Ustawka: terenowo wokół komina.
Sobota, 20 maja 2017
· Komentarze(1)
Kolejna z przygotowawczych ustawek do wyjazdu w Bieszczady.
Prowodyrem Limit. Plan przejazd różnorakim terenem od Sosnowca poprzez Czeladź, Siemianowice, Powiat Będziński do Dąbrowy na Zieloną.
Że mi wolne wypadło, do pracy na dyżur nie trzeba było jechać, więc żal było by nie skorzystać. Wsiadam na Wielkiego i śmigam pod Egzotarium na zbiórkę. Na miejscu Limit, Krzysiek i Roman, który z przyczyn osobistych musiał zrezygnować. Niebawem docierają Paweł, Maciek, Marek oraz Tomek. Dodatkowo dołączył się Olek, którego zwerbował Limit. Czekamy na ewentualnych, ale nikt już się nie skusił dupska z kanapy ruszyć.
Podjeżdżamy jeszcze pod Lidla na mały zakup i śmigamy. Limit prowadzi, reszta za nim. Ja nie wiem, dochodzę do wniosku, że jeszcze mało bezdroży mam przejechane. Tak człek nas wodził, że czasem nie kojarzyłem, gdzie jestem, ale prowadził to wiedziałem, że gdzieś wyjedziemy. Poranna słoneczna aura nieco się popsuła, się zachmurzyło i zaczęło nieprzyjemnie wiać, ale bez deszczu, nie ma tragedii.
Sporo przygód awaryjnych spadło na Olka. Chyba taki, chrzest bojowy. A to mu się łańcuch zaklinował w korbie, a to glebę zaliczył, hamulce do regulacji oraz smarowanie napędu.
Ustawka nie oszczędziła również Maćka, który miał bliskie spotkanie z ziemią. W sumie to z Markiem, który akurat wpadł na trajektorię upadku. Także, ja i Krzysiek mieliśmy swoje 5 minut. Przy szklarniach w Malinowicach czuję, że coś nie tak z przednią oponą. Ehh pierwsza pana na wielkim kole. Szydercze paluchy poszły w ruch. Zaczynam brać się za łatanie, a tu Krzysiek melduje, że złapał snejka, ale na tył. Zabieramy się za robotę, a reszta ekipy spełnia się dogryzając szyderczo. Po chwili rowery już na kołach. Od tego momentu już bez awarii. Docieramy na Zieloną, skąd już każdy w swoją stronę. Większość pojechała na wały, a ja odbiłem na P3 zobaczyć czy jeszcze żaglówki pływają po zbiorniku. Zawody już zakończone, ale kilka jednostek jeszcze się woduje. Przelot przez promenadę i już prosto na Zagórze.
Prowodyrem Limit. Plan przejazd różnorakim terenem od Sosnowca poprzez Czeladź, Siemianowice, Powiat Będziński do Dąbrowy na Zieloną.
Że mi wolne wypadło, do pracy na dyżur nie trzeba było jechać, więc żal było by nie skorzystać. Wsiadam na Wielkiego i śmigam pod Egzotarium na zbiórkę. Na miejscu Limit, Krzysiek i Roman, który z przyczyn osobistych musiał zrezygnować. Niebawem docierają Paweł, Maciek, Marek oraz Tomek. Dodatkowo dołączył się Olek, którego zwerbował Limit. Czekamy na ewentualnych, ale nikt już się nie skusił dupska z kanapy ruszyć.
Podjeżdżamy jeszcze pod Lidla na mały zakup i śmigamy. Limit prowadzi, reszta za nim. Ja nie wiem, dochodzę do wniosku, że jeszcze mało bezdroży mam przejechane. Tak człek nas wodził, że czasem nie kojarzyłem, gdzie jestem, ale prowadził to wiedziałem, że gdzieś wyjedziemy. Poranna słoneczna aura nieco się popsuła, się zachmurzyło i zaczęło nieprzyjemnie wiać, ale bez deszczu, nie ma tragedii.
Sporo przygód awaryjnych spadło na Olka. Chyba taki, chrzest bojowy. A to mu się łańcuch zaklinował w korbie, a to glebę zaliczył, hamulce do regulacji oraz smarowanie napędu.
Ustawka nie oszczędziła również Maćka, który miał bliskie spotkanie z ziemią. W sumie to z Markiem, który akurat wpadł na trajektorię upadku. Także, ja i Krzysiek mieliśmy swoje 5 minut. Przy szklarniach w Malinowicach czuję, że coś nie tak z przednią oponą. Ehh pierwsza pana na wielkim kole. Szydercze paluchy poszły w ruch. Zaczynam brać się za łatanie, a tu Krzysiek melduje, że złapał snejka, ale na tył. Zabieramy się za robotę, a reszta ekipy spełnia się dogryzając szyderczo. Po chwili rowery już na kołach. Od tego momentu już bez awarii. Docieramy na Zieloną, skąd już każdy w swoją stronę. Większość pojechała na wały, a ja odbiłem na P3 zobaczyć czy jeszcze żaglówki pływają po zbiorniku. Zawody już zakończone, ale kilka jednostek jeszcze się woduje. Przelot przez promenadę i już prosto na Zagórze.