Rozbestwiłem się na maksa i leżakowanie czynię do bólu. Widać organizm snu potrzebuje. Po 10 godzinach błogiego snu ogarniam coś na ruszt i po oglądnięciu co jest za oknem czynię do Marka telefon, że mam książeczki do weryfikacji i bym mu podrzucił. Oddział w Jaworznie zawarty więc drogą prywatną mu dostarczę. Uprzedził mnie, że przed świętami policja zawracała cyklistów z miast ościennych i nie wpuszczała jak ich przyuważyli. Stwierdziłem, że sprawdzę, czy nadal to obowiązuje i jak się przebije na adres to się odezwę. Od Góry Piachu bez problemu pognałem na Geosferę i dalej w okolice Urzędu Skarbowego, gdzie miałem paczkę dostarczyć. Chwilka pogaduch na odległość i zbieram się w drogę powrotną. Na Łubowcu w las, aby trzymając się czerwonego szlaku dotrzeć na Bór. Następnie terenowym duktem wzdłuż Bobrka przebijam się do zielonego szlaku. Długo nim nie kręcę tylko wskakuję na nieużytki po kopalni Niwka i wyskakuję koło włości klubowego Piotrka. Na spotkanie jeszcze nie pora, więc już do głównego ciągu zagórsko-nieweckiego i za drogą na ciepłą strawę do starzyków.
Mało mi było to i jeszcze na powrocie trochę terenowych zawijasów po hałdzie z tyłu działek przy Paderewskiego.
Ostatnie zawirowania okołokubkowe w klubie ukazały, że źle zaczyna się dziać w państwie duńskim. Z racji, że zgromadzenia narodowego zwołań nie idzie. Musiałem wyładować się, poukładać myśli i ruszyłem się popołudniu w plener.
Początek zacząłem od lasku Zagórskiego, skąd przebiłem się przez Lenartowicza i terenem wzdłuż S1 dokręciłem na Browar. Następnie terenem na Juliusz. Zamiast klasycznie przez Osiedle podgoniłem do końca zaobserwować co się dzieje na terenach po kopalni Maczki-Bór.
Jak już zaspokoiłem swoją ciekawość dalej terenem gnam na Maczki. Trochę asfaltem pod pętlę na Starych Maczkach i znów terenem na Wągródkę i tamtejszy terminal gazowy. Przy okazji łapię już 26 blachę z napisem Sosnowiec. Chwila rozkminy i dostrzegam strzałkę Tartak. Myśłę pewnie ten na Burkach. Droga gnała przez las, się mi spodobała i tamże udałem się w dalszą drogę.
Tartak zdobyty. Dalej w las i kierunek Ryszka. Prawie do niej dotarłem - prawie, ale gdzieś zapomniałem skręcić i wyskoczyłem na tyłach terminalu LHS. No cóż więc Sławków, ale ludzi trzeba omijać to skręcam na rowerową obwodnicę, która to doprowadza do wylotu na Okradzionów. Jednak wybieram inny wariant i kręcę niebieskim szlakiem na Krzykawkę. Ot niespodzianka polna droga w asfaltowy trakt się zmieniła. Czas nieco tępa podkręcić i asfaltem gonię przez Kuźniczkę do Okradzionowa, aby wbić się na teren prowadzący na Tucznawę. Korciła mnie jeszcze Bukowa Góra, ale z wiatrem mi się już walczyć nie chciało i po minięciu OSP Tucznawa odbiłem na Sikorkę i dalej udałem się do Antoniowa. Znów trochę terenu i przez Użytek Bagna w Antoniowie śmigam na P1 i P2, aby na trójce wyskoczyć. Na wylocie z dwójki wyprzedza mnie kolarz, ścigach się załącza, już chce przycinąć, a tu miękko z przodu. BUUU. Na dopompowaniu docieram pod molo. Wymiana dętki i zjazd na kwadrat. Starczy na dziś.
