Ciąg dalszy dzisiejszej jazdy rozpoczął się od naprawy Meridiana. Łańcuch tym razem spinam na spince.
Po obiadowej sieście ok godz. 17:30 dzwonię do Krzyśka, że staruję z Martyną w jego kierunku. By nie dublować trasy dojazdu do centrum, zamiast główną drogą jedziemy przez ścieżkami od Kombajnistów po 1 Maja, gdzie spotykam dwóch strażników miejskich na rowerach zagadanych twardo z przechodniem, a 50 metrów dalej na schodach przed sklepem leży nawalony menel i tego to człeki nie widzą. Docieramy pod Kiepurę. Na miejscu jest również Janusz. Chwilę pogaduch. Janusz myka w swoim kierunku, a nasza trójka rusza na Milowice. Cel przejechanie ułożonej w głowie trasy rajdu organizowanego przez MOSiR z moją pomocą planowanego na 7 czerwca.
A trasa przebiegała następująco spod Hali Sportowej na Milowicach przebijamy się przez Park Tysiąclecia pod Egzotarium, następnie powrót na czerwony szlak i już prosto na TTC. Chwila przerwy i śmigamy dalej. Tym razem na stadion AKS, gdzie planowany jest półmetek. Dzień powoli się kończy więc ruszamy dalej. Trasa dalej będzie przebiegała fragmentem proponowanego szlaku wzdłuż wschodniej granicy miasta, aż do Dańdówki. Potem już drogami publicznymi przez Niwecką, Mikołajczyka, Narutowicza, Kombajnistów do Parku na Środuli, gdzie planowana jest meta. U podnóża stoku jesteśmy już po zmroku. Krótka jeszcze pogawędka z Krzyśkiem i się żegnamy. W tył zwrot i jazda już ku domowi.
Niedziela zleciała na regeneracji sił. Dziś już pora pracować więc i rower poszedł w ruch. Start z domu 7:45. Od razu czuję, że warunki pogodowe bardzo dobre wiatr znikomy to można gonić. Jak się rozbujałem, tak mi się dobrze śmigało, że wreszcie udało mi się przekroczyć magiczną barierę 20 minut dojazdu do pracy.
Pracy mało to i o 14:00 człowiek wolny. Objazdem przez Hubertusy, Park Harcerski, Ludwik, Kukułek wpadam na Zagórze w okolicach Pekinu i prosto do domku,
Odpoczniwszy o 19:00 dokręcam kilometry z Prezesową Narzeczoną. Na rozruch chomikarnia i dwa kółeczka wokół P3. Następnie wałami do Będzina. Jadąc dalej śmigamy wzdłuż Czarnej Przemszy pod Pałac Ślubów. Przepuszczamy Pendolino na Konstantynowie i już za drogą prosto do domu.
Wczorajszym wieczorem odbyły się ostatnie kontrolne jazdy Meridiana. Dziś próba jazdy w ruchu miejskim.
Start z domu poza oknem startowym 8:45 i od razu trzeba było gonić. Nawet jakoś to szło i do centrum udało mi się prawie wskoczyć w ramy czasowe. Ale nie docieram pod Naftową, a tu szlaban w dół i kula się towarowy. Jak na złość to co nadrobiłem, przyszło ustać.
Do pracy docieram z 8 minutowym spóźnieniem.
Dziś pracy trochę więcej i Morawę opuszczam dopiero o 18:00. Zakolem do domku na strawę. Jan na pierwsze kilometry rower się sprawuje.
Wieczorem, gdy prezesowa narzeczona wróciła z pracy odpalamy i drugą Meridę.
Objazd nocnej pętelki spokojny przez Mydlice, Ksawerę. P4, P 3 i szpi, do domku.
Dzień praktycznie zaczęty od dwóch kółek. Jutro początek wyjazdu na delegację do Nowego Sącza więc dziś wedle grafiku wolne.
Pobudka o 8:00, ogarniam się trochę i ruszam z tatą rowerami stawić się na wokandę sosnowiecką w tatowej sprawie. Właściwie dziś tylko orzeczenie sądu to i szybko zlatuję i na 10:00 właściwie jestem już z powrotem w domu.
Przerwa na śniadanie i po 12:00 znów odpalam Authora i lecę do PTTK-u na zwiady co to za nową osóbkę Zarząd zatrudnił oraz opłacić składki ubezpieczeniowe klubowiczów. Tutaj trochę zlatuje czasu na różnistych dodatkowych pogaduchach. 15:00 wybija pora do domu wracać wrzucić cosik na ruszta przy porze obiadowej.
30 km już ukręcone na odcinku Zagórze - Centrum - Zagórze. Obiadek wrzucony. Odpoczynku trochę i po 17:00 ruszamy z Prezesową Narzeczoną na rozruch przed wypadem do Krakowa. Nim jednak odpaliliśmy jednoślady podpinam julci zapodawacz kilometrów.
Na początek szybki szpil do Gołonoga w celu nawiedzenia tamtejszego salonu BIKE ATELIER. Martyna zakupuje sobie hełmofon zyskując + 2 do szykowności. Ja korzystam przy okazji i zakupię łańcuch do swojego Meridiana w przyszłym tygodniu już łobuz powinien wyruszyć na drogi.
Z pod salonu Meridy zmierzamy na P3 od strony Piekła. Objazd bieżni od zachodu i przebijamy się na Zieloną. Dalej to już na azymut w kierunku zachodzącego Słońca. Opuszczamy Park na Zielonej i żwawym tempem na Łagiszę. Przecinamy "86" w rejonie Lwa i zaczynamy szczytowanie czyli podjazd na "Dorotkę". Bardzo mi się dziewczę opierało, że nie da rady wjechać, a nim się obejrzała już wtoczyliśmy się pod kościółek na szczycie. Idealnie się zgraliśmy się ze Słońcem chowającym się za horyzont. Pora wracać. Zjazd w kierunku Osiedla Zamkowego, kręcimy się jeszcze chwilę już po zachodzie po terenie Pałacu Mieroszewskich i Wzgórzu Zamkowym i już prosto do domu przez Warpie i Mydlice.
Przez weekend trochę przerwy i po niedzieli kręcimy dalej.
Powrót z Łodzi i z rana, może nie tak dosłownie bo na 10:00 ruszam na Morawę się rozliczyć z targowania. Za okna budzi mnie słońce - wiosna w obwodzie. Wskakuję w bike wdzianko jeszcze nadal długi zestaw ciuchów i w drogę. Standardowa trasa z nieco gorszym czasem przejazdu z racji upierdliwego wmordewindu. Trzy godzinki zabawiam na firmie i powrót na obiadek. Powrót oczywiście okrężną przez Borki, Stawiki i bocznymi drogami licząc od Mireckiego przebijam się na ścieżkę przy Będzińskiej. Do granicy z Będzinem edukuję 3 piechurów po co jest ścieżka dla rowerów. Przy Kiepurolandzie (Klubie Kiepury II), odbijam na Chemiczną, skąd już szczytem przez osiedle Środula i prosto do domu.
Regeneracyjna strawa obiadowa wciągnięta, godzinna sjesta i znów na bika.
Tym razem już w dwójkę Author za przewodnika i Julka za nim w ramach treningu przygotowawczego przez wypadem na Kraków. Na rozgrzewkę. Jazda po drodze przy ruchu samochodowym w godzinach szczytu. I tak główną nitką dąbrowskiego układu ulic docieramy na Gołonóg. Nogi rozgrzane to podjazd pod kościół pw. Św. Antoniego. Chwila oddechu. Zjazd i lecim pod Ząbkowice, skąd zaczynamy objazd dąbrowskich kałuż. Zaczynamy od najstarszej P I, przejazd wzdłuż torów, aż pod Piekło i zaczynamy objazd największej. P IV w sumie to jako jedyną okrążamy całą. Wracamy do punktu wyjścia i jedziemy na P III. Spod przystani na molo i już powrót do domku, bo się w międzyczasie zdążyło zrobić ciemno i zimno.
Wreszcie znalazły się spokojne dwa dni, że nikt ode mnie nic nie chciał. Wczorajszy dzionek poświęcony nadrabianiu zaległości na stronie klubowej. Dziś do południa drobne poprawki i poszło w eter.
Na obiadek solidna porcja makaronu al dente i o 15:00 ruszam się dotlenić. ICM nie przewidywał już dziś opadów więc decyzja wyskoku na bika. Ruszam na Centrum zobaczyć jak tam idą remonty, a potem się zobaczy. Pomysł jak jechać wyglądał w ten sposób, że wybierałem sobie punty pośrednie i korygowałem o czas jaki mi to zajęło, czy zawijać do domu czy jechać dalej. I tak punkt po punkcie.
Na pierwszy ogień trafia Ostrogórska, gdzie spotykam się na krótką pogaduchę z Dawidem. Potem Mysłowice, zwrot na DK 79 i gonię na Niwkę. 5-setny kilometr wybija na rondzie w Modrzejowie. Pora jeszcze młoda to gonię dalej krajówką do Jaworzna. Łubowiec, Stałe, Leopold, Pechnik i wpadam na Centrum. Rundka po Ryneczku i gonię do Geosfery. Dalej na Ciężkowice i zwrot w kierunku Sosiny. Korciło mnie podgonić do Bukowna, ale temperatura zaczęła spadać i dzień chylił się ku nocy, to odpuszczam sobie kolejny azymut i odbijam na Lokomotywownie, skąd powrót do sosnowieckich Maczek.
Myślę, którędy tu pociągnąć do domu i pomysł się nasunął, że na okrętkę. Tak też czynię i gonię na Ostrowy, skąd zwrot za Chatą w Niemcach i lecę na Strzemieszyce w rejon stacji PKP. 1,5 stopnia według licznika daje się powoli we znaki. Z dużego blatu redukcja i główną przelotową drogą przez Strzemieszyce jadę w kierunku Dąbrowskiego Reala. Tu znów wpada mi do głowy pomysł odbicia jeszcze na P3. Po czym ssanie się załącza i już bez kombinowania za drogą pod Expo i już Mieroszewskich zjazd prosto do domku.
Znów nastąpi parę dni wolnego od bika. Delegacja do Łodzi.
Dłuższa przerwa od roweru spowodowana niesprzyjającymi warunkami na drodze do jazdy oraz lekkim przeziębieniem przyczyniła się do dzisiejszego dystansu.
Warunki na drodze zdecydowanie lepsze, jedynie ten niesprzyjający zimny wiatr w twarzoczaszkę strasznie irytował. Start z domu 7:30 i najkrótszą drogą na firmę. Ruch spory na drodze. W rejonie centrum Tramwaje Śląskie poczynają kolejne prace modernizacyjne co wpływa na zwężki i zmianę organizacji ruchu. Dla jednośladu to jednak nie za specjalne niedogodności z tego tytułu.
Na firmie melduję się o czasie. Rozliczenie się z targów i o 13:00 jestem wolny. Czasu sporo dzień dłuższy to korzystam z możliwości nieco zagięcia powrotu do domu.
Z Morawy zmierzam na Dąbrówkę Małą, skąd przybieram kurs na Czeladź. Leci się w miarę. Zwrot rozpoczyna się się przy Pałacu Saturna, gdzie odbijam w kierunku Galerii Elektrownia. Książeczki Szlaku Zabytków Techniki znów nie mam przy sobie to się nie zatrzymuję i kieruję się na bokami wzdłuż Brynicy na Wojkowice. Trochę to nie przemyślałem, bo jednak teren dość zmrożony sporo na nim lodu przez co dość opornie się przedzierało z prędkością nie przekraczającą 10 km/h. Wreszcie po tym OS-ie specjalnym wylatuję za Cmentarzem Komunalnym na pograniczu Czeladzi i Wojkowic. Znów asfalt to tempo wzrasta i kręcę dalej.
Za Orlenem odbijam w prawo by terenowym skrótem przedostać się do Psar. Kolejny OS ale już nieco łatwiejszy do pokonania. Początkowo miałem koło Limita odbić Szkolną na P4, ale jakoś mi się tak dobrze leciało, że pognałem Graniczną, aż pod Górę Siewierską. Dalej to już same asfalty, zjazdy i podjazdy. Goląsza Dolna, Dąbie, Toporowice, Targoszyce i kilkunastominutowy popas w knajpce w Mierzęcicach. Herbatka i wsad fastfoodowy dodały siły na powrót i na dalszy ciąg walki z wmordewindem.
Posilony ruszam dalej krajową 78 do Siewierza. Telełączność z panią M., krzątam się trochę po rynku i pora ruszać dalej. Z Siewierza już prosto przez Trzebiesławice. Ujejsce, Piekło na P3. Na bieżni już sporo czarnej nawierzchni, ale i się zdarzyły pułapki w postaci miejscowych lodowych połaci.
Przy molo powoli zaczynam się wychładzać to już bez większego zaginania prosto na kwaterunek na kolejną porcję rozgrzewającej herbaty. Gdyby ku wieczorowi siła wiatru ustała to bym się o stówkę pokusił.
Dzień wolnego trzeba było jakoś sensownie spożytkować. Od początku roku jak już ruszam to albo do pracy, albo jak na rundę to kierunek południowy.
Wtorek z rana doskwierał chłodnym wiatrem, ale z biegiem dnia wyszło słońce i zrobiło się zdecydowanie przyjemniej. Jednak zanim ogarnąłem się z innymi przydomowymi zajęciami zleciało do 15:30. Dnia zostało nieco dwie godziny.
Wybija 16:00 warstwa oleju na łańcuch i w drogę. Asfalty w miarę suche to się dobrze śmiga. Spod domku na rondo Merkury i za drogą między samochodami tnę na Ząbkowice.
Cel pętli już mi chodził wcześniej po głowie - mianowicie zobaczyć co to z tym objazdem drogi wojewódzkiej 796 na Zawiercie jest nie tak i czy most kolejowy w Chruszczobrodzie już jest oddany.
W Ząbkowicach na Armii Krajowej nowy dywanik wyłożony. Już nie ma tych parszywych kolein. Na wysokości ronda przy Orlenie widzę oznaczenia objazdu. Nadal są ale tylko ze wskazaniem na samochody pow. 3,5 t. Pewnie takie same występują na Gierkówce, co mi chłopaki z firmy wspominali. Nic jadę dalej. Tucznawa i wpadam do Chruszczobrodu. Most nad torami kolejowymi już oddany, otwarty. W samej mieścinie jeszcze występuje małe utrudnienie remontowany jest jeszcze most na Mitrędze - ruch wahadłowy przeniesiony został na tymczasowy mostek zastępczy i pewnie dla tego jeszcze znaki objazdu dla cięższych samochodów pozostały.
Nurtujące mnie wątpliwości zaspokojone. Pora do domu wracać bo się ciemno i zimno robi. Odbijam w lewo i zmierzam w kierunku Siewierza. Swoją drogą wreszcie dojrzałem Jezusa przy drodze w Chruszczobrodzie. Długa prosta przez Gołuchowice i zwrot w kierunku Trzebiesławic i wpadam na Pojezierze Dąbrowskie od strony Wojkowic Kościelnych. Żywego ducha nie użyczysz. Samotny przejazd po śnieżno - oblodzonej ścieżce P4 i za tamą przeskakuję na P3. Tu już nieco więcej spacerowiczów biegaczy i nawet dwóch cyklistów. Zostawiam śnieżną nawierzchnię i już asfaltami prosto na Zagórze.
Niby dzień na dyżurze telefonicznym w razie co to do pracy. Jak się okazało jednak telefonu nie było i można było ruszyć w teren.
Z domu wydostaję się w samo południe. Tak czas rozplanowany, by nigdzie za długo nie przebywać, a zarazem wszystko co zaplanowane dziś pozałatwiać. Na początek do rodziców wysłać przelew. Przeznaczony czas jedna godzina. Wybija 13:00 ruszam po raz drugi dostarczyć mojej połowicy indeks na uczelnię. Punkt odhaczony.
Spoglądam na czasomierz i ruszam do Oddziału po zaliczkę na odznaki, które to postanowiłem zakupić. Z Dęblińskiej na chwilę po hełmofon, który jakoś udało mi się wczoraj na bazie zostawić, po czym prosto na Staromiejską do Katowic. Jak na złość w górnośląskim PTTKu nie mają takowych odznak. Czas goni bo trzeba się wyrobić na prezentację Waldka w Zamku Sieleckim.
Zostaje tylko opcja, że u Marka w Jaworznickim PTTK znajdę to czego szukam. Nim jednak przybrałem kurs na Jaworzno, zbaczam na półgodziny podrzucić prowiant Martynie na Rawę, a przy okazji wrzucam cosik na ruszt.
Na dworze lekka mżawka nie odstrasza od jazdy. Posilony kieruję się na DK 79 i prosto na centrum Jaworzna. Jakby mogło być inaczej - wydawało mi się, że Oddział jest dużej czynny, a tu tylko do 17:00. Na miejsce pomimo, żwawego tempa docieram na 5 minut przed zamknięciem. Wchodzę na górę, a tu ten sam problem KOT-a mają, ale tylko niższe stopnie, które, akurat są mi zbędne. Udaje się tylko jedną zakupić.
No cóż teraz to już cała naprzód i prosto na Zagórze. Wracać na Fasion hause bezsens to gnę przez Górę Piachu, Szczakową, Maczki, Porąbkę wylatując przy Zajezdni MPK. Limit czasowy jeszcze zachowany. Wpadam do domu jak po ogień. Przebierka w cywil ciuch i już zbiórkomem na Sielec, wesprzeć Waldka podczas wystąpienia. Na Zamku melduję się o 18:30 także totalnie na styk.
Jak na razie dziś ukręcony chwilowy max dystans tegoroczny.
Weekend targowy spowodował pauzę od roweru, ale jak dzisiaj go dosiadłem to aż się chciało pośmigać.
Jak to poniedziałek wstawanie szło dość opornie. Ogarniam się i na 10:00 ruszam na bazę rozliczyć się z delegacji. Przejazd jeden z lepszych, gdyż zamknąłem się w przedziale 20 minut na dojazd (licząc samą jazdę) plus ok. 2 minut postoju na światłach. Rozładunek, sprzątanie reni i tak zlatują 4 godziny na Morawie.
Obrobiony ruszam dalej w trasę. Kierunek Osiedle Paderewskiego w Kato - podrzucić małą przesyłkę. Potem na Powstańców do banku zaciągnąć nieco wiedzy. Pora na dalszy ciąg dostarczania paczek.
Ruszam do Rawa cafe na posiłek regeneracyjny bo już pora obiadowania wisiała w powietrzu. Akumulator załadowany. Zabieram od mojego Słońca paczkę kształtem przypominającą kostkę Rubika o wymiarach 60x60 cm i ruszam nadać na pocztę. Oczywiście na rowerze co będę nogi przesilał. :P
Gadu-gadu i zlatuje czas do zamknięcia salonu. Rolety w dół i kierunek dom. Żeby mieć nieco motywacji i w miarę się rozgrzać pani do busa, a ja kusem za autobusem. Jutro chwila oddechu. Może wreszcie znajdę czas, a zakup części do Meridiana i w końcu go uruchomię.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym