolnicę do Nałęczowa. W parku zdrojowym, nieco dłuższy postój i śmigamy dalej przez Wojciechów, Maszki, Miłocin, Motycza, gdzie opuszczamy szlak i ściągamy do Lublina.

W mieście ogłupiałem, nie wiedziałem jak, gdzie i po co jechać. Zatrzymujemy się w parku po czym dochodzimy do wniosku, że Lublin pozwiedzamy sobie innym razem i podpytując się ludzi docieramy do dworca PKP. Udaje nam się być na półgodziny przed odjazdem. Kupujemy ostatnie miejscówki z rowerami i tniemy TLK przez Warszawę do domu.


EDIT:
Wyprawa dobiega końca. Dziś najkrótszy etap to się jakoś specjalnie nie śpieszymy do wyjazdu. Z resztą Kazimierz dla nas jakoś taki sentymentalny, że nawet w sezonie turystycznym ma swój urok. Chociaż najładniejszy jest po sezonie - taki cichy i opustoszały. Już planujemy dotrzeć tu późną jesienią.

Po śniadanku śmigamy na rynek pełny od kramarzy po rzecz jasna pieczątki i dowiedzieć się jakie lokalne muzeum w tym miesiącu ma darmowe wejściówki. Zamek w Janowcu odpuszczamy i jedziemy pod Muzeum Przyrodnicze obejrzeć ekspozycję.

Pora na nas. Mapa w ruch i trzymając się czerwonego szlaku rowerowego jedziemy do Lublina. Szlak sporo zakręca, ale to dobrze omijamy wszystkie te bardziej ruchliwe drogi. Swoją drogą bardzo dobrze jest oznaczony. Zaraz za Kazimierzem odbijamy na chwilę do Wąwozu Korzeniowego, ależ klimatyczne miejsce. Powrót na szlak i już przez mniej okazałe ale równie klimatyczne wąwoziki i ścieżki leśne jedziemy do Helenówki. Zjazd na asfalt i tak sobie kluczymy prze kolejne miejscowości wymienione powyżej. Apetyt rośnie w miarę jeżdżenia. W Rąblowie, przy basenie zatrzymujemy się na zapiekanki. Potem Wąwolnica, tutaj tylko pojenie i pieczątka do kajetu i sprawnie docieramy do Nałęczowa. Dłuższy postów na Zdroju. Focenie, pojenie, lodożerstwo i pieczątki. Bez nich ani rusz.
Opuszczamy Nałęczów i kierujemy się za Szlakiem do Wojciechowa, gdzie znajduje się Muzeum Kowalstwa. Jednak go nie zwiedzamy, za to zakręcamy do wsiowego Lewiatana na zakup popasowo - pojeniowy. 

W sumie w Wojciechowie kończy się ta ciekawsza część szlaku Kazimierz - Lublin. Spokojna jazda przez pola i wioski, aż pod sam Lublin. Niby na finiszu jeszcze coś można było zobaczyć, ale szlak jeszcze jakoś dziwnie kluczył więc zdecydowaliśmy, aby pojechać już najprostszą drogą do miasta. Tu się schody zaczęły. Nieznajomość topografii szkodzi. Chaotycznie przedostajemy się do Śródmieścia i po przejechaniu wpław Parku Saskiego wylatujemy przy punkcie PTTK, szkoda, że BORT już zamknięty.
Zniechęceni i już lekko zmęczeni za podpowiedziami mieszkańców docieramy pod dworzec PKP. Po analizie połączeń decydujemy się o wcześniejszym powrocie. Skoro jest połączenie (co prawda na około przez Warszawę) to nie ma sensu szukać spania i rano wracać.
Zakupujemy bilety na TLK i pakujemy się do wesołego przedziału dla rowerowych maniaków.

W domu meldujemy się przed 2:00. Wypad bardzo udany. Maryna zmęczona, ale szczęśliwa i zadowolona, że podołała postanowieniu i przejechała te 350 km w różnych warunkach.

NA STARCIE OCZYWIŚCIE WIZYTACJA
 
WĄWÓZ KORZENIOWY

CHILL NA ZDROJU

NO TO JADZIEM DALEJ

PRUS I PREZES NA JEDNEJ ŁAWCE SIEDZIELI 

OKAZAŁY DWORZEC W LUBLINIE
WAGON BYDLĘCY - MIEJSCA LEŻĄCE

5 GODZIN JAZDY W DOBOROWYM TOWARZYSTWIE I WARUNKACH - stan rzeczy po dojechaniu do Stolicy

Kategoria wyprawy rowerowe



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dykow
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]