TROCHĘ WIOSNY
OBECNIE NIEBIESKI SZLAK
UJĘCIE Z LIPCA 2017 ROKU (ZDJĘCIE ZROBIONE Z DALSZEJ PERSPEKTYWY
Rower o tyle jest fajną wersją rekreacji, że można z dala od wirusa pokręcić gdzieś w plenerze i rozładować napięcie kagańca spowodowane koronowanym bakcylem. Po powrocie z pracy przebierka w bike wdzianko i mam ruszać w las. W między czasie tel. od Krzyśka, że kubki z logo klubowym są do odbioru i czy pomogę mu je dostarczyć do Oddziału. W takim razie zmiana planu i najpierw rozruch do centrum. Kubki z logo lądują w Oddziale na kwarantannę, a ja odbieram swoją limitowaną wersję. Krzychu też ma swoją. A co władzy coś się czasem należy :D. Żegnam się i ruszam w kierunku Niwki realizując swój terenowy plan wykorzystania popołudnia. Wjazd w teren zaczynam od eksploracji terenów po dawnej kopalni na Niwce. Coś tam tworzą, ale poza rozplanowanym polem nic narazie się nie wznosi. Dalej na Bór i wjazd na nasyp kolejowy od stacji Jęzor w kierunku Długoszyna. Cel - zobaczyć czy te dróżki techniczne gdzieś mnie doprowadzą. Jedna mi się urywa i do miejsca interesującego docieram po tłuczniu pozostałym z rozebranego torowiska. I tak musiałem przeskoczyć tory aby wskoczyć na czerwony szlak. W takim razie kręcę w drogę powrotną inną drogą. Ta już była dużo lepsza bo szeroka i typowo droga techniczna która docierała pod sam szlaban przy nastawni na Jęzorze. Tą że pewnie nie raz wykorzystam na klubowe wycieczki. Powrót na Długoszyn już czerwonym szlakiem czyli jaworznicką stroną nasypu kolejowego prowadzącego na Kraków. Jadąc od Długoszyna tym szlakiem lepiej się jechało jak w tą stronę. Przy nitowanym moście pauza przy zachodzącym Słońcu. Odkryłem drogę na której mi zależało. Ciąg dalszy odosobnionej jazdy kontynuuję w kierunku Szczakowej i dalej na Sosinę. Spore zmiany od mojego ostatniego tu bycia. Wiadukt już oddany, a ruch rowerowy skierowany jest na Pieczyska. Fakt nie spojrzałem, czy na wiadukcie też jest jakaś infrastruktura powodująca bezpieczny dojazd na Sosinę. Przejazd koło pozostałości Cegielni i ląduję na Sosinie. Dzień się chyli ku zmrokowi więc pora wracać. Betonami powrót na Maczki. Po przecięciu Przemszy dogania mnie cyklista jak się okazało dawno nie widziany Krzysiek (Krzychu22). Wspólnie jeszcze terenem kręcimy w kierunku Traugutta. Przy Browarze się żegnam i odbijam do siebie na Zagórze, a Krzysiek goni dalej na Centrum. Ach od razu lepiej jak się gnaty po rozruszało.
czyli czarujących naszych rowerowych koleżanek z Sosnowca i okolic. Jedna taka z Jaworzna hasło rzuciła ja Fb i się zebrała dość spora gromadka pozytywnie zakręconych z lokalnych środowisk rowerowych.
Faktem sporo zajęć na niedziele miałem i na całości wydarzenia nie byłem, ale na punkt kulminacyjny udało się dotrzeć.
Nim się jednak dostałem na TTC, gdzie w południe miały się kobitki nasze zjechać. Pokręciłem przez juliusz na Maczki i dalej wzdłuż Przemszy na Jęzor sprawdzając jeszcze jeden wariant możliwości przejechania trasy marcowej. Jeszcze została mi jedna ścieżka na tym odcinku do sprawdzenia, aby uniknąć chwilowego wpychania roweru.
Na trójkącie godzina pauzy pogaduchy ze znajomymi i zjazd na kwadrat bo program dnia napięty. Do czego to doszło, że cały tydzień nadrabia się na początku kolejnego.
Wczoraj nieco mi gula latała, że na koło nie wyszedłem, ale inny był plan na ten sobotni dzień. Niedziela już musiała być dwukołowa. Poranek zapowiadał całkiem ładny dzień, lecz gdy się już wygrzebałem z zajęć około południowych to się zaniosło chmurami. Według ICM bez deszczu więc ruszam. Eh 3 godz. do zachodu. Za dużo nie pogonię.
Za cel przybieram sobie blachowanie, ale o tym jak zakończę projekt i próba kręcenie prawie że po po kresce granicznej miasta mego. Czasem wyjeżdżałem za margines, ale poskutkowało to poznaniem nowych przecinek. Rundka rozruchowa spod domu pod Expo i po kresce aż do Jęzora. Myślałem, że uda się nieco dalej pokręcić, ale gastro się włączyło i sobie odpuściłem. Może na tygodniu po pracy uda się drugą część planu granicznego zrealizować.
Tydzień urlopu od roweru. Dziś w sumie zastanawiałem się czy spróbować sił w biegu "Policz się z cukrzycą". Mało rozbiegany byłem, a i niedziela wyjątkowo ładna to wykopałem Meridę i pogoniłem do Romana na organizowany już 8 przejazd rowerowy dla WOŚP. Tradycyjnie przy objeździe pomagam w zabezpieczaniu przejazdu. Start z Rynku, półmetek przy schronie w Miechowicach, zakręciliśmy pod rekonstruowany miechowicki Pałacyk i po 1,5 h trasie kończymy w parku miejskim przy Muszki koncertowej. Posilamy się sytą grochówką, trochę rozmów około rowerowych i wysłuchanie występu Miejskiej Orkiestry Dętej. Takoż to po 14:00 kieruję się w drogę powrotną. W Chorzowie przyuważa mnie klubowy Grzesiu. Okazuje się, że na rajd u Romana się nie wyrobił i kręci na Świony, a że jeszcze nie zmarzłem postanowiłem mu potowarzyszyć.
Po dotarciu pod Urząd miejski przywitanie z pozostałymi uczestnikami. Licytacje i w asyście motocyklistów, Straży Miejskiej i Policji udaliśmy się na 10 km objazd po mieście z metą na Parkingu Muzeum Powstań Śląskich. Kolejna ciepła strawa z opłatą do puszki Owsiakowej. Posileni udaliśmy się w drogę powrotną. Na centrum się żegnam z Grześkiem, ten kręci na Górkę, a ja na kwadrat odstawić koło i juz z buta na Światełko do nieba. Dobra taka chwilowa pauza od koła, od razu się lepiej kręciło.
Sobotę poświęciłem na chodziarstwo. Dziś gdyby nie jedna rzecz na centrum, którą chciałem załatwić też pewnie na koło bym się nie skusił. Tak to chociaż parę km wpadło. Pogoda jakoś nie zachęcała do jazdy więc załatwiłem co chciałem i zjazd na kwadrat.
Po świątecznych zakończonych porządkach trochę się przewietrzyć przed snem. Szkoda tylko, że smok w powietrzu się czai. Szybki szpil na centrum i z powrotem.
Na ostatnim spotkaniu klubowym wyszła propozycja co by na wypadek pogody na Mszę za Darka do Mysłowic pojechać na jednośladach. Tak się stało, że ś.p. klubowy kolega zapewnił słoneczną aurę z temperaturą oscylującą około zera. Może jakby to w dużym kościele było, to pewnie komunikacja zbiorowa poszła by w ruch, a że na Janów Miejski ciężko się dostać z Sosnowca to opcja padła na rowery.
Na 11:00 kręcę na Dęblińską zobaczyć kogo zastanę i ilu będzie zaharowanych do jazdy. Na zbiórkę docieram ostatni. Krzychu, Piotrek, Rafał, Roman i Grzesiek już na mnie czekali. Chwila na foto i ewentualnych jeszcze chętnych po czym w drogę na Cegielnianą do Mysłowic. Na miejscu spotykamy się jeszcze z Tadkiem i Agą, którzy również na kole dotarli. Po za tym dotarł jeszcze Marek z pomocą 4 kółek, Andrzej po cywilu. Nie zapominając o Pawle i najbliższej rodzinie Darka i znajomych Darka z mysłowickiego PTTK-u. Po godzinnej eucharystii kręcimy do Dareczka odwiedzić kolegę na cmentarzu. Większość zakręconych zostaje na mikołajkowy mysłowicki rajd, a ja z Krzyśkiem wracamy do Sosnowca. Towarzyszę mu do Ślimaka, skąd każdy już w swoim kierunku.
Pierwotnie tej trasy nie zakładałem z uwagi na popołudniowe deszcze. Na szczęście miło się rozczarowałem i na tyle znośnie było, że aż żal się było zbiorową komunikacją się tłuc.
Po powrocie z pracy zenit na parking, a w ruch idzie wielki. Coś na ruszt i w drogę. Bez kombinowania główną arterią miejską do Centrum i dalej przez Stawiki przebijam się na Borki i dalej wzdłuż 86 do Kato. Godziny szczytu, więc jedzie się średnio, ale płynnie w porównaniu do samochodziarzy kiszących się na zakorkowanych drogach.
Docierając do Gwiazd wrażenie miałem że zaraz zacznie śniegiem sypać. Widoczność zmalała za sprawą mgły i się momentalnie ochłodziło. Na szczęście nie zdążyło się rozpadać i na sucho docieram na Staromiejską. Po godzinnym spotkaniu powrót na Sosnowiec. Na dworze odczuwalny deszcz, ale nie tak intensywny aby deszczówkę na siebie zarzucać. Powrót dla odmiany przez Mysłowice krajową 79. Na Niwce przy kościele zwrot i kierunek Zagórze. O ile na terenie Mysłowic deszcz ustąpił, to ponownie mokry opad dopadł mnie ponownie na Dańdówce.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym